poniedziałek, 8 października 2012

20. Przez chwilę niech będzie pięknie, przez moment splecione ręce. Popatrz, popatrz, to wygląda jak miłość. Zobacz, zobacz, tylko proszę bądź cicho *

***
Zaskoczenie jakie spotkało mnie rano było jak sen, który mi się przyśnił zeszłej nocy i który nie mógł odejść w zapomnienie. Jednak szybko sobie uświadomiłem, że to wcale nie jawa, to się działo. Podnoszą się powoli przyjrzałem się dokładnie śpiącej dziewczynie. Kosmyk włosów opadał jej na twarz w ten sposób, że kobieta śmiesznie się marszczyła. Odgarnąłem nieprzyjazne pasmo włosów z jej twarzy po czym delikatnie ją ucałowałem i udałem się do łazienki. Od jakiegoś czasu znów bowiem zacząłem rano biegać. Kiedy miałem już wychodzić, wypadło mi moje BB na, co Veronica gwałtownie się zbudziła.
- Spokojnie, to tylko ja i nie zamierzam ciągnąć cię dziś ze mną.- dodałem, zbliżając się do niej. Wyglądał na zdezorientowaną, po chwili jednak uśmiechnęła się krzywo i dodała:
- Jasne.
Z powrotem wróciła do spania. Zaśmiałem się i wyszedłem. Kiedy wróciłem z joggingu, miałem w głowie pewien pomysł. Zrobiłem w kuchni dwie kawy po czym ruszyłem aby obudzić dziewczynę. Ku mojemu zdziwieniu zastałem pusty pokój. Nie zastanawiając się długo skierowałem się do pokoju naprzeciwko. Pomagając sobie nogą, otworzyłem drzwi. Veronica siedziała na swoim łóżku, już ubrana i z komputerem.
- Hmm, znając ciebie pewnie zaraz po moim wyjściu, wróciłaś do pracy.- powiedziałem, lekko się uśmiechając.
- Ni zupełnie od razu ale prawie.- odpowiedziała z uśmiechem.- Jesteś wspaaaaaniały!- dorzuciła kiedy podałem jej kubek z gorącą kawą.- Za godzinę muszę być na planie. Mamy teraz MASĘ roboty. dwa tygodnie jeszcze i koniec.
- Ale przecież ty to lubisz.- dodałem.
Veronica skończyła coś pisać po czym odstawiła komputer i upijając łyk kawy, posłał mi uśmiech:
- Wspaniała.
- I zaskakująca.- odparłem, mierząc się z nią wzrokiem. Lekko się zaśmiała. Miała świadomość, że mówiłem teraz o niej. Nagle sobie uświadomiłem, że walczę z pragnieniem dotknięcia jej włosów, opadających na ramiona.
- Nie chciałabyś wiedzieć dokąd prowadzi cię życie?- rzuciłem zupełnie bez kontekstu, patrząc jej w oczy.
- O nie!- odparła bez namysłu.-  Wolę żeby mnie zaskakiwało. Ty nie lubisz niespodzianek?
- Nie jestem pewien.- rzuciłem zbliżając swój kubek do jej.- Wznieśmy toast!
- Kawą?- zapytała ironicznie, ale w końcu nie zaprotestowała.
- Za to co zaskakujące, za teraźniejszość!
- Za teraźniejszość.- powtórzyła posyłając mi wielki uśmiech.
W następnej chwili Veronica musiała się zbierać więc szybko dopiła kawę i wypychając mnie z pokoju, co nie przyszło jej z łatwością bowiem znów się z nią droczyłem, pobiegła do pracy.

***

Reszta dnia minęła mi dość leniwie. Większą część czasu spędziłem w studiu na zabawie z gitarą. Od paru dni po głowie chodziła mi jedna melodia więc postanowiłem ją wypróbować. Komponowanie wciągnęło mnie na tyle, że spędziłem w studiu parę godzin, całkowicie zapominając o bożym świecie.
Kiedy w końcu postanowiłem coś zjeść, w kuchni natknąłem się na brata, z którym póki co moje relacje były ustabilizowane.
- Hej Shanny.- przywitałem się uświadamiając sobie, że widzę go dziś dopiero pierwszy raz.- Jak tam współpraca z Antoine'm?- dodałem zajmując miejsce przy blacie.
- Becks chce ruszyć w trasę, za dwa tygodnie mniej więcej.- odpowiedział markotnie.
- No i? Widzę, że coś cię to nie cieszy.
- W Azji.- dokończył.
- Bullyshit. Nie ściemniej, że chodzi o to.
Brat popatrzył na mnie mało przyjaźnie w końcu głośno westchnął i dodał:
- Bo nie chodzi. Dobrze układa mi się z Elizabeth właśnie teraz.
- Dobra, nie wierzę że to mówię, ale jeśli jej zależy to poczeka sobie.- wydusiłem i zaśmiałem się. Ja, głoszący takie frazesy, kpina. Widząc jednak tęgą minę brata dorzuciłem:
- No co ty, nie zawracaj sobie głowy takimi rzeczami bo pomyślę, że mi brata podmienili.- posłałem mu złośliwy uśmieszek na co Shannon tylko krzywo się uśmiechnął.- Jedź.
Shann nic nie odpowiedział, zabrał swój talerz i przysiadł koło mnie. Gulasz, bleee. Nagle zaburczało mi w brzuchu, co Shannon od razu skomentował:
-Nigdy nie doceniałem robali, ale twojego tasiemca muszę bo jest mądrzejszy niż ty i wie co dobre. Mmmm gulasz.
Shannon zaśmiał się i triumfalnie uniósł talerz w górę. Nie skomentowałem tego i podniosłem się z miejsca by zrobić sobie coś na obiad.
- Aha i zapomniałbym!- wydarł się nagle perkusista, szybko wychodząc z kuchni. Wrócił po trzydziestu sekundach z kopertami.- To dla ciebie.- rzucił, posyłając mi pogodny uśmiech.
- Co to?
- Sam zobacz.
Odłożyłem nóż, który trzymałem w dłoni i otworzyłem beżową kopertę. To, co tam przeczytałem lekko mnie zdziwiło.
- Hahaha to ma być jakiś żart?- zwróciłem się do brata wciąż studiując karnecik.
- Nie, Lana stwierdziła, że pomyliła się do ciebie i jesteś bardzo miły, w dodatku zaproponowała ci duet czym się nie pochwaliłeś.- odpowiedział mi Shannon, wciąż się uśmiechając.
- Bo na razie nie ma czym.- rzuciłem zwięźle.- I, że niby sam się w to wpakowałem?
Zaśmiałem się lekko przestraszony na co mój brat odpowiedział:
- Nie martw się, zaprosiła CAŁĄ naszą trójkę.
- Biedny Tomo.- rzuciliśmy momentalnie i się złośliwie uśmiechnęliśmy  Oboje bowiem widzieliśmy jak nasz kochany Tomislav nie lubi tzw. " spędów celebrytów". Jeszcze raz spojrzałem na zaproszenie na przyjęcie urodzinowe, które miało odbyć się w sobotę.
- Ile ona w ogóle ma lat?- zwróciłem się z ciekawości do Shannona, ale kiedy się obróciłem już go nie było. Jak zwykle został pusty i brudny talerz.
- Shannon!- wydarłem się niestety bezsilnie po czym  wstawiłem naczynie do zmywarki. Dobrze, że chociaż z osobą towarzyszącą, pomyślałem wróciwszy do studiowania karneciku.

