poniedziałek, 1 października 2012

19. It's a beautiful day, the sky falls and you feel like it's a beautiful day. Don't let it, get away *

***



- Aż brak mi słów odrzekła po polsku Ofelia kiedy rozwiałyśmy przez skype'a o zdarzeniach z ubiegłej nocy. Przez moment mierzyłyśmy się tępo wzrokiem, nic nie mówiąc. Spodziewałam się takiej reakcji z jej strony. Co do moich wyskoków, zawsze była trochę sceptyczna, ale to przeszło jej najśmielsze oczekiwania.- Kurwa mać. Przeraża mnie jedno, jak bardzo musiałaś być odurzona, że nie pamiętasz jak sobie to zrobiłaś.

- Ofi, ja...
- Veronica. Mam jedynie nadzieję, że nie wplączesz w jakieś gówno.
- Przyrzekam.- odpowiedziałam skruszona.- Wiesz, że to był jednorazowy wyskok, narkotyki aż tak mnie nie kręcą. Uwierz mi.
- Narkomanom się NIE WIERZY.
- Ale już ci tłumaczyłam...
- Nie.- przerwała mi ostro.- Jesteś moją przyjaciółką, traktuję cię jak siostrę której nigdy nie miałami dlatego, możesz powtarzać mi w nieskończoność, że to TYLKO trawka ale ja i tak nie zmienię zdania. Popalasz, okey toleruję to ale nie karz mi wierzyć, że to nie jest pieprzony nałóg, a skoro to nie jest dla ciebie nic nienaturalnego skąd mam wiedzieć, że nie powiesz tak o innym tego typie gównie, co?- skończyła i ponownie wbiła we mnie swój rozdrażniony wzrok. Troszczyła się o mnie, nie mogłam mieć jej tego za złe.
- Okey, dotarło. Zadowolona? A teraz możemy zmienić temat. Chciałam się ciebie coś poradzić.
Następnych kilkanaście minut zajęło mi opowiedzenie przyjaciółce o liście od Oriane, o którym starałam się zapomnieć ale nie potrafiłam. Ofelia oczywiście znała całą historię od początku i nawet osobiście poznała Oriane kiedy mnie odwiedzała we Francji. To właśnie dzięki wsparciu Ofi nie załamałam się totalnie ponad półtora roku temu. Od tego momentu Ofelia serdecznie nienawidzi mojej byłej przyjaciółki więc jej reakcja po części wcale mnie nie zdziwiła:
- Wiesz co masz robić? NIC. Właśnie takie nic jakie robiła ci ona! Ma wyrzuty sumienia? Niech ma i dobrze. Veronica, ona musi zrozumieć że nie jesteś jakąś pieprzoną zabawką po którą można wrócić.- przez chwilę jeszcze tłumaczyła mi swoją rację, w końcu dodała:
- Albo wiesz co, to by było zbyt delikatne. Napisz jej niech idzie w diabły i da ci święty spokój.
Przez moment zastanawiałam się nad tym co powiedziała mi Ofelia. W głębi duszy, a może nawet na jej dnie czułam, że po mimo wszystkiego co się wydarzyło, nie stać mnie na to by to zakończyć. Teraz kiedy to piłka jest po mojej stronie, ja nie potrafię... Nie.

