środa, 28 listopada 2012

26. At long last love has arrived and I thank God I'm alive...Now that I found you, stay and let me love you, baby. Let me love you . . .*


Jared:

- Że, co ty powiedziałeś?- odezwała się do mnie Emma, stojąc nade mną z lekko zdezorientowaną miną i wymachując telefonem.- Chcesz teraz wyjechać? Jak ty to sobie wyobrażasz, co?
- Emmo...
- Nie, Jared. Nie. Nie zostawisz mnie samej z tym całym bajzlem.
- Tylko z The Hive. Resztę spraw na przyszły tydzień, w tym pokaz Artifacku częściowo już załatwiłem i przesunąłem spotkania.
- Widzę, że już to zaplanowałeś...
- Em, nie dąsaj się.- odparłem, opierając się o ramię blondynki.- Potrzebuję tego wyjazdu właśnie teraz, robię to dla Veroniki. Aha, i mogę nie być pod telefonem, zbytnio.- dodałem. Emma podniosła wzrok i przez chwilę bacznie mnie obserwowała, jakby chciała spróbować stwierdzić autentyczność moich słów. W końcu posyłając mi uśmiech, dodała:
- Zmieniłeś się Jay, zmieniłeś.
- Wywnioskowałaś to patrząc na mnie teraz? Bo wiesz, co mówią?- odparłem, spoglądając na nią i posyłając jej kuśtańca w bok.-  Jestem wampirem, który żywi się krwią dziewic i który zaprzedał...
- ...dusze diabłu by już na zawsze pozostać młody. Tak, coś mi się obiło o uszy.- odparł z ironią kobieta.- Patrzę na twoje zachowanie. Choć pewnie trudno ci to przyznać, ale czyżby wieczny chłopiec wydoroślał i się...
-...zakochał?




Wymieniając z Emmą spojrzenia, oboje się zaśmialiśmy. Emma zdążyła mnie już poznać na tyle dobrze  by wiedzieć, co przeżywam. Z jednej strony była moją przyjaciółką i zawsze mogłem z nią szczerze pogadać, spytać o radę, bez obaw, że to sprzeda. Z drugiej jednak przez to, że znałam mnie dość dobrze, obawiałem się jej osądów, które zawsze były trzeźwym spojrzeniem na otaczającą mnie rzeczywistość i przerażały bijącą od nich prawdą.
- Zapomniałabym.- wtrąciła kobieta, przykładając dłoń do skroni.- Odzywał się do mnie Jean- Marc, w sprawie tego filmu, gdzieś to sobie zapisałam... zawsze mi uciekają te tytuły...- przeglądając swój notes, w końcu znalazła.- "The Dallas Buyers Club".
- No i?- wtrąciłem lekko rozemocjonowanym głosem, spoglądając na kobietę.
- W sprawie twojej roli. Chce się z tobą jak najszybciej spotkać i wszystko omówić, ale tak ogólnie to po primo chce wiedzieć czy wchodzisz w to. Będzie do ciebie dzwonić.
- Świetnie.- odparłem, podnosząc się z sofy.- Nie mogę się już doczekać kręcenia tego filmu.
- Wiesz, zawsze podziwiałam w tobie tę odwagę w aktorstwie, ale TO... a myślałam, że już nie jesteś mnie w stanie zaskoczyć, a tu...



- A widzisz?!- odpowiedziałem, posyłając jej szeroki uśmiech.- Czytałem zarys i ta rola jest stworzona dla mnie. Czuję, że to będzie naprawdę COŚ, przełom.
Nagle Emma głośno się zaśmiała, dodając:
- Nigdy też nie wątpiłam, że mijasz się ze swoim powołaniem i kobiecą naturą. Poza tym dodatkowa porcja endorfin zrekompensuje mi użeranie się z tobą podczas zdjęć.
- Ha ha ha.- wycedziłem, teatralnie wystawiając jej język lecz kobieta nadal się śmiała.
- Hej Emma! Coś mnie ominęło? Co jest?
Zwróciła się do nas Veronica, wchodząc do salonu i zajmując miejsce obok blondynki, całując ją przy tym na powitanie w policzek.
- Nie mówiłem ci jeszcze, ale dostałem propozycję zagrania w filmie i zamierzam ją przyjąć.- odparłem, gdy Em wciąż się śmiała.
- O, a co to za rola?
- Jay zagra... ekscentrycznego transwestyte z wirusem HIV.- wycedziła Emma, opanowując się i wracając do dawnej pozycji na kanapie. Spoglądając jednak na siebie, kobiety po sekundzie znów się śmiały.
- Oh bosh! I będziesz chodził w sukienkach?!
- Tak, pośmiejcie się... w ogóle nie rozumiecie aktorstwa, eh.- odparłem, spoglądając na chichoczące kobiety.- Mam predyspozycję do Oscara.
- Wiedziałam! No kurczę, wiedziałam, że nie darujesz im "Requiem for a dream".
- No, ale Emmo sama powiedz! Zasłużyłem wtedy, co najmniej na tą  pieprzoną nominację.- spoglądając na Emmę widziałem jak kręci głową lecz w końcu się ze mną zgodziła.- A ta rola będzie oscarowa. Mówię wam to.
- Taaaa.
Odparły jednocześnie i ponownie się zaśmiały, uśmiechając się do mnie.
- Nie taaaa, tylko zobaczycie, a potem będzie: Oh Jared zabierz nas ze sobą!- odpowiedziałem, naśladując kobiecy głos.
- Tak, pomarzyć zawsze możesz...- wtrąciła Veronica, podnosząc się i klepiąc mnie po ramieniu.- Wracam na górę, miło było cię zobaczyć Emmo.- dodała jeszcze i machając na pożegnanie, zniknęła na schodach.
- Na mnie też już pora...- stwierdziła Emma, zabierając swoją kurtkę i kierując się do drzwi.- W takim razie rozumiem, że nie muszę się martwić o twój grafik bo sam go ogarniasz?
- Dokładnie tak.
- I w końcu nie powiedziałeś mi ile tam będziecie.
- Terry organizuje przecież imprezę halloweenową i obiecałem, że będę więc...
- Dobrze, że mi przypomniałeś! Kompletnie mi wyleciało, kurde my też mamy być...- wtrąciła Emma, spoglądając na mnie przerażonym wzrokiem.
- Wychodzi ponad tydzień.- odparłem, machając jej dłonią przed twarzą.- Jesteś?
- Taa.. i wiesz, co? Nie wierzę, ze jesteś w stanie rozstać się ze swoim BlackBerry.- stwierdziła kobieta, odwracając się do wyjścia.- Chociaż jeśli, będę mieć spokój...
- Może po prostu wieczny chłopiec zmienił priorytety?- odparłem jej, poruszając bezradnie ramionami.- A może spotkał kogoś cenniejszego niż jeżynka, kto potrzebuje go o wiele bardziej?




***

  Zamykając drzwi za Emmą, przypomniałem sobie o jeszcze jednej rzeczy. Spoglądając na Stridera, który kierując się w moją stronę, wlekł za sobą zabandażowaną łapę, wyjąłem telefon. Przykładając go do ucha, zwróciłem się do szczeniaka:
- Trzymaj kciuki aby odebrał i dał się namówić bo jak nie....- po kilku sygnałach, usłyszałem charakterystyczny głos.- Cześć Tomusiu! Dzwonię bo musisz mi pomóc. Mam taką malutką prośbę...- spoglądając jednak na Stridera, uśmiechnąłem się.-.. no może nie dokładnie taką malutką...
***

 Veronica:

  Wczorajsze spotkanie z Tomo, zakończone lekkim upojeniem alkoholowym wyszło całkowicie nie spodziewanie. Nie planowałam tego, ale tak się stało. W dodatku, choć dobrze wiem jakie są skutki mieszania alkoholów, mimo to wciąż to robię,a następnego dnia uniwersalnie odbija się to na moim zdrowiu. Jednakże cała gala drinków,a w tym a la Monte, z orzechówką i mlekiem, które przygotowywał Chorwat były tego warte.  Tomo jest zdecydowanie najbardziej serdecznym i rodzinnym gościem jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nie zastanawiałam się nawet nad tym, że  czekają mnie spotkania, od których zależało moje dotychczasowe życie. Chyba w pewnym momencie zwątpiłam, gdzieś tam w środku, jednakże Jared szybko to zmienił, jak mogłam się tego spodziewać. Zależało mu na mnie, dlatego się tak troszczył, a ja głupia miałam mu to za złe i pokłóciłam się z nim.
- Zostaw mnie! Sama sobie poradzę, nie jestem upośledzona!- krzyczałam na niego pijana, kiedy pomagał mi się rozebrać. Zirytowałam się, ponieważ wbrew mojej woli zabrał mnie od Tomo i nie pozwoli więcej pić, tłumacząc wszystko jak dziecku. Wtedy odezwała się ta druga, w środku.- Zostaw! Jeszcze potraaa...- wydarłam się, odsuwając od Leto i próbując ściągnąć jeansy, zatoczyłam się, upadając na tyłek. Pokój wypełnił głuchy stukot, a Jared tylko spojrzał i wyciągnął do mnie dłoń.
- Nie patrz tak do cholery.- wycedziłam, ignorując jego gest i podnosząc się na łóżko, ściągnęłam w spokoju spodnie.- Jestem młoda. Powinnam za dużo pić, powinnam się źle zachowywać i pieprzyć do upadłego! Tak jest, może właśnie przedwakuję, zapiję się albo zwariuję?! Mój wybór.
- Mam ochotę cię trzepnąć, co ty w ogóle wygadujesz?!- zwrócił się do mnie, lekko zdenerwowany Jared.
- To śmiało! Ulżyj sobie. No, co? Stać cię jedynie na pouczające gadki?!



- Nie chcę byś sobie coś zrobiła, ale ty tego nie rozumiesz bo jesteś pijana.- odparł stojąc nade mną, opanowany.
- No i co z tego?!- wydarłam się, odpychając go na długość  moich rąk.- Za każdym razem robisz z tego problem, a ja nie jestem żadną alkoholiczką! A nie da się zrobić omletu bez rozbicia kilku jajek! O to chodzi, o rozbijanie jajek....
- Uspokój się, to nie tak... wiem jak się czujesz...- zaczął mężczyzna, kładąc mi dłonie na ramionach, które momentalnie zrzuciłam i wbrew jemu, podniosłam się. Stojąc na przeciwko niego znów, krzyczałam.
- Nie! Nie wiesz! A ja nie chcę twojej litości i współczucia! No, co?! Widzę jak patrzysz!- zbliżył się a ja znów go popchnęłam. Momentalnie jednak zobaczyłam jak na jego twarzy pojawia się złość, a w następnej chwili, nim się zorientowałam, przyciągnął mnie do siebie i brutalnie pocałował, nie pozwalając mi się wyrwać.