***

Veronica jak zwykle ostatnio wróciła dość późno. Wyciągnięcie jej gdziekolwiek było tak trudne, że gdy już miała chwilę, nie miałem serca pozbawiać jej snu, w który zaraz zapadała. Ale kiedy usiłowała pracować w salonie, nie potrafiłem wręcz się powstrzymać by jej nie zaczepiać. Za bardzo mnie pociągała, intrygowała, nurtowała.
Wieczorem więc jak zwykle siedzieliśmy oboje w salonie, ona usiłując pracować, ja udając, że czytam książkę. W myślach jednak knułem niecny plan jak w końcu zerwać ten nieosiągalny, póki co owoc.
- Jesteś leworęczna.- wtrąciłem uśmiechając się przy tym bowiem dopiero teraz to zauważyłem, jak Niko zapisywała coś na kartce.
- Słucham?- oderwała się na chwilę zastanawiając się co powiedziałem.- Nie, właściwie oburęczna.
- To bym ci zaliczył.
- Jako co?- zapytała zdziwiona, unosząc brew.
- Jako coś zaskakującego.
Moje słowa rozbawiły Veronicę, a jej śmiech zalał pokój.
- Powinnaś to robić częściej.- dodałem, przyglądając się rozbawionej dziewczynie.
- Co takiego?- zapytała wciąż się śmiejąc.
- Śmiać się bo cudownie się śmiejesz.- odparłem, sam się do niej uśmiechając. Na chwilę zatopiłem się w jej spojrzeniu. Przez tych parę dni od mojego powrotu kiedy mnie pocałowała, wkładając w to wszystkie uczucia, potrafiła trzymać swoje żądze w ryzach, w odróżnieniu ode mnie. 
Sięgnęła po kubek, stojący na stole i upijając łyk dodała rozbawiona:
- Pamiętaj, ze jak będziemy się za dużo śmiać to Shannon rozbije sobie wigwam na progu.
- Dlaczego miałby to zrobić?- zapytałem udając niezorientowanego i zbliżyłem się do niej.
- Jared, sam mówiłeś, że nie pozwoli abyś mnie uwiódł i wykorzystał. I tak już czegoś się domyśla chociaż niczego nie ma.- odparła, śmiejąc się tajemniczo.
- Nie jesteś zainteresowana ani jednym, ani drugim?- zapytałem ironicznie.
- Jesteśmy przyjaciółmi i współpracownikami, poniekąd.- podniosła się i zaczęła czegoś szukać.- I chociaż jesteś bardzo pociągający to twoja sława działa na niekorzyść.
- Tak?- odbiłem piłeczkę, zbliżając się do niej. Widząc jak ją otaczam, oparła swoje dłonie na moich rękach bym nie mógł ich po raz kolejny zablokować.
- Normalność jest rzeczą względną...
-... powiedziała pani psycholog.- rzuciłem ironicznie, drocząc się z nią i próbując przejąć kontrolą nad sytuacją.
- Oczy ci ciemnieją kiedy jesteś poirytowany, wiedziałeś o tym? Sława i pieniądze są bardzo przyjemne, sama z nich korzystam. Ale sława przysłania rzeczywistość.
- Czyją rzeczywistość, co?- odparłem, wplątują swoje palce pomiędzy jej. Staliśmy teraz naprzeciw siebie, była minimalnie niższa niż ja.
- O to właśnie chodzi.- ciągnąc mnie do tyłu, usiadła na stole. Ja stałem nad nią.- Ludzie bogaci, sławni tacy jak wy, nie widzą życia codziennego, tych walk, napiętego budżetu, wymagającej pracy, braku czasu. Ciebie to poniekąd nie dotyczy.- westchnęła.- Wchodząc w to wyrzekam się nudnego życia ale i spokoju.
- Uważasz, że to wada?
- Tego nie mówię. Przyznam, że to mnie denerwuje. Ludzie sławni myślą, ze wszytko im wolno. Ale dla mnie to raczej sprawa osobista. Nie uważasz, że pieniądze izolują od przeżywania, ale takiego prawdziwego przeżywania dnia codziennego? Na przykład od uśmiechu jaki wywołuje promyk słońca, padającego wprost na twarz?
- Może i tak- rzuciłem luźno i nie wiele myśląc przyciągnąłem ją do siebie.- Sprawdźmy twoją teorię.