- Chyba masz rację. To bolało zbyt mocno bym chciała przeżyć to ponownie. Zrobię jak mi radzisz. Dziękuję.- odpowiedziałam po namyśle.
- Za co? Że karzę ci posłać ci ją w czarty?
- Za to też. Za to, że ZAWSZE stoisz po mojej stronie i choć nie jest to przyjemne kalkulujesz wszystko zimnym okiem i kiedy potrzeba potrafisz przyrżnąć mi porządnie w dupę bym się podniosła.- poczułam jak się nagle rozklejam a gdzieś w kąciku oka zbiera się mała łza.- I za to, że potrafisz słuchać tego co mówię, i za to...
I stało się. Maleńka łezka przemieniła się w potok słonych łez. Ni miałam pojęcia co mnie naszło ale nie potrafiłam opanować płaczu. Czując się fatalnie, zakryłam dłońmi twarz.
- Eeeej, co jest kochanie? Płaczesz? Jaja sobie robisz.- Ofelia starała się mnie rozweselić.- Hej?
-  Ja... ja nie wiem.- ledwie się wysłowiłam wciąż łkając.
- Gadamy od godziny ale jeszcze nie usłyszałam ani słowa na temat Leto. Podejrzane. Coś czuję, że chodzi o niego.- tym stwierdzeniem zaskoczyła mnie. Nawet przez myśl nie przeszło mi to. Nie, nie żebym nie myślała o nim. Wręcz przeciwnie myślałam co mam im  powiedzieć. Ale Ofelia pytała o coś zupełnie innego. Popatrzyłam w jej błękitne tęczówki i od razu poczułam jakbym znajdował się pod ostrzałem spojrzenia Jareda. Ta sam wnikliwość. We wszystko bez wyjątku.
- Nie mówiłam ci ale pocałował mnie drugi raz.
Następnie opowiedziałam przyjaciółce o pożegnaniu z Jaredem i moich wątpliwościach.
- A wiesz, co jest najgorsze w tych wszystkich pierdolonych za i przeciw? Że... że...że..- przez moment nie potrafiłam wyrzucić tego z siebie.- ... Nie myślałam i nie śniłam w mym życiu, że  spotkam tak gwałtowną żądzę i tak gorące pożądanie**
Na chwilę obie umilkłyśmy a ja poczułam jak na powrót chce mi się płakać.
- Wiedz, że pragnę tego idioty tak cholernie, że... że... że gdy go nie ma w pobliżu odbija mi.
- Veronica...- zaczęła przyjaciółka.
- Wiem. Nic nie mów.- odparłam zwięźle i się rozłączyłam. Nie chciała by Ofelia ponownie widziała jak się rozklejam.
Leżałam jeszcze przez moment na łóżku, dochodząc do siebie. W końcu wstałam, trzeba się ubrać i nagle uświadomiłam sobie, że dziś wracają Leto. Musiałam się trzymać więc konsekwentnie z planem należało się odpowiednio ubrać. 
- Ale w co ja się do cholery ubio...
Obiektem mojego zainteresowania padły skórzane spodnie, które kupiłam kilka lat temu i bardzo lubiłam. Dobrze połączone z resztą ubrań powinny dać spodziewany efekt. Zabierając jeszcze skórzaną kurtkę zeszłam gotowa na dół by pożegnać się z Vicky. Był poniedziałek, musiałam iść nieodwołalnie do pracy. Siedząc w aucie w garażu naszły mnie obawy.
- Darren.
Nagle się uśmiechnęłam. Nie zastanawiając się dłużej odpaliłam silnik i ruszyłam.


***




- Shannon wyjaśnij mi jedno. Jak po JEDNEJ wspólnej nocy możesz być tak zaślepiony? Jeszcze chwila a  wypowiadanie się na temat jej muzyki będzie jak proszenie się o łomot od ciebie.- siedząc już w samolocie, próbowałem wybić bratu piosenkarkę z głowy. Bez skutku.- Tomo, powiedz mu że mam rację.
- Masz taką rację, że zawsze potrafisz sobie spieprzyć życie więc lepiej trzymaj te rady ode mnie z daleka. I to nie był JEDNA noc jakbyś chciał wiedzieć. Poza tym nie znasz Lany.
- Lany?
- Nie czepiaj się szczegółów!- Shannon prawie się wydarł.
Oboje z Tomo z trudem opanowaliśmy chęć zaśmiania się. Na każde słowo o Lanie, Shannon reagował jak rozjuszony lew, co nieustannie nas bawiło. Jednakże w głębi czułem, że ta "piosenkareczka" zwinnie owinęła sobie mojego brata wokół małego palca. To nie wróżyło nic dobrego szczególnie, że znałem mojego brata i wiedziałem do czego jest zdolny jak się zakocha.
- Wiesz Shanny, nie bierz tego na zbyt poważnie, Jared ma rację. Żaden z nas nie ma zamiaru jej urazić więc Take it easy, bro!- odezwał się Chorwat unosząc w geście pokoju ręce do góry. Czasami rzeczywiście był jak nasz własny Jezus.
- Trzymasz jego stronę? Świetnie. Obudźcie mnie jak dolecimy do LA.- rzucił obojętnie Shannon po czym nałożył swoje słuchawki i odwrócił się do okna. Chociaż oboje z Tomo śmialiśmy się i żartowaliśmy, to pomimo to mieliśmy świadomość, że mamy problem z Shannonem. Problem o imieniu Lana del Ray.
- Wciąż nie mam pojęcia jaki miałaby w tym cel żeby wykorzystać Shannona.- zagadał do mnie Tomo po chwili, wracając do naszej porannej rozmowy.
- Och, Tomislavie zbyt mało przebiegłych kobiet spotkałeś w swoim życiu.
- Uwierz, Vicky je równoważy.- dodał i oboje się uśmiechnęliśmy.
- Poznając ją, przekonałem się o tym, ale wracając...  Myślę, że Lanie chodzi wyłącznie o rozgłos, a Shannon ma być jej zabawką. Widziałeś jak na niego patrzyła? Obojętnie, chłodno, ale oczywiście on tego nie zauważył. Poza tym wydaje mi się, że nie chodzi jej o...
Spojrzałem odruchowo na brata i upewniłem się, że nas nie słyszy:
-... Shannona, tylko o nas jako zespół, a po rozmowie z nią mam przeczucie, że w sumie.... to o mnie.
Skończyłem i zobaczyłem jak Tomo kompletnie zbity z tropu, wpatruje się we mnie tępo.
- Że... możesz powtórzyć?- po minucie odpowiedział.- Skąd to wywnioskowałeś?
- Zaproponowała mi wspólny występ, w duecie. Ale żebyś ją widział, jej nie chodzi o Shanny'ego.
- Co więc zamierzasz?- zapytał Tomo.
- Otworzyć Shannonowi oczy.
Rzuciłem tajemniczo po czym posłałem mu wielki uśmiech bowiem w głowie powoli układałem plan pozbycia się Elizabeth.

