środa, 28 listopada 2012

26. At long last love has arrived and I thank God I'm alive...Now that I found you, stay and let me love you, baby. Let me love you . . .*


Jared:

- Że, co ty powiedziałeś?- odezwała się do mnie Emma, stojąc nade mną z lekko zdezorientowaną miną i wymachując telefonem.- Chcesz teraz wyjechać? Jak ty to sobie wyobrażasz, co?
- Emmo...
- Nie, Jared. Nie. Nie zostawisz mnie samej z tym całym bajzlem.
- Tylko z The Hive. Resztę spraw na przyszły tydzień, w tym pokaz Artifacku częściowo już załatwiłem i przesunąłem spotkania.
- Widzę, że już to zaplanowałeś...
- Em, nie dąsaj się.- odparłem, opierając się o ramię blondynki.- Potrzebuję tego wyjazdu właśnie teraz, robię to dla Veroniki. Aha, i mogę nie być pod telefonem, zbytnio.- dodałem. Emma podniosła wzrok i przez chwilę bacznie mnie obserwowała, jakby chciała spróbować stwierdzić autentyczność moich słów. W końcu posyłając mi uśmiech, dodała:
- Zmieniłeś się Jay, zmieniłeś.
- Wywnioskowałaś to patrząc na mnie teraz? Bo wiesz, co mówią?- odparłem, spoglądając na nią i posyłając jej kuśtańca w bok.-  Jestem wampirem, który żywi się krwią dziewic i który zaprzedał...
- ...dusze diabłu by już na zawsze pozostać młody. Tak, coś mi się obiło o uszy.- odparł z ironią kobieta.- Patrzę na twoje zachowanie. Choć pewnie trudno ci to przyznać, ale czyżby wieczny chłopiec wydoroślał i się...
-...zakochał?




Wymieniając z Emmą spojrzenia, oboje się zaśmialiśmy. Emma zdążyła mnie już poznać na tyle dobrze  by wiedzieć, co przeżywam. Z jednej strony była moją przyjaciółką i zawsze mogłem z nią szczerze pogadać, spytać o radę, bez obaw, że to sprzeda. Z drugiej jednak przez to, że znałam mnie dość dobrze, obawiałem się jej osądów, które zawsze były trzeźwym spojrzeniem na otaczającą mnie rzeczywistość i przerażały bijącą od nich prawdą.
- Zapomniałabym.- wtrąciła kobieta, przykładając dłoń do skroni.- Odzywał się do mnie Jean- Marc, w sprawie tego filmu, gdzieś to sobie zapisałam... zawsze mi uciekają te tytuły...- przeglądając swój notes, w końcu znalazła.- "The Dallas Buyers Club".
- No i?- wtrąciłem lekko rozemocjonowanym głosem, spoglądając na kobietę.
- W sprawie twojej roli. Chce się z tobą jak najszybciej spotkać i wszystko omówić, ale tak ogólnie to po primo chce wiedzieć czy wchodzisz w to. Będzie do ciebie dzwonić.
- Świetnie.- odparłem, podnosząc się z sofy.- Nie mogę się już doczekać kręcenia tego filmu.
- Wiesz, zawsze podziwiałam w tobie tę odwagę w aktorstwie, ale TO... a myślałam, że już nie jesteś mnie w stanie zaskoczyć, a tu...