- Co ty kurwa robisz?!- odezwałam się, odrywając się od niego.- Nie dam ci się kontrolować bo nie jestem twoją lalką! Zostaw mnie!- krzyknęłam jeszcze, cofając się do tyłu i znikając w łazience. Dopiero biorąc prysznic i kiedy opadły już emocje, dotarło do mnie, że bezpodstawnie naskoczyłam na wokalistę, zachowując się jak rozkapryszona nastolatka, którą zabrano z dobrej zabawy. Wracając do sypialni, zauważyłam go siedzącego na łóżku i pochylonego nad BlackBerry. Słyszał jak do niego podchodzę, mimo to nie podniósł wzroku. Siadając obok niego i opierając głowę o kolana, wycedziłam:
- Chcę abyś się o  mnie troszczył, Jay.
Mężczyzna przez moment milczał, po czym wciąż bawiąc się telefonem i odparł:
- Oryginalny sposób okazywania pragnień.
Podnosząc się i siadając po turecku, na łóżku, przytuliłam się do jego ramienia.
- Związki z psychopatkami bywają niebezpieczne i nie kończą się za dobrze.
Dopiero teraz spojrzał na mnie, a ja poczułam jak kurczę się. Głębia zawarta w jego oczach nie kryła żadnej złości, a jedynie czystą troskę...miłość?
- Lubię eksperymentować.- odparł i łapią mnie za podbródek, zmusił do spojrzenia mu w oczy.- Nie mów bym zostawił cię w spokoju bo tego nie zrobię. Kiedy zależy mi na kimś, nie pozwolę by cokolwiek go skrzywdziło... A nie pomyślałaś, że możemy rozbić te jajka razem?
Zaśmiałam się. Słuchał mnie nawet gdy gadałam od rzeczy.
- I nie jesteś na mnie... zły?- wtrąciłam, niepewnie zbliżając się do niego.
- Nie...ale nie krzycz na mnie już więcej, dobrze?
W odpowiedzi, teraz to ja go pocałowałam, przewracając na plecy. Po chwili jednak zamieniliśmy się miejscami, a ostatecznie zaczęliśmy się tarzać po łóżku, zawzięcie próbując się pokonać. W końcu jednak mu uległam, pozwalając jego dłonią, a następnie językowi, błądzić po moim ciele. Czas znów przestał istnieć.
Następnego dnia Jared znów wykazał się cierpliwością i siedząc nade mną dopóki nie wstałam, opowiadając mi o jakiś obrzydliwych owadach, tym samym drocząc się ze mną i próbując wypędzić z łóżka. Byłam mu też wdzięczna za to, że pojechał ze mną do ambasady. Dopiero tam, na miejscu doszło do mnie jak bardzo się denerwowałam, kiedy nie mogłam opanować drżenia dłoni. Na dodatek Jay miał dla mnie niespodziankę, którą kompletnie mnie zaskoczył. Postanowił wywieść mnie na parę dni z miasta, ale dokładnie gdzie, nie zdradził. Kochałam tą spontaniczność i zwariowanie.
Stojąc przed szafą, miałam dylemat. Pakowanie się nie było takie  łatwe...co zabrać? po kilku minutach wertowania wieszaków, bezradnie opadłam na łóżko. Siadając z laptopem na kolanach, postanowiłam poczekać na Jareda. W tym samym czasie dostrzegłam w sieci Ofelię, z którą rozmawiałam jeszcze w Polsce. Po chwili już się widziałyśmy.
- Vero, słoneczko! No nareszcie. Wychodzę za chwilkę, ale moment jeszcze mam. Opowiadaj, co tam? Jak się trzymasz, bo marnie wyglądasz. Jesz zdrowo?- odezwał się przyjaciółka, związując jednocześnie blond włosy w kitka.
- Offy, tęsknię za tobą.
- O nie, skarbie to ja tęsknię bardziej...A Książę Ciemności? Wspiera cię chociaż?
Dygresyjny głos przyjaciółki wywołał u mnie uśmiech. Podobnie jak Jared, kobieta była z tych osób, którym mówiło się odwal się, a one i tak cię przytulały. Jednak od momentu, kiedy powiedziałam jej o sprawie z Leto, że to nie tylko flirt, przyjaciółka stała się w stosunku do niego dość oschła i sceptyczna, co z kolei wynikało z przekonania, ze mężczyzna mnie skrzywdzi. Ofelia jednak zdawała sobie sprawę, że to mój wybór i ewentualny błąd.
- Dlaczego go wciąż tak nazywasz? Z resztą  nie ważne... Tak, jest bardzo opiekuńczy, prawie jak ty.- odezwałam się, posyłając jej buziaka.
- No nie przeginaj...
- Naprawdę. Wyjeżdżamy nawet na kilka dni...
- Co?! I nic nie mówiłaś? Gdzie?!
- No właśnie nie chce mi tego powiedzieć. Ofelia, co ja mam spakować?
- Jak to nie wiesz?- zignorowała mnie kobieta.- A jak cię gdzieś wywiezie i zamorduje? Nie odnajdę cię!- wtrąciła z przerażeniem, a ja się zaczęłam śmiać.- To nie jest śmieszne young lady!
- Wiesz, chyba to ja jestem psychiczna w tym związku.
W następnej chwili opowiedziałam przyjaciółce o wczorajszych wydarzeniach i powrocie do L.A. Wspominając jej o psie, którego przygarnął Jared i o tym jakie imię wybraliśmy, Ofelia zaczęła się śmiać.



- Jesteś największą fan girls Aragorna jaką chyba kiedykolwiek widział świat. A, że Książę nie jest zazdrosny? Aż dziwne...z tą jego dumą...
Gestykulując, śmiała się. Pokazując jej żeby postukała się w głowę, sama się zaśmiałam. Przyjaciółka wiedziała, że uwielbiam trylogię Władcy Pierścieni i mogę ją czytać non stop, nigdy się przy tym nie nudząc. Za każdym razem przeżywałam tę historię na nowo. Kiedy tak się śmiałyśmy, nagle w drzwiach stanął Jared, słodko się uśmiechając.
- A tobie, co tak wesoło? Z kim tam rozmawiasz?
- Czy to ten przystojniaczek?!- wytrąciła po polsku Ofelia, słysząc Jareda.
- Zamknij się.- wycedziłam do niej po czym, przymykając lekko laptopa, spojrzałam na zbliżającego się do mnie wokalistę.
- Kto to?
- Moja przyjaciółka, zaraz skończę rozmawiać, dobrze?- odpowiedziałam, oddalając się od mężczyzny z komputerem i posyłając mu uśmiech. Jared wydął lekko usta w geście nie zadowolenia, przyglądając mi się uważnie, czym mnie rozbawił. Dopiero kiedy machnęłam na niego ręką, odwrócił się i wyszedł, na odchodne teatralnie wzdychając.
- Ej, chciałam zobaczyć ten seksowny, książęcy tyłeczek! Co z ciebie za przyjaciółka, foch!
- Spadaj Offy. I tak miałam wrażenie, że się domyślił, że o nim plotkujemy. Po prostu cudnie.- wycedziłam.
- Dobra, ja muszę się już zbierać do szpitala. Powiedz mi tylko jeszcze...czy te wszystkie mity o nim są prawdziwe? No, wiesz...- wyszeptała Ofelia, przybierając wyraz twarzy ociekający perwersją.- Z czego się śmiejesz?
-  Z ciebie prewersie! Matko dziewczyno!
No więc?- zignorowała mnie, niecierpliwiąc się. Śmiejąc się do niej, w odpowiedzi tylko pokiwałam głową i przesyłając buziaka, rozłączyłam się. Nie zdążyłam jeszcze zamknąć komputera, gdy znów pojawił się Jared.
- Podsłuchiwałeś?- spytałam patrząc na niego z nie dowierzaniem. Przez moment patrzyłam na niego, aż w końcu się zaśmiał, i  unosząc bezbronnie ręce, dodał:
- Ale i tak nic nie zrozumiałem.
- Jared!- zaśmiałam się.



Siadając obok mnie na łóżku, przybrał minę niewiątka.
- Nie ważne... jak mam cokolwiek spakować nie wiedząc dokąd jedziemy?
- Mam pomysł. Możemy zagrać w taką grę. Zadasz mi trzy pytania, a ja ci odpowiem tak lub nie. Więc pytaj dobrze.- stwierdził, kładąc się na plecach i zakładając ręce za głowę.
- No dobra... czy jedziemy daleko? Tzn. na inny kontynent?
- Nieee.
- Hmmm.- spojrzałam na niego.- Czy to będzie jakiś hotel, no wiesz kurort?
- No, no, no, no.- wycedził, śmieją się.- No, co? Długo tego nie śpiewałem.
- Nie? O ty... Nie masz w planach żadnych przyjęć, czegoś co wymaga strojenia się?
- Oh, nie.- odparł, łapiąc mnie za dłoń i pociągając na siebie.- Chociaż i tak wolę cię bez ubrań.
Wytknęłam mu język, a on zamykając mnie w swoich ramionach, pocałował mnie. Uwielbiałam kiedy to robił, szczególnie gdy przykładał swoje dłonie do mojej twarzy. Chcąc, nie chcą czułam się wtedy przy nim, malutka i bezpieczna.
- Mogę ci jeszcze powiedzieć, że sama podsunęłaś mi ten pomysł.
- Naprawdę?
- Marzenia to świetne źródło inspiracji.- całując mnie w usta, dodał jeszcze:
- Skoro mamy juto jechać, umówiłem się dziś z Vallee. Wiesz, nowa rola. Nie wiem ile mi zejdzie.
- Dobra, leć.- podnosząc się z łóżka, machnęłam mu.- Wyjdę ze Striderem!- krzyknęłam jeszcze za nim.




