wtorek, 21 sierpnia 2012

13. We are the stories and disciples, Of the Jesus of suburbia, Land of make believe, and it don’t believe in me. Land of make believe and I don’t believe and I don’t care! . . . *




***


   Poniedziałek, jak ja nie cierpię tego dnia. Z tą myślą opuściłem swoje łóżko i udałem się pod prysznic. Po porannej toalecie założyłem swój domowy dres i mogłem zejść na dół. Przypomniało mi się, że dziś mieli przyjść ludzie z ekipy aby popracować nad Artifactem, który wrócił ze wstępnej obróbki. Wciąż było mnóstwo do zrobienia.
   Mimo kolejnego słonecznego dnia, nie byłem w najlepszej formie. Przede wszystkim utrata niezbędnego mi BlackBerry sprawiła, że byłem uzależniony od pomocy Emmy, która miała nie mało na głowie. Po drugie, od jakiegoś czasu wcale nie tworzyłem, nie komponowałem. W mojej głowie krążyło tyle myśli lecz żadna nie nadawała się do spożytkowania. Pocieszałem się faktem, że najbliższe tygodnie spędzone na intensywnej pracy mogą coś zmienić… Na razie nie miałem ochoty się tym przejmować. Wszystko się ułoży, jak zwykle.
   Póki, co w głowie miałem jedno: kawa, kawusia. Tylko ona była w stanie postawić mnie na nogi i rozbudzić. Kiedy już gorący napój wypełnił mój ulubiony kubek ze zdjęciem Led Zeppelin, opadłem na kuchenny stołek i włączyłem swój laptop. Z wirtualnej przestrzeni wyrwał mnie dopiero dźwięk dzwonka. Ktoś zawzięcie dobijał się do drzwi, zmuszony ruszyłem otworzyć.
- No stary, ile można dzwonić? Już zacząłem się zastanawiać czy nie pomyliliśmy terminów…
Jimie. Usłyszałem znajomy głos gdy tylko uchyliłem drzwi a po chwili przybysze byli już w środku.
- Wiesz jaki jest Jared, jak go coś zainteresuje to amen. Prawda?- odezwał się drugi mężczyzna, kierując do mnie swoje retoryczne pytanie na co pozostali pobieżnie się zaśmiali.
-Witaj Paul.- posłałem znajomemu uśmiech.- Mamy sporo pracy więc do dzieła! Nie marnujmy czasu.
Zaklaskałem radośnie w dłonie po czym przywitałem się jeszcze z resztą mojej załogi, łącznie była ich czwórka. Nim się obejrzałem, wszyscy kierowali się już na swoje miejsca pracy. Pracowaliśmy ze sobą dość długo, znałem ich, ufałem, lubiłem.
- To ja zrobię kawę!- zawołałem do nich kiedy zniknęli mi z horyzontu.


***

Podczas gdy Paul, Marta i Sam pracowali nad materiałem filmowym, ja razem z Jimiem zajęliśmy się nowymi utworami. Nie były to kompletne piosenki, były to raczej luźne kompozycje, które ostatnio nagraliśmy. Trzeba było je obrobić a do reszty, tej już gotowej dograć jeszcze dodatkowy wokal. Praca na tyle mnie wciągnęłam, że nawet nie zauważyłem kiedy do studia wszedł Steve Lillywhite, producent muzyczny i mój przyjaciel, a za nim Veronica.
- Wpuściłam twojego gościa bo jeszcze zapuścił by korzenie na podjeździe.- rzuciła do mnie dziewczyna kiedy wyszedłem z kabiny dla wokalisty, po czym posłała mi wymuszony uśmiech.
- Steve, wybacz ale właśnie nagrywałem wokal i kompletnie mi wypadło, że przyjdziesz. Veronica, dziękuje.
- Nawet nie wiesz jak miłą odmianą było ujrzeć piękną kobietę w drzwiach zamiast starzejącego się faceta i uciąć sobie z nią pogawędkę.
Usłyszałem śmiech Niko za plecami. Cały Steve, szczery do bólu. Posłałem mu uśmiech, ale mężczyzna tego nie zauważył, usiadł obok Jimiego, gotowy do pracy. Dorzucił jeszcze:
- Jared skoro tak stoisz…- zdjął z nosa swoje okulary i spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. Nie wyglądał na swoje 57 lata.-… zrób coś pożytecznego i przynieś mi kawę. Mocna, bez cukru, bez mleka.
- Jasne.- odparłem z uśmiechem.
Mimo różnicy wieku, dobrze się dogadywaliśmy i przyjaźniliśmy. Z czasem nawet przywykłem do nieco apodyktycznego tonu głosu Steve’a. On po prostu taki był, trzeba było go tylko poznać by to zrozumieć.
- Pójdę z tobą.- dorzuciła dziewczyna kiedy wychodziłem ze studia.
- A ty nie zbierasz się do pracy?
- Zbieram, ale mam jeszcze trochę czasu. Nie mówiłeś, że będziesz dziś tak intensywnie pracować. Kiedy schodziłam, w piżamie natknęłam się na Paul’a?  Wystraszyłam się.
Wyobraziłem to sobie i mimowolnie się zaśmiałem na, co Niko posłała mi jednoznaczne spojrzenie:
- To wcale nie było śmieszne. Szczególnie kiedy krzyknęłam i po chwili zauważyłam więcej ludzi. Wygłupiłam się.
- Przepraszam, miałem ci powiedzieć. Myślałem, że wstaniesz wcześniej i zdążę. Widzisz mój dom jest otwartą przestrzenią dlatego nazywamy go czasem The Lab więc kiedy pracujemy przewija się tu sporo ludzi.
Powiedziałem to i włączyłem ekspres. Po 5 minutach do kuchni wbiegł mój brat.
- Tu jesteś. Mam!- wykrzyczał kiedy przy blacie zauważył Niko.
Oboje porozumiewawczo się uśmiechnęli. What the fuck?, pomyślałem i przybrałem pozę oznaczającą, że czekam na wyjaśnienia. Spojrzeli po sobie po czym Shannon wcisnął dziewczynie do ręki małą torebkę i kiwnął z aprobatą oznaczającą, że ma przemówić pierwsza.
- A więc…- uśmiechnęła się do mnie, wyciągając w moją stronę podarunek.- To dla ciebie. Mamy nadzieję, że załata dziurę w twoim sercu.
Po tych słowach zmieniła miejsce, stając obok mojego brata. Teraz oboje wbijali we mnie swój wzrok, dając mi do zrozumienia, że powinienem zajrzeć do środka.
- Jeśli to jest to o czym myślę…
Nie dokończyłem. Moje oczy otworzył się jeszcze szerzej a na twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Powoli obróciłem obiekt w dłoniach.
- W sklepie powiedzieli, że nie produkują już tego modelu jaki miałeś więc razem z Veronicą zdecydowaliśmy się na najnowszy i… chyba sobie z nim poradzisz?- z otępienia wyrwał mnie głos Shannona.
Nie byłem w stanie nic odpowiedzieć więc posłałem bratu spojrzenie w stylu: mum please. Rozbawiło ich to.
- Mówiłam ci, mówiłam? Wisisz mi 10 dolców Shann.- powiedziała dziewczyna wyciągając dłoń, po czym perkusista z niechęcią wyjął żądaną sumę z portfela. Nigdy nie lubił przegrywać, ale to u nas rodzinne, pomyślałem i zaśmiałem się w sobie.
- Dziękuję, jest wspaniały, doskonały.
- Ma się ten gust.- odpowiedziała Veronica.
Zdołałem wydusić z siebie jedynie tyle i wróciłem do dalszej pracy. Z wrażenia prawie zapomniałem o kawie dla Steve’a, ale szybko się po nią wróciłem, ponieważ mimo wszystko nie chciałem wyprowadzać go z równowagi. A uwierzcie, byłby wówczas bardzo nerwowy a tego właśnie chciałem uniknąć.