- A widzisz?!- odpowiedziałem, posyłając jej szeroki uśmiech.- Czytałem zarys i ta rola jest stworzona dla mnie. Czuję, że to będzie naprawdę COŚ, przełom.
Nagle Emma głośno się zaśmiała, dodając:
- Nigdy też nie wątpiłam, że mijasz się ze swoim powołaniem i kobiecą naturą. Poza tym dodatkowa porcja endorfin zrekompensuje mi użeranie się z tobą podczas zdjęć.
- Ha ha ha.- wycedziłem, teatralnie wystawiając jej język lecz kobieta nadal się śmiała.
- Hej Emma! Coś mnie ominęło? Co jest?
Zwróciła się do nas Veronica, wchodząc do salonu i zajmując miejsce obok blondynki, całując ją przy tym na powitanie w policzek.
- Nie mówiłem ci jeszcze, ale dostałem propozycję zagrania w filmie i zamierzam ją przyjąć.- odparłem, gdy Em wciąż się śmiała.
- O, a co to za rola?
- Jay zagra... ekscentrycznego transwestyte z wirusem HIV.- wycedziła Emma, opanowując się i wracając do dawnej pozycji na kanapie. Spoglądając jednak na siebie, kobiety po sekundzie znów się śmiały.
- Oh bosh! I będziesz chodził w sukienkach?!
- Tak, pośmiejcie się... w ogóle nie rozumiecie aktorstwa, eh.- odparłem, spoglądając na chichoczące kobiety.- Mam predyspozycję do Oscara.
- Wiedziałam! No kurczę, wiedziałam, że nie darujesz im "Requiem for a dream".
- No, ale Emmo sama powiedz! Zasłużyłem wtedy, co najmniej na tą  pieprzoną nominację.- spoglądając na Emmę widziałem jak kręci głową lecz w końcu się ze mną zgodziła.- A ta rola będzie oscarowa. Mówię wam to.
- Taaaa.
Odparły jednocześnie i ponownie się zaśmiały, uśmiechając się do mnie.
- Nie taaaa, tylko zobaczycie, a potem będzie: Oh Jared zabierz nas ze sobą!- odpowiedziałem, naśladując kobiecy głos.
- Tak, pomarzyć zawsze możesz...- wtrąciła Veronica, podnosząc się i klepiąc mnie po ramieniu.- Wracam na górę, miło było cię zobaczyć Emmo.- dodała jeszcze i machając na pożegnanie, zniknęła na schodach.
- Na mnie też już pora...- stwierdziła Emma, zabierając swoją kurtkę i kierując się do drzwi.- W takim razie rozumiem, że nie muszę się martwić o twój grafik bo sam go ogarniasz?
- Dokładnie tak.
- I w końcu nie powiedziałeś mi ile tam będziecie.
- Terry organizuje przecież imprezę halloweenową i obiecałem, że będę więc...
- Dobrze, że mi przypomniałeś! Kompletnie mi wyleciało, kurde my też mamy być...- wtrąciła Emma, spoglądając na mnie przerażonym wzrokiem.
- Wychodzi ponad tydzień.- odparłem, machając jej dłonią przed twarzą.- Jesteś?
- Taa.. i wiesz, co? Nie wierzę, ze jesteś w stanie rozstać się ze swoim BlackBerry.- stwierdziła kobieta, odwracając się do wyjścia.- Chociaż jeśli, będę mieć spokój...
- Może po prostu wieczny chłopiec zmienił priorytety?- odparłem jej, poruszając bezradnie ramionami.- A może spotkał kogoś cenniejszego niż jeżynka, kto potrzebuje go o wiele bardziej?




***

  Zamykając drzwi za Emmą, przypomniałem sobie o jeszcze jednej rzeczy. Spoglądając na Stridera, który kierując się w moją stronę, wlekł za sobą zabandażowaną łapę, wyjąłem telefon. Przykładając go do ucha, zwróciłem się do szczeniaka:
- Trzymaj kciuki aby odebrał i dał się namówić bo jak nie....- po kilku sygnałach, usłyszałem charakterystyczny głos.- Cześć Tomusiu! Dzwonię bo musisz mi pomóc. Mam taką malutką prośbę...- spoglądając jednak na Stridera, uśmiechnąłem się.-.. no może nie dokładnie taką malutką...
***

 Veronica:

  Wczorajsze spotkanie z Tomo, zakończone lekkim upojeniem alkoholowym wyszło całkowicie nie spodziewanie. Nie planowałam tego, ale tak się stało. W dodatku, choć dobrze wiem jakie są skutki mieszania alkoholów, mimo to wciąż to robię,a następnego dnia uniwersalnie odbija się to na moim zdrowiu. Jednakże cała gala drinków,a w tym a la Monte, z orzechówką i mlekiem, które przygotowywał Chorwat były tego warte.  Tomo jest zdecydowanie najbardziej serdecznym i rodzinnym gościem jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nie zastanawiałam się nawet nad tym, że  czekają mnie spotkania, od których zależało moje dotychczasowe życie. Chyba w pewnym momencie zwątpiłam, gdzieś tam w środku, jednakże Jared szybko to zmienił, jak mogłam się tego spodziewać. Zależało mu na mnie, dlatego się tak troszczył, a ja głupia miałam mu to za złe i pokłóciłam się z nim.
- Zostaw mnie! Sama sobie poradzę, nie jestem upośledzona!- krzyczałam na niego pijana, kiedy pomagał mi się rozebrać. Zirytowałam się, ponieważ wbrew mojej woli zabrał mnie od Tomo i nie pozwoli więcej pić, tłumacząc wszystko jak dziecku. Wtedy odezwała się ta druga, w środku.- Zostaw! Jeszcze potraaa...- wydarłam się, odsuwając od Leto i próbując ściągnąć jeansy, zatoczyłam się, upadając na tyłek. Pokój wypełnił głuchy stukot, a Jared tylko spojrzał i wyciągnął do mnie dłoń.
- Nie patrz tak do cholery.- wycedziłam, ignorując jego gest i podnosząc się na łóżko, ściągnęłam w spokoju spodnie.- Jestem młoda. Powinnam za dużo pić, powinnam się źle zachowywać i pieprzyć do upadłego! Tak jest, może właśnie przedwakuję, zapiję się albo zwariuję?! Mój wybór.
- Mam ochotę cię trzepnąć, co ty w ogóle wygadujesz?!- zwrócił się do mnie, lekko zdenerwowany Jared.
- To śmiało! Ulżyj sobie. No, co? Stać cię jedynie na pouczające gadki?!