Wracając do pakowania, wrzuciłam do walizki parę swetrów, koszulek i jeansów, skoro i tak nie miałam bladego pojęcia, gdzie będziemy, postanowiłam wybrać wygodę i prostotę. W sumie podobała mi się ta kompletna niewiedza, a myśl o spędzeniu kilku naprawdę wspaniałych dni z Jaredem, z dala od Los Angeles, kusiła.
- Faceci, najpierw ci mówią jak to świetnie wyglądasz nawet w dresie, a potem słyszysz, że się już w ogóle nie starasz ładnie wyglądać. Zobaczymy, co ty powiesz... tylko spróbuj...
Mówiłam sama do siebie, pakując resztę rozrzuconych ubrań. Wchodząc do łazienki, zgarnęłam jeszcze kilka przyborów toaletowych. Nagle sobie o czymś przypomniałam. Sprawdzając swój kalendarz, po chwili wiedziałam.
- Kurde, zapomniałam...
Przez wyjazd do Stanów zapomniałam o wizycie kontrolnej u ginekologa i badaniach okresowych, które powinna zrobić już jakiś czas temu. Zawsze bałam się stosowania pigułek, szczególnie, że lubię pić, popalam i mam tendencje do zapominania, a poza tym Ofelia mnie do nich uprzedziła, tak więc wolałam antykoncepcję "stałą", jaką była wkładka. Dla mnie miała o wiele więcej korzyści, a życie w Paryżu nauczyło mnie przede wszystkim dbać o swoje zdrowie. Powtarzane jak mantra, wśród tamtejszych młodych hasło o zabezpieczaniu się, zostało. Prezerwatywa była podstawą. Poznając życie, przeraziłam się jak brutalne może być... a ja? Miałam niedługo skończyć 23 lata, wszystko jeszcze przede mną...a jakbym miała je teraz zakończyć? Poznałam ludzi młodszych ode mnie, którzy przez nie świadomość, zapatrzenie, musieli teraz żyć z HIV i którzy umierali na AIDS. Zabijał ich też nie wykryty rak. I, co z tego, że byli młodzi....Ocierając się o nich, teraz już byłam czujna.
Przeglądając kalendarz, uświadomiłam sobie jednak, że nie bardzo mam pojęcie o tutejszych lekarzach. Po chwili jednak coś mnie naszło.
- Cześć Vicky!- odpowiedziałam, przykładając telefon do ucha. Kobieta była chyba najodpowiedniejszą osobą, mogącą mi teraz pomóc. Po przedstawieniu jej całej sprawy, szybko dostałam odpowiedź.




- Jane jest świetną lekarką i prowadzi teraz moją ciąże. Jeśli zadzwonisz na ten numer, który ci dałam i powołasz się na mnie, to powinna cię przyjąć może nawet jutro rano.
- Bardzo ci dziękuję, Vi.- odparłam.
- Nie ma sprawy, kochanie. A o, co chodzi z tym waszym wyjazdem bo Tomo jak tłumaczy to wiesz, pi razy drzwi i nic się nie dowiedziałam. Jared podrzuca do nas Stridera, ale brak konkretów.
- Sama nie mam pojęcia, ale to Jared- kombinuje jak zwykle.
- Nie możliwy jest. To jak wrócicie to ja chcę relację!- wtrąciła, wesoło Vicky.
- Jasne. Na razie.- pożegnałam się kończąc rozmowę.
W tym samym czasie zauważyłam stojącego w drzwiach psa z jednoznacznym wyrazem.
- No już dobrze Strider, idziemy na ten spacer.
Psiak jak na komendę poniósł się i wyszedł po chwili wracając ze smyczą w pysku. Zakładając bluzę i kurtę, wyszłam z domu. Na zewnątrz ściemniło się już, a lekko unosząca się mgła, sprawiała wrażenie jeszcze większego chłodu. Zasuwając do końca zamek i zakładając kaptur, założyłam psu smycz. Wychodząc z posesji Jareda, minęłam na chodniku mężczyznę, który wyglądał na zagubionego. Przez chwilę chciałam się zatrzymać i pomóc mu, ale ostatecznie odwracając się, ruszyłam do przodu.
- No przecież idziemy, nic nie robię.
Rzuciłam do psa, widząc jak przygląda mi się. Chowając ręce w kieszeniach, włączyłam iPoda i zanurzyłam się w rozmyślaniach.




Can't take my eyes off You
***

Wieczorem by zabić nudę w oczekiwaniu na Jareda, postanowiłam sobie coś obejrzeć. Będąc już umytą i w piżamie, zeszłam na dół by zrobić popcorn. Wyciągając z lodówki piwo cedrowe, które dzięki wyjazdowi Shannona było pod ręką, udałam się do salonu.
- Strider to, co oglądamy?  Niech no zobaczę co oni tu mają...
Przeglądając płyty z filmami, nie mogłam się zdecydować bowiem bracia Leto mieli ich masę.
- Pulp Fiction, Wściekłe psy, Łowca Androidów, Urodzeni mordercy, Ptaki, Amadeusz, Skłóceni z życiem, Człowiek z blizną, Wściekły byk, Bulwar Zachodzącego Słońca, Chinetown, Hair, Annie Hall, Na wschód od Edenu, Deszczowa piosenka,  Ścieżki chwały...
Nagle mój wzrok się zatrzymał, a na twarzy pojawił się uśmiech. Film, który trzymałam był zdecydowanie jednym z moich ulubionych i mogłam oglądać go o każdej porze. Siadając wygodnie na kanapie i włączając "Kto się boi Virginii Woolf", zaczęłam głaskać szczeniaka, który usadowił się przy moim udzie.
- Cześć Lizzy. Pokaż im kto tu rządzi. Zobaczysz, jest świetna, dlatego ją uwielbiam.
Zwracając się do psa, upiłam łyk piwa i zatraciłam się w oglądaniu filmu. Nawet nie mam pojęcia kiedy udało mi się przysnąć. Obudził mnie dopiero przyjemny, chłodny dotyk na twarzy. Otwierając oczy, zauważyłam niebieskookiego. Mając jeszcze na sobie płaszcz, kucał przy mnie i delikatnie głaskał. Na dworze musiało padać bo kosmyki włosów, które uciekły z kitka i które okalały twarz, przykleiły się do jego skóry. Dopiero teraz zauważyłam jak ładnie eksponuje to jego kości policzkowe. Lekko się uśmiechając, wyglądał nieziemsko.
- Widzę, że ominęła mnie świtna impreza, a Martha i George pokonali cię.- odparł mężczyzna, całując mnie w czoło i podnosząc się, odstawił na stół puste butelki po piwie.
- Nie, dopiero pod koniec przysnęłam. Czekałam na ciebie.
- Zeszło mi dłużej, ale wynagrodzę ci to.- odparł Jared, wracając i siadając przy mnie.
- Wiesz, jak patrzę na Liz, to dostrzegam podobieństwo między nami.- stwierdziłam, wtulając się w Jareda, który przeglądał programy.- Też lubię wypić jednego drinka więcej, a wtedy potrafię być wulgarna i okrutna. Poza tym ona pragnęła być tylko szczęśliwa, nie dbając o cenę jaką zapłaci i przede wszystkim nie przejmowała się tym, co o niej myślano.
- A wiesz czym mi zaimponowała?- odezwał się wokalista, spoglądając na niego, czekałam na odpowiedź.- Tym, że będąc tak piękną kobietą nie była próżna. Nie bała się przytyć do filmu i być odrażającą. A to już coś.- wzdychając, dodał.-  Dlaczego nie mogłoby być tak już zawsze. Po prostu ty i ja.
- Nie mogę zagwarantować ci kochania się bo jestem bardzo humorzasta, ale irytowanie cię moją osobą, chętnie.- zaśmiałam się, opierając o niego podbródek.
- Nie możesz być bardziej irytująca niż czterdziestoletni perkusista, z którym mieszkam.
- Chodźmy do tego łóżka.- wycedziłam w jego tors.
- Chyba podoba mi się ten pomysł. Nawet bardzo.- stwierdził z entuzjazmem Jared, wyłączając telewizor i chwytając mnie za rękę, zaprowadził na górę.


Hope
***

Jared:

- Mam nadzieję, że zabrałam wszystko, co chciałam.- stwierdziła Veronica, gdy wychodziliśmy z domu. Pakując nasze rzeczy do auta, przyjrzałem się kobiecie. Opierając się o auto, intensywnie nad czymś rozmyślała. Wyglądała świetnie. Podchodząc do niej i ściągając jej czapkę na oczy, pocałowałem ją. Śmiejąc się, uderzyła mnie w ramię.
- Nie pozwalaj sobie.
Stojąc naprzeciw jej i przyciskając nas do auta, na moment się w sobie zapatrzyliśmy. Analizując anatomię jej twarzy, nigdy nie miałem dość. Jej dziecięca uroda skupiała wzrok. Opierając swoje czoło o jej, powiedziałem:
- Zajrzyj do schowka.
Kobieta uniosła lekko brew, niepewnie się uśmiechając.
- No, dalej.- zachęciłem ją, odsuwając się i puszczając ją. Podając mi swoją torebkę, schyliła się do samochodu. Po chwili trzymając w dłoni mapę, podeszła do mnie. Zaśmiałem się. Rozbawiła mnie jej mina, mówiąca, że nie wie, co ma myśleć.
- Nie wierzę. Powiedz, że to mi się tylko wydaje. Jared?
- Nic ci się nie wydaje, skarbie.- odpowiedziałem i podchodząc do niej od tyłu, przytuliłem ją.- Chcę ci pokazać kilka wspaniałych miejsc. Co prawda nie będzie to taka wycieczka przez wszystkie stany, ale mogę ci obiecać, że kiedyś cię na taką zabiorę.
- Jared!- krzyknęła radośnie kobieta, rzucając mi się na szyję.- Ty szaleńcu!...- zaczęła, a ja zauważyłem jak w oku zbiera się jej łza.
- Ej, głuptasie. Nie płacz. To dopiero początek.- odparłem, gładząc ją po policzku i mocniej przytulając.
- Ale.. nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Dziękuję.
- To przez ciebie nie potrafię się kontrolować**- wyszeptałem jej do ust, składając na nich pocałunek. Odwzajemniając mój pocałunek z pasją, przyparła mnie do auta. Następnie odbierając od niej mapę, pokazałem jej trasę jaką mieliśmy podróżować. Postanowiłem pokazać jej parki Narodowe w Kalifornii, Nevade, nieziemskie Utah, Colorado i Denver, Kansas, Oklahome i Dallas, Texas,  New Mexico, Arizone, Phoenix i Las Vegas. Nic nie sprawiało mi jednak takiej przyjemności jak widok uradowanej kobiety. Wyjeżdżając jeszcze z domu, usłyszałem:
- Widziałam tego mężczyznę tu wczoraj jak wyszłam ze Striderem. Też czegoś szukał.
- Nie zauważyłem.- odparłem włączając się do ruchu i rozglądając.- Tyle się tu ludzi kręci, nic dziwnego.
- Masz racje.- dodała.- Opowiedz mi coś, proszę.- stwierdziła dziewczyna, wbijając we mnie swój anieli wzrok. Nie mogąc się oprzeć, zacząłem się zastanawiać, co mógłbym jej opowiedzieć.




