poniedziałek, 17 września 2012

17. You look in my eyes, you're so young, so sweet, so surprised. You look so young like a daisy in my lazy eye *

The Clash, Stay Free
***

Zamknęłam drzwi i opierając się o nie plecami, uśmiechałam się do siebie szeroko. Czułam się jakbym na powrót miała 15 lat i została sama w domu. Sama. Ta myśl potęgowała coraz bardziej moją niewyjaśnioną euforię. Całe cztery dni, ja, ten dom- to musi się skończyć źle, pomyślałam ale nie przejęłam się tym zbytnio.
- W końcu Shannobrody powiedział: Baw się dobrze...
Powiedziała głośno po czym szybko pobiegłam na górę by przygotować się do pracy. Czułam się dziś wspaniale, nie wiem czy to za sprawą tego, że się wyspałam czy tego, że nie uległam Jaredowi kiedy ten próbował mnie pocałować. Skoro chce ze mną pogrywać, to się zabawimy. Chociaż było mi trudno przyznać, to podobało mi się to w s z y s t k o z Jaredem. 
- Wspaniale...
Rzuciłam oschle do mojego odbicia w lustrze. Od zdjęcia szwów, rana wyglądała coraz lepiej jednak to nie zmienia faktu, że minie jeszcze trochę czasu zanim całkowicie zniknie. Na szczęście dzięki maści jaką mi przepisano nawet nie będzie widać blizny, która z resztą i tak znajduje się tuż przy włosach, więc jest mało widoczna. Spojrzałam na zegarek, miała jeszcze wystarczająco sporo czasu więc postanowiłam pomalować paznokcie.  W między czasie włączyłam jeszcze muzykę. Odruchowo wybrałam pierwszą płytę 30 Seconds to Mars i po chwili z głośników poleciało Edge of the Earth, podkręciłam prawie na maksa i wróciłam do malowania, wciąż śmiejąc się jak głupia.
Po godzinie byłam prawie gotowa, została jedynie kwestia stroju. Z racji, że mamy na razie zdjęcia w plenerze, postawiłam na coś w miarę luźnego. Gotowa zbiegłam na dół, w pośpiechu wykonując jeszcze czynności z listy, którą zostawił mi perkusista. Będą w garażu i chcą już wyjeżdżać, zauważyłam nagle coś co mimowolnie wywołało u mnie po raz kolejny wielki uśmiech. Rolki, o matko kiedy ja ostatni raz na nich jeździłam? Nie tracąc czasu zerknęłam tylko na rozmiar, za duże, ale nie aż tak, pomyślałam i wsiadłam do auta.

***

Na planie właśnie kręciliśmy jedne z ostatnich scen, co nieubłaganie oznajmiało jedno. Zakończenie zdjęć. Z tego, co powiedział mi Darren za miesiąc wszystko miało być gotowe, a film powinien trafić do kin. Z jednej strony cieszyła się, że odpocznę od tego zamieszania, ale z drugiej zostawała niewiadoma. Darren zastanawia się nad kolejnym projektem, ale póki, co też wybiera się na urlop. Miałam dwa wyjścia albo nic nie robić albo zając się w końcu swoimi filmami, co mnie lekko paraliżowało. Jednak na razie nie miałam do tego głowy.
- W tym ujęciu idziecie brzegiem rzeki, ale tak że Mirrabelle kroczy przed Thomasem, idąc tyłem. Spoglądacie w kamerę po prawej...- przekazywałam uwagi aktorom kiedy zadzwonił mój telefon - Przepraszam na chwilę.
Kiedy spojrzałam na wyświetlacz, moje serce zabiło mocniej. Dzwonił Steven Emerson, mój producent.
- Tak, słucham.- odpowiedziałam pewnie na co usłyszałam znajomy głos.- Rozumiem. Oczywiście, ale dzisiaj? Kończę późno.- mężczyzna nalegał na spotkanie, miał jakąś nowinę.- No dobrze, w takim razie do zobaczenia o 19.
Emerson grzecznie się pożegnał i rozłączył. Zaintrygował mnie jego głos, ewidentnie miał dla mnie coś       "dobrego". Spojrzałam na zegarek, ale czas płynął dziś zaskakująco wolno. Zaciekawiona wróciłam do pracy. W pewnym momencie udało mi się złapać Katię, która była dziś wyjątkowo zabiegana.
- Przychodzę z kawą.- uśmiechnęłam się do niej i uniosłam do góry dwa kubki.- Mała przerwa. Musimy pogadać.
- Dobra, ale to będzie bardzo szybka kawa.- odpowiedziała kobieta chwytając jeden z kubków, a ja podążyłam za nią. Kiedy stałyśmy w bezpiecznym miejscu gdzie nie mógł dojrzeć nas Darren, Katia wyciągnęła papierosa i zapaliła.
- Więc, co jest grane?- zapytała, opierając się o budynek.
- Jestem teraz sama bo Leto wyjechali i mam ochotę poszaleć.
- No,no, ale, że marzy ci się podryw?- zachichotała przyjaciółka.- No to jesteśmy umówione.  Czekaj!- krzyknęła dziewczyna jakby jej się coś przypomniało.- Jutro jest impreza u mojego kuzyna i będą ciacha! Idziemy!
- Może nie do końca podryw, ale...- zaczęłam mówić kiedy Katia w końcu dopuściła mnie do głosu.
- Przestań! Wiem, że podoba ci się ten Jared, ale tacy jak on... Myślisz, że on tam się nie będzie zabawiał? No proszę cię.- przyjaciółka skończyła mówić i spojrzała na mnie.
- A ty i Shannon?- nagle przypomniało mi się, co mówił Shann.- Niby się umówiliście.- chciałam ją jakoś zagadać. Zaśmiała się.
- Fajny jest. Taki umięśniony i ...- Katia uśmiechnęła się po czym pisnęła- Zwierzak z niego! To widać z daleka, pociągają mnie tacy. Ale wiesz, ja na razie mu nic nie obiecywałam. Poza tym jestem wolna i jak mam ochotę się bawić to się bawię.- zgasiła papierosa i dopiła kawę.- Impreza jest u niego w domu, wpadnę po ciebie ok 21.
- Niech ci będzie. Słuchaj mam jeszcze pytanie, potrafisz jeździć na rolkach?
- No w zasadzie... tak, podobno się tego nie zapomina. A co?- zapytała wesoło dziewczyna.
- Bym sobie pojeździła a z kimś zawsze raźniej. Niedaleko mnie jest taki park i... co robisz dziś po pracy?- zapytałam prawie błagalnie na co Katia lekko się zaśmiała.
- Dzisiaj? Nie, no nie wiem...- zaczęła.
- Prooooszę! Stawiam potem drinka.- rzuciłam szybko chcą ją namówić.
- Przekonałaś mnie. Wiem o jaki park ci chodzi, spotkajmy się na miejscu.
W przypływie radości rzuciła się na nią i uściskałam z całej siły o mało nie wylewając reszty kawy.
- Dziękuję!
- A teraz wracamy bo Darren mnie powiesi na suchej gałęzi jak nie skończę do jutro zwiastuna filmu.- rzuciła dziewczyna i się rozeszłyśmy.