***

   Jak się okazało po paru godzinach, do zrobienia było o wiele więcej niż przypuszczaliśmy. Praca nad Artifactem, choć mozolna szła dobrze. Veronica tak jak obiecała, dołączyła do załogi. Codziennie przed pracą razem z Paulem i Martą dopracowywali poszczególne części. Ze wstępnych obliczeń potrzebowaliśmy jeszcze co najmniej miesiąca by skończyć dokument, co w realu przekładało się na niezliczoną ilość godzin.
   Równolegle z Artifactem trwała praca nad filmem z trasy, który na razie traktowaliśmy dość lajtowo. Tym projektem zajmował się Sam, zdolny komputerowiec, któremu pomagał Shannon. Wiedziałem, że Shann musi mieć zajęcie by nie zgłupieć z nudów do reszty, co nie do końca mu się podobało, ale w końcu zrozumiał, że tkwimy w tym wszyscy i musimy się wspierać.
   W tym czasie ja wraz z Jimie’ym i Stevem pracowaliśmy nad dźwiękiem. Fakt, że Steve miał dla nas policzony co do dnia czas, nie ułatwiał. Niestety nie szło tak płynnie jak myślałem. Testowanie różnych brzmień jest dobre gdy masz czas. My go nie mieliśmy, dlatego musieliśmy się spiąć, co w efekcie poskutkowało nawałem pracy. Zdarzały się dni kiedy nie opuszczaliśmy studia przez cały dzień, to było strasznie męczące. Do tego doszło nagrywanie nowych kompozycji, na razie bez wokalu bo jak się okazało praca nie pomogła, nie potrafiłem niczego napisać. Postanowiłem odgrzebać coś z zapisków, które robiłem parę lat temu i które nie zostały wykorzystane. Ku mojemu zdziwieni powstało tak kilka całkiem dobrych piosenek.
   Nim się zorientowałem, praca pochłonęła dwa tygodnie z mojego życia a przez mój dom codziennie przewijało się kilkunastu ludzi. Przez ten okres naprawdę straciłem poczucie czasoprzestrzeni a moje życie kręciło się jedynie według wytycznych: sen – jedzenie – praca. Veronicę widywałem jedynie rano, kiedy przychodziła popracować nad dokumentem. Praca na planie filmowym nie należała bowiem do najłatwiejszych, trwała 12 godzin i dziewczyna wracała kiedy już spaliśmy. Przez ten czas, o dziwo, zdążyłem ją lepiej poznać.
Kiedy zachodziłem by doglądnąć pracy nad montażem filmu, mieliśmy czas by się oderwać i pogadać. W ten sposób dowiedziałem się trochę o jej rodzinie i znajomych.
   Szybko się jednak okazało, że nie jest to temat o którym lubi rozmawiać. Cała jej rodzina mieszkała w Polsce, ale Veronica nie chciała tam wracać, przynajmniej nie teraz. Z tego, co powiedział mi o sobie,  miała dwóch braci i siostrę, utrzymywała z nimi dobre relację. Gorzej było z rodzicami, ponieważ z matką nie dogadywała się nigdy zbyt dobrze, a wręcz przeciwnie z ojcem. Bardzo go kochała i liczyła się z jego zdaniem, ale przez sprawę z matką, oddaliła się od niego też. Suma summarum ograniczyła kontakty z rodzicami jedynie do telefonicznych. Choć starałem się ją podpytać dlaczego nie próbuje tego zmienić, za każdym razem zbywała mnie mówiąc, że: nie walczy się z czymś co nie chce się zmienić. W kwestii przyjaciół wiedziałem, że jej najbliższe przyjaciółki mieszkają w Polsce i Francji. Tutaj była kompletnie sama.
- Teraz już nie możesz tak mówić. Masz przecież nas, zrozumiano? I nie myśl, że tak łatwo się nas pozbędziesz.
Powiedziałem kiedyś do Niko gdy siedzieliśmy w The Lab. Być może to fakt, że była tak młoda i sama lub to, że dobrze wiedziałem jak to jest sprawiło, że chciałem otoczyć ją swoją opieką, ale taki już byłem. Kiedy kogoś naprawdę polubiłem za wszelką cenę chciałem by był bezpieczny. Z czego to wynikało? Przez wiele lat nie chciałem się do tego przyznać, ale w końcu stawiłem temu czoła. To był efekt porzucenia przez ojca w dzieciństwie. Kiedy zostawił mnie i matkę, byłem mały lecz nie na tyle by to wymazać i mimo wielu zabiegów rodzicielki nigdy sobie z tym nie poradziłem…