***



- No w końcu, nie żebym miał coś do wyjazdów ale miło być w domu.- zagadał do nas Tomo kiedy opuściliśmy lotnisko.- Vicky!

Po chwili nasi zakochani wpadli sobie w objęcia a Chorwat teatralnie złapał żonę w pasie i okręcił wokoło. 
- Tęskniłem za tobą. Chooolernie.- dodał
- Ja bardziej.
- Wcale nie.
Tomo się z nią przedrzeźniał w końcu ją namiętnie pocałował, ujmując jej twarz w swoje dłonie.
- Niech ci będzie.- dodała wesoło.
Lubiłem na nich patrzeć. Nigdy nie mogłem się nadziwić jak po tylu wspólnych latach potrafią być wciąż tak nieprzyzwoicie szczęśliwi i zakochani w sobie. Zupełnie jak dzieciaki.
- Dobra skowroneczki, czas ruszać.- ponagliłem ich za co spotkało mnie mało sympatyczne spojrzenie Vicky.
- Nie muszę przypominać ci kto tu jest kierowcą.- rzuciła złośliwie w odpowiedzi.
Shannon jako pierwszy zapakował się do auta, rzucając jedynie przelotne: cześć.
- A temu, co?- zapytała lekko zdezorientowana kobieta, wtulając się w Tomo.- Jared przyznaj się, co mu zrobiłeś?
- Ja? Nic.- odpowiedziałem swobodnie na co Tomo kiwnął do żony ręką aby dała spokój bo to dłuższa historia.
W domu byliśmy około godziny szesnastej.
- Czy powinienem się obawiać?- zapytałem Vicky kiedy wchodziłem do domu bowiem na moje pytania  o Veronicę udzielała mi zdawkowych odpowiedzi. Nie uzyskawszy jej, weszliśmy. Jednakże ku zdziwieniu wszystko wyglądało w miarę normalnie. Shannon wciąż urażony, skierował się prosto na górę.
- Zostańcie na obiad. Vicky nie chcesz poznać szczegółów z wyjazdu?- zapytałem kierując się do kuchni. Stojąc w progu  posłałem jej jeszcze oczko i odwróciłem się. Za plecami usłyszałem charakterystyczne westchnięcie, po chwili dołączył do mnie Tomo a Vicky usiadła na stołku, przypatrując się nam.
- Jared, tylko poproszę coś mocno krwistego.- dodała i posłał mi złośliwy uśmiech.


***

Praca wyjątkowo jak nigdy dłużyła mi się w nieskończoność, a ciągłe przyglądanie się komórce wcale nie pomogło.