- Nie chcę byś sobie coś zrobiła, ale ty tego nie rozumiesz bo jesteś pijana.- odparł stojąc nade mną, opanowany.
- No i co z tego?!- wydarłam się, odpychając go na długość  moich rąk.- Za każdym razem robisz z tego problem, a ja nie jestem żadną alkoholiczką! A nie da się zrobić omletu bez rozbicia kilku jajek! O to chodzi, o rozbijanie jajek....
- Uspokój się, to nie tak... wiem jak się czujesz...- zaczął mężczyzna, kładąc mi dłonie na ramionach, które momentalnie zrzuciłam i wbrew jemu, podniosłam się. Stojąc na przeciwko niego znów, krzyczałam.
- Nie! Nie wiesz! A ja nie chcę twojej litości i współczucia! No, co?! Widzę jak patrzysz!- zbliżył się a ja znów go popchnęłam. Momentalnie jednak zobaczyłam jak na jego twarzy pojawia się złość, a w następnej chwili, nim się zorientowałam, przyciągnął mnie do siebie i brutalnie pocałował, nie pozwalając mi się wyrwać.



- Co ty kurwa robisz?!- odezwałam się, odrywając się od niego.- Nie dam ci się kontrolować bo nie jestem twoją lalką! Zostaw mnie!- krzyknęłam jeszcze, cofając się do tyłu i znikając w łazience. Dopiero biorąc prysznic i kiedy opadły już emocje, dotarło do mnie, że bezpodstawnie naskoczyłam na wokalistę, zachowując się jak rozkapryszona nastolatka, którą zabrano z dobrej zabawy. Wracając do sypialni, zauważyłam go siedzącego na łóżku i pochylonego nad BlackBerry. Słyszał jak do niego podchodzę, mimo to nie podniósł wzroku. Siadając obok niego i opierając głowę o kolana, wycedziłam:
- Chcę abyś się o  mnie troszczył, Jay.
Mężczyzna przez moment milczał, po czym wciąż bawiąc się telefonem i odparł:
- Oryginalny sposób okazywania pragnień.
Podnosząc się i siadając po turecku, na łóżku, przytuliłam się do jego ramienia.
- Związki z psychopatkami bywają niebezpieczne i nie kończą się za dobrze.
Dopiero teraz spojrzał na mnie, a ja poczułam jak kurczę się. Głębia zawarta w jego oczach nie kryła żadnej złości, a jedynie czystą troskę...miłość?
- Lubię eksperymentować.- odparł i łapią mnie za podbródek, zmusił do spojrzenia mu w oczy.- Nie mów bym zostawił cię w spokoju bo tego nie zrobię. Kiedy zależy mi na kimś, nie pozwolę by cokolwiek go skrzywdziło... A nie pomyślałaś, że możemy rozbić te jajka razem?
Zaśmiałam się. Słuchał mnie nawet gdy gadałam od rzeczy.
- I nie jesteś na mnie... zły?- wtrąciłam, niepewnie zbliżając się do niego.
- Nie...ale nie krzycz na mnie już więcej, dobrze?
W odpowiedzi, teraz to ja go pocałowałam, przewracając na plecy. Po chwili jednak zamieniliśmy się miejscami, a ostatecznie zaczęliśmy się tarzać po łóżku, zawzięcie próbując się pokonać. W końcu jednak mu uległam, pozwalając jego dłonią, a następnie językowi, błądzić po moim ciele. Czas znów przestał istnieć.
Następnego dnia Jared znów wykazał się cierpliwością i siedząc nade mną dopóki nie wstałam, opowiadając mi o jakiś obrzydliwych owadach, tym samym drocząc się ze mną i próbując wypędzić z łóżka. Byłam mu też wdzięczna za to, że pojechał ze mną do ambasady. Dopiero tam, na miejscu doszło do mnie jak bardzo się denerwowałam, kiedy nie mogłam opanować drżenia dłoni. Na dodatek Jay miał dla mnie niespodziankę, którą kompletnie mnie zaskoczył. Postanowił wywieść mnie na parę dni z miasta, ale dokładnie gdzie, nie zdradził. Kochałam tą spontaniczność i zwariowanie.
Stojąc przed szafą, miałam dylemat. Pakowanie się nie było takie  łatwe...co zabrać? po kilku minutach wertowania wieszaków, bezradnie opadłam na łóżko. Siadając z laptopem na kolanach, postanowiłam poczekać na Jareda. W tym samym czasie dostrzegłam w sieci Ofelię, z którą rozmawiałam jeszcze w Polsce. Po chwili już się widziałyśmy.