Po pracy czekało mnie jeszcze spotkanie. Postanowiłam załatwić to w miarę szybko tak więc prosto z planu pojechałam do biura Emersona. W holu powitała mnie ta sama blondynka, co ostatnim razem i zaprowadziła mnie do gabinetu.
- Witam panią, proszę siadać.- przywitał mnie mężczyzna kiedy tylko weszłam. Uścisnęliśmy sobie dłonie po czym odezwałam się, zajmując swoje miejsce:
- A więc cóż to za sprawa niecierpiąca zwłoki, raczy mnie pan oświecić.
Mężczyzna podsunął mi teczkę po czym zaczął opowiadać o swojej propozycji. Mój film, którego producentem został Emerson wchodził do małych kin za tydzień. Było dobrze, ale kiedy usłyszałam co oferuje mi mężczyzna zastygłam na chwilę. Czy on czyta mi w cholernych myślach? zaczęłam się zastanawiać, aż w końcu się odezwałam:
- Jak pan to sobie wyobraża?
- Mam na oku pewien scenariusz. To by był film na faktach, w sumie dramat. Jeżeli pani podejmie się reżyserowania tego projektu, ja załatwię producentów, ekipę i obsadę. Oczywiście wybór aktorów należy do pani, ale chcę by pani wiedział, że zależy mi na tym projekcie bardzo. Bardzo. Dlatego koszta nie grają tutaj roli. Chcę mieć najlepszą obsadę nawet jeśli będzie z najwyższej półki. Zdaje sobie pani sprawę,  że sukces leży w aktorach.
- Oczywiście, jednak najdrożsi nie oznacza najlepsi. Pan to wie. Nie wiem, co sadzić o tej propozycji, musiałabym zobaczyć scenariusz... no nie wiem a dlaczego właśnie mi składa pan tą ofertę? Skoro pieniądze nie grają roli mógłby mieć pan Coenów, Coppolę, Burtona, Lyncha czy chodź by Spielberga.- odpowiedziałam a mężczyzna zaczął mi się przyglądać.
- Podoba mi się pani charakter, który widać w pani filmach dlatego są tak dobre. Poza tym to wzbudzi sensację i da filmowi rozgłos. Początkujący reżyser. Gwiazdorska obsada. Duża produkcja. Lubię zaskakiwać.
- Jest pan idealistą.- teraz to ja się zaśmiałam.
- Czy to grzech?
- Skądże.
- Tak więc jak zdobędę scenariusz, odezwę się do pani. Postaram się też o jakieś "formalne" konkrety. W takim razie do usłyszenia wkrótce.- powiedział producent po czym wstał by się pożegnać.
- Do usłyszenia.- rzuciłam na pożegnanie i po chwili byłam już w windzie, której nie znosiłam. Zjeżdżając na dół cały czas myślałam o tym, co mi zaproponowano. To było  c o ś. Zgadzając się, musiałabym zostać tutaj dłużej...

