środa, 29 sierpnia 2012

14. No words can save us, this lifestyle made us *




***

   Przez następnych parę dni praca na planie w miarę się ustabilizowała a ja wprawiłam się w moje nowe obowiązki. Na ten moment nagrywaliśmy sceny w plenerze więc nasza katorga trwała jedynie 8 godzin tak, że popołudnia miałam jak na razie wolne. Postanowiłam to dobrze wykorzystać bo znając już plan filmowy, liczyłam się z tym, że moja sielanka może skończyć się w każdej chwili.
   Po pierwsze musiałam uporać się z naglącą mnie sprawą moich dokumentów. W tym celu potrzebowałam skontaktować się z moimi rodzicami czego serdecznie nie miałam ochoty robić. Nie, nie miałam ochoty rozmawiać jedynie z matką. Od kiedy tylko pamiętam była strasznie apodyktyczna, władcza i nie znosiła sprzeciwu. To właśnie przez ten charakter po części jej nie znoszę, a po części za to, że jestem czasem taka jak ona. Ta świadomość jest najgorsza, świadomość, że nigdy się od tego nie oderwę…
To ona rządziła w naszym domu a wszystko musiało być po jej myśli. Najgorszy był fakt, że zdanie ojca wcale się dla niej nie liczyło. Nigdy nie pojęłam jak on może z nią wytrzymywać. Może dlatego, że nie kochałam tak jak on? Całym sobą. W każdym razie mój okres dojrzewania aż do momentu wyjazdu za granicę, przypominał istną batalię. Jedynie codzienna awantura z matką, ratowałam mnie przed całkowitym podporządkowaniem się tej tyrani. Dopóki walczyłam nie mogłam zarzucić sobie konformizmu, który tak piętnowałam i nadal wytykam ludziom. Walka o prawo do wolności, swobody, o prawo do podejmowania jakże banalnych, codziennych decyzji, wyzwalała we mnie adrenalinę. Dzięki temu znajdowałam siłę by postawić się matce za każdym razem gdy chciała mnie najzwyczajniej w świecie „ustawić” a z racji, że obie mamy trudny charakter, nie było mowy o żadnej ugodzie. Zadowalało nas jedynie pełne zwycięstwo, które oznaczało przegraną jednej z nas.
Nigdy nie zapomnę miny mojej matki gdy powiedziałam jej, że będę studiować we Francji. Po pierwsze z tego powodu, że ona wybrała dla mnie studia prawnicze i nigdy nie zaakceptowała reżyserii. Po drugie dlatego, że uświadomiła sobie moją stratę i koniec swojego panowania nade mną. Wiecie czego żałuję, że nie mogłam widzieć jej miny kiedy po trzech latach pobytu we Francji zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że zamiast wracać lecę na drugi koniec globu, na Bóg wie ile by pracować. W tamtym momencie bolało mnie jedno, że zawiodłam nadzieję ojca na mój powrót do domu, ale jak mogłam przypuszczać on to zrozumiał i wspierał mnie. Może i jestem wyrodnym dzieckiem, ale mam to gdzieś bo moja egoistyczna natura jest zbyt silna by pozwolić się krzywdzić, nawet rodzicom.
Długo zastanawiałam się nad formą kontaktu, w końcu zdałam się na niezawodny i bezpieczny telefon. Siedząc na swoim małym balkonie i popalając nerwowo jointa, czekałam na charakterystyczne: Halo? Usłyszałam je po trzech sygnałach.
- Cześć mamo.
Rzuciłam na powitanie, czując jak rodzicielce podnosi się ciśnienie. Ona była zbyt dumna by zadzwonić do mnie pierwsza, zawsze to ja dzwoniłam. Przez to nastawienie postanowiłam ją karać, dzwoniąc bardzo rzadko. Wiedziałam, że tylko w ten sposób mogłam poczuć, że mnie kocha bowiem od trzech lat nie wypowiedziała tych dwóch prostych słów. Ja oczywiście nie pozostawałam jej dłużna.
- Dzwonię, ponieważ brakuje mi paru dokumentów. Nie jestem w stanie ich załatwić więc potrzebuję waszej pomocy.
W słuchawce wciąż panowała głucha cisza.
- Mamo? Jesteś tam?
 Dopiero po chwili usłyszałam jej krzyk:
- DLACZEGO MUSISZ MI TO ROBIĆ? Czym sobie na to zasłużyłam, co? Tym, że pragnęłam ochronić cię przed światem. Tak mi się odpłacasz! KOGO JA WYCHOWAŁAM! Nawet nie masz odwagi powiedzieć mi tego prosto w oczy!
Momentalnie poczułam jak żyły na dłoni mi nabrzmiewają od ściskania komórki.