***

Yello!
Proszę, chyba powracam do "swojej" normy ;) W sumie nie bardzo wiem, co wam powiedzieć, sami oceńcie tą notkę. Co ode mnie? Hmm... dostałam pracę w pizzeri, z czego bardzo się cieszę. Jednak gumtree na coś się przydaje. I jeszcze jedno, MUUUUUSE! Zmiażdżyli system. Najbardziej epickie show ever jak dla mnie.


Provehito in altum!

P.S. Po intensywnym analizowaniu tego zdjęcia muszę przyzanć, że czekokolwiek ten człowiek sobie nie zrobi i tak jest zbyt seksowny.





P.P.S. Koncert MUSE był NIEZIEMSKI i chyba na coś takiego warto było czekać całe życie!
Zdjecia by Weirdo! Thx.









P.P.P.S. UWIELBIAM TEGO PERKUSISTĘ! Dominic Howard <3


 Jeszcze mały bonus ode mnie :D Spiderdom i jak go tu nie kochać?! What's wrong with me?! xD




* "Ostatnia miłość długo się pojawiała i dziękuję Bogu, że żyję. Teraz, gdy cię znalazłem, zostań i pozwól mi cię kochać, kochanie. Pozwól mi cię kochać..."- The Four Seasons, Can't take my eyes off You.
** Nawiązanie do piosenki 30 STM, Valhalla.

środa, 21 listopada 2012

25. Into the wild I’m with a mission, over the hill. Come here with me into the wild . . . *

***
Still loving You
"W miłości dwie wolności łączą
 się w jedną słodką niewolę."
Jared:

  Zatrzymując auto przed domem, poczułem pewnego rodzaju ulgę na sercu. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu. My jesteśmy na właściwym miejscu, pomyślałem gasząc samochód. Właśnie teraz, w tej chwili, nie za 10 lat, teraz. W tym miejscu, na tej ziemi. Spoglądając na siedzącą obok mnie dziewczynę, która z niezrozumiałym zainteresowaniem przeglądała swój telefon, uśmiechnąłem się. Lubiłem obserwować jej ruchy i patrzeć jak zmienia mimikę twarzy. Choć nie widziałem jej zaledwie tydzień, miałem nieodparte wrażenie, że minęły lata świetlne. Czy zawsze miała tą zabawną zmarszczkę nad nosem, kiedy się irytowała? A włosy, czy były teraz dłuższe?




- Jared, mógłbyś tego nie robić.
Z otępienia wyrwał mnie lekko rozbawiony głos dziewczyny. W następnej kolejności zwróciły się na mnie brązowe tęczówki.
- Czego?- zapytałem kompletnie zdezorientowany, wciąż nie spuszczając z niej wzroku.
- Tego. Przerażasz mnie gdy tak patrzysz bo nie wiem o czym myślisz. Poza tym to mnie peszy i...  dlaczego nie wysiadamy?- spytała posyłając mi delikatny uśmiech.
- Nie mam pojęcia.
Stwierdziłem, po czym wysiadłem z auta i wyciągając z bagażnika walizkę Veroniki, złapałem ją za dłoń i ruszyłem do domu. Przekręcając klucz w drzwiach, ponownie się uśmiechnąłem i kiedy tylko weszliśmy do środka to pierwsze, co dało się słyszeć to wesoły okrzyk kobiety.
- Wow! Pies?! Cześć malutki! - spytała Veronica jednocześnie głaskając szczeniaka, który siedział przy drzwiach i posyłając mi pytające spojrzenie.
- Nie mówiłem ci, że to żywa niespodzianka.- stwierdziłem, odstawiając na bok bagaż i kucając przy kobiecie.
- Jest taki kochany... spójrz na niego.- wtrąciła, drapiąc go pod brodą.- Jak się wabi?
- No i tutaj, że tak powiem: Houston, mamy problem.- odpowiedziałem na, co ona tylko się zaśmiała.
- Nie wierzę, kupiłeś psa i nie wymyśliłeś mu imienia. Przecież masz 100 pomysłów na minutę.
- No bo widzisz...- zacząłem podnosząc się z powrotem do pozycji stojącej i kierując do kuchni.-... to nie do końca było tak.
W następnej kolejności zabierając się za przygotowanie kolacji, zacząłem opowiadać Veronice całą historię. Mimo tego, że wydarzyło się to już jakiś czas temu, wciąż trudno mi było opanować emocje kiedy tylko pomyślałem o porzuceniu psa. Jak w ogóle tak można było zrobić, nie chciałem tego nawet próbować rozumieć.
- Chyba coś wymyśliłam.
Stwierdziła Veronica, wchodząc do kuchni i siadając na blacie koło mnie. Ruch powietrza wywołany przejściem spowodował, że poczułem w nozdrzach zapach jej malinowego szamponu do włosów. Siedząc na kuchennym blacie i przeczesując mokre jeszcze włosy, długimi palcami, wyglądała nieziemsko seksownie jedynie w bokserkach i cieniutkiej bluzce, która przyklejała się do jeszcze wilgotnego i nagiego ciała dziewczyny. Momentalnie poczułem jak zalewa mnie fala gorąca. Znając już jej smak, wiedziałem, że jest dla mnie, jak płachta na byka. Zakładając nogę na nogę, uśmiechnęła się do mnie.



- Ej!- krzyknąłem do niej kiedy wyjęła mi z dłoni marchewkę, którą jeszcze do momentu zanim nie zeszła, usiłowałem jeść. Veronica w odpowiedzi tylko się zaśmiała i odgryzając kawałek, podała mi  do ust resztę.
- Jared, jeden gryz.- dodała z udawaną groźbą w głosie, kiedy próbowałem ugryźć podaną mi marchewkę.
- Wiesz, że chodzenie w takim stroju powinno być zabronione?- dodałem, odwracając się od niej by zamieszać warzywa na patelni.
- Znam twój słaby punkt i zrobiłam to specjalnie by cię podręczyć.- odparła dość wesoło, dokańczając jedzenie mojej marchewki.- Poza tym wpadł mi do głowy genialny pomysł i nie zdążyłam....- przerwała i uśmiechnęła się szeroko, kiedy podszedłem do niej.
- Nie igraj ze mną.- odparłem całkowicie spokojnie, przygwożdżając jej nadgarstki do blatu, co dziewczynie ewidentnie się spodobało. Przez moment mierzyliśmy się oboje wzrokiem. Zgłębiając jej czekoladowe tęczówki, mogłem dojrzeć gdzieś głęboko iskierki ekscytacji i pożądania.
- Mogłabym ci powiedzieć to samo. Nawet nie zdajesz sobie sprawszy do czego jestem zdolna...- odparła po chwili, przygryzając swoją dolną wargę. Zbliżając swoją twarz do jej, wyszeptałem do jej ust:
- Do czego?
Całując mnie delikatnie w ucho, a następnie przygryzając jego płatek, wyszeptała mi do niego:
- Jared, Hurricane** przy tym to film edukacyjny...
Jej słowa wprawiły mnie na chwilę w osłupienie. A może bardziej niż słowa, to jej głosu... Taki pewny siebie i erotyczny?... Ona jest do tego zdolna, uświadamiając sobie jej słowa puściłem jej nadgarstki, co dziewczyna szybko wykorzystała, zeskakując z blatu. Moje dłonie mimowolnie zatrzymały się na jej tali. Wciąż wbijając w nią wzrok, posłałem jej jeden z moich najsłodszych uśmiechów.
- Ale jestem głodna, a to tak apetycznie pachnie.- stwierdziła, wyglądając mi za ramię.- Ja się chyba jednak ubiorę i zaraz wracam.- dodała, głaszcząc mnie jak gdyby nic po ramieniu i wyślizgując się z  objęcia. Wyrywając się z odrętwienia i oddalając od siebie obraz Veroniki z pejczem w dłoni, odwróciłem się do niej:
- Co w końcu wymyśliłaś?- zapytałem, wracając do rzeczywistości. Zatrzymują się w pół kroku, spojrzała na mnie jakby nie wiedziała o, co pytam. Po sekundzie jednak sobie przypomniała:
- A tak, imię dla psa. Mówiłeś, że mogłoby to być coś oryginalnego oraz pasującego do niego i tak pomyślałam, że może Strider?
- Strider? Brzmi intrygująco.
- To imię alter-ego Aragorna z Władcy Pierścieni. Zawsze go lubiłam.- dodała posyłając mi uśmiech i znikając za ścianą. Mieszając posiłek, spojrzałem na towarzyszącego mi czworonoga:
- Strider. Rzeczywiście coś w tym jest.



     

"Życie mężczyzny jest ufarbowane
 na kolor jego wyobraźni."