W tej chwili moje usta odnalazły jej. Sam się tego nie spodziewałem ale ten pocałunek był zupełnie inny niż poprzednie. Pochłaniający. Przez moment mi się opierała, próbując mnie odepchnąć, nie chciała się poddać. Jednak nim się zorientowałem, Veronica mruczała, czym mnie niezmiernie ucieszyła. Na chwilę jednak udało jej się oderwać.
- O nie.- chwyciłem jej twarz w dłonie.- Jeszcze nie skończyłem.
I ponownie zacząłem ją całować. Kompletnie zapomniałem o Shannonie, który cały czas gdzieś tu był. Znów poczułem, że jej pragnę. Chciałem czegoś więcej na co ona nie chciała przystać. Bezwiednie otoczyła mnie ramionami. Oboje się zatraciliśmy, nasze usta chciały więcej. Moje dłoń znalazły jej piersi. Pod ich dotykiem moje palce zaczęły płonąć, płonąć z pożądania. To już nie tylko przyjemność, to więcej niż namiętność.Co się ze mną dzieje? Veronica choć z początku się broniła, teraz odpowiadała na moją żądzę. Nagle jednak uświadamiając sobie, że zaraz przekroczymy granicę, puściła mnie.
- Pierwszy raz widzę, że brakuje ci słów na moje argumenty.- rzuciłem rozbawiony, z trudem łapiąc oddech.
- Działałeś z zaskoczenia.- zaśmiała się po czym odepchnęła mnie od siebie niczym obrażone dziecko. Z powrotem wróciła na swoje miejsce, chwytając laptopa.
Nie wiem dlaczego, ale sprawiało mi radość kiedy choć na chwilę potrafiłem wybić ją z równowagi. Nie byłem przygotowany na tak silne pożądanie kiedy tylko jej dotknąłem.
- Muszę cię częściej zaskakiwać, to takie przyjemne.- dodałem kiedy znów wróciła do pracy.
- Nie pójdzie ci tak łatwo. I nie zamierzam mieć z tobą romansu.
- Doprawdy? Bo ja zamierzam mieć romans z tobą.- dorzuciłem  stanowczo, siadając ponownie obok jej. Nasze oczy ponownie się spotkały. Uśmiechaliśmy się. Nie żartowałem i ona o tym wiem. 
- Zdaje się, że chciałeś obejrzeć mój aktualny projekt.- dodała nie wiedząc co powiedzieć, przy tym próbując opanować emocje i nadać głosowi neutralny ton.
- To może poczekać. Daj mi się w niedzielę gdzieś porwać.
- Tylko ty i ja?- zapytała niepewnie czym mnie rozbawiła.
- O to mi właśnie chodziło.
Znów nasze spojrzenia się spotkały. To była kusząca propozycja. Może zbyt kusząca? Veronica potrząsnęła głową.
- Randka? To nie będzie rozsądne.- dodała.
Zbliżając się do niej niebezpiecznie blisko odparłem:
- Ani ty ani ja nie jesteśmy osobami, które robią zawsze to, co rozsądne.- moja dłoń powędrowała i zaplątała się w jej rozpuszczone włosy.
- Ale to nie jest wyjątek. Nie rób tego, muszę się skupić.- odparła, przymykając oczy kiedy gładziłem ją dłonią.
- Daj temu szanse.- dorzuciłem, mając na myśli uczucie łączące nas. Niekoniecznie umiałem je nazwać, ale wiedziałem,  że na pewno JEST. Spoglądając na mnie tylko westchnęła, zgodziła się.
Idąc do kuchni aby zrobić nam jeszcze kawę, przypomniało mi się coś:
- Jesteśmy zaproszeni na urodziny Lany w sobotę!- krzyknąłem będąc poza polem widzenia Niko.
Zdążyłem jej opowiedzieć, co jest między piosenkarką a moim bratem i co ja o tym sądzę.
- My? - zapytała wchodząc niespodziewanie do kuchni i zakładając ręce na piersi. Zapomniałem się i popełniłem mały błąd. Wysłowiłem się w trybie oznajmującym, a nie pytający, co nie zawsze podobało się Veronice. Westchnąłem i zabrałem się za tłumaczenie.