- Nie będę się z tobą kłóciła…
- NO POWIEDZ, NIENAWIDZĘ CIĘ! POWIEDZ!
Usłyszałam jak matka zaczyna szlochać. Nie miałam pojęcia, co ją napadło, jej reakcja była mi zupełnie obca.
- Mamo…
- Nie mam córki!
Nie dane było mi skończyć, ponieważ w słuchawce usłyszałam głos ojca, próbującego uspokoić kobietę. Po chwili nie było jej już przy słuchawce.
- Cześć słoneczko. Nie przejmuj się mamą, ona nie była sobą. Nie wiem, co ją napadło, ostatnio było już lepiej, ale…- usłyszałam przygnębiony głos ojca. czułam, że coś go trapi.- … nie ważne. Po prostu twój telefon, on ją zdekoncentrował. Z co tam u ciebie? Zaklimatyzowałaś się już w Stanach? Jak praca i ten twój zespół?- próbował udawać wesołego. Nie wychodziło mu.
- Tato…- sama nie miałam pojęcia od czego zacząć.- Wszystko się układa choć mam dużo pracy. Myślę nad zdobyciem dodatkowych uprawnień. Wciąż pracuję nad tym dokumentem o jugosłowiańskiej wojnie domowej, mówiłam ci, ale dzwonię w sprawie dokumentów.
Wyjaśniłam ojcu jak wygląda cała sprawa. Obiecał skompletować brakujące papiery i wysłać je jak najszybciej. Porozmawialiśmy jeszcze trochę o tym, co u niego. W końcu zapytałam:
- Tato, tylko powiedz mi prawdę. Słyszę, że coś cię trapi, o co chodzi? Czy coś z mamą?
W słuchawce zapadła cisza. Wiedziałam, że jeśli rzeczywiście coś jest nie tak, ojciec mi nic nie powie.
- Powinnaś przyjechać na święta.
- Nie odpowiedziałeś mi. Co jest grane?
- Naprawdę nic się nie dzieje. Po prostu oboje z mamą tęsknimy.
Nie wydobyłam z ojca już nic więcej więc pożegnaliśmy się. Zmartwienie w jego głosie nie dawało mi spokoju. Dopaliłam końcówkę skręta po czym podniosłam się leniwie z leżaka. Póki, co musiałam jednak wracać do pracy w laboratorium. Wrócić do tematu, odnotowałam w głowie.
Pewnego wieczoru, siedząc znudzona na czacie dostałam wiadomość od mojej przyjaciółki Ofelii ( tak, jej matka była wielka fanką Szekspira), miałyśmy pogadać na skype. Była mi najbliższą osobą na świecie, zaraz po tacie, traktowałam ja jak siostrę. Momentalnie uświadomiłam sobie, że nie rozmawiałyśmy od dnia mojego przylotu tutaj. Jak to się stało? Wiedziałam, że zaraz dostanę niezły opierdol. Niepewnie włączyłam kamerkę, po momencie ją ujrzałam i usłyszałam, mówiła po polsku albo raczej krzyczała:
- COŚ TY SOBIE DO KURWY NĘDZY WYOBRAŻAŁA? Gdybyś nie była nieosiągalna, ZAJEBAŁABYM CI!
Zauważyłam jak na mój widok pojawia się na jej twarzy uśmiech. Nie potrafiła się na mnie gniewać.
- Też cię kocham Ofiiiii…
- Ciii! Przyznaj się kurwa, że zapomniałaś? Ja pierdolę! Gdybym się tak cholernie nie stęskniła się za twoją gębą, to Bóg wie kiedy raczyłabyś się do mnie odezwać!
Przyjaciółka z radością dawała mi reprymendę a ja posłusznie udawałam skruszoną, cały czas się do niej uśmiechając.
- Wybacz Of. Wiem, nie zasługuję na tak zajebistą przyjaciółkę. Moja wina, moja wina, moja….
Zaczęłam żałować i uderzać się w pierś. Ofelia nie wytrzymała i dorzuciła:
- Zajebistą? Najbardziej zajebistą zajebistość złotko.
Puściła mi oczko a ja się zaśmiałam.
- Zmieniłaś kurwa kolor włosów.- to było pytanie lecz stwierdzenie. Zaczęłam jej opowiadać jak się mają sprawy i co w ogóle robię.
- Nadal nie wierzę, że mieszkasz z tymi perwersami. Popierdoliło cię po całości. Stwierdzam to oficjalnie!
- Nad, nie od dziś wiesz o tym.- odpowiedziałam przyjaciółce na, co ona tylko machnęła ręka.
- Przez to wszystko zapomniałam ci powiedzieć newsa. Kto przenosi się i będzie kontynuował studia na Imperial College London?
Odruchowo obie zapiszczałyśmy. Wiedziałam, że Ofelia marzyła o skończeniu medycyny na tej uczelni.
- O Jezusie najsłodszy, udało ci się!
Jeszcze przez dobrą godzinę rozmawiałyśmy, co chwilę piszcząc jak nastolatki. Stanęło na tym, że mam ją odwiedzić w najbliższej przyszłości, no i oczywiście regularnie się odzywać bo karze skopać mi tyłek.