***

Po kolacji, pijąc wino usiedliśmy w salonie by chwilę odpocząć. To był męczący dzień dla nas obojga. Veronica układając swoją głowę na moich kolanach, odezwała się:
- Nic nie będzie już jak dawniej. Tak ciężko jest się z tym pogodzić.
- Mówisz o swojej mamie?
- Tak, ojciec to bardzo przeżywa. Mam jeszcze większe wyrzuty sumienia, że go tak zostawiłam.
- Hej.- odezwałem się i łapiąc jej podbródek, zmusiłem ją by na mnie spojrzała.- Zabraniam ci tak mówić. Masz swoje życie, na razie tutaj i nikt nie będzie żył za ciebie, nawet twój ojciec. On musi się z tym uporać sam, tak jak ty ze swoją stratą. Chciałbym ci pomóc, ale ja mogę tylko być przy tobie.
- Wiem.- odpowiedziała mi, spuszczając wzrok.
- Jutro mam kilka spraw do załatwienia i jeszcze...coś, w związku z tym byś się tu sama nie nudziła, zaplanowałem ci popołudnie z dwójką najbardziej zwariowanych ludzi na świecie.
- Naprawdę, myślałam, że z nimi mieszkam.- wtrąciła sarkastycznie, co wywołało u mnie lekki uśmiech.- A może ja chcę się poużalać nad sobą w samotności?
- Zapomnij. Vicky błagała mnie aby cię przywiózł bo Tomo podobno zwariował na punkcie małego Tomislava i wpadł w szał zakupów.
- Co?- wydusiła, prawie krztusząc się ze śmiechu.- Tomo i zakupy? O Boże.... czekaj, co ty powiedziałeś?- odpowiedziała mi Niko, posyłając mi podejrzane spojrzenie.- Nie,Vicky powiedziała żebyś to TY się zajął TOMO, oj Jared....
- Ja nawet nie mam pojęcia, co miałbym mu powiedzieć...- zacząłem, al po chwili przerwałem.
Na chwilę znów zapanowało milczenie. Wplatając dłoń w jej włosy i gładząc ją po głowie, zauważyłem jak przymyka oczy. Nie przerywając swojej czynności, delikatnie pochyliłem się przed siebie i złożyłem na jej ustach nieśmiały pocałunek, chcą wyczuć czy pragniemy w tej chwili tego samego. Odwzajemniła mój pocałunek równie nieśmiało, a ja wyczułem na jej wargach truskawkową pomadkę, która teraz smakowała mi jak nigdy. Po chwili nasze usta zaczęły jednak bardziej namiętny taniec. Podnosząc się do pozycji siedzącej Veronica na chwilę oderwała się ode mnie. Kładąc dłoń na jej karku, z powrotem ją do siebie przyciągnąłem:
- Chyba po raz pierwszy, podwójnie się cieszę, że Shannon pojechał w trasę. Nie będzie go jeszcze ponad 3 tygodnie...- zacząłem mówić, co chwilę delikatnie ją całując.-...co oznacza, że mamy KAŻDY zakamarek tego domu wyłącznie dla siebie.
- Doprawdy?- wyszeptała mi wprost do ust.
- Ehmmm.
Wycedziłem na powrót ją całując. Przewracając ją na plecy i zajmując pozycję nad nią, co na niewielkiej sofie było niemalże wyczynem akrobatycznym, przeszedłem do jej szyi, którą teraz całowałem równie namiętnie, wywołując tym u dziewczyny wymowne mruczenie. Jej ręce wędrowały po moich rozpalonych plecach, wywołując tym u mnie delikatne ciarki na całym ciele. Nie pozostałem jej dłużny, trzymając jedną dłoń przy jej twarzy, a drugiej pozwalając świadomie błądzić po biuście brunetki. Nagle poczułem jak coś ciągnie mnie zawzięcie za nogawkę spodni.
- Co się stało?- spytała Veronica, kiedy oderwałem się od niej.
W tym samym czasie, sprawca całego zamieszania, podszedł do nas i siadając przy sofie, oparł swój łeb o jej kant. Świdrująca nas nieubłaganie para, wielkich czarnych oczu, usilnie czegoś chciała. W tej samej chwili zawył.
- Strider proszę cię.- odezwałem się niemalże błagalnie do psa na, co Veronica się zaśmiała.
- Obawiam się, że to nie przejdzie i będziesz musiał wstać ze mnie i go nakarmić.
- Właśnie mi się przypomniało jaka jest wada posiadania psa.- odparłem sarkastycznie, podnosząc się z kanapy i spoglądając na szczeniaka.- No chodź.



Kiedy już nakarmiłem psiaka, z nie kryjącą się radością wróciłem do kobiety. Zajmując dawne miejsce, odparłem:
- To na czym skończyliśmy?
Veronica w odpowiedzi przyciągnęła moją twarz do swojej i zaczęła namiętnie całować.
- I nie chcę tego.- wycedziła, jednym ruchem ściągając mi z włosów gumkę i rozpuszczając je. Robiła to przy każdej sposobności, gdy nie byłem w stanie nic zrobić. To nie tak, że nie lubiłem długich włosów, wręcz przeciwnie, ale na co dzień związane w kitek ułatwiały mi funkcjonowanie. Teraz były już takiej długości, że bezwiednie opadały nam na twarze. Pozbywając się jej spodni, które niepotrzebnie założyła, pieściłem dłonią jej uda. Veronica w tym czasie ściągnęła ze mnie koszulkę, ciskając ją w kąt salonu. Już miałem zrobić to samo gdy nagle odezwało się leżące na stole BlackBerry. Z jednej strony telefon oddziaływał na mnie bardzo mocno, z drugiej robiła to brunetka.
- Holy shit!- wycedziłem z całą złością, ponownie się podnosząc.
- Nie musisz odbierać.
- Nie zamierzam...- odpowiedziałem Veronice, chwytając ze stolika zarówno swój telefon jak i jej. Nie zastanawiając się długo, wyłączyłem je, po czym wrzuciłem oba do stojącego obok pustego wazonu.-...i teraz się w końcu tobą zajmę.- dokończyłem, porywając ją w ramiona i jednym ruchem, zdzierając z niej irytującą mnie bluzkę. Opadając bezwładnie na kanapę, moje usta odnalazły jej piersi, a język zaczął pieścić jej brodawki, co doprowadzało ją do widocznych dreszczy rozkoszy. Jej ciało z pozoru silne, teraz drgające i wyginające się pode mną wydawało się być takie słabe i kruche. Ciche jęki dziewczyny płynące wprost do ucha, napędzały moje pożądanie. W następnej chwili, pozbyliśmy się resztek bielizny i przywierając do siebie spragnionymi ciałami, desperacko się złączyliśmy, wydając oboje cichy jęk nadchodzącego spełnienia. Nazbyt się łaknąc znów zapomnieliśmy o delikatności. Była chyba nieliczną z moich partnerek, która o to nie dbała. Imponowała jej ta siła. Zatracając się w niej coraz mocniej i mocniej, poczułem ogarniającą mnie falę zaspokojenia. Ta doza brutalność dodawała pikanterii. Przygwożdżając jej nadgarstki do sofy i zostawiając ją pozornie bezbronną, czułem się wspaniale. Choć trudno byłoby mi się do tego przyznać, uwielbiałem być panem sytuacji, to podniecało mnie jeszcze bardziej. Przejeżdżając leniwie językiem wzdłuż jej szyi i piersi,  co chwilę delikatnie ją podszczypując a przy tym nie zmieniając tępa swoich ruchów, chciałem dać jej to samo spełnienie. Na powrót odszukując jej usta i zatapiając się w nich bez pamięci, zacząłem całować. Czując jak strużka potu ścieka mi po czole, zwolniłem rękę by ją otrzeć. W tym samym czasie Veronica wykorzystując sytuację, uwolnioną ręką, chwyciła mnie mocno za włosy, odchylając i przyciągając do siebie, zaczęła zachłannie całować, co chwila się uśmiechając. Ta mała bestia umiała być brutalna. W tym czasie oboje zaczęliśmy zbliżać się do szczytu. Szybsze bicie serca, wyczuwalne pod jej dotykiem, desperacko łapany oddech, zamieszany z pożądaniem. Jęk za jękiem, przeplatany ledwie wydyszanymi imionami.  Ciepło zlewające się na nasze ciała i żar palący nieprzerwanie w środku. Jedność. Harmonia. Pierwotność. Rozkosz. Słodkie spełnienie nareszcie nas dopadło.



Pozwalając zmęczonym ciałom opaść na siebie, próbowaliśmy na powrót ustabilizować oszalały oddech. Splatając swoje palce z jej, przyglądałem się wytatuowanym tam napisom. Struggle. Victory. Glory. Trzy słowa zapisane po bokach długich palców, brzmiały epicko. Nagle przed oczami pojawiła mi się wizja pola bitwy i Veroniki, zabijającej w amoku wrogie oddziały. Walczyłaby do końca, pomyślałem i mimowolnie uśmiechnąłem się do samego siebie.
- Chyba rozumiem, dlaczego szczęście jest na przydział. Zbyt łatwo bowiem można się od niego uzależnić. To jak stanie na krawędzi obłędu, gdy ludzie pozwalają swoim namiętnościom na kierowanie sobą, to stąd jest już tylko droga do zatracenia...- odparłem w zamyśleniu, przesuwając głowę po piersi kobiety i przykładając ją do jej serca.- Uwielbiam to uczucie. Życie, niesamowity dźwięk.
W odpowiedzi na moje słowa, Veronica zatopiła wolną rękę w  moich włosach i przeczesując je, zaśmiała się, po czym dodała:
- Łaskocze mnie twoja broda, Jay.
Opierając głowę na jej ciele, podniosłem na nią wzrok.
- Jak mogłaś powiedzieć, że Hurricane to film edukacyjny.- dodałem z udawanym oburzeniem, obserwując jej reakcję.
- Oh Jared!- zaśmiała się, odgarniając mi z czoła pasmo włosów.
- To zabrzmiało jakbym nakręcił film uświadamiający, a przecież to jest....o wiele głębsze!- wtrąciłem.- A... wracając do twoich słów...- opierając się na łokciu, drugą rękę przesunąłem wzdłuż nagiego ciała brunetki, wywołując tym u niej gęsią skórkę.- ...co miałaś konkretnie na myśli?
W odpowiedzi zamknęła oczy i próbując powstrzymać cisnący się jej na twarz uśmiech, posłała mi jednoznaczne spojrzenie.
- Tzn. wiem co miałaś na myśli, chyba, ale...- przeciągnąłem swoją odpowiedź, zgłębiając jej spojrzenie, a na mojej twarzy bezwiednie zagościł uśmiech. Wizja zabawy w sado maso była nazbyt pociągająca i  niesamowicie intrygująca. Skórzane stroje, baty, kajdanki, sznury, ból, upokorzenie, zniewolenie, bicie, kneblowanie... Spoglądając na kobietę, która teraz wyglądała pozornie niewinnie, choć zdążyłem już odczuć to "pozornie", to mimo tego wciąż nie mogłem sobie tego wyobrazić. Jared, stary czyżbyś wyszedł z wprawy? No proszę cię... wysil swój móżdżek... mam ci przypomnieć te perwersyjne fantazje z młodziutką Natalie Portman?, zaśmiał się w mojej głowie Bart. Pieprzone alter-ego.




- Chciałabyś spróbować...- spojrzałem na Niko, która uniosła brew w geście pytającym.- ...sadomasochizmu?- spytałem z niewielką nieśmiałością w głosie, wynikającą z interpretacji jej słów.
- Wymawiasz to, jakby to była choroba zakaźna...
- O, co ja się pytam...chciałabyś!- dodałem już pewniej, widząc jak się uśmiecha. Złożyłem na jej ustach długi pocałunek.
- Być może.- odpowiedziała, odrywając się ode mnie.- Ale nie myśl, że tak łatwo ci ulegnę...
- Ach, tak?- rzuciłem, próbując przy tym obezwładnić jej dłonie. Zaczęła się śmiać i wyrywając mi dłonie, zaczęła mnie łaskotać w wyniku czego, obróciliśmy się na ciasnawej sofie. Siadając na mnie okrakiem, posłała mi czarujący uśmiech. Następnie zsuwając się i zakładając moją koszulkę, która leżała pod jej stopami, rzuciła mi moje spodnie.
- Gdzie mi uciekasz?- rzuciłem, chwytając ją za wolno zwisającą dłoń.
- Do łóżka pewnego wokalisty, może go nawet poznałeś.- odparła mi. Chwytając butelkę z winem, skierowała się na górę.
- Wrócimy jeszcze do tego tematu.- stwierdziłem, doganiając ją po chwili na schodach i łapiąc w tali, przyciągnąłem do siebie. Upijając dość duży łyk wina, odpowiedziała mi:
- Będziesz musiał to dobrze uargumentować Leto, by mnie zakneblować i niegrzecznie się pobawić.
- Albo upić.- odparłem z rozbawieniem na, co Veronica zmroziła mnie spojrzeniem, którego nie chciałbym chyba jeszcze bardziej odczuć.