***


   Wszystko, co wydarzyło się od pierwszych promieni poniedziałkowego słońca, wpadających bezczelnie do mojej sypialni, przypominało istny sajgon. Dopiero teraz zrozumiałam, że życie choć prowadzone w słonecznej Kalifornii- fabryce marzeń i snów, może być usłane cholernymi chwastami. Oczywiście z moim szczęściem wszystko się na siebie nałożyło w efekcie pogrążając mnie w istnym chaosie. Ogarnij się! Ta myśl niczym echo odbijała się wciąż w mojej głowie. Ale zacznijmy po kolei…

***

   Praca. Grafik przysłany mi przez Darrena świetnie zaplanował mi tydzień, CAŁY tydzień, od poniedziałku do niedzieli, 12 godzin choć zdarzało się więcej… Okazało się, że przez najbliższe dni będziemy pracować w wynajętym studiu, nagrywając kilka scen. Następny tydzień zaś zapowiadał się w plenerze. Praca na planie filmowym ma to do siebie, że wymaga wielu zmian miejsca i czasu kręcenia scen.  Na planie poznałam całą ekipę Darrena w większości byli to ludzie bardzo młodzi i pozytywnie zakręceni. Będąc na dziale montażu Darren przedstawił mi Katię, swoją krewną.
- Veronica, poznaj Katię.
Moim oczą ukazała się niższa ode mnie, rudowłosa dziewczyna. Kiedy się odwróciła, ujrzałam jej twarz, która była roześmiana i młoda. Miała ciemne oczy i łagodne rysy twarzy gdyby nie ten intensywny kolor włosów mogłaby uchodzić za aniołka. Nic bardziej mylnego! Poznając ją bliżej przekonałam się, że mamy więcej wspólnego niż nam się wydaje.
Darren kontynuował:
- To siostra mojej żony, naczelna działu montażu ale nie myśl, że ma u mnie jakieś fory.- po tych słowach posłał mi uśmiech.- Katia razem z chłopakami zajmuje się montażem…
W tym momencie dziewczyna mu przerwała, uśmiechając się i dorzucając od siebie:
-…i musisz powiedzieć, że jest w tym cholernie dobra. Wiem, ze trudno jest ci to przyznać, ale to fakt szwagrze.- po tych słowach Katia poklepała reżysera po ramieniu, który z uśmiechem kiwał głową. Zwróciła się do mnie.- Pierwszy punkt w poradniku jak zostać dobrym i lubianym szefem. Chwal pracowników. Ciągle mu to powtarzam, a on nic. Miło mi ciebie poznać. Masz GENIALNE włosy dziewczyno!
Po chwili Katia stała już przy mnie dotykając moich różowo-turkusowych pasm.
- Dzięki. Należę raczej do tych odważnych, widzę że ty też. Fajny pomarańczowy, czerwony, rudy? Co to właściwie za kolor?
Dziewczyna się zaśmiała.
- Sam nie wiem. Poszłam do fryzjera na spontana i powiedziałam, że chcę coś w miarę oryginalnego no i proszę!- zatrzęsła demonstracyjnie swoim krótkimi włosami. Zaśmiałyśmy się obie.- Mówię ci mój fryzjer to mistrz…
- Ehm…- odezwał się lekko zniecierpliwiony Darren.- Katia, dokończysz później. Z pewnością będziecie razem pracować ale na razie ty do pracy a my idziemy dalej.
- Wpadnij tu jak będziesz mieć chwilę. Fajna z ciebie babka a z nimi…- Katia wskazała na swoich kolegów z działu.-.. nie da się zbytnio pogadać.
- Obiecuję.
Dzięki temu, że znalazłam w Katii bratnią duszę, praca mijała mi o wiele przyjemniej. Obie lubiłyśmy naszą pracę i byłyśmy perfekcjonistkami w tym, co nam powierzano dlatego dogadywałyśmy się bez problemu. Podobnie było poza pracą.
-Słuchaj Veronica, może pójdziemy po pracy na drinka? Co ty na to?
- Powiem ci, że po dzisiejszym zapierdolu mam ochotę na całą butelkę.
- Świetnie. Za dwie godziny wszyscy kończymy więc spotykamy się przed wyjściem. Trzymaj się i pamiętaj: FLOWER POWER!
Zaśmiałam się bo Katia zaczęła wymachiwać rękoma, okrążając mnie dokoła po czym pobiegła do siebie. Skąd ona brała tą całą energię? Nie miałam pojęcia, ale jakby to powiedziała Katia, Flower Power.
Dochodziła dwunasta a mi o dziwo nie chciało się spać. Chyba praca mnie znieczuliła albo regularny już niedobór snu.
   Przed końcem pracy dostałam wiadomość od Shannona, dochodziła 2, „ Jared nie ma litości, karze nam wciąż pracować. Myślę nad buntem. Doczekam się ratunku, za ile będziesz???”. Mimowolnie się zaśmiałam, biedny Shannon, naprawdę zrobiło mi się go żal. Poznałam go na tyle dobrze by wiedzieć, że wyspany Zwierzak, to zadowolony Zwierzak. Szybko odpisałam, jednak po chwili się poprawiłam, bracia Leto nie musieli o wszystkim wiedzieć: „Idę jeszcze na drinka z Katią Nie wiem ile mi zejdzieL Nie czekajcie. Dobranoc.” Po chwili postanowiłam wysłać jeszcze smsa do Jareda: „ Nie męcz mi Shannona, Leto! Kończ tą pracę i pozwól iść im spać”. W błyskawicznym tempie dostałam odpowiedź: „Nie wiem skąd o tym wiesz ale się domyślam. Mógłbym powiedzieć ci to samo :P”. Pracoholicy, to określenie pasowało do nas, ale w odróżnieniu od Jareda ja znałam umiar. A może tylko mi się tak wydaje?