- Vero, słoneczko! No nareszcie. Wychodzę za chwilkę, ale moment jeszcze mam. Opowiadaj, co tam? Jak się trzymasz, bo marnie wyglądasz. Jesz zdrowo?- odezwał się przyjaciółka, związując jednocześnie blond włosy w kitka.
- Offy, tęsknię za tobą.
- O nie, skarbie to ja tęsknię bardziej...A Książę Ciemności? Wspiera cię chociaż?
Dygresyjny głos przyjaciółki wywołał u mnie uśmiech. Podobnie jak Jared, kobieta była z tych osób, którym mówiło się odwal się, a one i tak cię przytulały. Jednak od momentu, kiedy powiedziałam jej o sprawie z Leto, że to nie tylko flirt, przyjaciółka stała się w stosunku do niego dość oschła i sceptyczna, co z kolei wynikało z przekonania, ze mężczyzna mnie skrzywdzi. Ofelia jednak zdawała sobie sprawę, że to mój wybór i ewentualny błąd.
- Dlaczego go wciąż tak nazywasz? Z resztą  nie ważne... Tak, jest bardzo opiekuńczy, prawie jak ty.- odezwałam się, posyłając jej buziaka.
- No nie przeginaj...
- Naprawdę. Wyjeżdżamy nawet na kilka dni...
- Co?! I nic nie mówiłaś? Gdzie?!
- No właśnie nie chce mi tego powiedzieć. Ofelia, co ja mam spakować?
- Jak to nie wiesz?- zignorowała mnie kobieta.- A jak cię gdzieś wywiezie i zamorduje? Nie odnajdę cię!- wtrąciła z przerażeniem, a ja się zaczęłam śmiać.- To nie jest śmieszne young lady!
- Wiesz, chyba to ja jestem psychiczna w tym związku.
W następnej chwili opowiedziałam przyjaciółce o wczorajszych wydarzeniach i powrocie do L.A. Wspominając jej o psie, którego przygarnął Jared i o tym jakie imię wybraliśmy, Ofelia zaczęła się śmiać.



- Jesteś największą fan girls Aragorna jaką chyba kiedykolwiek widział świat. A, że Książę nie jest zazdrosny? Aż dziwne...z tą jego dumą...
Gestykulując, śmiała się. Pokazując jej żeby postukała się w głowę, sama się zaśmiałam. Przyjaciółka wiedziała, że uwielbiam trylogię Władcy Pierścieni i mogę ją czytać non stop, nigdy się przy tym nie nudząc. Za każdym razem przeżywałam tę historię na nowo. Kiedy tak się śmiałyśmy, nagle w drzwiach stanął Jared, słodko się uśmiechając.
- A tobie, co tak wesoło? Z kim tam rozmawiasz?
- Czy to ten przystojniaczek?!- wytrąciła po polsku Ofelia, słysząc Jareda.
- Zamknij się.- wycedziłam do niej po czym, przymykając lekko laptopa, spojrzałam na zbliżającego się do mnie wokalistę.
- Kto to?
- Moja przyjaciółka, zaraz skończę rozmawiać, dobrze?- odpowiedziałam, oddalając się od mężczyzny z komputerem i posyłając mu uśmiech. Jared wydął lekko usta w geście nie zadowolenia, przyglądając mi się uważnie, czym mnie rozbawił. Dopiero kiedy machnęłam na niego ręką, odwrócił się i wyszedł, na odchodne teatralnie wzdychając.
- Ej, chciałam zobaczyć ten seksowny, książęcy tyłeczek! Co z ciebie za przyjaciółka, foch!
- Spadaj Offy. I tak miałam wrażenie, że się domyślił, że o nim plotkujemy. Po prostu cudnie.- wycedziłam.
- Dobra, ja muszę się już zbierać do szpitala. Powiedz mi tylko jeszcze...czy te wszystkie mity o nim są prawdziwe? No, wiesz...- wyszeptała Ofelia, przybierając wyraz twarzy ociekający perwersją.- Z czego się śmiejesz?
-  Z ciebie prewersie! Matko dziewczyno!
No więc?- zignorowała mnie, niecierpliwiąc się. Śmiejąc się do niej, w odpowiedzi tylko pokiwałam głową i przesyłając buziaka, rozłączyłam się. Nie zdążyłam jeszcze zamknąć komputera, gdy znów pojawił się Jared.
- Podsłuchiwałeś?- spytałam patrząc na niego z nie dowierzaniem. Przez moment patrzyłam na niego, aż w końcu się zaśmiał, i  unosząc bezbronnie ręce, dodał:
- Ale i tak nic nie zrozumiałem.
- Jared!- zaśmiałam się.