***

Kiedy w końcu wróciłam do domu, pierwsze co zrobiłam to napisałam do Kati o której dokładnie się spotykamy. Na szczęście mimo dochodzącej dwudziestej, nie było jeszcze ciemno ani chłodno, wręcz przeciwnie. Wpadłam szybko do pokoju i postanowiłam ubrać coś lżejszego, skoro zamierzała się poruszać. Po chwili wyciągnęłam odpowiedni strój i zbiegłam na dół. Z lodówki wyciągnęłam dwie wody i zapakowałam do plecaka. Na uszy założyłam słuchawki i puściłam dla odmiany Florence+The Machine, która uwielbiałam. Pogrążona w muzyce wyciągnęłam z garażu znalezione rano rolki. Z racji, że były za duże musiałam ubrać grube skarpetki, ale w ostateczności było okey. 
Założyłam rolki i pognałam do pobliskiego parku. Jazda sprawiła mi tyle radości niczym najlepsza impreza. Odcinek z domu Jareda do parku był wyśmienity pod tym względem, że droga była prosta i można było szybko mknąć.
Park był świetnie dostosowany do takich wygłupów, nawet nocą ponieważ wszędzie było pełno asfaltowych ścieżek, dobrze oświetlonych. W głębi parku dostrzegłam nawet jezioro, po który pływało sporo kaczek. W oddali zauważyłam również ludzi którzy je karmili. Poza tym na ławkach siedziało kilka par a w dalszej części spacerowali ludzie z czworonogami. Park żył pełnią życia.
W pewnym momencie zamyśliłam się na tyle, że nawet nie zauważyłam kiedy ktoś potrącił mnie, dość mocno. Przewróciłam się na kolana, ale osobnik w koszuli w kratę nawet się nie zatrzymał ani nie obrócił by sprawdzić co się stało. Pognał na rolkach dalej, nawet nie widziałam jego twarzy.
- Dupek!
Wydarłam się na niego, ale był już zbyt daleko. Podniosłam się i otrzepałam, całe szczęście upadłam na trawę więc obeszło się bez urazów.
- A myślałam, że to ja zaliczę pierwsza glebę.
Usłyszałam za sobą śmiech Kati i powoli się do niej odwróciłam.
- Jakiś idiota mnie potrącił i nawet się nie zatrzymał. Szkoda słów. Jedźmy.- rzuciłam sztucznie się uśmiechając. Ten gości mnie zdenerwował.
Jednak obecność przyjaciółki pomogła zapomnieć o tym incydencie. Jeżdżąc po parku ramię w ramię, świetnie się bawiliśmy. Oczywiście wkrótce temat rozmów zszedł znów na mężczyzn i Katia ponownie droczyła ze mną temat Jareda. Zrobiłam błąd mówiąc jej o moich relacjach z nim, teraz nie dawał mi spokoju.
- Nie rozumiem cię. Permanentnie mu się podobasz, zresztą sama mówiłaś jak się teraz zachowuję. On podoba się tobie, to w czym problem? Możecie spróbować, jak nie wyjdzie- trudno.
Zastanawiałam się, co powinna odpowiedzieć. Jaka była prawda?
- Bo ja... ja nie wiem... to znaczy... on mi się podoba, ale nie tak normalnie. To jest coś tak dziwnego, sama nie wiem jak to nazwać, ale wiem, że jak w to wejdę będę cierpieć. Poza tym wiesz, że on jest osobą publiczną, ba! co ja gadam, on jest rockmanem!to  ten Jared Leto i jak by to wyszło to by była jakaś afera, piekło a ja nie chcę tego. Teraz mam szansę na wyrobienie swojej marki jako reżyser a jak wejdę w ten romans przypną mi łatkę, że zrobiła karierę przez łóżko, że bogaty chłopak jej pomógł bo ma znajomości i...
- Pieprzenie! Tyle ci powiem. Takimi pierdółkami się martwisz? Kobieto! Ja czuję jedno i teraz to widzę w twoich oczach jak się bronisz! Będziesz cierpieć o wiele bardziej jeśli w to nie wejdziesz. Nikt nie każe ci być z nim Bóg wie ile, jedynie spróbuj.- w tym co mówiła Katia była prawda przed którą ja tak bardzo chciałam uciec.
- A możemy skończyć ten temat już? Chodź usiądziemy.- rzuciłam i skierowałam się na wolną ławkę.
Katia pokiwała tylko przecząco głową, ale nic nie dodała. 
Kiedy tak siedziałyśmy i piłyśmy wodę za naszymi plecami ktoś się przewrócił. Usłyszałam płacz dziecka. Odwróciłam się i zobaczyłam małą dziewczynę, na rolkach, na oko miała 6/7 lat. Odruchowo zerwałam się do niej:
- Nie płacz, już wszystko w porządku. Chodź, pomogę ci usiąść okey?- zwróciłam się do niej i powoli ją podniosłam.
- Masz.- zwróciła się do mnie Katia, podając mi butelkę z wodą i chusteczki.- Opłucz jej to kolano.
Dziewczynka miała stłuczone kolano, z którego ściekała gęsta stróżka krwi zmieszana z piaskiem. Obtarcie wyglądało paskudnie, a małej znów zbierało się na płacz.
- Hej, proszę cię nie płacz. Zobacz, wszystko już jest dobrze. Powiedz mi jak się nazywasz?- próbowałam ją zagadać kiedy zajmowałam się jej stłuczeniem.
- Ronnie.- odpowiedziała.