***

   Klub do jakiego wyciągnęła mnie Katia znajdował się dosłownie 5 minut drogi od studia więc postanowiłyśmy przejść się piechotą. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy będą w środku, to wystrój. Wnętrze było ustylizowane na nowojorską ulicę, co mnie pozytywnie zaskoczyło. Ściany ze wszystkich stron były poobklejane fototapetą przedstawiającą fragment autentycznej ulicy, co w efekcie dawało niesamowite wrażenie, że naprawdę jest się tam. Jeszcze dziwniejsza była podłoga klubu na którą składał się realny chodnik i fragment asfaltu. Oh my Fucking God!, pomyślałam.
- Katia kurwa, gdzie my jesteśmy?- zaczęłam się śmiać.- Tu jest z-a-j-e-b-i-ś-c-i-e!
- Fajnie, nie? Przychodzę tu po pracy. Klimat nieziemski a drinki jeszcze lepsze. Spójrz.- dziewczyna złapała mnie za rękę i wskazałam barmana.- Mamy szczęście, to Anthony, zawodowy barman. Jego drinki to arcydzieła.
Nie dała mi nic powiedzieć tylko pociągnęła za sobą do baru.
- Część Tony. To moja przyjaciółka Veronica. Zrobisz mam coś specjalnego?
Katia posłała mężczyźnie swój specjalny, „proszący” uśmiech. Ten chwyt miała opanowany do perfekcji więc barmanowi nie zostało nic jak pokiwać twierdząco głową, przy okazji posyłając mam w odpowiedzi swój czarujący uśmiech.
Nie zdziwiło mnie, że w środku tygodnia i to jeszcze tak późno klub był zapełniony, w końcu to Ameryka, pomyślałam.
- Wiesz muszę coś zrobić z tymi włosami, kolory wyblakły i nie są już fajne. Nie znam tu żadnego fryzjera i boje się.- powiedziałam do Katii kiedy byłyśmy już przy drugim drinku.
- O nie, nie pozwolę skrzywdzić tych pięknych włosów byle ofermie. Musisz iść ze mną do Les de Rouflaquette, koniecznie!
- Do kogo?- zapytałam wciąż śmiejąc się z dziwacznego nazwiska.
- Raczej dokąd, głuptasie.- teraz to Katia się śmiała.- To nazwa mojego salonu fryzjerskiego, jest najlepszy.
- Powiedzmy, że ci wierzę.
Dopiłyśmy drinki a ja wstałam pociągając Katię za sobą:
- Zatańczmy! Chodź.
- Hahaha a ktoś tu mówił: To ostatni drink a potem spadamy do domu.
- To przez tego Tony’ego, skurczybyk za dobre robi te mixy.
Nim się zorientowałam bawiłyśmy się w najlepsze, nawet zmęczenie odpuściło. Kiedy w końcu pozbawione nadmiaru energii opadłyśmy na stołki, nasz barman zaserwował nam swoją specjalność czyli kamikadze. Gdy ujrzałam błękitny alkohol, bezwolnie radośnie krzyknęłam:
- Sok z gumijagód!- taka była pospolita nazwa tego drinku. Katia wybuchła śmiechem widząc moją minę i oparła swoją głowę o moje kolano. W tym czasie Anthony ustawił przed każdą z nas po sześć kieliszków 50 mililitrowych po czym dodał:
- Moja specjalność. Na życzenie Katii z podwójną wódką.- powiedział i puścił do mnie oczko.
-Katia?- uśmiechnęłam się do faceta po czym podniosłam głowę przyjaciółki, która wciąż chichotała.- Ty przebiegła lisico. Specjalne życzenie, tak? To wstawaj i pijemy.
Już po pierwszym łuku mogłam powiedzieć, że było to najlepsze kamikadze jakie w życiu piłam a z racji, że zdążyłam przywyknąć do wódki, byłam w stanie opróżnić wszystkie kieliszki. Różnie bywało dopiero rano, taka loteria.
Anthony zamówił nam taksówkę bo żadna z nas nie była w stanie prowadzić a poza tym to raczej na pewno przekroczyłyśmy dopuszczalną ilość.