- Wow. Jeszcze raz wow.- rzucił mi Darren kiedy tylko mnie ujrzał. Był rozbawiony.- Mam nadzieję, że nie porwała cię banda punków albo inna temu podobna grupa i tak urządziła.
- Nie, możesz być spokojny. Kiedy ostatnio legitymowali mnie w barze stwierdziłam, że fajnie było by być znów nastolatką. Chociaż tak  mentalnie.- odpowiedziałam, uśmiechając się.
- Aha.- dodał reżyser po czym wrócił do swoich obowiązków.
Po południu spotkałam Katię, której wcześniej nie dane było mi dorwać. Przez telefon nie wiele się dowiedziałam. Gdy mnie zobaczyła od razu zaczęła się śmiać.
- Wiesz, miałam złe przeczucia co do twojej fryzury ale teraz widzę że nie potrzebnie. Pasuje ci.
- Ha ha ha. - wycedziłam.- Lepiej mi powiedz jak do tego doszło.
- Od początku. Spodobały ci się kolczyki Rogera i w pewnym momencie stwierdziłaś, że też chcesz mieć jeden, co mnie wcale nie zdziwiło. Liczyłam, że zrezygnujesz ale chłopaki zabrali nas do studia ich kolegi a ty się nie rozmyśliłaś.
- Cudnie.- wtrąciłam.
- No a potem zauważyłaś, że ten gościu który zrobił ci kolczyka ma fajnie podcięte boki i zaczęłaś mówić coś o Rihannie tak, że ten mężczyzna zrozumiał, że chcesz podobną fryzurę. Oczywiście ja i Jeremy próbowaliśmy cię odciągnąć ale ty na nas nakrzyczałaś i tak zrobiłaś, co chciałaś.- Katia skończyła mówić i mnie przytuliła.
- A jak wylądowałam w domu?- zapytałam.
- Odwieźliśmy cię.
Chociaż tym mnie uspokoiła. Pożegnałam się z nią i wróciłam do dalszej pracy. Po kilku godzinach znów coś zakłóciło mi pracę.
- Vicky nie mogę teraz rozmawiać.- odpowiedziałam odbierając telefon.
- Za ile będziesz w domu?- zapytała.
- Powinnam być za 2 godziny, a coś się stało?
- W sumie to nie wiem. Siedzę u was w kuchni a Tomo z Jaredem przygotowują obiado-kolację. To jest dziwne.
Ton głosu przyjaciółki rozbawił mnie i w rezultacie się zaśmiałam.
- Nudzi mi się więc się pośpiesz.
- A Shannon? Wiem jak się lubicie.- rzuciłam z sarkazmem.
- Podobno nie możesz rozmawiać?- zaśmiała się po czym dodała - Ma humory, chyba się biedaczek zakochał.
- Okey, będę jak najszybciej.- odpowiedziałam i rozłączyłam się.


***



Wyłączając silnik  jeszcze przez chwilę siedziałam w samochodzie. Aż tak nie śpieszyło mi się na to spotkanie. W głowie zaczęłam przeklinać się za to, że wydzwaniałam do Jareda. Z pewnością o to zapyta a ja nie pamiętam co mogłam mu powiedzieć i wyznać. W końcu zebrałam się i zaczęłam wysiadać.

- Zachciało mi się telefonów, damn!- mówiłam sama do siebie zatrzaskując drzwi.- Będę grać w ciemno jakby co, wszystko jest kwestią udawania... Fuck! Vicky!- wydarłam się odwracając się, kiedy nagle wyrosła przede mną przyjaciółka. Jak?
- Żebyś się widziała. Jesteś urocza kiedy gadasz sama do siebie. -dodała.
W odpowiedzi postukałam się w głowę dając jej do zrozumienia, że to nie było mądre. Obie się zaśmiałyśmy i ruszyłyśmy na górę.
- Tutaj.
Rozległ się głos Jareda gdy tylko weszłyśmy do środka. Widząc jak Jared krząta się przy stole, rzuciłam:
- Dajcie mi dosłownie minutę, zaraz wracam.
Zostawiając Vicky pobiegłam szybko na górę by zostawić kurtkę i plecak. Wychodząc z pokoju przypomniałam sobie o Zwierzaku, który podobno miał nie za ciekawy humor. Zapukałam do drzwi lecz nie uzyskawszy odpowiedzi zaryzykowałam wejść. Mężczyzna siedział na podłodze, oparty o ramę łóżka i grał na x-boxsie. Wogule mnie nie zauważył, dopiero kiedy usiadłam obok i szturchnęłam go w ramię odwrócił głowę.
- Cześć!- wydarł się radośnie i z całej siły przytulił mnie do siebie. Kompletnie na to nie przygotowana, tylko wydusiłam:
- Też tęskniłam, ale puść mnie bo się duszę.
Po chwili Shannon rozluźnił uścisk i na powrót spojrzał na mnie. Widziałam jak momentalnie wyraz jego twarzy się zmienia i pojawia się na niej uśmiech.
- Wooohooo! Muddafuggaz!- wycedził i posłał mi uśmiech.- Widzę, że cholernie dobra impreza nas ominęła.
- Orgia roku.- odparłam ironicznie.
- I mnie tam nie było??? Oh... No! No! No! No!- Shannon sparodiował brata po czym przytulił się do mnie udając niezadowolone dziecko a ja w odpowiedzi poklepałam go po plecach.
- No już. Tomo z Jaredem zrobili kolację, dlaczego nie schodzisz? - zapytałam kiedy oboje się uspokoiliśmy.
- Sam nie wiem.