- Jesteś tu sama?- zagadała ją Katia. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że nikogo nie było z nią. Skończyłam wycierać jej kolano i spojrzałam na nią. Była śliczną blondyneczką.
- Nie, z wujkiem. Jest tam.- powiedziała po czym wskazała palcem dalszą część parku.
Razem z Katią wymieniłyśmy jednoznaczne spojrzenia.
- Chodź zaprowadzimy cię do niego. Możesz jechać?- zwróciłam się do małej lecz ona w odpowiedzi pokiwała głową i otarła z policzka łzy.
Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów, zauważyliśmy w końcu jej wujka. Siedział odwrócony w stronę jeziora, kompletnie pochłonięty rozmową przez telefon.
- Co za kre...
- Katia, spokojnie.- przerwałam przyjaciółce nie chcą by mała usłyszała szykującą się wiązankę dla "wujka". Nagle mój wzrok przykuło coś, a mianowicie ubiór mężczyzny. Zatrzymałam się, ale Katia i Ronnie poszły dalej. Ten dupek mnie dziś potrącił! W jednej chwili poczułam jak moja złość wzbiera się. Podjechałam do nich. Katia przerwała mężczyźnie rozmowę i najwidoczniej powiedziała też swoje bo on próbował się tłumaczyć.
- Miałem ważny telefon, a ty skarbie miałaś się nie oddalać, tak?- zwrócił się teraz do małej.
- Tak, wujku ale...
- Nie ma żadnego ale. Gdybyś mnie posłuchała i poczekała...
Nie mogłam się powstrzymać i się wtrąciłam:
- Niech pan jej nie obwinia bo to pańska wina. Jest już późno i dzieci w jej wieku nie spuszcza się z oka, na dodatek w parku. Zachował się pan nieodpowiedzialnie!Co z pana z wujek.
- Proszę mnie nie pouczać!- krzyknął oschle mężczyzna, podnosząc głowę do góry i dopiero wtedy zobaczyłam jego twarz. Żaden z niego pan, był raptem nie wiele starszy ode mnie. W pierwszej chwili nie dowierzałam, że to on. Jednak po chwili nie miałam już wątpliwości. A nawet gdybym je miała, jego na pół fioletowe włosy zdradzały go. Smith, ty pieprzony dupku, zaklęłam w myślach i przybrałam obojętną minę. Jednak gdy doszedł do mnie jego krzyk, poczułam jak zaciskają mi się pięści. Nie zamierzałam być już miła.
- Dupek! To ty mnie dziś potrąciłeś!W dodatku nawet  się nie zatrzymałeś, nie wspomnę już o zasranym przepraszam! Odrobina ogłady czy to tak wiele? A może ta farba wyżarła ci resztki mózgu?!- przestałam się kontrolować i krzyczałam. Teraz on się zdenerwował.
- Pewnie tak samo jak tobie!A ty do reszty ogłuchłaś? Ostrzegałem, że jadę 2 razy! Nie byłaś sama na tej drodze więc masz! Pieprzona wariatka!
- Nie jestem wariatką!- wykrzyczałam nu prosto w twarz, staliśmy teraz na przeciw siebie. Widziałam jak robi się czerwony ze złości, pewnie wyglądałam tak samo.- I nie mogłeś mnie wyminąć? Dobra wiesz, co? Nie zamierzam się kłócić z takim idiotą! Katia, jedziemy.
 Podjechałam do przyjaciółki i pożegnałam się jeszcze z dziewczynką po czym na odchodne zwróciłam się jeszcze do chłopaka:
- I nie myśl, że jak jesteś gwiazdą to, to zamaskuje twoje chamstwo.
Odwróciłam się i już miałam odjeżdżać kiedy przypomniało mi się jeszcze coś:
- Ach i jeszcze jedno. Ostatnia płyta jest świetna, tylko wokal trochę wymięka.
Puściłam mu oczko i w duchu się do siebie uśmiechnęłam. Zostawiłam go w lekkim szoku. Kiedy wyjeżdżałyśmy z parku, Katia nagle chwyciła mnie za rękę, zmuszając tym do postoju.
- Co jest?- zapytałam już całkiem na luzie.
- No właśnie to chciałabym wiedzieć. Co to było do cholery? A przede wszystkim KTO?
-Ten dupek z The Blackout. Sean Smith, wokalista. Nie mam pojęcia co on tu robił, ale miała wrażenie że to jakiś głupi żart. Nie spodziewałam się, że z niego jest taki cham.
- Znasz go?- zapytała zdezorientowana Katia.
- Ta jasne. No co ty! Nie. Lubię ich i byłam na kilkunastu koncertach. Wciąż w to nie wierzę.
- W co?- dopytywała się przyjaciółka.
- Że kłóciłam się z Seanem.
Zaśmiałam się jakby do siebie, ale Katia tylko posłała mi spojrzenie.
- Nie rozumiem cię Niko.
Znów zaczęłam się śmiać. Sama chyba nie rozumiałam siebie. Mimo wszystko była z siebie dumna. Po pierwsze dlatego, że nie wymiękłam i pomimo tego że lubię(lubiłam) Seana, dałam mu lekcję. Po drugie, że zdobyłam się na pochwałę choć mnie nieźle wkurwił. Przywołałam na powrót minę Seana w mojej głowie i przez resztę drogi do domu chichrałam się.
Po wyjściu Kati nie czułam się na tyle zmęczona by zasnąć więc wzięłam prysznic i zaczęłam przeglądać wiadomości. Poczułam nieodpartą ochotę opisania dzisiejszego zajścia na moim blogu, na którym wcześniej wspominałam też wyłącznie połowicznie o braciach Leto.