***

    Z dnia na dzień Artifact nabierał coraz wyraźniejszych kształtów. Praca nad tym projektem stanowiła dla mnie raczej relaks, przy okazji miałam szansę choć po części poznać brutalne mechanizmy rządzące przemysłem muzycznym. Jak się przekonałam zakrojone na globalną skalę poszukiwania wschodzących idolów, prowadzone przez koncerny muzyczne miały na celu przede wszystkim wykorzystanie nieświadomych niczego artystów. Liczył się czysty zysk, co potwierdzało nieuniknioną tezę, że przemysł fonograficzny stacza się na samo dno.
Jak poinformował mnie Jared, zamierzał zgłosić Artifact na festiwal filmowy w Toronto, w dziale dokumentów. Poznając go od strony reżysera, spodziewałam się tego.
Pewnego popołudnia kiedy pracowałam samotnie nad dźwiękiem, do pokoju wpadł Jared:
- Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu pracujesz też rano.
Usiadł na moim biurku, zasłaniając mi całkowicie monitor komputera. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Spojrzałam na niego wyczekująco.
- Jest plan.- dorzucił poruszając znacząco brwiami.
- A, co Alexis jest aż taka słaba? Ups, zapomniałam jeszcze jej nie przeleciałeś.- rzuciłam złośliwie bowiem od paru dni Jared próbował poderwać, a może raczej ‘zaliczyć’ pewną modelkę, którą poznał robiąc zakupy. Oboje z Shannonem mieliśmy z tego codzienną polewkę. Widziałam jak jego twarz momentalnie się zmienia.
- Nie jest łatwa, to dobrze o niej świadczy.
- Raczej ślepa.- wypaliłam i lekko się zaśmiałam.
Jared posłał mi prawie zabójcze spojrzenie. Nie lubił kiedy komentowało się jego wygląd, ale sam się o to prosił. Przez ostatni czas zaniedbał się. W porównaniu do brata, był blady jak trup, chociaż mieliśmy lato. Ba! Codziennie ponad 30 stopni. Do tego był dość szczupły i zarośnięty. Zapuścił brodę i włosy. W sumie nie chciałam się do tego przyznać, ale podobał mi się właśnie taki. Zmęczony, zapracowany, ludzki.
Jared wstał i bez słowa opuścił pomieszczenie. Moja ciekawość wygrała i krzyknęłam za nim:
- Wracaj! Piszę się na ten trójkąt, niech stracę.
Czekałam zniecierpliwiona zanim na powrót ujrzałam młodszego Leto. Stał odwrócony do mnie plecami, opierając się o futrynę drzwi.
- Dostałem zaproszenie na konferencję niezależnych twórców filmowych, która odbędzie się w następny piątek.
Jared mówił powoli, nie odwracając się do mnie.
- Mam się tam wypowiedzieć i zaprezentować fragment filmu. Zabieram Adama, który będzie mnie wspierał, pomyślałem, że chciałabyś pójść. T y l e.
Dopiero teraz raczył na mnie spojrzeć, ale jego twarz nic nie zdradzała. Zaskoczył mnie tą propozycją. Oczywiście, że chciałam.
- A czy po tej całej konferencji… będzie bankiet?
Nim to wypowiedziałam w oczy Jareda się zaświeciły, czułam, że chciał się zaśmiać ale tego nie zrobił.
- Dobra już, pójdę z wami.
- Że, co proszę?- odezwał się Jared, specjalnie udając, że nie usłyszał. Wiedziałam czego oczekuje.
- Jared! O mój Boże! Nawet nie masz pojęcia jak chciałabym tam z tobą pójść! Błagam zabierz mnie ze sobą!
To zdanie wykrzyczałam, składając dłonie jak do modlitwy a głos stylizując na zakochaną po uszy dziewczynę, która przeżywa każdy ruch swojego ukochanego. Wokalista niespodziewanie wybuchł donośnym śmiechem.
- Gdybym cię nie znał, gotów byłbym ci uwierzyć.
Po tych słowach mężczyzna położył na moim biurku małą kopertę i po chwili już go nie było. Tajemniczy skrawek papieru stanowił zaproszenie ze wszystkimi ważnymi informacjami.
- Genialnie!
Rzuciłam entuzjastycznie gdy mój wzrok wyłapał zdanie: Po konferencji mamy zaszczyt zaprosić wszystkich gości na bankiet, który…. Nie czytałam już dalej, w tej chwili liczyło się jedno, poznać ludzi z branży, dokonać rozpoznania. Tylko w co ja się ubiorę?, pomyślałam gdy doszło do mnie, że to już za parę dni.