***

Kiedy w końcu nad ranem dotarłam do domu, jeszcze trzymając się na nogach, ale niesamowicie się chwiejąc, musiałam być jak najciszej by nikogo nie obudzić. Szybko wyłączyłam alarm po czym skierowałam się prosto na górę zdejmując jedynie byty na dole by nie stukały po dębowych schodach. W domu panowały egipskie ciemności lecz mimo to moje lenistwo nie pozwoliło mi tego zmienić więc do sypialni weszłam na wyczucie. Ostatkiem sił ściągnęłam ubranie, zostając jedynie w bieliźnie i opadłam na brzeg łóżka natychmiast zasypiając.
Wydawało mi się, że nie minęła nawet godzina gdy ktoś zaczął mną kołysać i wydzierać się. Powieki były zbyt ciężkie by je podnieść. Chwilę mi zajęło zrozumienie treści słów, które rozbrzmiewały centralnie w moich uszach.
- Błagam cię obudź się albo chociaż puść mnie! Zaraz się zsikam.
Głos był wesoły choć zniecierpliwiony. Jared??? Na dźwięk tego głosu momentalnie otworzyłam oczy i to co zobaczyłam zszokowało mnie na tyle, że odskoczyłam od wokalisty jak oparzona. Spaliśmy w tym samym łóżku na dodatek ja jeszcze przed chwilą się do niego tuliłam. Widząc moją reakcję Jared się zaśmiał po czym szybko wyskoczył z łóżka. Był jedynie w bokserkach, bardzo obcisłych. Nie gap się!, zganiłam się w myślach. Głowa mi pękała, za dużo tego było.
- Zaraz wracam. Nie ruszaj się.
Zniknął w drzwiach łazienki a ja odetchnęłam bo przez to zamieszanie wstrzymałam oddech.
- Tylko się ubierz!
Krzyknęłam jeszcze do Jareda na, co w odpowiedzi usłyszałam charakterystyczny chichot.
- I sobie nie wyobrażaj Bóg wie czego.
Matko w co się do cholery wpakowałam. Nagle zauważyłam, że znajdowałam się w sypialni Jareda a na dywanie przed łóżkiem leżą rzucone moje rzeczy. Dla postronnej osoby wnioski były oczywiste. Dla mnie też, pomyliłam kurwa pokoje. Mój był po lewej. Fuck!
- Ja jebie, jeszcze to…
Zaklęłam spoglądając na czerwoną pościel, która idealnie pasowała do mojej bielizny i nie mogąc się powstrzymać zaśmiałam się. W tym momencie do pokoju wrócił Jared, który przysiadł na łóżku, na szczęście założył szlafrok. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Odruchowo zakryłam się kołdrą widząc jego lekko perwersyjny wzrok.
- Możesz robić to częściej. Jak się do mnie przytuliłaś to nie byłem w stanie cię oderwać, skąd ta siła w tobie, nie mam pojęcia. Wiesz, jesteś taka urocza jak śpisz. Szkoda, że tylko wtedy…
- Jared, nie wkurwiaj mnie. Nie jestem w humorze.
- A myślałem, że impreza była udana?- dodał złośliwie Jared, rozkładając się na łóżku.- Myślisz, że co mnie obudziło? Odór wódki pod samym nosem ale w ostateczności nawet to zniosłem.
- Zniosłeś? – zapytałam aby się upewnić że się przesłyszałam.
- No tak, obudziłem się gdzieś ok 5. Nawet nie masz pojęcia jak się zdziwiłem na twój widok. Chciałem cię obudzić ale nie było szans, spałaś jak zabita. Na dodatek nie mogłem się obrócić ani cię odsunąć bo tak mnie ‘ścisnęłaś’. Więc zrezygnowałem i poszedłem dalej spać.
No tak czego ja się mogłam spodziewać po starym playboyu. Na dodatek takim jak Jared Leto.
- I rozumiem, że nie wydał ci się to nienormalny obrót spraw? Matko, faceci…
Opadłam na poduszkę a Jared kontynuował:
- Poczekaj na najciekawsze. Wiesz, że gadasz przez sen?- Jay lewo to wydusił ponieważ znów zaczął się śmiać. Czekałam aż napad minie ale okazało się, że to był początek. Wyciągnęłam poduszkę i z całej siły uderzyłam nią Jareda.
- Gadaj!- krzyknęłam ale wokalista widząc moją minę zaśmiał się jeszcze głośniej, obracając się przy tym na plecy. W domu rozległ się stłumiony krzyk.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i wparował Shannon:
- Kurwa Jared, zajebie ci! Chichrasz się jak popierdolony od godziny a ja chcę…
Shann stanął jak wryty na środku pokoju na nasz widok. Zapadła totalna cisza. Wiedziałam jaki obrazek zobaczył Shannon.
- O kurwa. Nie, nie ogarniam.- dorzucił perkusista kładąc dłoń na głowie i nieśmiało się uśmiechnął.
Widząc jego minę Jared na powrót zaczął się śmiać. Widziałam jak łzy ściekają mu po policzkach, No czubek normalnie, pomyślałam. Wokalista powoli się podniósł po czym podszedł do brata i złapał go za ramię, wciąż uginając się ze śmiechu. Wpatrywaliśmy się tępo w siebie z Shannonem, totalnie nie wiedząc co napadło Jareda. Zachowywał się jak świr.
- Pomyliłam pokoje jak wróciłam i spałam tutaj. NIC INNEGO tu nie zaszło.
- Okay ale wiesz tak nie wygląda… i dlaczego on się śmieje od godziny jak  powalony?- Shannon uśmiechnął się do mnie po czym spojrzał na Jareda.
- Bo… bo ona… już spokój, dobra.- odezwał się w końcu nasz świr, powoli się uspokajając.- Nawaliła się wczoraj i pomyliła lewą z prawą ale jakim cudem spała u mnie? Nie mam pojęcia, w każdym razie wiesz że ona gada przez sen? - Jared te słowa skierował do brata  tak jakby zapomniał o mojej obecności.
Shannon wbił we mnie uradowany wzrok i odpowiedział bratu:
- Co mówiła???
Po chwili bracia usiedli na łóżku a Jared zaczął opowiadać:
- Zaczęłaś się kręcić i to mnie obudziło. Nagle słyszę, że coś mruczysz i myślę sobie no nareszcie. Śpi jak zabita nic jej nie rusza- Jared skierował te słowa do Shannona po czym wymienili znaczące spojrzenia.
- Kurwa, nie chcę  wiedzieć, że pomyśleliście o tym o czym myślę, ze właśnie pomyśleliście…- odpowiedziałam szybko by się nie poplątać.
- Nieeee.- chórem zaprzeczyli. Kurwa i weź tu zaśnij, pomyślałam. I komu dziś ufać? Nawet jak facet wygląda na porządnego, pamiętaj to tylko pozory.
- To co mówiłam, że się tak śmiałeś.- zapytałam.
- Co ale jeszcze jak, żebyś słyszała! Najpierw było: Zgaś światło. Na początku nie zrozumiałem więc poprosiłem żebyś powtórzyła bo myślałem że nie śpisz! To na mnie nakrzyczałaś i zaczęłaś mówić chyba coś po polsku. Szturchnąłem cię ale spałaś i zacząłem się śmiać, dość głośno a ty nic. I za chwilę słyszę: Zgaś to cholerne światło, wujek śpi. Rozwaliłaś mnie tym tekstem totalnie.
Shannon zaczął się chichrać na co Jared tylko się uśmiechnął, miał dość.
- Tak więc zapytałem, już dla jaj, jaki wujek i jakie światło a ty krzyczałaś: Bardzo śmieszne! Bardzo! Potem zbulwersowana się przekręciłaś i spałaś dalej, ale jak to mówiłaś dałbym słowo, że mówisz do mnie.
Jared skończył i wszyscy się zaśmialiśmy. Wiedziałam, ze czasem mówię różne rzeczy, ale jakie nigdy nie miałam pojęcia. Nagle Shannon przytulił mnie ramieniem do siebie i powiedział:
- Ale z ciebie agentka. Weź kiedyś pomyl pokój i wpadnij do mnie.
- Shanny, weź mi lepiej podaj moje ubranie i jak możecie wyjść bo chciałaby się przebrać.
Ból głowy zaczął dawać o sobie znać, nie miałam czasu się tym przejmować, za dużo miałam do zrobienia. Szybko się ubrałam i wróciłam do siebie by się ogarnąć i przebudzić. Dochodziła 9, czas zacząć pracę.
Jedynym urozmaiceniem kolejnych dni pracy były wypady do klubów razem z Katią, oczywiście po pracy. Zastanawiałam się jak długo tak wytrzymam, praca, impreza, 4-5 godzin snu, praca. Po tygodniu kiedy zobaczyłam swoją zmęczoną twarz w lustrze, zdecydowałyśmy z Katią nieco zwolnić.