- Pokłóciliście się z Jaredem?
- Ta... Nie!
- Shannon.
- Veronica.
Zmierzyliśmy się spojrzeniami, ale ja wciąż milczałam.
- Damn! Bo on myśli, że zawsze ma rację a tak nie jest. Ni potrzebuję jego osądów do szczęścia i w ogóle mógłby zająć się sobą a nie wtryniać się do mnie.- wyrzucił na jednym oddechu Shannon.
Zaśmiałam się.
- Jak się nazywa?- zapytałam radośnie. Widać było, że Shannon rzeczywiście mógł się zakochać. Cieszyło mnie to.
- Ładnie ci w tym... czymś!- odparł wesoło Shannon wskazując na mój kitek.
- Nie zmieniał tematu twardzielu! Shannon!
Mężczyzna zaczął się ze mną droczyć więc zaczęłam go łaskotać. Po chwili tarzaliśmy się po dywanie. Perkusista miał nade mną przewagę więc bez problemu role szybko się odwróciły i teraz to on mnie łaskotał. Zaczęłam śmiać się a może raczej krzyczeć bardzo głośno, a łzy ściekały mi już regularnie po obu policzkach.
- Ssssha...Shan... Shanny!- prosiłam ale perkusista miał nadal ubaw. Poczułam, że jeżeli zaraz nie przestanie to zsikam się. Nagle w drzwiach stanął rozbawiony Jared. Mój błagalny wzrok spotkał się z jego ale wokalista tylko bezwiednie opuścił ręce i dorzucił:
- Ostrzegałem cię, że jest niepoczytalny.
- A ty nieczuły! Zwyrodnialec!-nagle do pokoju wbiegła Vicky i uderzając Jareda w ramię, podbiegła aby mi pomóc. Po chwili odciągnęła Shannona a ja w końcu wstałam i złapałam oddech.  
- Sama się prosiłaś!
W tym samym momencie Shannon zbliżył się do kobiety i chwytając ją w pasie oraz blokując ręce uniósł do góry. Po chwili ruszył z nią na dół.
- Ani się waż!- krzyczała rozbawiona Vicky, próbując udawać złą, ale to jej nie pomogło. Zaczęliśmy się śmiać, w końcu zostałam w pokoju sama z Jaredem. Mężczyzna zaczął zbliżać się do mnie a ja nie mając pojęcia co powiedzieć, milczałam. Kiedy podszedł wystarczająco blisko by ująć w dłoń moje włosy, opadające na ramię, uśmiechnął się cały czas przy tym patrząc mi w oczy.
- W Toronto, było jak?- wydusiłam bezładnie znajdując się pod palącym spojrzeniem.
- O k e y.- odparł po czym zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko.
Po chwili poczułam jak stykamy się czołami a jego dłonie znajdują się na mojej głowie i sama nie wiem kiedy, ale... pocałowałam go i przyparłam do niego całym ciałem. Moje dłonie ściskały nerwowo jego koszulkę a usta całowały nazbyt zachłannie. Mężczyzna w pewnym momencie zaczął się uśmiechać czym rozbawił i mnie, ale nie przestawał całować. Cały strach znikł. Obawy się nie liczyły. Zatrzymać chwilę. Było idealnie.
Jednak nic nie jest w stanie trwać wiecznie i kiedy oderwałam się od Jareda, ponownie utonęłam w jego oczach. Tym razem staliśmy już osobno naprzeciw siebie.
- Czy mi się wydaje czy ktoś tu na mnie czekał?- zapytał zawadiacko, zakładając ręce na pierś.
- Wydaje ci się.- rzuciłam zwięźle, rozbawiona sytuacją. Czyli znów toczymy grę? zapytałam w myślach po czym dodałam już głośno:
- Przyciąłeś brodę.- popatrzyłam na niego z uśmiechem.- Jestem piekielnie głodna. Idziemy?
Nie czekając na odpowiedź ruszyłam. Na schodach Jared mnie do gonił i wyszeptał do ucha:
- Podoba mi się ta zmiana i TE...- to mówiąc przesunął dłonią po moim udzie, co wprawiło mnie w przyjemne zaskoczenie.-... spodnie.
Następnie wyprzedził mnie i wbiegając do jadalni jak gdyby nic, zaczął wygłupiać się z Shannonem.