***

Po skończonej wspólnej kolacji, którą przygotował Jared, dom braci opustoszał. Dzień pracy dobiegł końca. Jako ostatni odjechał Tomo, którego jeszcze przy wyjściu zaczepiłam:
- Nie doczekam się na te muffinki!
Tomo od samego początku naszej znajomości przechwalał się jakie to on potrafi robić smakołyki. W końcu był zawodowym cukiernikiem, mimo to wciąż się z nim droczyłam licząc na degustację wypieków Chorwata.
- Ha! Nie znasz bowiem dnia ani godziny…- odpowiedział mi mężczyzna przybierając pozę artysty, którego nie należy popędzać. Mimowolnie posłałam mu wielki uśmiech. Nagle w drzwiach, u mojego boku pojawił się Jared z przewieszoną na ręce ścierką.
- Uwierz mi, lepiej dla ciebie jeśli się nie doczekasz.- wokalista zadziornie się uśmiechnął.-  Wciąż pamiętam jak Tomislav uraczył nas w trasie swoim zakalcem. Tak, mam ci przypomnieć? – Jared zwrócił się teraz do zaskoczonego Chorwata.
Po sekundzie na twarzy mężczyzny zamiast zmieszania pojawił się wielki banan, przypomniał sobie. W tej samej chwili z kuchni dobiegł nas daleki od rozradowanego, głos Shannona. Był wściekł:
- Jared! Rusz tu to swoje dupsko!
Wymieniłam wesołe spojrzenie z Tomo na, co Jared jedynie parsknął i zniknął z powrotem w domu. Nie lubił gdy mu ktoś rozkazywał a szczególnie gdy tym kimś był Shannon.
Kiedy Tomo upewnił się, że Jay na pewno odszedł wciąż się chichrając dorzucił:
- Tylko Jaredowi było nie dobrze.
Sekundę zajęło mi uświadomienie sobie, że Chorwat nawiązuje do słów wokalisty. Znów się uśmiechałam a mężczyzna kontynuował:
- Tylko ani słowa.
- Jasne. – przytaknęłam.
- To było przed koncertem w Chinach, Jay wtedy nieźle wkurwił Shannona, odbijając mu laskę. Shann postanowił się zemścić i dorzucił Jaredowi do ciasta środek na przeczyszczenie. Całe szczęście dla Jareda, że tam byłem bo Shann chciał dodać całą łyżkę!
- O kurwa…- wyrwało mi się.- Nie wierzę!
Zaczęłam się śmiać na, co Chorwat zasłonił mi szybko usta dłonią.
- Nie zapomniany koncert dla Jareda! Po każdym utworze gasili światło a my z Shannem z beki nie wyrabialiśmy! Tylko broń Boże nie pytaj go o to!
Oboje zaczęliśmy się cicho śmiać by tylko nie wywołać wilka z lasu.
- Wciąż wierzy, że to zasługa mojego ciasta więc pozwólmy mu żyć w tym przekonaniu dalej. Dobra lecę bo Vicky zasypuje mnie smsami.
Tomo ucałował mnie w policzek po czym pożegnaliśmy się a ja wróciłam do środka.
Widząc Shannona opróżniającego zmywarkę i Jareda polerującego sztućce z obrażoną miną, chcąc nie chcąc zaśmiałam się po czym rozłożyłam się wygodnie w salonie, wertując mojego laptopa. Przypomniała mi się sprawa ojca, postanowiłam więc napisać do mojej przyjaciółki Adrianny, którą znałam od dziecka by się dowiedziała czegoś, będąc na miejscu. Wiedziałam, że jeżeli chciałam poznać prawdę, to Adi była najodpowiedniejszą osobą na świecie. Z wirtualnej przestrzeni wyrwało mnie głośne chrząknięcie nad moją głową:
- Ehh…
Mina Jareda mówiła jedno, posłusznie więc zabrałam nogi z kanapy, robiąc mu tym miejsce, które momentalnie zajął, zajadając przy tym jabłko. Shannon w tym czasie popijając piwo, przeglądał kanały.
- Shannon?
Zwróciłam się do perkusisty, posyłając mu pełne błagania spojrzenie. Ku mojemu ogromnego zdziwieniu nie musiałam mówić o, co mi chodzi, ponieważ Shannon jakby czytał mi w myślach, schylił się za fotel, wyciągając jeszcze jedną butelkę. Z wielkim uśmiechem podał mi piwo.
- Wiem, jestem wspaniałomyślny.- dorzucił.
- Uwielbiam cię, czytasz mi w myślach!
Krzyknęłam i posłałam mu buziaka, co Jared skomentował swoim: Pff, przypominając tym napuszonego kota.
Pociągnęłam łyk piwa po czym zbliżyłam się do Jareda i chuchając mu w twarz powiedziałam:
- Nie pusz się tak bo robią ci się kurze łapki, o tutaj…- dotknęłam twarzy młodszego Leto. Ten popapraniec rzeczywiście się nie starzał.-… i już w ogóle żadna cię nie zechce, nawet Alexis o ile ją namówisz…
Lubiłam go wkurwiać bo wiedziałam, że nie lubi piwa i jest wyczulony na swój wygląd. Widząc rozradowaną twarz Shannona przybiłam z nim, w myślach high five. Jared nic nie odparł, ale w odpowiedzi zaprezentował mi swoje kompletne uzębienie i wrócił do konsumpcji jabłka.
Shannon wciąż skakał po programach szukając czegoś odpowiedniego, gdy nagle coś zauważyłam.
- Stój!- na mój krzyk Shanimal aż podskoczył, wbijając we mnie swój wzrok.- Wróć na 58! Jak mogłeś ominąć Pulp Fiction? Uwielbiam ten film i oddaj mi pilot.
- Kobieto, chcesz abym wąchał kwiatki od spodu? Z łaski swojej…
- Ciii… oglądaj Leto!- przerwałam mu, odbierając od niego pilot. Za plecami usłyszałam jeszcze cichy śmiech tej wredoty, Jareda. Odwróciłam się do niego i rzuciłam:
- Kto ma pilot, ten ma władzę.- wytknęłam mu język i wróciłam do oglądania.
Często spędzaliśmy wieczory właśnie w ten sposób. Zbyt zmęczeni by gdzieś wyjść, bracia zadowalali się seansem filmowym a ja lubiłam z nimi przesiadywać. Często też dla zabicia monotonii grałam z Shannonem w gry, co Jay stanowczo krytykował, ale oboje puszczaliśmy to mimo uszu.