***
"Miłość może żywić się najmniejszą odrobiną nadziei,
 ale zupełnie bez niej istnieć nie może"

Veronica:

  Obudziło mnie przyjemne ciepło, przesuwające się po moim cielę, ku górze. Bez otwierania oczu uosobiłam źródło przyjemności.
- Cześć.- odezwał się Jared, a jego słodki szept, relaksująco rozszedł się po moim uchu, wywołując znikome ciarki na karku. Jego dłonie zawędrowały na mój brzuch, wywołując na mojej twarzy wyraźne zadowolenie. Obracając się do niego, wtuliłam głowę w jego klatkę. Uwielbiałam tą woń. Jego niepowtarzalny zapach, wdarł się w moje nozdrza, sprawiając, że nim oddychałam.
- Nigdzie się stąd nie ruszam. Zapomnij.- wycedziłam w jego koszulkę.
- Jesteś pewna, że to twoje ostatnie słowo?
- Ehmm.
Wycedziłam, prawie pewna, że uda mi się zbyć Jareda i odpuści sobie planowanie mi dnia. Już się cieszyłam kiedy nagle odsuwając się, chwycił mnie i podniósł. Zarzucając mnie sobie na plecy, powoli usiłował wstać.
- Jared!
- Boże, ile ty ważysz!- stwierdził, kompletnie mnie ignorując za, co dostał po ramieniu.
- Uważaj chudzinko bo się przedźwigniesz.- wtrąciłam złośliwie.- Co ty wyprawiasz?
- Kompletnie jak z dzieckiem...- odpowiedział bardziej sobie niż mi. Wchodząc do mojego pokoju i poprawiając sobie, mnie na ramieniu, otworzył szafę.
- Kiedy Jared czegoś bardzo chce, to Jared to dostaje.- stwierdził wokalista, stawiając mnie na ziemi, przed sobą. Wciskając mi w dłonie jeansy i koszule, które chwycił z półki, dodał:
- Ubierz się i zejdź zaraz na dół. Robię śniadanie.
Całując mnie w czoło i nie dając mi nic powiedzieć, oddalił się.
- Strider, pilnuj jej.- wtrącił jeszcze wychodząc z pokoju na, co czworonóg posłusznie został.
- Ty chyba sobie...-odpowiedziałam mu, chcąc podejść do drzwi ale pies zaszczekał i nie pozwolił mi się ruszyć. Odruchowo się cofnęłam.-...żartujesz. Strider?- zwróciłam się do psa, który teraz ewidentnie na mnie zawarczał, ale to nic nie dało. Szczeniak wykonywał polecenia Jareda, nie pozwalając mi się ruszyć dalej niż do szafy. Nie mając wyboru założyłam ubrania podane mi przez Leto. Ubierając jeszcze sweter i zakładając buty, byłam gotowa.



- Jared!- wydarłam się na tyle głośno by mógł mnie usłyszeć. Wciąż nie mogłam się ruszyć. Jak on mógł nastawić tego psa przeciwko mnie? W odpowiedzi usłyszałam tylko gwizd i po chwili szczeniak opuścił mój pokój. Zahaczając jeszcze o łazienkę, zeszłam na dół. Kierując swoje kroki prosto do lodówki, wyciągnęłam z niej wodę. Wypiłam wczoraj prawie całe wino i jedyne czego teraz pragnęłam, to szklanka wody z cytryną.
- Jesteś okropny i nawet nie próbuj się do mnie przymilać.- odezwałam się kiedy Jared do mnie podszedł.- To była zagrywka poniżej pasa.- dodałam, wypominając mu Stridera i odsuwając jego dłonie.
- A nie chciałaś wierzyć, że słucha poleceń... ach i zapomniałbym, to przyszło to ciebie.- odpowiedział brunet, podając mi kopertę i wyczekując mojej reakcji.
- Z Ambasady.- przełykając ślinę, z niepewnością otworzyłam kopertę. Przerzucając wzrok między urzędowymi wersami, starałam się wyłapać ostateczną decyzję. W końcu trafiłam.
- I jak?- spytał wokalista, zbliżając się do mnie.- Veronica?
Podnosząc na niego swój wzrok, znów mimowolnie utonęłam w błękicie tego spojrzenia. Niezmierzona głębia mrugających tęczówek, wprawiła mnie w osłupienie. Ocknęłam się dopiero wówczas gdy niebieskooki uciekł mi, pochłaniając się w lekturze mojego listu, który teraz był w jego zasięgu. Jak?
- Zapraszają cię na rozmowę, a już myślałem, patrząc na ciebie, że... nie ważne.- odpowiedział, uśmiechając się do mnie.
- Nie mam umowy o pracę.- odparłam, uświadamiając sobie swoją sytuację. Współpraca z Aronofsky'm dobiegła końca, film miał wejść do kin, a ja nie miałam zaświadczenia na mocy, którego mogłabym ubiegać się o przedłużenie mojej wizy.
- Kurwa, rozmowa jest jutro.- dodałam, jeszcze raz zerkając na papier.
- A ten projekt dla... no jak mu tam było...- odpowiedział mi Jared, pstrykając palcami i usiłując sobie przypomnieć nazwisko mojego producenta.
- Emerson.
- Właśnie! Wiem jak wyglądają te rozmowy, aby coś wskórać trzeba mieć realne podstawy. Potrzebujesz tej umowy.- odparł, łapiąc mnie za ręce i posyłając mi zastanawiające spojrzenie.



***

- Bardzo mi zależy, że się tak wyrażę, jestem w podbramkowej sytuacji.- odpowiedziałam, rozmawiając z Emersonem przez telefon.- To nie jest rozmowa na telefon.- stwierdziłam, spoglądając na Jareda, który wjeżdżał już na ulicę Tomo i Vicky.- Nie szkodzi, w takim razie o 10 w Pana biurze?- mężczyzna się zgodził. Żegnając się z nim, rozłączyłam się.
- Nie powinnam cię słuchać. Wiesz, co mi powiedział? Że scenariusz będzie w pełni gotowy za kilka dni i cieszy się, że zadzwoniłam. Ale to i tak nie zmienia faktu, że idę w nieznane.- wyrzuciłam z siebie.
- Znasz ogólny zarys  fabuły?- pokiwałam głową.- To będzie naprawdę warty uwagi projekt, tylko w to uwierz.- odpowiedział mi Jared, odwracając w moją stronę głowę.
- Veronica! Jared!
Usłyszeliśmy głos Chorwata i mimowolnie obróciliśmy głowy. Stał na progu domu i szeroko się do nas uśmiechał, zapraszając nas gestem do środka. Rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie na Jareda, wysiadłam z auta. Świetnie, miałam przed sobą perspektywę spędzenia uroczego dnia w towarzystwie przyjaciół, teoretycznie powinnam była się cieszyć, ale nie bardzo potrafiłam. Szczerze powiedziawszy planowałam, że kiedy wrócę będę mogła odpocząć po intensywnej pracy na planie, a może zwyczajnie zdołować się i zaszyć w domu spędzając dzień w łóżku. Nienawidziłam uszczęśliwiania mnie na siłę.
- Cześć Tomuś.- odparłam wchodząc do domu, ale gitarzysta odwrócił się do mnie i mocno przytulił, czym mnie zaskoczył.
- No cześć młoda!
Posyłając Jaredowi zdezorientowane spojrzenie, zauważyłam jak się śmieje.
- Vicky musiała wpaść na chwilę do pracy, ale powinna być przed pierwszą. Póki, co jesteś skazana na mnie.- stwierdził Tomo, odstawiając mnie na bok.
- Tomo, gdyby tak było, byłbyś najwspanialszą karą na świecie.- odpowiedziałam mężczyźnie.- Tylko błagam cię oszczędź moją przeponę.- wtrąciłam, składając ręce jak do modlitwy bowiem spędzając czas z Tomo nie można było się nie śmiać.
- Postaram się, ale wiesz you never know..-puścił mi oczko, po czym przerzucił swój wzrok na bruneta.- Jay, chcesz coś do picia?
- W sumie powinienem się zbierać...- spojrzał na swój telefon.-..ale soku się mogę napić.
- Dobra. Stary, musisz mi wyjaśnić jak było z tym psem bo Robert coś mi wspominał i pokazywał zdjęcie.- stwierdził Tomo, zapraszając nas do kuchni. Ruszyłam za mężczyznami, leniwie ziewając.