***


Wszystko, co się zdarzyło w przeciągu ostatnich dni było jak złudzenie, niepozorna iluzja. Coś czego nie potrafiłem wyjaśnić a tym bardziej nazwać, przyciągało mnie do Veroniki niczym magnes. Ta sama siła sprawiała iż czułem, że na prawdę żyję. Żyję i znów odczuwam. To wydawało się tak mało realne, że nie chciałem niczego zmieniać. Pozwolić by wszystko toczyło się własnym rytmem, powtarzałem sobie. Najważniejsze było jednak to, że dziewczyna czuła to samo, tak przynajmniej mi się wydawało. Żałowałem, że pozwoliłem sobie na słabość i uległem Annabelle ale nie mogłem tego już cofnąć. Z drugiej strony przecież ona była świadoma na co się decyduje więc... ale to nie zmienia faktu, że czułem się z tym niezbyt dobrze. Chciałem przyjaźnić się z Annabelle ale jeśli ona tego nie zrozumie, nasza przyjaźń się skończy. Pozostawała jeszcze kwestia Shannona przed którym udawałem, że wcale nie interesuję się poważnie Veronicą. Póki co miałem spokój ponieważ Shann sam był teraz zajęty własnymi sprawami sercowymi i niekoniecznie mi się przyglądał a ja oficjalnie postanowiłem odpuścić w kwestii Lany, chociaż nieoficjalnie... wciąż planowałem. 
Na razie jednak chciałem iść za ciosem i skupić się na Veronice. W czwartek o świcie po cichu wszedłem do jej pokoju. Trzeci raz w tym tygodniu a ona wciąż nie zamyka drzwi, pomyślałem. Lekko pochrapywała. Well, nobody is perfect.



- Dzień dobry, skarbie. Wstajemy.
Usiadłem na łóżku i wyszeptałem Veronice do ucha, odgarniając z twarzy kosmyk włosów. Usłyszałem jak ciężko wzdycha i mimowolnie się zaśmiałem. Do skutku, skarbie.
- Jak Boga kocham ! Jared, zabiję cię!- wymamrotała do poduszki nie otwierając oczów.- Jesteś aż takim masochistą, że prosisz się o zakneblowanie, wielokrotne wykorzystanie i poćwiartowanie a w następnej kolejności pozszywanie i przeszczepienie ci mózgu od jakiegoś goryla i w ostateczności wysłanie cię do buszu byś mógł tam w nies...
- Ciiii.- uciszyłem ją kładąc jej palec na ustach.- Jeszcze nie wiesz, że jak się na coś uprę to, to osiągnę. Będę próbował tak długo aż ze mną nie pójdziesz.
Przewróciła głowę i  z niezadowoleniem popatrzyła na mnie.
- Czy wiesz  k t ó r a   j e s t   g o d z i n a?!- wycedziła przez zęby.- Daj mi spać!- dodała i zakryła się kołdrą aż po samą głowę. Była urocza jak się złościła.
- 5:40 i za 27 minut jest wschód słońca, który zobaczymy. Oboje! Wstawaj.
Powiedziałem to i drocząc się z nią ściągnąłem całą kołdrę na bok. Momentalnie zwinęła się na łóżku. 
- Nie będę z tobą biegać.- wycedziła owijając się rękoma.
Uśmiechnąłem się.
- Podejrzewam, że jak chciałabym dotrzymać ci tępa, musiałbyś zadzwonić na pogotowie. Zawał serca w West Los Angeles, proszę przysłać karetkę.- kontynuowała.
Zaśmiałem się na, co kobieta spojrzała się na mnie z niechęcią.
- Bzdura. Chodź, czas wstawać.
Zwróciłem się do niej, cały czas się uśmiechając po czym wstałem i złapałem ją za kostkę. Teraz to ona zaczęła się śmiać.
- Nie żartuję.- dodałem stanowczo po czym powoli zacząłem ściągać ją z łóżka. Po chwili jednak Veronica wstała i przyciągając mnie za koszulkę do siebie dodała:
- Leto, jeżeli ten cały wschód słońca nie będzie wart tego, że mnie obudziłeś trzeci raz z rzędu, to ci normalnie ukręcę jaja!
- Gdybyś się tak nie zapierała i poszła, nie budził...
- Ani słowa więcej!- gwałtownie przerwała mi. Posłałem jej uśmiech po czym poczekałem aż się ubierze. W odpowiedzi tylko zobaczyłem jej wytknięty język.
- I co uratowałem się od srogiej kary? Chociaż ten jeden punkt z wykorzystaniem... chętnie. - zapytałem wesoło, stojąc za Veronicą kiedy podziwialiśmy wschód słońca na jednym ze wzgórz Los Angeles.- To jedno z moich ulubionych miejsc, przychodzę tu pomyśleć, zebrać myśli. Daje mi inspiracje. 
Poranek był chłodny, ale za razem przyjemnie orzeźwiający. Wschodzące słońce zalało nas swoim blaskiem i otuliło ciepłem, które powoli ogarniało miasto znajdujące się przed nami w oddali. Byliśmy sami, otoczeni jedynie przez drzewa, których konary zachłannie łapały padające promienie słonecznego światła, budząc się do życia. 
- Tu jest przepięknie. Dla takich chwil wart się budzić.- powiedziała Veronica po czym wplotła swoje palce miedzy moje, a ja oparłem brodę na jej ramieniu.
- Mogłabym się od ciebie uzależnić.- powiedziała po chwili zamyślenia.- Znamy się dopiero niecałe trzy miesiące.
- Bardzo mnie pociągasz. Ale myślę, że to już wiesz.- dodałem w odpowiedzi, przykładając swój policzek do jej.
- Dlaczego?
- Dlaczego? Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. Nigdy nie umiem wytłumaczyć dlaczego nagle coś mnie pociąga, a coś innego wcale mnie nie interesuje. Tak już po prostu jest.
Uśmiechnęła się tajemniczo.