Siadając obok mnie na łóżku, przybrał minę niewiątka.
- Nie ważne... jak mam cokolwiek spakować nie wiedząc dokąd jedziemy?
- Mam pomysł. Możemy zagrać w taką grę. Zadasz mi trzy pytania, a ja ci odpowiem tak lub nie. Więc pytaj dobrze.- stwierdził, kładąc się na plecach i zakładając ręce za głowę.
- No dobra... czy jedziemy daleko? Tzn. na inny kontynent?
- Nieee.
- Hmmm.- spojrzałam na niego.- Czy to będzie jakiś hotel, no wiesz kurort?
- No, no, no, no.- wycedził, śmieją się.- No, co? Długo tego nie śpiewałem.
- Nie? O ty... Nie masz w planach żadnych przyjęć, czegoś co wymaga strojenia się?
- Oh, nie.- odparł, łapiąc mnie za dłoń i pociągając na siebie.- Chociaż i tak wolę cię bez ubrań.
Wytknęłam mu język, a on zamykając mnie w swoich ramionach, pocałował mnie. Uwielbiałam kiedy to robił, szczególnie gdy przykładał swoje dłonie do mojej twarzy. Chcąc, nie chcą czułam się wtedy przy nim, malutka i bezpieczna.
- Mogę ci jeszcze powiedzieć, że sama podsunęłaś mi ten pomysł.
- Naprawdę?
- Marzenia to świetne źródło inspiracji.- całując mnie w usta, dodał jeszcze:
- Skoro mamy juto jechać, umówiłem się dziś z Vallee. Wiesz, nowa rola. Nie wiem ile mi zejdzie.
- Dobra, leć.- podnosząc się z łóżka, machnęłam mu.- Wyjdę ze Striderem!- krzyknęłam jeszcze za nim.




Wracając do pakowania, wrzuciłam do walizki parę swetrów, koszulek i jeansów, skoro i tak nie miałam bladego pojęcia, gdzie będziemy, postanowiłam wybrać wygodę i prostotę. W sumie podobała mi się ta kompletna niewiedza, a myśl o spędzeniu kilku naprawdę wspaniałych dni z Jaredem, z dala od Los Angeles, kusiła.
- Faceci, najpierw ci mówią jak to świetnie wyglądasz nawet w dresie, a potem słyszysz, że się już w ogóle nie starasz ładnie wyglądać. Zobaczymy, co ty powiesz... tylko spróbuj...
Mówiłam sama do siebie, pakując resztę rozrzuconych ubrań. Wchodząc do łazienki, zgarnęłam jeszcze kilka przyborów toaletowych. Nagle sobie o czymś przypomniałam. Sprawdzając swój kalendarz, po chwili wiedziałam.
- Kurde, zapomniałam...
Przez wyjazd do Stanów zapomniałam o wizycie kontrolnej u ginekologa i badaniach okresowych, które powinna zrobić już jakiś czas temu. Zawsze bałam się stosowania pigułek, szczególnie, że lubię pić, popalam i mam tendencje do zapominania, a poza tym Ofelia mnie do nich uprzedziła, tak więc wolałam antykoncepcję "stałą", jaką była wkładka. Dla mnie miała o wiele więcej korzyści, a życie w Paryżu nauczyło mnie przede wszystkim dbać o swoje zdrowie. Powtarzane jak mantra, wśród tamtejszych młodych hasło o zabezpieczaniu się, zostało. Prezerwatywa była podstawą. Poznając życie, przeraziłam się jak brutalne może być... a ja? Miałam niedługo skończyć 23 lata, wszystko jeszcze przede mną...a jakbym miała je teraz zakończyć? Poznałam ludzi młodszych ode mnie, którzy przez nie świadomość, zapatrzenie, musieli teraz żyć z HIV i którzy umierali na AIDS. Zabijał ich też nie wykryty rak. I, co z tego, że byli młodzi....Ocierając się o nich, teraz już byłam czujna.
Przeglądając kalendarz, uświadomiłam sobie jednak, że nie bardzo mam pojęcie o tutejszych lekarzach. Po chwili jednak coś mnie naszło.
- Cześć Vicky!- odpowiedziałam, przykładając telefon do ucha. Kobieta była chyba najodpowiedniejszą osobą, mogącą mi teraz pomóc. Po przedstawieniu jej całej sprawy, szybko dostałam odpowiedź.