Interpol, Rest my Chemistry

***


Kanada. Toronto. Hotel Prest. To tutaj mieliśmy spędzić najbliższe cztery dni. Na miejscu wylądowaliśmy około godziny 12. Ku mojemu zdziwieniu lot przebiegł w miarę spokojnie o co obawiałem się zabierając do jednego samolotu, ze sobą Shannona, Tomo i Jimmiego. O resztę ekipy nie musiałem się troszczyć. Jak zwykle Emma, bez której nie wyobrażam sobie powodzenia tej misji, miała dopięte wszystko na ostatni guzik. Przerażał mnie jedynie mój harmonogram pobytu w Toronto. Praktycznie od momenty przylotu, musiałem "gdzieś być". Wywiad. Spotkanie. Program telewizyjny. Premiera. Wywiad. Przyjęcie. Wywiad. Znów projekcja i znów wywiad. I tak do niedzieli. Póki co musiałem myśleć o tym co jest teraz. Wziąłem szybki prysznic, wyszukałem ubranie i byłem gotowy na pierwsze spotkanie. Przed wyjściem zaczesałem do tyłu moje włosy, które robiły się już coraz dłuższe i z którymi na razie nie wiedziałem co robić.

- Idealnie.
Rzuciłem do odbicia w lustrze, które prezentowało śnieżnobiałe uzębienie i nienaganny wygląd.
Wychodząc z pokoju spotkałem Tomo i Shannona, którzy już czekali. Weszliśmy do windy. Pierwszy odezwał się Shannon. Głupawy uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
- Mamy dla ciebie niespodziankę. Ucieszysz się.
- O nie stary, ja nie maczałem w tym palców.- odezwał się radośnie Chorwat unosząc w górę ręce. Spojrzałem na nich.
- Shannon.- powiedziałem stanowczo i założyłem ręce na pierś, oczekując wyjaśnienia.
- Jared, nie teraz. Jak ci powiem to co to będzie za niespodzianka? Żadna!- zaśmiał się. Droczył się ze mną. W tym momencie drzwi windy otworzyły, Emma czekała już na nas. Nie tracąc czasu ruszyliśmy.
- Zatrzęśmy tym miastem.- rzuciłem do chłopaków i założyłem swoje aviatory. 
Kiedy wróciliśmy wieczorem do hotelu miałem wszystkiego serdecznie dosyć. Przede wszystkim okazało się, że drugim najczęściej zadawanym mi pytanie zaraz po tym o film, było co mnie łączy z tajemniczą brunetką i czy z Annabelle Wallis też romansuję. Nawet nie odpowiadałem już na te pytania. Cieszył mnie fakt, że te hieny nie odkryły jeszcze, że Veronica mieszka u nas. To dopiero byłby kocioł.
- Więc co zamierzasz?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Tomo. Siedzieliśmy właśnie w hotelowej restauracji i jedliśmy kolację. Nie miałem pojęcia o co pyta.
-Brukowce ci teraz nie odpuszczą. Daj spokój Veronice bo przyssą się do niej i nawet nie będzie mogła wyjść z domu.- wtrącił się Shannon.- Nie mówię już o tobie.
Popatrzyłem na brata. Wciąż mi powtarzał abym odpuścił. Wciąż coś kombinował. Wciąż...
- Shannon o co ci właściwie chodzi? Dlaczego wciąż karzesz mi się od niej odczepić, co? Może ci się podoba. No przyznaj się. Chcesz się mnie pozbyć i wyswatać z Ann!
Ostatnie zdanie wypowiedziałem za głośno na co pozostali goście spojrzeli się na nas.