***


   Znacie to uczucie kiedy każdy dzień wydaje się wam być dłuższy od poprzedniego i co gorsza, jeszcze bardziej męczący a od popadnięcia w depresję ratuje was jedynie myśl o finiszu. Ja tak miałem przez ostatni czas. Założenia, co do nowej płyty zostały zrealizowane w ¼ a to oznaczało, że przed końcem roku z pewnością nie ujrzy ona światła dziennego. W kwestii dokumentu nad który pracowaliśmy, wszystko szło po naszej myśli.
   Miłym zaskoczeniem na które, muszę się przyznać, czekałem od dawna było zaproszenie na mająca się odbyć w Los Angeles konferencję o przyszłości i rozwoju kina niezależnego. Miały zostać tam zaprezentowane dokumenty i filmy krótkometrażowe. Poza tym wydarzenie przyciągało oprócz ludzi filmu, całą aktorską śmietankę i wpływowych producentów. Z racji tego, że byłem muzykiem, aktorem i reżyserem zostałem poproszony o przedstawienie mojego punktu widzenia, co niezmiernie mnie cieszyło.
   Znajdując chwilę wytchnienia od pracy, udałem się na szybkie zakupy. Mając przemawiać musiałem wyglądać perfekcyjnie. Robiąc zakupy w salonie Versace mój pech chciał, że zaczepiła mnie właśnie ona.
- Jared? Jared Leto?- zwróciła się do mnie blondynka kiedy przechodziłem koło jej.- Alexis Croford. Poznaliśmy się na pokazie w Nowym Jorku. Nie kojarzysz.
Podniosłem mój wzrok a modelka uraczyła mnie swoim nieskazitelnym uśmiechem. Chwilę zajęło mi przetworzenie jej słów w mojej głowie.
- Rzeczywiście. Teraz pamiętam. Wybacz mój nietakt. A więc… co robisz w L.A?- zagadałem do kobiety, była jak najbardziej w moim typie. Postanowiłem to wykorzystać.
Po krótkiej wymianie zdań, postanowiliśmy pójść na kawę. Dopiero w kawiarni przypomniało mi się dlaczego jej wtedy nie poderwałem, miała chłopaka. Alexis nawet się nie zorientowała kiedy zgrabnie ją o wszystko wypytałem, dorzucając czasem coś ode mnie. Aktualnie była sama, zaprosiłem więc ją „na niby” nic nie zobowiązującą kolację. Jej spotkanie uświadomiło mi, że przez to całe zamieszanie długo z nikim nie byłem. Nawet nie chodziło o związek bo o tym jak to jest, zapomniałem kiedy byłem jeszcze w trasie. Miałem na myśli jedynie przyjacielską wymianę przyjemności.
Dużym błędem było wspomnienie o tym spotkaniu, bratu. Niestety moje męskie ego, przyćmiło rozsądek, pozwalając mi chwalić się jaki to jestem wspaniały.
Nie przewidziałem jednego a mianowicie tego, że Alexis nie chodziło o seks. Mało tego, nawet moje zabiegi wokół jej osoby tego nie zmieniły. Po kolacji kiedy byliśmy w moim aucie, dziewczyna się rozpłakała, mówiąc że wciąż kocha swojego ex, przy okazji wyrzucając mi, że wszyscy faceci są tacy sami i zawiodła się na mnie, kiedy ją całowałem i dobierałem się do niej. Oczywiście Shannon nie opuścił mi tego i razem z Veronicą, przez cały tydzień mi dogryzali jaki to ze mnie amant.
- Jared, kawy? Czy jeszcze się nie pozbierałeś po samotnej nocy?- rzucił do mnie Shannon kiedy dzień po akcji z modelką, schodziłem na dół.
Oboje z dziewczyną zaśmiali się. Usiadłem obok Veroniki, która zwróciła się do mnie.
- To cię kiedyś zgubi.
- Co?- odparłem, popijając kawę zrobioną przez brata.
- Ego większe niż twój penis.
Na dźwięk tych słów zakrztusiłem się kawą a moi prześladowcy zgodnie się zaśmiali, Veronica nawet poklepała mnie po plecach, ale zrzuciłem jej dłoń. Zaskoczyła mnie bezpośredniość w jej słowach.
- Nie bój się, mojej dumie jeszcze daleeeeeko do niego.- rzuciłem luźno i wbiłem w kobietę spojrzenie. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem Veronica patrzyła na mnie z rozbawieniem. Ciszę przerwał dźwięk jej telefonu.
- Cholerny megaloman*.- rzuciła, posyłając mi uśmiech i odczytując wiadomość.
- Twoja czekoladka?- zapytał wesoło Shannon, zwracając się do Veroniki. Nie byłem w temacie.
- Ciekawość zżera, co?- odpowiedziała dziewczyna, podając perkusiście pusty kubek i wychodząc z kuchni, najwyraźniej zadowolona z smsa.
Ostatnio tak bardzo skupiałem się na sobie, nawet nie zauważyłem, że dziewczyna z kimś się spotyka. Kiedy zniknęła z horyzontu, zapytałem brata:
- Jaka czekoladka, co ty pieprzysz?
Shann się zaśmiał po czym powiedział:
- Chciałeś chyba powiedzieć kogo i nie ja, tylko ona.
Nim przetworzyłem to zdanie, brat już zniknął. Pobiegłem za nim.
- Zmieniam pytanie. Więc kogo?- wyszeptałem.
Shannon zatrzymał się i odrywając na chwile się od swojego iPhone’a, popatrzył na mnie.
- Braxtona. Nie mów, że się nie domyślałeś… Jared?
Ta wiadomość zaskoczyła mnie dość mocno, Że jak? Co? Kiedy? Nie miałem czasu na razie tego rozpatrywać.
- Jasne, że się domyślałem.
Rzuciłem na odczepnego i wróciłem do studia.