- Jane jest świetną lekarką i prowadzi teraz moją ciąże. Jeśli zadzwonisz na ten numer, który ci dałam i powołasz się na mnie, to powinna cię przyjąć może nawet jutro rano.
- Bardzo ci dziękuję, Vi.- odparłam.
- Nie ma sprawy, kochanie. A o, co chodzi z tym waszym wyjazdem bo Tomo jak tłumaczy to wiesz, pi razy drzwi i nic się nie dowiedziałam. Jared podrzuca do nas Stridera, ale brak konkretów.
- Sama nie mam pojęcia, ale to Jared- kombinuje jak zwykle.
- Nie możliwy jest. To jak wrócicie to ja chcę relację!- wtrąciła, wesoło Vicky.
- Jasne. Na razie.- pożegnałam się kończąc rozmowę.
W tym samym czasie zauważyłam stojącego w drzwiach psa z jednoznacznym wyrazem.
- No już dobrze Strider, idziemy na ten spacer.
Psiak jak na komendę poniósł się i wyszedł po chwili wracając ze smyczą w pysku. Zakładając bluzę i kurtę, wyszłam z domu. Na zewnątrz ściemniło się już, a lekko unosząca się mgła, sprawiała wrażenie jeszcze większego chłodu. Zasuwając do końca zamek i zakładając kaptur, założyłam psu smycz. Wychodząc z posesji Jareda, minęłam na chodniku mężczyznę, który wyglądał na zagubionego. Przez chwilę chciałam się zatrzymać i pomóc mu, ale ostatecznie odwracając się, ruszyłam do przodu.
- No przecież idziemy, nic nie robię.
Rzuciłam do psa, widząc jak przygląda mi się. Chowając ręce w kieszeniach, włączyłam iPoda i zanurzyłam się w rozmyślaniach.




Can't take my eyes off You
***

Wieczorem by zabić nudę w oczekiwaniu na Jareda, postanowiłam sobie coś obejrzeć. Będąc już umytą i w piżamie, zeszłam na dół by zrobić popcorn. Wyciągając z lodówki piwo cedrowe, które dzięki wyjazdowi Shannona było pod ręką, udałam się do salonu.
- Strider to, co oglądamy?  Niech no zobaczę co oni tu mają...
Przeglądając płyty z filmami, nie mogłam się zdecydować bowiem bracia Leto mieli ich masę.
- Pulp Fiction, Wściekłe psy, Łowca Androidów, Urodzeni mordercy, Ptaki, Amadeusz, Skłóceni z życiem, Człowiek z blizną, Wściekły byk, Bulwar Zachodzącego Słońca, Chinetown, Hair, Annie Hall, Na wschód od Edenu, Deszczowa piosenka,  Ścieżki chwały...
Nagle mój wzrok się zatrzymał, a na twarzy pojawił się uśmiech. Film, który trzymałam był zdecydowanie jednym z moich ulubionych i mogłam oglądać go o każdej porze. Siadając wygodnie na kanapie i włączając "Kto się boi Virginii Woolf", zaczęłam głaskać szczeniaka, który usadowił się przy moim udzie.
- Cześć Lizzy. Pokaż im kto tu rządzi. Zobaczysz, jest świetna, dlatego ją uwielbiam.
Zwracając się do psa, upiłam łyk piwa i zatraciłam się w oglądaniu filmu. Nawet nie mam pojęcia kiedy udało mi się przysnąć. Obudził mnie dopiero przyjemny, chłodny dotyk na twarzy. Otwierając oczy, zauważyłam niebieskookiego. Mając jeszcze na sobie płaszcz, kucał przy mnie i delikatnie głaskał. Na dworze musiało padać bo kosmyki włosów, które uciekły z kitka i które okalały twarz, przykleiły się do jego skóry. Dopiero teraz zauważyłam jak ładnie eksponuje to jego kości policzkowe. Lekko się uśmiechając, wyglądał nieziemsko.
- Widzę, że ominęła mnie świtna impreza, a Martha i George pokonali cię.- odparł mężczyzna, całując mnie w czoło i podnosząc się, odstawił na stół puste butelki po piwie.
- Nie, dopiero pod koniec przysnęłam. Czekałam na ciebie.
- Zeszło mi dłużej, ale wynagrodzę ci to.- odparł Jared, wracając i siadając przy mnie.
- Wiesz, jak patrzę na Liz, to dostrzegam podobieństwo między nami.- stwierdziłam, wtulając się w Jareda, który przeglądał programy.- Też lubię wypić jednego drinka więcej, a wtedy potrafię być wulgarna i okrutna. Poza tym ona pragnęła być tylko szczęśliwa, nie dbając o cenę jaką zapłaci i przede wszystkim nie przejmowała się tym, co o niej myślano.
- A wiesz czym mi zaimponowała?- odezwał się wokalista, spoglądając na niego, czekałam na odpowiedź.- Tym, że będąc tak piękną kobietą nie była próżna. Nie bała się przytyć do filmu i być odrażającą. A to już coś.- wzdychając, dodał.-  Dlaczego nie mogłoby być tak już zawsze. Po prostu ty i ja.
- Nie mogę zagwarantować ci kochania się bo jestem bardzo humorzasta, ale irytowanie cię moją osobą, chętnie.- zaśmiałam się, opierając o niego podbródek.
- Nie możesz być bardziej irytująca niż czterdziestoletni perkusista, z którym mieszkam.
- Chodźmy do tego łóżka.- wycedziłam w jego tors.
- Chyba podoba mi się ten pomysł. Nawet bardzo.- stwierdził z entuzjazmem Jared, wyłączając telewizor i chwytając mnie za rękę, zaprowadził na górę.