- Jared, spokojnie. Shannon nic takiego nie powiedział.- teraz odezwał się Tomo, który po raz kolejny był naszym mediatorem. Ochłonąłem dopóki znów nie odezwała się mój brat:
- Znam cię Jared i poznałem też Niko. Nie chcę, rozumiesz NIE CHCĘ abyś się nią zabawił i po pewnym czasie stwierdził, że jednak to nie to.- nagle Shannon nachylił się jakby chciał by to co powie zostało między nami.
- Widziałem jak te wszystkie kobiety odchodziły. Nie chcę by dzieliła ich los.
Mierzyliśmy się wzrokiem jeszcze przez parę sekund po czym Shannon jak gdyby nic wrócił do swojego posiłku. W tym, co mówił była prawda. W moim umyśle znów zapanował chaos już chciałem wstać od stołu kiedy kogoś ręce ponownie posadziły mnie na krześle a po chwili kobieta pocałowała mnie w policzek. Nie musiałem odwracać głowy by wiedzieć kto to. Te perfumy poznam wszędzie.
- Mamo, co tutaj robisz???- zwróciłem się do kobiety i wstałem by się z nią przywitać.
-Wolałabym: Mamo, jak miło że przyjechałaś, ale nie jestem wymagająca więc ci podaruję.
Posłała mi swój uroczy uśmiech po czym chwyciła moją twarz w swoje dłonie i ucałowała. Wiedziała, że nie lubię jak tak robi.
- Mamy do pogadania, synku.- rzuciła jeszcze i podeszła do Shannona.
- Shannon, kochanie! Zmizerniałeś mi, a miałeś o siebie dbać.- dodała ckliwie kobieta całując mojego brata. Nie mogłem się powstrzymać i rzuciłem:
- Ciekawe z której strony....- za co matka posłała mi wymowne spojrzenie.
- Miło panią widzieć, Constance. Jak Londyn?- na końcu przyszedł czas na Chorwata, który z nie zrozumianych dla mnie powodów wręcz ubóstwiał Constance. Od tych uprzejmości, aż mnie mdliło. W między czasie posłałem bratu spojrzenie: rozliczymy się później za TĄ niespodziankę i nalałem sobie więcej kawy.
- Och dziękuję, że pytasz bo własne dzieci już nie zapytają. - odezwała się matka, przerzucając na chwilę swój wzrok na mnie i brata.- Jak zwykle deszczowy, a Londyńczycy jak zawsze tak samo markotni i ślamazarni. Jared nalej mi kawy, poproszę. Już nie mogę doczekać się premiery tego filmu, jestem z was taka dumna.
Posłusznie spełniłem prośbę matki po czym całą trójką zaczęliśmy słuchać Constance. Wyjątkowo nie cieszyła mnie jej wizyta. Przeczuwałem, że ściągnęła ją tutaj nie tylko premiera, ale jak zwykle "troska". Od kiedy w zeszłym roku przeniosła się do Londynu, poczułem po części ulgę, że być może w końcu  w mniejszym stopniu będzie ingerować w moje życie. Byłem w błędzie, nic się nie zmieniło.


***


Nowa wiadomość. Chociaż kochałem moje BlackBerry, to jego dźwięk budzący mnie o 7 rano już niekoniecznie. Ciekawość wygrała. Z trudem otworzyłem oczy i przeczytałem wiadomość od Veroniki: "Nie wiem jak w Toronto, ale tu jest piękny poranek! Udanej premiery", na końcu smsa była jeszcze buźka z językiem. Mimowolnie uśmiechnąłem się siebie. Wiedziała, że mnie obudzi. Teraz już nie potrafiłem zasnąć. Wygrzebałem się mozolnie z pościeli i udałem się do łazienki. Po pół godziny byłem gotowy by zejść na dół. Miałem ochotę na kawę.