***

 W sobotę odpuściłam sobie poranną pracę dla 30 Seconds to Mars na rzecz fryzjera, którego załatwiła mi Katia. Potrzebowałam tej zmiany. Długo zastanawiałam się czego chcę w końcu zdecydowałam się na kolor zbliżony do mojego własnego, ciemna czekolada. Dla urozmaicenia spód włosów dałam sobie pofarbować na wściekły czerwony. Efekt końcowy był zaskakujący, nagle z łagodnej dziewczyny o bajecznych włosach zmieniłam się w drapieżną. Ten kolor wyostrzył moje ciemne oczy a czerwień nadała pazura. O to mi chodziło. Nie dam się tobie, Hollywoodzie!  Prosto od fryzjera popędziłam na plan gdzie wszystkich miło zaskoczyła moja zmiana.
Kiedy wróciłam do domu, ku mojemu zdziwieniu bracia jeszcze nie spali. Stwierdziłam, że się przywitam i pójdę na górę. W salonie natknęłam się jedynie na Shannona.
- Woooow zawsze uważałem, że brunetki to sam seks! Rzekłbym nawet wyborna zmiana.- rzucił mi Shanimal.
- To samo można powiedzieć o brunetach Shanny.- odpowiedziałam zadziornie głaszcząc go po umięśnionym ramieniu. Może i miałam ochotę poprzekomarzać się z Shannonem jeszcze, ale moje nogi, nie.  Powolnie ruszyłam do góry. Na schodach minął mnie Jared. Nie zatrzymałam się, ale on tak.
- Czyżby ktoś zamierzał wydorośleć?- rzucił złośliwie, schodząc.
- Beach, please. Każdy kolor byle nie blond. Ble. – odcięłam mu się, idąc dalej do góry. Uderzyłam w słaby punkt.
- To do niczego nie zmierza więc nie odpowiem. Idź spać mała! Tylko do swojego łóżka!
Obrócił się i pokazał mi język. Cały tydzień dogryza mi z tym tekstem. Miałam go już serdecznie dość, jednak dzisiaj nie był w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Z uśmiechem na twarzy odpowiedziałam:
- Jeszcze będziesz prosić bym to zrobiła.
Na twarzy wokalisty pojawi się podstępny uśmiech.
- Pff.-odpowiedziałam i ruszyłam dalej.- Z-o-b-a-c-z-y-s-z.
Od kilku dni bawiłam się z braćmi Leto w te głupie, słowne gierki. Mieszkając z takimi facetami zaczynasz rozumieć, że mężczyzna we wszystkim dopatrzy się podtekstu. A jak najlepiej odpowiedzieć na perwersję? Perwersją. Tego nauczył mnie Shannon, który był w tym mistrzem.