Hope
***

Jared:

- Mam nadzieję, że zabrałam wszystko, co chciałam.- stwierdziła Veronica, gdy wychodziliśmy z domu. Pakując nasze rzeczy do auta, przyjrzałem się kobiecie. Opierając się o auto, intensywnie nad czymś rozmyślała. Wyglądała świetnie. Podchodząc do niej i ściągając jej czapkę na oczy, pocałowałem ją. Śmiejąc się, uderzyła mnie w ramię.
- Nie pozwalaj sobie.
Stojąc naprzeciw jej i przyciskając nas do auta, na moment się w sobie zapatrzyliśmy. Analizując anatomię jej twarzy, nigdy nie miałem dość. Jej dziecięca uroda skupiała wzrok. Opierając swoje czoło o jej, powiedziałem:
- Zajrzyj do schowka.
Kobieta uniosła lekko brew, niepewnie się uśmiechając.
- No, dalej.- zachęciłem ją, odsuwając się i puszczając ją. Podając mi swoją torebkę, schyliła się do samochodu. Po chwili trzymając w dłoni mapę, podeszła do mnie. Zaśmiałem się. Rozbawiła mnie jej mina, mówiąca, że nie wie, co ma myśleć.
- Nie wierzę. Powiedz, że to mi się tylko wydaje. Jared?
- Nic ci się nie wydaje, skarbie.- odpowiedziałem i podchodząc do niej od tyłu, przytuliłem ją.- Chcę ci pokazać kilka wspaniałych miejsc. Co prawda nie będzie to taka wycieczka przez wszystkie stany, ale mogę ci obiecać, że kiedyś cię na taką zabiorę.
- Jared!- krzyknęła radośnie kobieta, rzucając mi się na szyję.- Ty szaleńcu!...- zaczęła, a ja zauważyłem jak w oku zbiera się jej łza.
- Ej, głuptasie. Nie płacz. To dopiero początek.- odparłem, gładząc ją po policzku i mocniej przytulając.
- Ale.. nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Dziękuję.
- To przez ciebie nie potrafię się kontrolować**- wyszeptałem jej do ust, składając na nich pocałunek. Odwzajemniając mój pocałunek z pasją, przyparła mnie do auta. Następnie odbierając od niej mapę, pokazałem jej trasę jaką mieliśmy podróżować. Postanowiłem pokazać jej parki Narodowe w Kalifornii, Nevade, nieziemskie Utah, Colorado i Denver, Kansas, Oklahome i Dallas, Texas,  New Mexico, Arizone, Phoenix i Las Vegas. Nic nie sprawiało mi jednak takiej przyjemności jak widok uradowanej kobiety. Wyjeżdżając jeszcze z domu, usłyszałem:
- Widziałam tego mężczyznę tu wczoraj jak wyszłam ze Striderem. Też czegoś szukał.
- Nie zauważyłem.- odparłem włączając się do ruchu i rozglądając.- Tyle się tu ludzi kręci, nic dziwnego.
- Masz racje.- dodała.- Opowiedz mi coś, proszę.- stwierdziła dziewczyna, wbijając we mnie swój anieli wzrok. Nie mogąc się oprzeć, zacząłem się zastanawiać, co mógłbym jej opowiedzieć.