Na moje nieszczęście w restauracji natknąłem się na matkę, która spożywała śniadanie i która mnie zauważyła. Nie miałem szansy przejść nie zauważony więc podniosłem do góry głowę i ruszyłem do stolika rodzicielki.
- Mam nadzieję, że się nigdzie nie śpieszyłeś i zjesz z matką śniadanie.- rzuciła kobieta na powitanie. Nasze błękitne tęczówki spotkały się i poczułem się jak na przesłuchaniu, które miało się rozpocząć.
- Wybacz, ale wypiję na razie kawę. Dla mnie to za wcześnie.- rzuciłem, siadając.
- Teraz za wcześnie, potem nie masz czasu i tak o siebie dbasz synku. Mizernie wyglądasz, schudłeś. Martwię się. Zjedz coś.
- Dbam o siebie.  Nie musisz się tak martwić.- odpowiedziałem, ale widząc jej błagalny wzrok, dodałem.- No dobrze, zjem.
Teraz wiecie po kim potrafię tak manipulować ludźmi. Ugryzłem kawałek rogalika i posłałem matce wymuszony uśmiech.- O czym chcesz porozmawiać?
- Doszły mnie plotki. Chciałam wiedzieć czy to prawda.
- Jeszcze się nie nauczyłaś, że plotki są wyssane z palca jakiegoś pismaka.- rzuciłem obojętnie.
- Tylko, że ten pismak ma zdjęcia. Ona wygląda jak... jakby... tylko się nie denerwuj, dobrze? Jakby była twoją córką, nie chodzi mi o to, że...
- Mamo.- przerwałem jej wiedząc do czego zmierza.- Nie dbam o to jak to wygląda bo na razie nic nie ma, rozumiesz.
- Ale ty chciałbyś żeby coś było.- stwierdziła matka.
- To moja sprawa, możemy o tym nie rozmawiać, m a m o?
- Martwię się, ale dobrze!
Oboje na chwilę zamilkliśmy, Constance dopiła swoją kawę i w końcu zapytała:
- Shannon wspominał, że Annabelle wróciła.
- Mamo!- nie wytrzymałem.
- O tym też nie możemy rozmawiać? Co się z tobą  dzieje Jared?- drążyła dalej matka.
- Możemy. Dlaczego tak bardzo uczepiłaś się tego tematu?
- Po prostu się cieszę,  że się z kimś spotykasz ale chciałabym żeby to był jakiś trwalszy niż jedna noc, związek. Jestem twoją matką,zrozum a Annabelle jest świetną dziewczyną. Zależy jej na tobie, powinieneś to dostrzec.
- Czyli z tego wynika, że Veronica nie jest odpowiednia. A ja się pytam jakim prawem to kwestionujesz, co?!- zagaiłem do matki, byłem już lekko zirytowany tą rozmową.
- Nie tym tonem Jared i waż słowa.- odpowiedziała mi.
- Wiem, co powinienem. Nie pouczaj mnie.
Rzuciłem i wstałem od stołu. Miałem dość tej głupiej i do niczego nie prowadzącej konwersacji.
- Dokąd idziesz, nie skończyliśmy.- powiedziała matka widząc, że się zbieram.
- Właśnie skończyliśmy.
Ucałowałem ją w policzek i miałem odejść kiedy w ostatniej chwili chwyciła mnie za rękę i powiedziała:
- Pamiętaj, że życie to nie scena, Jared. Nie będziesz udawać w nieskończoność bo zostaniesz z ręką w nocniku, skarbie. Pomyśl o t y m. Ach i widzimy się wieczorem na premierze. Powodzenia.
I popraw koszulę!
Krzyknęła kiedy się już oddaliłem. Właśnie takiej Constance nie znosiłem. Upierdliwej i nadopiekuńczej. Wciskającej nos w każdy szczegół mojego życia. Nie miałem wątpliwości, że TO "piekło" zgotował mi mój kochany braciszek.

***


Reszta dnia o dziwo minęła zaskakująco szybko. Najpierw wizyta w telewizji, potem w radiu a na koniec jakieś wywiady. Wszędzie te same pytania, odpowiedzi. Rutyna. Jednak my, żyliśmy już tylko wieczorem i premierą filmu. 

- Gotowi by przedstawić światu wojnę jaką stoczono i wygrano?- zapytała Emma kiedy wszyscy wychodziliśmy z hotelu.
- Zawsze. 
Rzuciłem w odpowiedzi po czym zapakowaliśmy się do podstawionych samochodów. Na miejscu powitał na licznie zgromadzony Echelon, który jak zwykle był z nami w najważniejszych momentach. Porozmawialiśmy z nimi chwilę, rozdaliśmy autografy po czym zniknęliśmy we wnętrzu amfiteatru.
Pokaz miał rozpocząć się o 20. Postanowiliśmy zająć nasze miejsca bowiem czas na wszelkie pytania odnośnie filmu był przeznaczony po projekcji.
- Co jest, Jared?- zagaił do mnie Tomo kiedy zapatrzyłem się na coś.
- Tam stoi moja matka i mnie woła. Zastanawia mnie z kim tam stoi.- odparłem bez entuzjazmu obserwując obie kobiety. Widząc jak Tomo wymienia spojrzenie z Shannonem, odwróciłem się do nich.
- Macie mi natychmiast powiedzieć.
Nie zdążyli nic odpowiedzieć ponieważ w tym momencie usłyszałem głos matki za sobą i po chwili ujrzałem obie panie.
- Jared, wołam cię i wołam. Zobacz kto wpadł! Czyż to nie wspaniale.- odparła uradowana Constance.
- Miło cię widzieć Annabelle.- przywitałem się z kobietą stojącą na przeciw mnie. Tego mi właśnie brakowało.
- Cześć Jared. W końcu wymarzona premiera. Gratuluję.- odrzekła dziewczyna i posłała mi swój piękny uśmiech. Chciała zacząć od nowa, widziałem to w jej twarzy, ale czy ja chciałem?
- Siadajmy!- zarządziła matka.- Annabelle masz miejsce między mną a Jaredem.
Nie mając pojęcia co zrobić opadłem bezwładnie na fotel. Po chwili poczułem jak Annabelle chwyta mnie za dłoń. Czyżbym wracał do przeszłości? Nie, ale odwzajemniłem uścisk. Po chwili zgasło światło a ja zacząłem zastanawiać się gdzie w ogóle tkwię...