***
Muse, Sing for Absolution


Wszystko, co działo się od wyjazdu do Toronto było jak spełnienie najskrytszych marzeń. Codziennie zbliżaliśmy się do siebie z Jaredem coraz mocniej a ja czułam jak powoli rzeczywiście uzależniam się od niego. To mnie lekko przerażało ale i jarało, bowiem nikt dotąd mnie tak nie pociągał. Najlepsze w tym wszystkim było to, że wciąż toczyliśmy ze sobą grę w domysły, podteksty, niedopowiedzenia co strasznie wciągało. Igraliśmy z sobą nawzajem, ale tak było dobrze. Niepotrzebne były zbędne, nic nieznaczące słowa, puste stwierdzenia i wyznania wyssane z palca. Było za wcześnie. Liczyło się, że oboje chcieliśmy tego samego. Siebie. Właśnie teraz. 
Jednakże póki co nie mogłam sobie pozwolić na bujanie w obłokach. Na zegarku dochodziła godzina szósta co niezaprzeczalnie oznaczało, że powinnam zbierać się do pracy. Chociaż była sobota na wolne nie miałam co liczyć. Trzeba było na planie ze wszystkim zdążyć bo czas nieubłaganie gnał do przodu, a praca jakoś nie za bardzo. W dodatku to właśnie dzisiaj było przyjęcie urodzinowe nowej dziewczyny (tak niestety dziewczyny) Shannona na które zostałam wręcz zmuszona iść z Jaredem, który wtajemniczył mnie w swój plan pozbycia się Lany del Ray. I co mnie zdziwiło, miałam mu pomóc. Na początku stwierdziłam, że chyba coś mu się pomieszało pod tą śliczną, brązową kopułką ale w ostateczności stwierdziłam, że jestem w stanie uwierzyć w te przypuszczenia, że jakoby piosenkarce chodziło o Jareda a Shannon był jedynie mostem prowadzącym.
Jeszcze do tego całego cyrku, brakowało mi Shannona który stwierdził, że po pracy zabiera mnie ze sobą na zakupy. Mam mu doradzić, ponieważ musi wyglądać świetnie. Z tego co zdążyłam się zorientować impreza miała być dość wystawna i elegancka, co oznaczało, że nie mam w co się ubrać. Miałam problem więc zmuszona byłam przystać na propozycję Shanna i zakupy. Impreza miała przyciągnąć większość muzycznego biznesu więc przy perfekcyjnie wyglądających Marsach, wypadałoby mi dorównać. Pocieszał mnie fakt, że zaproszony został również Tomo z Vicky więc moje obawy, że będę sama, zniknęły.
Za oknem było widać, że dawno rozpoczął się październik a co za tym idzie, nieodwołalnie nadchodziła ponura jesień. Szaro-błękitne niebo nie zwiastowało tak ciepłego dnia jak wczoraj. Niechętnie ruszyłam pod prysznic. Z szafy wygrzebałam w miarę odpowiednie ubranie. Było czarne więc idealnie odzwierciedlało mój posępny dziś humor. Po pół godzinie byłam  gotowa i zeszłam na dół. Nie zastałam tam nikogo. Shannon jeszcze spał, zaś Jared nie wrócił jeszcze z joggingu. Na szybko zrobiłam sobie tosta i kawę po czym w pośpiechu pojechałam na plan filmowy.

***

- Przymierz to i oddaj mi tamtą koszulę. Shannon!- podałam perkusiście blado różową koszulę, w zamian żądałam zwrotu poprzedniej, zagradzając mu drogę by nie wyszedł z przymierzalni.- Jest okropna i nawet nie waż się w niej wychodzić!
Shannon miał świetny humor i kiedy wybieraliśmy ubrania zaczął przymierzać te najdziwniejsze rzeczy. W zielonej, opiętej i moim zdaniem mało męskiej koszuli wyglądał przezabawnie, czym spowodował u mnie wybuch niekontrolowanego śmiechu. W dodatku kiedy stał przy lustrze, zaczął się przeglądać, jedną rękę oparł na biodrze po czym dodał, kobiecym głosem:
- Czyż nie podkreśla wszystkich moich kształtów?! Och, zobacz!
Szybko zakryłam ręką buzię by nie wybuchnąć na cały sklep śmiechem. Z racji tego, że był to ekskluzywny salon mody jakiegoś podobno ważnego projektanta, było by to niestosowne. Nawet bardzo, biorąc pod uwagę, że ktoś to jednak nosił.
- Shannon, błagam cię.- wydusiłam opanowując śmiech i zasłaniając kotarę w przymierzalni aby Shanimal nie pokazał się klientom. I tak czułam już na sobie spojrzenia ekspedientek.
- Już okey, możesz mnie wypuścić. Przebrałem się.
Kiedy mężczyzna wyszedł z pomieszczenia wyglądał nawet lepiej niż świetnie. Idealnie skrojony, ciemny garnitur wyraźnie eksponował smukłą i wysportowaną sylwetkę perkusisty, a jasno różowa koszula doskonale komponowała się z całością. Z wrażenia aż usiadłam na stojącej za mną sofie a Shannon jak gdyby nic przeszedł się przede mną, poprawiając sobie mankiety. Przeglądając się w ogromnym lustrze dodał:
- No i jak? Czemu nic nie mówisz?- zagaił głupkowato się uśmiechając. Takim to łatwo ze wszystkim, dlaczego to tak cholernie niesprawiedliwe, pomyślałam. 
- Nie mówię nic bo skurczybyku...- podniosłam się i złapałam go za brodę, uśmiechając się dodałam.-... wyglądasz nieprzyzwoicie zabójczo tak, że wszystkie kobiety w tym sklepie przeleciały by cię w tej chwili.
- Doprawdy, wszystkie?- odpowiedział mi figlarnie Zwierzak po czym znów się śmialiśmy.
W następnej kolejności Shannon zmusił mnie do przymierzenia chyba z dziesięciu sukienek, takich które raczej więcej odkrywały niż zasłaniały. Większość z nich po prostu nie pasowała do mnie, owszem lubiłam odważne kiecki ale tylko wtedy kiedy były rzeczywiście wyjątkowe i zapierające dech. A większość z proponowanych kreacji zbyt ociekała pruderią i erotyzmem.
- I jak?- zapytałam pokazując się w sukience, którą sama wybrała.
- Nie, przypominam ci że idziemy na zabawę a nie do klasztoru. Masz to.
Oczywiście po raz kolejny to nie było to więc przymierzałam dalej.
- Co jest między tobą a Jaredem, co?- zapytał mnie w pewnej chwili Shannon kiedy się przebierałam. Nie wiedząc co odpowiedzieć milczałam, ale mężczyzna kontynuował.- Widziałem jak na siebie patrzycie, a Jared w dodatku cały czas się zgrywa. Uważaj na mojego brata, on nie jest taki jak sobie wyobrażasz.
- A jaki jest według ciebie?- zapytałam wychodząc z przymierzalni lekko poirytowana. Od kiedy poznałam bliżej Leto wszyscy mówili mi że są inni niż przypuszczam więc się pytam jacy? Widząc że Shannon nic nie mówi, kontynuowałam.- Wiem, że to notoryczny podrywacz, bawidamek, a może wręcz seksoholik. Unika stałych związków, a na polu uczuciowy jest niepewny niczym dziecko. Niczym nie przypomina gwiazdy rocka za którą uchodzi na co dzień. Ma trochę zboczone poczucie humoru, często się dąsa ale i lubi być złośliwy. I uwielbia wyprowadzać mnie z równowagi. Ale przede wszystkim jest cholernym wrażliwcem choć tego nie okazuje. Poza tym mogłabym wymieniać tak w nieskończoność. To cały Jared, bardziej złożony niż którakolwiek machina.
- Widzę, że już za późno.- dodał po chwili milczenia Shannon, cały czas spoglądając mi w oczy.
- Za późno na, co?- powtórzyłam po nim, lekko zbita.
- Bym uchronił cię przed Jaredem. To już się stało.- powiedział ledwie słyszalnie, po czym zaczął mi się bacznie przyglądać.- TO JEST TO.- wycedził po minucie, obchodząc mnie dookoła.
- Nieee..- przeciągnęłam nie pewnie.
Jednakże widząc minę Shannona wiedziałam, że mi nie odpuści.