***

   Przez kolejne dni obserwowałem Veronicę, wydawała się promienieć. Zastanawiałem się czy była to zasługa Braxtona z, który widywała się ostatnio dość często czy tego, że razem z Shannonem mi dogryzała. Jeśli nawet to ten romans długo nie potrwa, ponieważ znałem chłopaka, wiedziałem czego on oczekuje i domyślałem się czego szuka Niko.
   Póki, co postanowiłem zabrać dziewczynę ze sobą na konferencję. Wiedziałem, że to jest coś na co czekała, z drugiej strony zawsze stanowiła lepsze towarzystwo niż Shannon lub Tomo. Przyznaj się, że zakuło cię to, krzyczało moje drugie ja. Sam nie wiedziałem, co czułem, czego chciałem i co robiłem. Odkąd pojawiła się w moim domu, zaczynałem tracić pewność a na większość pytań po prostu nie umiałem sobie odpowiedzieć.
   W dniu imprezy postanowiłem sobie dwa cele: nie skompromitować się i nie zależnie, co- dobrze się bawić. O 18 przyjechał Adam, zaprosiłem go do salonu wciąż czekając na Niko. Masz jeszcze 5 minut, pomyślałem. Shannon widząc moje lekkie przejęcie, przejął obowiązki gospodarza i zajął się gościem. Ja w tym czasie starałem powtórzyć sobie w myślach moje genialne przemówienie, które napisałem przy udziale Emmy. Jednak  to, co po chwili ujrzałem, wytrąciło mnie kompletnie z równowagi.
   Słysząc tupot szpilek uniosłem głowę. Veronica schodziła powoli po schodach, rozmawiając przez telefon i co chwila się uśmiechając. Wyglądała inaczej. Zmysłowo, elegancko, zjawiskowo. Miała na sobie krwiście czerwoną, satynową koszulę bez rękawów, zapinaną aż po samą szyję, ze złotymi guzikami. Cały trik polegał na tym, że na bokach miała ona duże wycięcia, które sprytnie eksponowały tatuaże Veroniki. Do tego dziewczyna założyła czarne spodnie z kantem i „zadziorne” szpilki od Louboutina (które poznałem po czerwonych podeszwach). Całości dopełniała mała kopertówka, trzymana w lewej dłoni. Z biżuterii miała jedynie maleńkie, złote kolczyki. Efekt metamorfozy podkreślały długie brązowo-czerwone włosy opadające na prawe ramię dziewczyny i mocno podkreślone, brązowe oczy. Wyglądała jak kobieta sukcesu, pewna siebie i zdecydowana.
   Dopiero gdy podeszła dość blisko, oderwałem od niej wzrok i podniosłem się z siedzenia, dając tym znak, ze się zbieramy.
Skończyła rozmawiać przez telefon i odezwała się do mnie, żartując:
- Rozczarowany? Wiem, że to nie sukienka, ale chyba prezentuje się wystarczająco godnie by pokazać się z tobą, co Leto?
- Wyglądasz…
- O dobry Boże! Zaczynam żałować, że nie chciałem iść! Dziewczyno, czym ty się przejmujesz...- odezwał się Shannon, podchodząc do Niko i łapiąc ją za dłoń, zaczął obracać niczym lalkę w pozytywce.- Przyćmiłaś Jareda! Ale jazda. Stary, tylko jej pilnuj by wróciła do domu, teraz to ja zaczynam się martwić…
Zaczęli się oboje kręcić a Veronica cały czas się śmiała.
- Ale się dobraliście kolorystycznie, wyglądacie jak para.- nagle wtrącił się Adam, który również wstał z kanapy.- Będziecie pożywką dla paparazzich.
Rzeczywiście, miał rację. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że mam na sobie czerwoną marynarkę, kolorystycznie identyczną jak bluzka Niko.
Momentalnie nasz wzrok trafił na siebie. Veronica wciąż uradowana, tylko się śmiała.
- To poczytamy sobie jutro jaką to poderwałeś małolatę, Jared.- dorzuciła.
- Pieprzę to. Jak powiedział to pewien znajomy, opinie są jak dupa, każdy ją ma Idę się tam dobrze bawić i nic mi tego nie popsuję. Idziemy!
Rzuciłem to już lekko zirytowany po czy pociągnąłem Niko za rękę do wyjścia na, co ona pomachała jeszcze Shannonowi i chwyciła mnie za ramię, chcąc nadążyć za mną. Nie zamierzałem się spóźnić.