***
Ja mam świadomość, że czekacie na akcję między Jaredem a Veronicą, ale jak to w życiu bywa do celu, zamiast prosto to jest po okręgu :/ Wszystko w swoim czasie. Obiecuję wam za to, że następny rozdział będzie dłuższy i... pojawi się akcja? __? :) W każdym razie mam nadzieję (jak zwykle), że nie znudziłam was zbytnio :P
Na zakończenie mam dla was zdjęcie, które grzało mój pulpit dobry miesiąc i za każdym razem kiedy je widzę jest: Oooooooooooch!<3 No dobra trzeba wracać na ziemię ale dlaczego? .... 
Specjalnie dla was Jared w stylizacji a la mokra włoszka! Mrrr!!!
<3 <3 <3
P.S. Tylko przeżyjcie! bo następny rozdział pewnie znów we wtorek :/





* "Patrzysz w moje oczy, ty jesteś taka młoda, taka słodka, taka zdziwiona. Wyglądasz tak młodo, jak stokrotka w moim leniwym oku..."- Interpol, Rest my Chemistry.


9 komentarzy:

  1. Nie... to ostatnie zdjęcie... xD hahahahahahaha xD rozdział ciekawy ;) Jared dostający opiernicz od mamusi... ;D Zastanawiam się, czy Veronika rozpierdzieli im dom... xD czekam na ciąg dalszy! Ach. Zapomniałam dodać: Annabelle... WYJDŹ. Nie darzę jej jakąś szczególna sympatią... ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha :) powiem tylko, ja też :D No zdjęcie jest boskie i strasznie zryło mi głowę bo jak porównuję je z obecnymi to wciąż ledwo dowierzał, że z Jareda wyrósł taki pervyrt :)

      Usuń
  2. Mówią, że nadgorliwość gorsza od faszyzmu- tam tam mamo Leto :P Każda mamunia kocha swoich syneczków, tak to już jest: synunio mamusi, córusia tatusia xD współczuję, najgorsza rzecz na świecie jak się starzy mieszają do naszego życia uczuciowego, ni cholery nie wiadomo jak się do tego zabrać żeby nikogo nie urazić... tjaaa jaka ja mądra jestem pff.
    Veronika idzie na imprezę, bez obstawy... nooo czekamy, czekamy, kogo tam jej na drodze postawisz hm?? :))
    Ogólnie rozdział bardzo fajny, taki lekki, dobrze wpływa na moją przeciążoną delikatnie psychikę, aczkolwiek ZA KRÓTKI ale to już wiesz :P
    Zdjęcia Jareda z kwiatkiem, o qwertyuytrewqtyuy poważnie miałaś to na tapecie aż przez miesiąc? Hahahah chyba każdy z nas ma takie fotki, które można by nazwać 'błędem młodości' xD nie to żeby mi się nie podobały, no skąd... :)
    Buziaki, pozdrawiam i mam nadzieję, że do następnego we wtorek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sama siebie przerażam ale tak :P nie wiem dlaczego ale dla mnie wygląda tu jak mały, słodki i piekielnie seksowny aniołek :D

      Usuń
  3. Oh tak dobrze się czytało, przez co było chyba krócej niż zwykle jak się nie mylę? : )
    A może jednak się myle, no nie ważne. Ważne jest to, ze jesteś genialna i twoje wpisy są niesamowite. Naprawdę co każdy rozdział bardziej Cię podziwiam , ze idzie to tak 'gładko'! Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis <3

    Ps. Zdjęcia jakie dodałaś , genialne. Juz kiedyś je widziałam ale za każdym razem gdy spojrzę na np. to ostatnie , pojawia się szeroki uśmiech na mojej twarzy!... Serdecznie pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam dokładnie tak samo :) jak je widzę mój poziom serotoniny podnosi się tak, że muszę sobie powtarzać: oddychaj. :)

      Usuń
    2. To zdjęcie samo w sobie jest prze śmieszne ale za razem tak słodkie! *.*
      brak słów.. :D

      Usuń
  4. Nowy na worlds-seventh-end.blogspot.com Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz świadomość i nie przechodzisz do rzeczy? no wiesz co :) Widzę,że piszesz na "bieżąco" z życiem zespołu, podoba mi się to <3 A poza tym to akcja z Sean'em była dobra, no i Constance oraz Annabelle, jestem ciekawa jak to się rozwinie :)
    Pozdrawiam, Żaneta ;*

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.