- Czyli skończycie płytę w tym roku?- spytałam, kiedy rozmawialiśmy w domu Chorwata.
- Nie lubię konkretyzować w sprawach twórczych bo wtedy czuję się jakbym robił produkt masowy a nie muzykę...ale wracając do tematu- wszystkie gwiazdy na niebie na to wskazują.- odpowiedział mi wokalista, uśmiechając się z zadowoleniem.- Rozmawiałem niedawno z naszym wydawnictwem bo oni jak zwykle są kąpani w gorącej wodzie. Umówiliśmy się mniej więcej, wszystko jest zatem gotowe. Razem z Emmą  szykujemy zarys trasy...
- To świetna wiadomość.- odparłam spoglądając na mężczyzn, którzy wymienili między sobą mniej radosne spojrzenia. Zatrzymując się na Tomo, spojrzałam mu w oczy.- Vicky..
- Ma rozwiązanie dopiero na początku marca, ale damy radę.- odpowiedział mi.- Taa, fajnie będzie wrócić na trasę i grać dla tych wszystkich ludzi. Uwielbiam to uczucie, naprawdę...oh szczególnie dzielenie łóżka z Shannonem w tour-busie!
Mimowolnie roześmialiśmy się, spoglądając na mimikę wykrzywiającego się Tomo. Jared obejmując przyjaciela ramieniem, przyciągnął go do siebie i oparł swoją głowę o jego. To był piękny widok prawdziwej więzi braterskiej.
- Śmiej się, śmiej, ale to nie ciebie wziął za groupie!- dodał z udawanym wyrzutem mężczyzna.
- Wiem Tomo, wiem.
- Dobra Jay, bo się zaraz rozkleję.- odparł mu Chorwat, uśmiechając się do mnie i prostując się na krześle.
- Tomo ty jako...groupie! O ja pierdolę...- powtórzyłam, zanosząc się śmiechem i spoglądając na nazbyt poważnego gitarzystę.
- Jakbyś była napalonym i upitym perkusistą, z poziomem testosteronu o wysokości Sky Tower i wracając do hotelowego pokoju znalazła, w swoim łóżku ( to nic, że ci się tylko wydaje, że to TWOJE łóżko) długowłosą postać, spokojnie sobie na ciebie czekającą, to przecież oczywiste, że to musi być GROUPIE!- Tomo skończył mówić i teatralnie odgarniając kosmyk włosów, wypuścił powietrze.To  mnie dobiło i teraz już łzy  ściekały mi po policzku. Spoglądając na równie rozbawionego Jareda, śmiałam się w głos.
- Tak, tak powspominajcie sobie, mnie tu wcale nie ma...- dodał wesoło Tomo, odstawiając puste szklanki.  W tym momencie zadzwonił telefon Jareda, który próbując powstrzymać śmiech, spojrzał na wyświetlacz.
- Shannon.- stwierdził, prezentując nam komplet białego uzębienia.
- Daj na głośnomówiący.- wtrącił głos za moich pleców.
Jared biorąc głęboki oddech, położył BB na blacie i nacisnął przycisk.



- No do kurwy nędzy, Jared! W końcu łaskawie raczyłeś włączyć to pierdolone BlackBerry, a byłem już skłonny uwierzyć, że porwały cię pieprzone ufoludki.- słysząc rozemocjowany głos perkusisty, pouczającego Jareda, razem z Tomo o mało nie wybuchneliśmy gromkim śmiechem. W ostatniej chwili zasłoniłam sobie usta.- Człowieku! dzwonię do ciebie kurwa od...ponad 12 godzin!
- Uspokój się Shannon...
- No ja pierdolę... przecież ty nawet odlać się, idziesz z tym telefonem! No rzesz kurwa!... Co to było?- dodał Shannon, słysząc parsknięcie Tomo, który dłużej nie wytrzymał. Odkaszlając, odezwał się:
- Cześć Shannon!
- Hej Shanny!- dodałam, idąc w ślady przyjaciela.
- Ohoho kogo moje uszy słyszą? Co to w ogóle za spęd, b e z e  m n i e?
- Nie, no jak Shannonku! Po prostu wspólnie łączymy się w bólu po twoim wyjeździe. To nazbyt trudne dla Jareda, dlatego go wspieramy.- odpowiedział, próbując zachować powagę, Tomo.
- To prawda...za każdym razem, gdy otwieram lodówkę i widzę to osamotnione mięso, a nawet piwo, które raptem JEST... to, to jest takie dziwne i smutne.- odparł z ironią Jared, upijając swój sok i posyłając Chorwatowi pojednawczy uśmiech.
- Popierdoleńcy... gdybym was nie znał, byłbym skłonny w to uwierzyć. Veronica? Powiedz, że chociaż ty za mną tęsknisz? Odrobinkę?
Na słowa Shannona znów się zaśmiałam i spoglądając na Tomo, dodałam, przybierając jak najbardziej poważny ton:
- No taaaak, razem z Lamą, wróć tzn. Laną usychamy z tęsknoty za tobą, Shanny. Słonko, słowo honoru.
Widząc twarze stojących obok mnie mężczyzn i Tomo, pokazującego mi kciuka, roześmiałam się w głos.
- A idź ty...
W następnej chwili razem z Chorwatem, zaczeliśmy się śmiać, a Jared przełączając rozmowę, przyłożył telefon do ucha i wyszedł, by w spokoju porozmawiać z Shannonem.



- Jesteśmy okropni.- stwierdziłam przyglądając się przyjacielowi.
- Nie, kochana. My po prostu mamy wysublimowane poczucie humoru.
- No jakby nie patrzeć... dobra, ja muszę do toalety. Którędy?
Chorwat popatrzył na mnie ze zdziwieniem, jednak po sekundzie uświadomił sobie, że jestem tu w zasadzie pierwszy raz.
- Korytarzem do końca.
Choć poznałam Vicky stosunkowo niedawno, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście tu nie byłam. Domek wypoczynkowy to zupełnie inna bajka. Już pierwsze wrażenie, gdy wchodziło się do środka, przywoływało na myśl ciepłą i rodzinną atmosferę. W porównaniu do domu Jareda, ten był niesamowicie przytulny. Wnętrze domu urządzone było w ciepłych kolorach czerwieni, żółci, brązu i beżu. Kuchnia wypełniona setką małych drobiazgów, suszonych ziół, porozwieszanych nad głowami, przypraw rosnących na parapecie w doniczkach i ręcznie rzeźbionych kuchennych szafek, nadawała ponadczasowy klimat i zapraszała niesamowitym aromatem. Salon zaś od razu na wejściu, zapraszał by zostać w nim na dłużej. Skórzane sofy, obłożone kolorowymi, orientalnymi poduszkami, długie i ciężkie zasłony, które idealnie komponowały się z zabytkowymi meblami i puszystym dywanem, napawały domowym ciepłem. Cały efekt dopełniał kominek i pozawieszane na ścianch, rodzinne fotografie. Podobał mi się ten wystrój, Vicky miała dobry gust bo było czuć w nim, włożone w to serce.
Wracając do kuchni, usłyszałam dobiegający stamtąd szept. A wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?, usłyszałam głos w głowie, ale go zignorowałam i po cichu przystanęłam.
- ...bo jak to wyjdzie na jaw, mogą to rozdmuchać...
-  Błagam nie praw mi kazań. Woody Allen jest starszy od Soon Yi o 35 lat, tak samo jak Clint Eastwood i Daine Ruiz. Chcesz więcej? Chuck Norris, Alec Boldwin, Bruce Willis, Stallone, Cage, Jean Reno- oni wszyscy są starsi od swoich partnerek o ok 25 lat. Ja po prostu wierzę, że mogę być z nią szczęśliwy.
- Wybacz, ja nie mam nic do Niko, ale Shannon mi suszył głowę bym ci spróbował to wybić...
- Co?!
- Uważa, że jest w stanie coś zmienić.
- To się myli...
- Powiedziałem mu to samo.
- Dobra skończmy ten temat.
- Ja nie chciałem...
- Rozumiem Tomo, spokojnie.



***

- To jakie mamy plany?- spytałam, kiedy Jared już odjechał.
- Chodź, coś ci pokażę.
Prowadząc mnie w głąb domu, gitarzysta otworzył jedne z drzwi, a moim oczą ukazał się przestronny pokój, wypełniony kartonami.
- Czy to jest...- rozglądając się po pomieszczeniu, dostrzegłam zapakowane jeszcze dziecięce łóżeczko i meble.- Oh Tomo!
- Vicky uważa, że przesadzam, ale potem mogę nie mieć na to czasu.- odprał Tomo, opierając się o parapet.- Marzec przecież już niedługo.
- Za 5 miesięcy Tomo...- odpwiedziałam, posyłając mu wielki uśmiech i oglądając resztę rzeczy.- Wiecie już, co to będzie?
- Nie, ale spokojnie, rzeczy są uniwersalne. Ale wiesz jak to jest, pierwszy raz przeżywam coś takiego i ... to niesamowite uczucie!- odparł Milicević, pomagając mi odkryć jeden z kartonów.
- Ale myśl, że będziesz miał taką małą kopie ciebie, czy, że nie zmrużysz oka?- wtrąciłam z sarkazmem.
- Myślę, że bracia Leto mnie z tego wybawią.
- Tomo!
- Żartowałem! Dlatego poprosiłem Jareda by przesunął trasę możliwie najpóźniej jak się da. Nie chcę zostawiać Vicky samej z dzieckiem, tak od razu.
- Myślę, że gdybyście to zrobili, to Vicky by was pozabijała.- odparłam, uśmiechając się do siebie.
- To jest akurat pewne!- stwierdził Tomo, zamykając za nami drzwi.- Chodź, pomożesz mi z obiadem.
W następnej chwili razem z gitarzystą zajeliśmy się gotowaniem. Tomo miał zamiar przyrządzić jakąś chorwacką potrawę z mięsem i warzywami. Czas spędzony z Mofo na gotowaniu był świetną zabawą. Mężczyzna okazał się być nie tylko wspaniałym przyjacielem, słuchaczem, ale i kucharzem. Popijając drinka jakiego zrobił mi Chorwat, skroiłam wszystkie potrzebne warzywa.
- Co ty tam u licha wlałeś?! To jest genialne! I pyszne!
- A nie mówiłem ci... alkohol to chyba moje drugie powołanie, tak sobie czasem myślę.
- Racja, marnujesz się przy tych Leto.- odpowiedziałam, posyłając mu oczko.- Ups, puste!- stwierdziłam, podchodząc do Tomo i pokazując mu pustą szklankę. Oboje się zaśmialiśmy, a Chorwat wyciągnął spod blatu magiczną ciecz.



W towarzystwie Tomislava kompletnie zapomniałam o czasie i smutkach. Kiedy tylko skończyliśmy przygotowania do obiadu, Tomo zabrał mnie do salonu, gdzie zatraciłam się w oglądaniu jego zdjęć rodzinnych. Przeglądając je uśmiałam się jak nigdy, a łzy, co chwila spływały z mojego policzka. Z pewnością była to zasługa samego Chorwata, który będąc dzieckiem wyglądał przekomicznie, ale również sporej ilości alkoholu, który przestałam już dawno liczyć. O upływie czasu uświadomiła nas dopiero Vicky, wpadając niespodziewanie do salonu, z godzinnym spóźnieniem.
- Veronica? Tomo?- zwróciła się do nas, widząc jak oboje ledwie siedząc, zanosimy się śmiechem, niosącym się na całe pomieszczenie.
- Cześć kochanie!- odparł mężczyzna, podchodząc do kobiety i całując ją na powitanie.
- Piłeś? W dodatku ją też spiłeś.- stwierdziła Vicky, wyślizgując się z objeć bruneta i podchodząc do mnie.
- No ładnie.
- Vicky!- odparłam i przytulając się do niej, przewróciłam nas na plecy.- Ups! Ccczy ja jestem upita?- podnosząc się z przyjaciółki, posłałam jej uśmiech.
- Powiedz: wyidywidualizowaliśmy się z rozentuzjazmowanego tłumu indywidualistów.- wtrącił Tomo.
- Wizyduo..wyidoła... że co?!
- Jesteś upita, skarbie.- odpowiedziała mi Vicky, śmiejąc się i kręcąc głową.