***

-O nie moja panno!- krzyknąłem do Veroniki, wyrywając jej z ręki telefon do którego od dłuższego czasu, zadziornie się uśmiechała.- Dzisiejszy wieczór masz zarezerwowany dla nas a to cudeńko…- mimo protestów dziewczyny, udało mi się go wyłączyć.- … zostaje tutaj!
Nim Veronica zdążyła mi go wyrwać, telefon już wylądował  w kieszeni mojej marynarki. 1:0 dla mnie, Braxton.
- Chyba jaja sobie robisz. Oddaj mi go.
Dziewczyna wyraźnie zdenerwowana moim zachowaniem, nerwowo kuła mnie palcem w brzuch. Kiedy się złościła, potrafiła być taka urocza.
- I jakim prawem…
- Musisz się postarać…- rzuciłem i posłałem jej buziaka. Miała ochotę mnie rozszarpać.-… ale póki, co uśmiechnij się. Nie chcesz chyba mieć skwaszonej miny w porannej gazecie…
W tym momencie auto zatrzymało się, drzwi otworzyły się a nas oślepił blask fleszy. Wysiadłem pierwszy i podałem dziewczynie dłoń, którą oczywiście zignorowała, posyłając mi przy tym spojrzenie: jeszcze się z tobą rozprawię Leto.
   Bez większego problemu dotarliśmy do sali w, której miało odbyć się spotkanie i zajęliśmy wyznaczone nam miejsca. Do tego czasu dziewczyna pogodziła się z moimi zasadami i zajęła miejsce obok mnie. Jak mogłem się tego spodziewać non stop ktoś na nas zerkał. Ciekawość. Złość. Zazdrość. Radość. Oburzenie. Obojętność. To niesamowite ile można wyczytać z ludzkiej twarzy… Po chwili światło przygasło a przez salę przemknęła fala oklasków. Na scenie pojawili się prowadzący.
W pewnym momencie poczułem jak ktoś chwyta mnie za dłoń, odruchowo odwróciłem głowę.
- Cześć Jared. Niespodzianka.
Powiedziała kobieta, całując mnie na przywitanie w policzek. Annabelle…  Annabelle Wallis, wróciła.  Nagle wszystko, co nas łączyło stanęło mi przed oczami i poczułem ukucie. Nie, to już przeszłość. Zapomniałeś o niej i pogodziłeś się, krzyczał głos w mojej głowie. Mimo to jej widok rozbudził wątpliwości.
- Ann… co tu robisz? Kiedy wróciłaś?- starałem się nadać mojemu głosowi przyjacielski ton. Tak, w gruncie rzeczy wciąż byliśmy przyjaciółmi.
Na moje słowa niczym na komendę, kobieta zaczęła opowiadać, co porabiała przez ostatnie pół roku.
Annabelle poznałem kiedy jeszcze zajmowałem się aktorstwem. Blondynka od razu wpadła mi w oko. Nie chodziło wyłącznie o jej seksualność, oczarowała mnie jej otwartość i spontaniczność. Dodatkową okolicznością sprzyjającą naszej znajomości był fakt, że mieszkała w mojej okolicy, szybko się zaprzyjaźniliśmy. Nasze relacje zawiązały się bliżej na początku tego roku kiedy zakończyłem trasę z zespołem. Okazało się, że oboje jesteśmy zbyt hermetyczni na stały związek i zbyt łaknący miłości by trwać w samotności. Układ sam się zawiązał. Zero zobowiązań, zero zaangażowania, 100% przyjemności. Jednak w praktyce nie było to takie proste, przynajmniej nie dla mnie, co uświadomiłem sobie dopiero po fakcie. Po kilku miesiącach „związku” Annabelle oświadczyła, że poznała kogoś i  chyba się zakochała, dlatego wylatuje do Australii. Jej wariactwo pociągało mnie, pewnie dlatego udawałem, że wszystko gra. Mnie się po prostu kurwa nie zostawia. Właśnie to mnie tak cholernie bolało.
- Jared??? Wstawaj, wywołali cię… Wszyscy się gapią.
Z rozważań wyrwał mnie dopiero zniecierpliwiony szept pięknej aktorki. Od ruchowo spojrzałem jeszcze na Veronicę, która zdezorientowana próbowała dać mi do zrozumienia, że najwyższy czas ruszyć dupę i wygłosić przemówienie. Po chwili w końcu się zebrałem a publika obsypała mnie oklaskami.
Na początek wygłosiłem parę przemyśleń o tendencjach w kinematografii oraz zmianach w filmie.
- Zauważyłem, ale nie tylko ja, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat amerykańskie kino straciło na swojej wyrazistości. Myślę, że w głównej mierze przyczyniła się do tego telewizja. Powiedziałbym nawet, że jeśli myślisz dziś o robieniu filmów, powinieneś studiować raczej telewizję a nie film. Spytacie dlaczego, ale taki jest rynek. Telewizja ograniczyła nasz zakres uwagi, wiecie o czym mówię… Cholernie trudno jest zrobić dzisiaj powolny, spokojny film. Nie żebym o tym rozmyślał, ale takie są fakty.
Następnie został pokazany fragment mojego dokumentu o, którym opowiedziałem razem z Adamem.
Po konferencji, która o dziwo wypadła rewelacyjnie, nastała pora na długo oczekiwany przez gości bankiet. Poczułem niesamowitą ulgę, że mam to już za sobą.
- Byłeś taki prawdziwy w tym, co mówiłeś. Masz talent oratorski skurczybyku, ludzie słuchali jak zahipnotyzowani. Mógłbyś sprzedawać odkurzacze, wiesz?
Kobieta się zaśmiała po czym dalej kontynuowała:
- Podobał mi się ten cytat, który wykorzystałeś.- zwróciła się do mnie Veronica gdy opuszczaliśmy salę.
- „Przez całą historię kina starano się przedstawić tylko niezwykłe rzeczy. Nikt nie czuł się na tyle pewien, żeby spojrzeć na życie jako takie i poszukać niezwykłości w zwyczajności.”**
 Wykułem ten fragment na pamięć.
- Czy nie o to właśnie chodzi w kinie niezależnym.- rzuciłem jakby sam do siebie.- Chodź, przedstawię cię ludziom z branży.
Ruszyłem powoli na przód, ale dopiero po chwili zauważyłem, że dziewczyna została w tyle.
- Ej, nie patrz tak na mnie jakbym uciekł z zakładu dla czubków, widzę to w twoich oczach!
- Nie wiem o czym mówisz.- zaśmiała się szyderczo.
- Ma się te znajomości, to jak idziesz?
Posłałem jej uśmiech, była niemożliwa.