***

Kiedy już wyszykowałam się na przyjęcie i zrobiłam sobie delikatny makijaż, a włosy lekko podkręciłam, zasłaniając bok, długo wpatrywałam się w swoje odbicie. Sukienka na którą uparł się Shannon, była po prostu piękna lecz ja czułam się w niej niepewnie. Kilka razy zbierałam się do zejścia na dół, w końcu nie wytrzymałam i musiałam sobie zajarać. Siadając na balkonie, zaciągnęłam się jointem i czułam jak dym wypełnia powoli moje wnętrze. Cały stres odchodził, nastało  błogie odprężenie. Nagle doszło mnie pukanie do drzwi. Bezwiednie zgasiłam niedopałek w pośpiechu:
- Chwilkę!- odezwałam się i pobiegłam jeszcze szybko umyć zęby. Nie wiem dlaczego ale chciałam za wszelką cenę ukryć mój mały nałóg przed Jaredem, który pewnie potępiłby mnie. Używając jeszcze odrobiny perfum, zabrałam kopertówkę i wyszłam z pokoju. Na korytarzu czekał Jared, który na mój widok niezmiernie szeroko się uśmiechnął.
- Idziesz czy zapuszczasz korzenie.- rzuciłam ironicznie przechodząc przed nim i wyprzedzając go.
- Pierwszy raz widzę, że brakuje ci słów.- rzuciłam wesoło, po chwili naśladują go i powtarzając jego tekst, kiedy zbliżył się do mnie.
-  Ale za to moja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach.- dodał figlarnie oglądając mnie od stóp do głów. Nic nie mówiąc, zeszłam na dół. W myślach strasznie mi się to podobało. 
W salonie czekał na nas już Tomo z Vicky i Shannon. Nie tracąc czasu od razu udaliśmy się do samochodów. Kiedy zakładałam płaszcz, zaczepił mnie jeszcze Shannon:
- Jared mało się nie ślini na twój widok.
- I to twoja wina.- rzuciłam rozbawiona zachowaniem Shanna.
- Wiem. Chciałem ci tylko powiedzieć, że od nie wiem jakiego czasu nie widziałem Jareda takiego. Jeżeli skrzywdzi cię, tym razem mu nie daruję.- dodał perkusista ujmując moją dłoń w swoją.
- Tym razem?- zapytałam, upewniając się że się nie przesłyszałam.
- Jared poważnie kochał tylko Cameron i kiedy skrzywdził ją, nic nie zrobiłem a przyjaźniliśmy się. Do dziś tego żałuję bo nie przemówiłem mu wtedy do łba i dlatego potem zabawiał się kobietami. Przy tobie jest znów taki...- Shannon przerwał i spojrzał na mnie. Nie musiał kończyć, ja to zrobiłam:
-... jak przy Cameron.- i nagle uświadomiłam sobie, że nasza gra z Jaredem, staje się coraz bardziej poważna. Shannon kompletnie mnie zaskoczył.