***

Jared:

  Załatwianie spraw związanych z amerykańską premierą  Artifactu i wywiady dla kilku stacji, zajęły mi całe przedpołudnie. Resztę czasu spędziłem w studiu Steave'a Lillywhite'a, który był producentem najnowszej płyty. Musieliśmy omówić kwestię dogrywania brakujących utworów i ustalić dogodny dla mężczyzny termin sesji. Kiedy miałem już wychodzić, Steave zapytał mnie jeszcze:
- Na mieście krążą plotki, że będziesz nagrywał z Laną del Ray.
- Widzę, że szybko się rozeszło. A, co masz jakąś złotą radę?- odpowiedziałem, uśmiechając się i zatrzymując na progu.
- No nie żartuj, naprawdę?
Lillywhite zdjął okulary i wbił we mnie wzrok. Widząc, że mężczyzna w to uwierzył, zaśmiałem się.
- Steave, możesz być spokojny. Co jest plotką, plotką tylko pozostaje.- odparłem i machając na odchodne, opuściłem studio nagraniowe. Tym samym przyjaciel przypomniał mi w, co się wpakowałem. Jednakże póki, co sprawa z wokalistką, na szczęście stała w miejscu. Miałem więc czas na udoskonalenie taktyki.
Podjeżdżając pod dom gitarzysty, nie miałem pojęcia, co za niespodzianka na mnie tam czeka.
- Jared!
Na mój widok Veronica szybko się podniosła i wyraźnie chwiejnym krokiem, kierując się w moją stronę, rzuciła mi się na szyję. Przytulając ją, wymieniłem zdezorientowane spojrzenie z Vicky i Tomo, którzy niewinnie się uśmiechali.
- Nie patrz tak na mnie. Takie są właśnie skutki zostawiania tej dwójki samych i z pełnym barkiem.- odparła mi po chwili Victoria, wzdychając i poklepując, wtulającego się w nią Chorwata.
- Nie masz pojęcia jakie cudowne, kolorowe drinki robi Tomuś...ej Milicević, high five!- wydarła się Veronica, odklejając głowę od mojej klatki.- Zostańmy...
- Nie mam mowy. Na nas już czas, a ty masz wyraźnie dosyć KOLORÓW.- wtrąciłem, przerywając dziewczynie i zgarniając z fotela jej torbę.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" młoda panno. Idziemy. Cześć wam!- odparłem i łapiąc Veronicę w pasie, zaprowadziłem do auta.  Kiedy miałem już odjeżdzać, z domu wybiegła jeszcze Vicky.
- Jared, zaczekaj.- rzuciła, podchodząc do szyby.- Martwię się o nią. Żyje naprawdę w silnym stresie, choć może się maskuje, ale bardzo to przeżywa. Niby jest odpowiedzialna i dorosła, ale wiesz jak to jest...
- Vi, ja to doskonale rozumiem i się staram. Bardzo bym chciał by poczuła się lepiej. Dużo o tym dziś myślałem i powinna mieć zajęcie.
- To nie myśl tyle, tylko coś zrób. Ona ci ufa, Jay. Nie zwal tego bo skopię ci tyłek.- odpowiedziała mi przyjaciółka i grożąc palcem, wycofała się z powrotem do domu. Nie zwal tego, Jared, powtórzyłem sobie w głowie po czym odpaliłem auto.




***

  Nigdy  nie zagłębiałem się w funkcjonowanie ludzkiego umysłu, ale dziś zacząłem się nad tym zastanawiać, bowiem obudziła mnie myśl, która przyszła... właśnie, skąd? To było niesamowite uczucie. Otwierając oczy już wiedziałem, co powinienem zrobić. Spoglądając na śpiącą obok mnie Veronicę, zacząłem analizować wszystkie za i przeciw mojego planu. Po dłuższym zastanowieniu, stwierdziłem, że to właśnie to, czego nam potrzeba. Wyjazd. Pozostawała jedna kwestia, Emma. Dzisiaj wracała i mieliśmy się spotkać po południu. Do tego czasu muszę mieć jakieś konkrety. Wychodząc z łóżka, szubko odnalazłem mojego notebooka.




***

- Zaraz mi rozsadzi głowę. Ten pieprzony przeciwból wcale nie działa.- wycedziła Veronica, ukrywając głowę w dłoniach.
Prosto od Emersona, jechaliśmy do ambasady. Na szczęście spotkanie z producentem wypadło na naszą korzyść, ponieważ mężczyzna już wcześniej chciał podpisać z Polką umowę. Z jego słów wnioskowaliśmy, że w następnym tygodniu dziewczyna miała dostać pełny scenariusz, a przygotowania do filmu miały ruszyć dopiero po nowym roku.
- Wtorek, środa... jeszcze dwa takie dni i przywykniesz. Kwestia wprawy.
- Bardzo śmieszne, powiem ci tak samo, zobaczysz.- odparła kobieta, posyłając mi mordercze spojrzenie. Nie lubiła komentowania jej działań, a w szczególności picia. Nie chciałem jej denerwować lecz jedynie rozbawić. Nie udało się.
- Daj mi jeszcze jednen paracetamol. Proszę?- zwróciła się do mnie, podnosząc wzrok.
- Wzięłaś dwa, 10 minut temu, pozwól im zadziałać.- odparłem w miarę spokojnie, widząc jak ma zamiar mnie zabić.- Nie denerwuj się, będę tam z tobą. Wszystko pójdzie dobrze.- parkując samochód przed polską ambasadą, złapałem brunetkę za lodowatą dłoń.- Trzęsiesz się, mała.
- Idźmy tam i miejmy to za sobą, bo jeszcze chwilę a zejdę na zawał, Jay.
 W następnej chwili wysiadliśmy i wchodząc do budynku, uśmiechnęliśmy się jeszcze do siebie. Siedząc w korytarzu, czekaliśmy aż wywołają brunetkę.
- Nie chcę iść tam bez ciebie.
- Wiem, gdybym tylko mógł, poszedł bym tam za ciebie, ale nie mogę.
- Zadzwoń do Baracka, przecież to twój kumpel.- odparła, opierając się o mój bok.
- No patrz! Nie pomyślałem.
Nasz śmiech przerwała urzędniczka, która nagle staneła przed nami. Prostując się na krzesłach, usłyszeliśmy:
- Pani Veronica Marcewicz? Zapraszam.
Dzieczyna wstając i poprawiając jescze swoją bluzkę, oddała mi torebkę po czym ruszyła za starszą kobietą. Choć ubrała się dziś w to, co akurat miała pod ręką, to wciąż nie mogłem oderwać od niej wzroku. Nawet w zwykłych jeansach i bluzce wyglądała fenomenalnie. A czarny stanik w połączeniu z białą koszulą, to świetny trik.



Czekając na kobietę zająłem się swoim BB. Przęglodanie wiadomości i konwersacja z Terrym, który usiłował namówić mnie bym do niego wpadł, zajęłey mnie do tego stopnia, że nie zauważyłem Veroniki. Dopiero stukanie jej obcasów, gdy przechodziła obok mnie, wyrwało mnie z transu w jaki wpadłem. Podnosząc wzrok na kobietę, przeraziłem się bo jej twarz wyrażała...zawód? Już chciałem się podnieść, gdy brunetka szybkim ruchem usadowiła się na moich kolanach.
- Nie ucieszy cię to...- zaczęła mówić, bawiąc się jednocześnie guzikami swojej bluzki.-... ale będziesz musiał się ze mną jeszcze pomęczyć!
W tej samej sekundzie przytuliłem ją do siebie z całej siły i odetchnąłem z ulgą. Mogła zostać, to było teraz najważniejsze. Jedno zmartwienie zostało rozwiązane. To był odpowiedni moment na przedstawienie mojego planu.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Porywam cię stąd na kilka dni.- odparłem, biorąc jej twarz w dłonie. Zaśmiała się, a na słowo niespodzianka, westchnęła.
- Że, co? Ale, jak i dokąd?
- Zbierajmy się do domu bo Emma tam pewnie czeka, muszę z nią pogadać a ty się spakujesz.
- Ej, ale teraz?!- wtrąciła, zupełnie zaskoczona, zsuwając się na ziemię.
- Tak, wymyśliłem to dziś rano, a może to był Bart? W sumie nie ważne...- posyłając jej uśmiech, podałem jej swoją dłoń.- Ufasz mi?
- Ale, co to....
- Ufasz, czy nie?
- No...ufam.- odparła, bezradnie kiwając głową i posyłając mi krzywy uśmiech. Kładąc swoją dłoń na mojej, zacisnąłem ją. Przyciągając ją do siebie i zamykając w objęciach, dodałem:
- Nie chcę byś się ode mnie oddalała, chcę być przy tobie nie tylko na dobre. Nawet gdybyśmy mieli stać na krawędzi ziemi, to razem.
- I nie pozwolisz mi spaść?
- I promise you.




***
Yello!

Notka pojawiła się... cieszmy się więc :D Nie ma co obiecywać i tłumaczyć się, dodałam teraz bo ukończyłam ją. Po prostu dużo się dzieje, a dokładnie ż y c i e, tak życie potrafi się intensywnie dziać, jakolwiek to nie brzmi. Poza tym od ostatniego wpisu nasz kochany Dziadu zofundował nam istny rollercoster uczuć! Ach, już się jeram rokiem 2013 bo to będzie zdecydowanie ICH rok! <3 Czyli widzimy się Robaczki, w czerwcu na Bemowie :D Ach i jeszcze jedno! VyyyyyyyRT! 1.12.2012!!!  Wiecie, że odbędzie się w moje urodziny! Będzie uroczo, na szczęście tym razem fundusze mam.
P.S. Jakoś tak mnie naszło na filmowe oblicze pana Leto, a co tam. Liczę, że gify się spodobają ;)
P.P.S. Jak ktoś chciałby wiedzieć dokładnie o aktualizacjach, to informuję na moim tt, tutaj. Ewentualnie na gg.

Provehito in altum!










* "Ku nieznanemu ruszam z misją, nie będąc już w stanie. Chodź tam ze mną ku nieznanemu."- 30 Seconds to Mars, The Mission.
** piosenka i teledysk 30 Seconds to Mars o dość mocnym zabarwieniu seksualnym.

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.