***

Wydarzenia z rana sprawiły, że cały dzień pomimo wczesnej pobudki był niesamowity. Choć ciężko mi to przyznać to, to co zrobił Jared było bardzo miłe. Dopiero tam, gdy staliśmy na wzgórzu zdałam sobie sprawę, że wszystko nabiera kształtów, a między nami tworzy się niesamowita, wyjątkowa więź. Choć były w ciągu dnia chwile kiedy miała ochotę zaciągnąć Jareda do swojej sypialni, to mimo to potrafiłam się powstrzymać. Gdzieś w głębi czułam, że Jared jest dla mnie kimś bardzo ważnym i nie chcę budować tej więzi wyłącznie na seksie bo gdyby pożądanie wygasło nie zostało by już nic, a w ten sposób miałam okazję poznać go, tak niedostępnego i pociągającego niczym najlepszy narkotyk.

Wieczorem kiedy wróciłam z pracy, miałam jeszcze sporo roboty. Usiadłam więc w salonie z komputerem i zrobiłam sobie kawę by nie usnąć. Shannona jak zwykle ostatnio wciąż biegał między Laną a Antoine'm z którym planowali małą trasę z racji tego, że póki co nagrywanie płyty stało w miejscu i wciąż rozmawiał przez komórkę. Nie miałam co liczyć na jego towarzystwo. Po pewnym czasie dołączył do mnie Jared. Widząc moją minę, szybko dodał unosząc ręce w geście obronnym:
- Ja tylko chciałem pooglądać telewizję. Obiecuję być grzeczny.
Jednak po godzinie w ciągu, której i tak nie wiele zrobiłam, Jared zaczął się nudzić. Siedzieliśmy na jednej sofie. Nagle zaczął masować mi stopę. Stopniowo jego ruchy stawały się coraz bardziej przyjemne. Trzeci raz czytałam to samo zdanie. Nie mogłam się skupić.
- Trudno mi będzie w ten sposób pracować.- mruknęłam.
- A kto powiedział, że musisz pracować?- Jared zamknął mój komputer i odstawił go na stolik.- Chodź.
- Dokąd?
- Na górę.- ciągnął mnie na schody.
- Jay.- zaśmiałam się i wyrwałam mu rękę.- Jest dwudziesta trzecia, a mam jeszcze sporo roboty.
- Za dziesięć.- poprawił mnie, posyłając mi podstępny uśmieszek.
-Zachowujesz się nie poważnie.
- Powiedz mi to za godzinę.- odparł wciąż się uśmiechając. Nagle zbliżył się do mnie i wyszeptał:
- Pragnę cię mieć.- otworzył drzwi do swojego pokoju.- We własnym łóżku.
Byłam w jego ramionach, a Jared zaczął mnie całować wygłodniałymi ustami. Ze zmęczenia kręciło mi się w głowie.
- Jared!- złapałam oddech odrywając go od siebie.- Shannon jest w domu z jakimś znajomym.
- Nikogo tu nie widzę.- droczył się ze mną.
- Jared.- oparłam głowę o jego tors by nie stracić równowagi.
- Jesteś zmęczona?- zapytał słysząc znużenie w moim głosie i złapał mnie za podbródek.
- Mówiłeś coś o łóżku.- odparłam, przymykając oczy. Przez ostanie dwie doby spałam zaledwie 9 godzin, padałam z nóg. Nim zdążyłam zaprotestować, Jared wziął mnie na ręce i położył na swoim łóżku.
- Potrzebujesz snu.

- Śpij ze mną.- odpowiedziałam i przyciągnęłam go do siebie. Ucałował mnie w czoło i zamknął w swoich ramionach, okrywając nas kołdrą. Momentalnie usnęłam, czując jego ciepłe usta na szyi. 


***
Yello!
Nowy rozdział jest wcześniej, aż sam się dziwię :) no ale cieszmy się. Akcja powoli się rozkręca, no Jared zwabił Niko do swojego łóżka ;) Ale wiem, wiem. 
Co do dzisiejszych zdjęć i gifów to ja mam swoje dwa ukochane, a wy? :)
Scena z Mr. Nobody <3 oraz zdjęcia Jareda, sama twarz <3.