***

Przyjęcie odbywało się w ogromnej rezydencji. Już przy wejściu kiedy zostawialiśmy podarki, rzuciło mi się jak wielka będzie to impreza, gdy zobaczyłam pełną salę. Shannon zostawił nas na chwilę samych.  W tym czasie razem z Jaredem, Tomo i Vicky postanowiliśmy napić się szampana, którego podawali kelnerzy. Po paru minutach zjawiła się Lana z Shannonem pod rękę. W długiej do ziemi, złotej sukni wyglądała zjawiskowo. To był zdecydowanie jej wieczór.
- Miło, że wpadliście.- odpowiedziała po czym przywitała się z każdym z nas. Kiedy nastała moja kolej, piosenkarka zmroziła mnie wręcz swoim wzrokiem po czym posłała mi wielki uśmiech. Kompletnie nie miała pojęcia o co jej chodzi. Spotkałyśmy się już przelotnie w domu Leto.
Równo o 20.30 kiedy zebrali się wszyscy gości Lana powitała ich przemawiając na środku, u boku ojca.
- A teraz bawmy się!- zakończyła i klaskając  w dłonie dała znak muzyką. Otwierającym tańcem był walc, którego solenizantka rozpoczęła z ojcem a skończyła z Shannonem. Kiedy reszta gości włączyła się do tańca, również Jared wyciągnął i mnie.
- Elizabeth myśli, że jesteśmy ze sobą. Wszystko idzie zgodnie z planem.- oświadczył mi Jared, trzymając mnie w ramionach na parkiecie.
- Jest bardzo ładna. I wydaje się miła, albo dobrze udaje, ciężko będzie.
- Szybko analizujesz.- wtrącił Jay.
- To oszczędza czas.- wirowaliśmy po parkiecie.- Jesteś świetnym tancerzem. I mam rację.
- Czy gdybym ci powiedział, że nigdy nie byłem bardziej zadowolony z walca, czy uwierzyłabyś?- zapytał Jared, uśmiechając się szeroko.
- Może.- dodałam, śmieją się. 
- Chyba będę musiał ci pozwolić zatańczyć z tymi wszystkimi facetami, co się tak na ciebie gapią, co nie będzie mi się wcale podobało.- wtrącił wokalista rozglądając się teatralnie po sali. Lubił wszystko koloryzować.
- Dużo ich jest?- zapytałam w odpowiedzi, drażniąc się z nim.
- Zbyt wielu. Wchodzisz na salę i zwracają się na ciebie wszystkie oczy. W tym moje.
Ton jakim to mówił, rozbawił mnie. Próbował być beznamiętny, ale mu nie wychodziło.
- Masz literacką wyobraźnię.
- Zapomniałaś dodać i męską.- mruknął Jared, przyciągają mnie bliżej do siebie. Walc wciąż trwał:
- Nie mogę przestać o tobie myśleć.
Spojrzałam na niego, zatracając się w jego błękitnych oczach i zapominając o muzyce w takt której wirowaliśmy. Zapomniałam nawet o ludziach obok mnie.
- A... chciałbyś?- zapytałam nie mówiąc nic więcej. Nie musiałam.
- Sam nie wiem.- odparł nawet nie mrugając.- Ale...  chyba chciałbym. 
Tkwiąc w jego ramionach wiedziała, że właśnie zrobiliśmy krok do przodu w naszej relacji. Wyznaliśmy czego chcemy. Jednak nie miałam siły na analizowanie tego teraz. Nie dzisiaj. Dotknęłam jego policzka. Walc się skończył. Po chwili tańczyłam z kimś zupełnie obcym. Odbijany.

***

Na przyjęciu  spotkałam masę osób które dotychczas oglądałam jedynie z daleka. Wśród gości byli między innymi Taylor Swift, Katy Perry i Russell Brand, Adam Levine, Adele, Jared Followill, Gwen Stefani, Anthony Kiedis czy Chester Bennington, ale to tylko garstka. Z ważniejszych osób w biznesie muzycznym poznałam Flood'a którego przedstawił mi Jared (był producentem trzeciej płyty Marsów) a także RedOne i Davida Kahne. Oswojenie się z tymi sławami było trudne, w ostateczności zrezygnowałam z tego i postanowiłam nie zwracać na nie uwagi.