***

  Parę ostatnich dni urozmaiciło jeszcze jedno wydarzenie a mianowicie wizyta w polskiej ambasadzie. Jak poinformował mnie Darren ubieganie się o pozwolenie na stały pobyt trochę trwa a moja aktualna przepustka jest ważna do listopada więc postanowiłam się tym zająć od razu.
   Na szczęście poczytałam najpierw troszkę i wiedziałam, co mniej więcej powinna zabrać. Przede wszystkim były to moje dokumenty oraz papiery mówiące na jakiej podstawie ubiegam się o pozwolenie. Kiedy tam weszłam obleciał mnie strach, jeżeli odrzucą mój wniosek to jedyną szansą jest… małżeństwo z Amerykaninem. Na samą myśl o tym dostałam lekkich drgawek, od popadnięcia w obłęd domysłów uratował mnie głos sekretarki:
- Pani Veronica Marcewicz? Pan konsul pani oczekuję, zapraszam.
Będzie dobrze kurwa, musi! Spotkanie okazało się nie być tak straszne jak sobie wyobrażałam. Starszy jegomość był niesamowicie miły i wyrozumiały, okazało się bowiem, że nie miałam wszystkich potrzebnych dokumentów.
- Obawiam się, że to trochę zajmie, muszę je sprowadzić z Polski.
- Nie ma problemu, złoży panie wniosek a ja zaznaczę, że zostaną dostarczone. Po wstępnym rozpatrzeniu otrzyma pani list z decyzją. To może potrwać, proszę się nie stresować, dobrze? A teraz poproszę pani adres pocztowy.
Już chciałam powiedzieć jak wygląda sytuacja ale w ostateczności postanowiłam nie ujawniać moich dziwnych koligacji z braćmi Leto. Mów tyle ile trzeba, nic więcej, zabrzmiał głos w mojej głowie.
- Notuje pan?- zapytałam po czy podałam adres Jareda.
Prosto z ambasady udałam się na plan, w końcu mam poważną pracę a posada pierwszego asystenta reżysera, zwanego też drugim reżyserem, zobowiązywała. Shannon zapytał mnie nawet ostatnio kiedy siedzieliśmy wieczorem w salonie co to dokładnie znaczy.
- Czyli, że co ty tam robisz? Drugi reżyser?
- No, to skąplikowane. Do moich obowiązków w skrócie należy wszystko. - widząc minę Shannona szybko dodałam.- Spokojnie to tylko tak brzmi. Dlatego mam dokładny plan.
- Co robisz? Wszystko. Fajnieee.- dodał zniechęcony Shannon.- Nie chcesz zmienić pracy?- dodał już wesoło.- Potrzebuję asystentki. No, co Jared ma a ja nie mogę? Takiej to nawet on nie będzie miał. I już normalnie widzę tą jego minę…
Zaśmiałam się. Z każdym dnie czułam jak nasze przyjacielskie relacje ewoluują.
- Jasne ale gdyby nie jeden szczegół. Darren płaci lepiej, ty mi jeszcze wisisz za sobotę 30 dolców, panie pracodawco!
- Oj tam oj tam!- zaśmiał się perkusista po czym dalej rozmawialiśmy o mojej pracy.
- Zajmuję się układaniem planu dla niższych stanowisk, przygotowywaniem ujęć do akceptacji  głównego reżysera czyli Darrena, śledzę poczynania aktorów, sprawdzam warunki bezpieczeństwa i ogólnie mam dbać o dobra atmosferę na planie.
- Kurczę, a ja myślałem, że ogarnąć całą perkusję to jest dużo, ale to? Wow. A nosisz kask?- spytał Leto.
- Pogrzało cię, to nie budowa, nie musimy.
- Czytałem kiedyś o wypadkach na planie i tam nosili. Ale macie je na planie?- Shannon drążył zawzięcie temat.
- Are you kidding me? Shann, o co ty mnie właściwie pytasz? Kask?- zapytałam rozradowana, zrozumiesz Shannona, zrozumiesz perkusistów.
Spojrzałam na twarz mężczyzny na której malował się znany mi już perwersyjny uśmieszek. Chyba wiedziałam o co chodzi.
- Nieeee… nawet mnie o to nie proś! Nie przyniosę ci go bo masz poronione fantazje! O mój Boże, nie chcę tego słuchać!- krzyknęłam w stronę perkusisty i zasłoniłam uszy widząc jak ten popapraniec zbliża się do mnie i chce mi zdradzić po co mu ten kask. Oczywiście zgadłam. Kiedy skończył mówić a większość słyszałam, choć się broniłam, wybuchłam śmiechem.
- Shannon!- wydarłam się na mężczyznę, chciałam być zła ale mi nie wyszło.- Nigdy nie wejdę do twojej sypialni jeśli będziesz miał ten kask!
- Przesadzasz, ale nie miałaś takiej fantazji?...
- Nie! I na pewno nie z dziewczyną!.- powiedziałam to i rzuciłam w Shanimala poduszką- Pełno etatowy perwers Leto!
  Nie musiałam długo czekać na odpowiedź Shannona, który zrzucił mnie z sofy i zaczął okładać poduszką. Bawiliśmy się jak dzieciaki.

 ***




Witajcie! Trochę mnie poniosło i zrobiłam mały przeskok czasowy, ok 2 tygodnie.
Mam pewien pomysł na rozwój akcji i liczę, ze póki, co wytrwacie w tym. A czytając inne blogi mam wrażenie, że moje opowiadanie jest marne. Wiem słabo u mnie z samooceną ale to chyba ten klimat wokół mnie (toksyczny), dlatego mam pomysł! Już go chcę. Wierzę, że dotrwacie ze mną.
P.S. I jeszcze jak wymyślić kasę na VyRT? Normalnie czarna dupa, ale poczekajmy na słońce :D

Provehito in altum!

* "Jesteśmy tylko bajkami i uczniami Jezusa ze slamsów. Pozornej krainy, która we mnie nie wierzy. Pozornej krainy, w którą i ja nie wierzę, i mam to gdzieś!..."- Green Day, Jesus of Suburbia.