Niech Mars wam sprzyja a ten uśmiech rozjaśnia jesienne poranki, które są tak szare :D



PROVEHITO IN ALTUM!



* "To jest piękny dzień, niebo spada i czujesz, że to piękny dzień. Nie pozwól mu uciec!..."- U2, Beautiful Day.

** Parafraza słów Goethe'go.

6 komentarzy:

  1. Boooooszzzz... Ależ Ty mnie odciągasz od nauki tym opowiadaniem... Ale nie przejmuj się. Keep calm and carry on :D
    Scena wojny na łaskotki między Shannonem i Niko była cudowna ♥ Ogólnie tak mi się na sercu ciepło zrobiło jak to czytałam... ;) Bomba.
    No i tekst "Czy mi się wydaje czy ktoś tu na mnie czekał?" zafundował uśmiech na twarzy, który jak sądzę utrzyma się dziś, aż nie zasnę!
    I wiesz co? Za jedną rzecz (w sumie za wiele więcej, ale za to w szczególności) należy Ci się MEEEEGGGGAA pochwała i TAAAAAAKKKIII duży uścisk ode mnie ;D A wiesz za co? Za rozmowy Jareda i Veroniki ;) Strasznie fajnie sie je czyta. Jest dużo takich uroczych tekstów, ale w przeciwieństwie do większości innych opowiadań nie "rzygam tęczą" jak je czytam ;D Czekam tylko kiedy ta parka w końcu pójdzie do łóżka, bo (no nie ukrywajmy...) chcę przeczytać o tym wydarzeniu... ze szczegółami xD hahaha
    No i w ogóle końcóweczka - cud miód i orzeszki, wręcz kocham Cię za ten rozdział :D
    Nie skupię się już teraz na żadnych lekcjach, ale... "pierdol szkołę zostań ninja" xD
    Czekam na nowy rozdział!!! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się ten rozdział no i w końcu jest to na co czekałam od początku czyli rozwój akcji między Veroniką i Jaredem <3 mam nadzieję że to pójdziemy w dalszym kierunku i pozytywnie oczywiście :)
    Żaneta ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będę mówiła dużo tylko jedno drobne słowo : Kooooooooooocham :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie potrafię zebrać myśli aby napisać o tym co właśnie przeczytałam!
    Jesteś genialna! Zwłaszcza podoba mi się gdy Jared jest blisko z Veroniki, Chodzi mi o wschód słońca, który oglądali razem i o to co obydwoje zdołali do siebie powiedzieć, wiedziałam, że Jared nie będzie mógł opanować siebie i będzie chciał pójść z Veronicka do łóżka ale gdy dowiedział się , ze jest zmęczona grzecznie "odstawił" ją na miejsce i do tego obydwoje zasnęli we własnych ramionach. - Nie wiem czemu ale uwielbiam takie sceny a Ty tak po prostu je opisujesz, jakbyś wyjęła mi je z głowy! Muszę powiedzieć, ze wręcz przywiązałam się do tych wpisów ,
    - kiedy jest komiczna scena ja zaczynam się śmiać,
    -kiedy jest strasznie ja mam ciarki na ciele,
    -a kiedy jest scena doprowadzająca do łez zaczynam płakać!
    Nigdy nie czułam czegoś podobnego zwłaszcza do wpisów innej osoby. Czekam na więcej , ! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zauważyłam, że w każdym rozdziale mam jakieś swoje ulubione zdanie, które cutuję. W tym również a jest nim, jakże błyskotliwe i poprawne w składni zdanie: 'W Toronto, było jak?' hhahahahahahahahahahahahahahahaah dziesięć minut śmiechu non stop. Śmiechu w głos!!!! Mistrzostwo, chociaż wyciągnięte z kontekstu zasługuje jedynie na -> :| xD
    Jak tylko przeczytałam fragmencie o zbliżającym się do niej mężczyźnie... serce mi zaczęło walić, oddech ugrzązł w klatce piersiowej... znam to, pamiętam. Za dobrze.
    Nic więcej nie skomentuję, ostatnia scena jest zbyt urocza, zazdrość mnie zżera. Koniec. Mam nadzieję, że wybaczysz ten komentarz, ehh!
    Nie wiem czy na pocieszenie czy nie, ale dodaję koment u Ciebie, zamykam to okno i idę pisać u siebie.
    Niezmiennie gorąco pozdrawiam, mimo lichego komentarza bardzo dziękuję za nowy rozdział, za mega emocje, które u mnie wywołujesz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy nowy rozdział budzi we mnie coraz to nowe emocje. Czytając Twojego bloga tak się w tym zatracam że mogłoby się nawet koło mnie palić a bym się nie zorientowała Po prostu cudo ;d

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.