***

- Zobaczysz jeszcze mi podziękujesz.- powiedziałem do Niko widząc jak siedzi wymęczona po rozmowach z ludźmi branży.
- Nawet jeżeli któryś z tych 20 gości się odezwie, to zapomnij. Wciąż masz mój telefon.
- Już się tak nie obrażaj. Słyszałaś ze złość piękności szkodzi? Chodź zatańczymy.- zaproponowałem i podałem jej dłoń.
- Proszę cię, nie.- zaśmiała się.- Chcesz się skompromitować, jestem w tym na prawdę dobra.
Jej groźba mnie nie przestraszyła a wręcz rozbawiła. Co jak, co ale tańczyłem doskonale. Zbliżyłem się do niej i szepnąłem do ucha:
- Zobaczymy. Podejmuję wyzwanie.
Po chwili byliśmy już na parkiecie, niezauważeni, wtopieni w tłum. Z głośników popłynęło „Are you gonna be my girl”, Jet. wymieniliśmy spojrzenia a nasze ciała przeszedł dreszcz niewyobrażalnej, muzycznej ekstazy. Rock’n’ Roll, baby!
Nie wiem czy sprawiła to muzyka czy sam fakt świetnej zabawy, ale poczułem się naprawdę szczęśliwy. To był ten moment. Bez ograniczeń, bez zahamowań, tańczyliśmy i czerpaliśmy z tej chwili. W tym momencie nie liczyło się nic a mój umysł wyparł wszystkie obawy i myśli. Nasze ruchy zaczęły przypominać młodzieńcze wygłupy, pary nastolatków na szkolnej potańcówce, to było cudowne uczucie! Ledwo łapiąc dech, uśmiechaliśmy się do siebie przyjaźnie lecz w głębi duszy toczyliśmy walkę. Dziewczyna cały czas, zaparcie starała się udowodnić mi swoją wyższość. Poruszała się genialnie, ale nie chciałem tego przyznać. Lubiłem się z nią droczyć.
Jednak po kilku minutach piosenka ucichła a didżej puścił coś wolniejszego. Veronica chciała się wywinąć i wrócić na miejsce jednak nie pozwoliłem jej na to, chwytając ją za dłoń i przyciągając do siebie. Ująłem jej prawą dłoń w swoją a drugą rękę położyłem na jej talii, przybierając przy tym minę statecznego pana. W odpowiedzi usłyszałem gromki śmiech dziewczyny.
- Ta mina kompletnie ci nie pasuje. Ach i trzymaj te rączki przy sobie.
Posłała mi całkiem poważne spojrzenie lecz ja tylko lekko się uśmiechnąłem.
- Nie udawaj, że ci się nie podoba. Wiem, wolisz Braxtona?- zapytałem przekornie, obracając ją przy okazji dookoła.
- Że, co proszę? To mój przyjaciel.
- Jaaasne…- odparłem, denerwując ją tym.
- Co sugerujesz? A tak w ogóle nie jesteś lepszy. Annabelle, ładna mi przyjaciółka.
- Coś sugerujesz?- odbiłem piłeczkę a Veronica nim się zorientowałem wyśliznęła się z mojego uścisku i chwytając mnie za nadgarstki szepnęła do ucha:
- I’m a free bitch, baby!
W tym momencie muzyka zmieniła się na zdecydowanie szybszą. Dziewczyna odwracając się pięcie ruszyła samotnie w taniec, unosząc w górę ręce i machając do mnie. Nie minęła sekunda, nim ruszyłem za tą złośnicą…


***

Wyszło jak wyszło, może to nie najlepszy rozdział, ale byle do przodu. W tym tygodniu w ogóle dopisało mi takie szczęście jak nigdy przez całe życie. Nie dość, że wygrałam płytę, to dziś jeszcze wejściówki na maraton Władcy Pierścieni! ( uwielbiam, kocham!) Szczęściara? Może troszkę :P Żałuję, że nie mogłam oglądać VyRTa. Nie mam pojęcia dokąd zmierza to opowiadanie...

Zdjęcia z VyRT! <3 <3 <3 

A ostatnie było moją ostatnią inspiracją, mam nadzieję że się spodoba.....



Provehito in altum!


* Megaloman- człowiek który ma manię wielkościową, o wysokiej samoocenie.
** Albert Maysles, twórca filmów dokumentalnych.

* "Nie mogą ocalić nas żadne słowa, to ten styl życia nas stworzył..."- Kasabian, Goodbye Kiss.

3 komentarze:

  1. Dziewczyno jak ja się uśmiałam!!!!! Cudnie Ci wyszedł ten rozdział! Miałabyś niezłą bekę jakbym Ci nagrała moją reakcję czytając ten rozdział, no hihrałam się w głos po prostu. Mam wrażenie, że piszesz te rozdziały z taką totalną lekkością, że dialogi same wpadają Ci do głowy i nie masz najmniejszego problemu z pisaniem dzięki czemu mi się to tak zajebiście czyta. Na prawdę jestem zauroczona Twoim opowiadaniem i zaskoczyłaś mnie trochę swoim wyznaniem, że nie masz pojęcia w jakim kierunku zmierza to opowiadanie... Mam nadzieję, że nawet przez myśl Ci nie przeszło żeby je zawiesić czy coś w tym stylu :o
    Zdjęcia z VyRT'u *__* ehhh świeczki w oczach, ja nie wierzę, że to już za mną. Mogliby robić to codziennie! Nie mogę się doczekać reVyRT'u. Po tym to dopiero będzie screenów a screenów jak każdy będzie mógł sobie przewinąć, zastopować, walnąć fotkę :D Szkoda, że nie mogłaś oglądać, Tomo przeszedł samego siebie, płakałam ze śmiechu z Niego i pobudziłam chyba wszystkich sąsiadów tak się rechotałam o 4 nad ranem :D
    Aha a nie wiem czy to ja coś przegapiłam czy dopiero się dowiem z kim Nica tak pisze zawzięcie te smsy? Faktycznie z Braxiem??
    Nawet nie wiesz jaką mi radochę sprawiasz jak tak często dodajesz rozdziały, mam nadzieję, że nie zmienisz częstotliwości dodawania jeszcze długo :D
    P.S. Pozdrawiam gorąco, przesyłam buziaki i moją dzisiejszą pozytywną energię :* :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ubóstwiam twoje wpisy, co każdy rozdział są one leprze (i nie mówię, że kiedykolwiek były złe) :) . W każdym wpisie jest 'skrawek' do śmiechu i do normalnych przemyśleń każdego bohatera. :D
    Teraz doszłam do wniosku, ze w tym 'opowiadaniu'-jeśli mogę to tak nazwać. To dostrzegam, że Jared zaczyna być zazdrosny o Niko. I bardzo dobrze :D Przyznam, że uzależniam się powoli od twoich wpisów , czekam na kolejną notkę <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Potwierdzam komentarze poprzedników xD opowiadanie staje się coraz lepsze. Mnie przypadł go gustu fragment rozmowy bohaterki z rodzicami - jakby wzięte z mojego życia :D Czekam na NN :)
    - alice

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.