6 komentarzy:

  1. Hej,
    Zacznę od zdjęć. Pierwsza fotka Jareda- zawsze pękam ze śmiechu jak ją widzę, przekomiczna jest. Ta róża w ustach, niby ‘ brudny’ uśmieszek no parodia po prostu :D Wstawiłaś też zdjęcie jedno z moich ukochanych, to na którym Jay siedzi z pochyloną głową, związane blond włosy, świetne. Fotka Shannona z pałeczkami pod pachami… o FUCK jaki smile!!! *__* zakochać się można takie to cute. Kocham to Twoje wstawianie zdjęć i będę to pisać chyba pod każdym rozdziałem :D
    Czytało się szybko i leciutko, akcja wejścia do łóżka młodszego Leto HA! Uśmiałam się :D a zdanie: ‘- Ja jebie, jeszcze to…’ wycisnęło mi łzy z oczu. Jak dla mnie jeden z fajniejszych rozdziałów, udało Ci się mnie rozśmieszyć a to jest zawsze najtrudniejsze. Napisać coś zabawnego to zajebiście wielka sztuka i nie porównuj swojego pisania do innych. Każdy ma swój styl, u jednych znajdziesz dramaty, u innych sielankę, romanse a u Ciebie jest zawsze śmiechowisko :D Z każdym rozdziałem lubię Twoje opowiadanie jeszcze bardziej, jak dla mnie nic nie trzeba tu zmieniać, ciekawa jestem cóż to za pomysł wpadł Ci do głowy hmm? Aaa i sprawa z ambasadą, no tutaj węszę jakieś problemy, ten ślub z Amerykaninem… :D
    Nie wiem czy tylko tak mi się wydaje, czy rozdział trochę krótszy niż poprzednie? Ale nie narzekam, długość i tak zadowalająca, nigdy nie zrozumiem osób, które piszą, że ciężko się czyta długie rozdziały. Ja nienawidzę rozdziałów które ledwo zacznę czytać a już jest koniec. Swoją drogą podziwiam, bo dodajesz rozdziały dość często (na szczęście, nie każesz nam długo czekać) i takie długie, sama próbowałam coś pisać i musze przyznać, że szło mi to jak krew z nosa. Jedną scenę pisałam trzy ni heheh, to chyba nie moja działka jednak :D
    Czekam na kolejny i standardowo weny życzę.

    Aha co do VyRT'u, koleżanka wczoraj do mnie pisała, że ojciec nie chce jej kupić biletu. Kurdę no nie mam dla Was żadnej dobrej rady, wiem jak to jest być uzależnionym od rodziców, każdy to przechodził przecież. A próbowałaś brać udział w konkursach? Na tweeterze jakieś są chyba i na fb. Może się uda wygrać? Moja Monika wczoraj wygrała :D Ja dzisiaj kupuję bilet, pamiętam jakby to było wczoraj jak się cieszyłam na VyRT w kwietniu jak bilet kupiłam :D a później oglądanie od 23 do 5 rano i przeżywanie z Echelonową rodzinką przez neta, płacze i inne cuda wianki :D A Ty oglądałaś poprzedni VyRT?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podniosłaś mnie na duchu :D Co do rozdziału to ma podobną długość co poprzedni po prostu, tak jak pisałaś szybko się czyta :)Co do wizy... wspomniałam o tym bo takie głupie formalności mogą dożo pokrzyżować :/
      czytasz mi w myślach? nie wiem ale fotki o których wspomniałaś po prostu uwielbiam ;) a ta a la brudny hipis to <3 <3 <3 !!!
      co do ostatniego VyRTa to nie mogłam go oglądać, to było w pt 27.04 a miałam wtedy zakończenie szkoły i imprezę klasową. Ale nie uwierzysz, pewna echelonowa znajoma wysłała mi linka do jakiejś czeskiej strony i mogłam sobie ściągnąć całe wydarzenie i tym sposobem mogę sobie oglądać kiedy mam ochotę.Matko, ale i tak nic nie pobije Mars300, też to mam i to oglądałam już chyba z 20 razy!często oglądam to z przyjaciółką:) wiem trochę to nie fair ale... dla mnie to było strasznie ważne. Co do kasy to nie chodzi o rodziców, ale raczej o moje długi, są spore (uwierzcie jestem mistrzem robienia długów i dziwię się że oni mi nadal pożyczają). Ale mam już pewien pomysł :)

      Usuń
    2. Kochana i co z VyRTem? Dałaś radę skombinować bilet? AH! Ja już czuję tą ekscytację, to napięcie związane z oczekiwaniem :D Na FB co chwilę ktoś wrzuca screeny jak chłopaki tekstują sprzęt, jak Jared z Tomo pokazują swoje fejsy *__* Mam nadzieję, że udało Ci się i będziesz też oglądała to jutro wymienimy się wrażeniami. Cieszę się jak dziecko i chyba trochę nie dowierzam, że jeszcze tylko trzy godzinki i znów zobaczymy trzech wariatów z Marsa :D Może kolejny Twój rozdział zaowocuje w nowe fotki z tego VyRTu? :D
      P.S. Fajnie, że podobają się nam te same zdjęcia, to takie zajebiście miłe, że ktoś ma podobny... nie wiem gust? Upodobania? :D
      Pozdrawiam gorąco pełna emocji i oczekiwania na dzisiejszy show :)

      Usuń
  2. Co Ty gadasz za głupoty dziewczyno? Ja kocham Twoje opowiadanie! ♥ ;D
    Shannon mistrz perwersji... hahaha mistrzostwo ;D No i do tego to zdjęcie z pałeczkami pod pachami i uśmiechem, który mówi "No wiadomo, że jestem zajebisty" ♥
    Przy pomyleniu sypialni myslałam, że walnę ze śmiechu ;D Jak czytałam ten tekst "Błagam cię obudź się albo chociaż puść mnie! Zaraz się zsikam." To przez chwilę myślałam, że Veronika usnęła w łazience... hahaha ;D

    A u mnie klimat też dość toksyczny, więc nie jesteś sama... ;p Kasa na VyRT'a... I have no idea... ;c Ale powodzenia w zdobywaniu $! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno twoje opowiadania są boskie, nawet nie śmiej mówić, że są marne! I akurat ten wpis muszę się przyznać ale podobał mi sie najbardziej! <3 xd Mogłam się pośmiać. Nowy "look" Veroniki jak dla mnie najbardziej udany! <3 Czekam na nowe notki mam nadzieję, że nie będę musiała znów długo czekać! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do siebie na 4 rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.