- Przecież to smakuje jak siki wielbłąda.- rzuciłam upijając łyk szampana, kiedy razem z Tomo siedziałam przy stoliku. Vicky tańczyła a Jareda nie było tak samo jak Shannona. Chorwat się zaśmiał.
- Ciężko się nie zgodzić. Wiesz... moglibyśmy, tam jest bar.- odpowiedział uradowany Tomo, bacznie rozglądając się na boki czy aby nie widać na horyzoncie Vicky. On jako jedyny mnie rozumiał, ten szampan był paskudny, wolałam coś konkretniejszego. W odpowiedzi posłałam mu równie przebiegły uśmiech. Bez zbędnych słów, szybko wymknęliśmy się do przygotowanego baru.
- Dwa razy podwójna Blue Margarita.- oświadczył przy barze Tomo. Z aprobatą pokiwałam głową, usiedliśmy by poczekać na drinki. Nagle za plecami usłyszałam znajomy mi głos.
- Mogę się z tobą napić czy lepiej nie bo oberwę.
Kompletnie zszokowana powoli się odwróciłam. Liczyłam na to, ze mężczyzna mnie z kimś pomylił, jednak gdy nasze oczy się spotkały wiedziałam, że mnie poznał. W myślach wykrzykiwałam jedno zdanie: Co on tu kurwa robi? Po chwili przypomniała sobie okoliczności w jakich się poznaliśmy się. Zdziwienie ustąpiło miejsca złości. Pieprzony Sean Smith wciąż się uśmiechał.
- Jesteś bezczelnym chamem, nie mam ci nic więcej do powiedzenia.- oświadczyłam wokaliście po czym wróciłam do Tomo. Chorwat posłał mi pytające spojrzenie, ale ja tylko złapałam moją szklankę i już mieliśmy odejść kiedy ten kretyn zagrodził mi drogę.
- Czy mogę z nią zamienić słowo?- zwrócił się do mojego przyjaciela.
- Jasne, a tak poza tym jestem Tomo.- odpowiedział Chorwat, ściskając mężczyźnie dłoń.
- Sean Smith.
Tomo posłał mi uroczy uśmiech po czym grzecznie się oddalił. Po prostu kurewsko świetnie, zaklęłam w myślach patrząc na odchodzącego gitarzystę.
- Chciałbym zacząć od nowa. Wtedy w parku ja...- zaczął Sean.
- Czego nie zrozumiałeś w zdaniu: NIE MAM CI NIC DO POWIEDZENIA, co?.- przerwałam mu ostro, ale on wciąż się uśmiechał.
- Przepraszam cię.
- Mogę już odejść?- rzuciłam, ignorując go i próbując wyprzedzić.
- Przepraszam.-powtórzył.- Rzeczywiście zachowałem się jak cham, przyznaję. Nie puszczę cię dopóki nie dasz się przeprosić.- wtrącił zagradzając mi drogę.
Na chwilę znów mierzyliśmy się spojrzeniami. Był niemożliwy.
- Jesteś wkurwiający, wiesz?- rzuciłam z sarkazmem, upijając drinka.- Ale niech będzie, przyjmuję przeprosiny. A teraz mogę już odejść?
- Zaczekaj, jeśli rzeczywiście mam uwierzyć, że mi wybaczyłaś, napij się ze mną bo mam wrażenie, że rzuciłaś to na odczepnego.
Przez moment korciło mnie aby powiedzieć, że to prawda ale suma summarum powstrzymałam się. W jego spojrzeniu było coś intrygującego, szalonego. Po chwili namysłu, dodałam:
- Jestem Veronica. Masz pięć minut. 
Ponownie usiadłam przy barze. Sean wciąż się uśmiechając usiadł obok. O co mu do cholery może chodzić?, pomyślałam, I dlaczego musi się non stop cieszyć.
- Może na początek powiedz mi, co t y  t u robisz.- zapytałam.


***

- Wyjdźmy na chwilę na dwór zanim będę musiał o ciebie rywalizować z jakimś innym mężczyzną.- rzucił Jared, gdy wróciłam z parkietu do stolika.
- Rywalizacja jest zdrowa.- odpowiedziałam drocząc się z nim, kiedy wymykaliśmy się na taras a stamtąd do ogrodu. Kiedy znaleźliśmy się poza zasięgiem lamp, w mroku i z dala od tłumu, Jared przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Jego dłoń zaplątał się w moich włosach, a usta wciąż nalegały. Jęknęłam, chyba rzeczywiście się uzależniłam i brakowało mi tego. Bezwiednie, poddając się chwili moje ramiona oplotły jego szyję. Nie chciałam walczyć, poddał się chwili. Tuląc się do niego czułam jak bije jego serce. To było niesamowite.
Kiedy się od siebie odsunęliśmy, Jared złapał mnie za podbródek i zapytał:
- Kim jesteś? Bo nigdy nie wiem.
- Jesteś już bliski poznania.- wycedziłam tajemniczo, wtulając się w niego. Nie zabrałam płaszcza a było chłodno. Wokalista oddał mi swoją marynarkę. 
- Chciałem ci coś powiedzieć. Kiedy byłem w Toronto, ja i Annabelle...
- Nie musisz mi nic mówić, oboje jesteśmy wolni.- przerwałam mu.
- Spałem z nią. Nie musiałem, ale chciałem ci to powiedzieć. To był impuls, taki z przeszłości.
Spojrzałam na niego. Nie byliśmy ze sobą, nie mogłam od niego niczego oczekiwać. Jego wiadomość jakoś mnie nie zmartwiła. Jesteś taka głupia i pewna siebie, myślisz, że jesteś dla niego tą najważniejszą? Naiwna jesteś, tyle ci powiem!, krzyczało moje drugie ja.
- I chyba dla tego unikam stałych związków. Wtedy to by bolało.- odparłam po chwili.
Przytulając się do Jareda, spoglądałam w niebo.
- Gwiazdy są tak blisko. W dzieciństwie godzinami oglądałam gwiazdozbiory i przesiadywałam przed domem. Chciałam być pierwszą kobietą na księżycu.
- Dlaczego zmieniłaś zdanie?- zapytał Jared, przyglądając mi się uważnie.
- Próbowałam raz żyć suszonym pokarmem przez cały tydzień. To było naprawdę straszne.
Na moje słowa mężczyzna głośno się zaśmiał, lekko nie dowierzając po czym mocno mnie przytulił. 
- To Pegaz, widzisz? Leci w górę.- dodałam, wskazując ręką- Głowa Andromedy styka się z jego skrzydłem. Niesamowite.
Oparłam swoją głowę o jego bark, a nasze policzki się zetknęły.
- Dobrze mieć cię przy sobie.- mruknął Jared.
Wiatr nabierał na sile, robiło się coraz zimniej. 
-Zatańcz ze mną ostatni raz. Noc się kończy.
Odparłam odwracając się na powrót w jego ramiona. Poruszaliśmy się w rytm wiatru...




*** 
Yello!

Zauważyłam, że rozpoczęłam dużo różnych wątków, ale spokojnie, powoli będą się rozwijać. Wszystko po kolei. Poza tym zaczęłam się zastanawiać jak długo będę w stanie pociągnąć to opowiadanie i doszłam do wniosku, że mam pewne zamysły... wgl na początku chciałam napisać 100 rozdziałów, ale potem zmieniłam ich długość i gdybym chciała dotrzymać słowa to ta opowieść miałaby  ponad 1000 stron w wordzie, co wydaje mi się teraz szaleństwem... tak więc podsumowując nie mam pojęcia ile jeszcze TEGO będzie. Wiem, mało konkretna jestem, cóż...xD
W ogóle chciałam się z wami podzielić wiadomością, że w weekend widziałam moje nowe lokum bo od listopada zamieniam Gdańsk na Wrocław :D Sama w wielkim mieście, 500km od wszystkiego co bliskie. Małe wyzwanie. Liczę, że nowy etap, czyli życie studenckie i to miasto natchną mnie i znajdzie to odbicie tutaj.
P.S. Życie jest jak pieprzony rollercoaster, gdy przestanie się kręcić, zbiera ci się na wymioty xD 
(jedna z najgorszych rzeczy, świadomość że nic nie trwa wiecznie)
P.P.S. MUSE <3 (zobaczę ich w listopadzie :) )
P.P.P.S. Niech Bóg czuwa nad wami i otacza was opieką a ten wariat wywołuje uśmiech :D



PROVEHITO IN ALTUM!

*Fragment piosenki---> Neony, Prawie o miłości.

12 komentarzy:

  1. - I nie zamierzam mieć z tobą romansu.
    - Doprawdy? Bo ja zamierzam mieć romans z tobą.
    hahaha boskie! ♥
    Ciągnij to opowiadanie jak najdłużej dasz radę! :D Relacje między Jaredem i Niko stając się coraz ciekawsze... ;) Ale zaczynam bać się o Shanimala, coś mi ta Lama del rey tu nie pasuje. Załatw ją szybko! xD
    Strasznie mi się podobają myśli Jarka ;)
    Czekam na więcej! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje że ta Lana nie zrani Shannona..
    Między Niko i Jaredem coraz śmielej i to mi się podoba !
    +Mam nadzieję, że Wrocław Ci się spodoba. Jak już się zadomowisz to zdaj relacje ;)
    A tak swoją drogą to mieszkam 70km od Wrocławia czasem tam jeżdżę więc kto wie może kiedyś na siebie wpadniemy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + Zmieniłam swoją nazwę więc tu Paulina ;)

      Usuń
    2. No ja już się przekonałam jak ten nasz światek jest malutki więc... kto wiem :) Jasne, jeśli przeżyję do opowiem xD. Nowa nazwa podoba mi się ;)

      Usuń
  3. Jak zwykle bardzo fajny rozdział! ( ;
    Niestety muszę przyznać, że mniej wciągający co poprzedni. Nie mam pojęcia dlaczego, jak zwykle byłam zaczytana. Myślę tak może dlatego iż czuję mały niedosyt.
    1. Jared i Veronica super!
    2. urodzinowa impreza Elizabeth.
    .. No i tyle. Tyle tylko przy tym rozdziale wpadło mi w pamięć, oczywiście zakupy z Shannonem, no ale nic więcej. Wiesz, ze uwielbiam czytać twoje wpisy dlatego troszkę się zawiodłam i mam nadzieję, że więcej akcji będzie następnym razem! :)
    PS. Dla mnie możesz napisać i milion tych stron, ważne aby były tak dobre jak są! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz właśnie chodzi o to, że z czasem może wyjść moda na sukces xD Oby nie, mam zamysł jak go zrealizuję, koniec.
      Dzięki za szczerość, też myślę że to nie jest najlepszy rozdział pod względem akcji. W następnym obiecuję poprawę :)

      Usuń
    2. Jeśli ten blog z rozdziału na rozdział będzie coraz to lepszy, to naprawdę nie przeszkadza mi forma " Mody na sukces" xD
      No i oczywiście czekam na kolejny rozdział, bo mam nadzieję, że dotrzymasz słowa i będzie więcej akcji ! ;*
      PS. Z ciekawości, co studiujesz? :>

      Usuń
    3. :D Aktualnie dziennikarstwo i komunikację społeczną, specjalizacja dziennikarstwo radiowe i telewizyjne. Ale moim wymarzonym kierunkiem jest coś innego(nie dostałam się, ale będę próbować do skutku). To studiuję by coś robić w międzyczasie, zanim nie spełnię marzenia.

      Usuń
    4. W takim razie życzę spełnienia marzeń , bo w końcu to jest najważniejsze! :)
      Zauważyłam, że dużo osób teraz wybiera dziennikarstwo. :)

      Usuń
  4. Powiem tak: to co się tworzy pomiędzy Jaredem a Niko jest wyjątkowe, byłoby fajnie gdyby byli razem :) no ale to Ty decydujesz jak się stanie. Jak Lana chce się dostać przez Shannona do Jareda to będzie okrutne. Czekam na następny xo
    W sumie jeszcze trzy rzeczy:
    1. Nie wiem czemu, ale czytam Lama zamiast Lana (moja koleżanka kiedyś tak mówiła chyba)
    2. Mam prawie identyczną sukienkę jaką miała Niko na tej imprezie
    3. Powodzenia na studiach :) Wrocław to piękne miasto

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłam przez przypadek na Twój blog i cieszę się - jest świetny!
    Jestem wielką fanką Jareda i 30STM.
    Pozdrawiam!
    Atka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yello! Mam nadzieję, że nie zniechęci cię marny początek i wytrwasz ze mną do końca, bo potem jest naprawdę dobrze! :)

      Usuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.