***

Yello!
Proszę, chyba powracam do "swojej" normy ;) W sumie nie bardzo wiem, co wam powiedzieć, sami oceńcie tą notkę. Co ode mnie? Hmm... dostałam pracę w pizzeri, z czego bardzo się cieszę. Jednak gumtree na coś się przydaje. I jeszcze jedno, MUUUUUSE! Zmiażdżyli system. Najbardziej epickie show ever jak dla mnie.


Provehito in altum!

P.S. Po intensywnym analizowaniu tego zdjęcia muszę przyzanć, że czekokolwiek ten człowiek sobie nie zrobi i tak jest zbyt seksowny.





P.P.S. Koncert MUSE był NIEZIEMSKI i chyba na coś takiego warto było czekać całe życie!
Zdjecia by Weirdo! Thx.









P.P.P.S. UWIELBIAM TEGO PERKUSISTĘ! Dominic Howard <3


 Jeszcze mały bonus ode mnie :D Spiderdom i jak go tu nie kochać?! What's wrong with me?! xD




* "Ostatnia miłość długo się pojawiała i dziękuję Bogu, że żyję. Teraz, gdy cię znalazłem, zostań i pozwól mi cię kochać, kochanie. Pozwól mi cię kochać..."- The Four Seasons, Can't take my eyes off You.
** Nawiązanie do piosenki 30 STM, Valhalla.

7 komentarzy:

  1. Jest moc ;D mam ochotę na drineczka z orzechówka od Tomusia ♥ ;D A przydomek "Książę ciemności" genialny xD hahah W sumie ciekawie mogłoby być gdyby Ofelia trochę sobie z Jay'em pogadała... xD "te wszystkie plotki to prawda?" xD
    A wycieczka - jakie to słodkie z jego strony! ;)

    AAAAA SPIDERDOM! ♥ muahahha O taaak! MUSE wręcz rozjebało system! JA CHCĘ JESZCZE RAZ! Ale tym razem z Wami na płycie! Podejrzewam, że jakbyśmy były tam razem, to już w ogóle byłby kosmos... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, ale to bardzo, bardzo fajny rozdział :)
    Ten wyjazd - niespodzianka świetna sprawa.
    No i jest wątek o nowym filmie.
    Czekam na następny! :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty dobrze wiesz jak zaskoczyć!
    I masz racje wracasz do 'normy'- choć nie wiem czy jest to dobre określenie bo ty nigdy nie pisałaś źle, a na pewno nie tragicznie! :)

    Akcji jest wystarczająco dużo by móc się nie zanudzić oraz by nie oszaleć z jego nadmiaru, według mnie notka przebiła wszystkie! NIE ŻARTUJĘ! <3

    Zwłaszcza ujął mnie wątek.." Nie mów bym zostawił cię w spokoju bo tego nie zrobię. Kiedy zależy mi na kimś, nie pozwolę by cokolwiek go skrzywdziło... A nie pomyślałaś, że możemy rozbić te jajka razem?" , zakochałam się ! :)

    PS. Poświęcenie Jareda do roli jak widzimy jest niewyobrażalnie duże ale właśnie dzięki jego poświęceniu teoretycznie wszystkiego, i to dążenie do perfekcji jest w tym wszystkim najlepsze. I utrata brwi oraz kilkunastu kilogramów nie odpycha lecz w tym przypadku przyciąga! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. by NIE móc się zanudzić* - tak mała korekta :)

      Usuń
  4. Nie ma to jak po kłótni dobry sex :)Widać że umieją się godzić.
    Kurczę sama chciałabym pojechać na taką wycieczkę na którą Jared zabiera Weronikę.Ciekawe doświadczenie.
    Zastanawia mnie ten mężczyzna który kręci się koło ich domu.
    Mówisz że wracasz do swojej normy ale ja nie zauważyłam żeby poprzednie rozdziały były gorszę.
    Czekam na następny! Życzę weny! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, zajrzałam jak obiecałam :)
    Rozdział przeczytałam nie zapoznając się wcześniej z poprzednimi ale podoba mi się że nawiązujesz do teraźniejszości - bardzo pozytywnie się to czyta, to jak zdecydował się na rolę i ma zamiar jechać na imprezę do Terrego ;) Mam nadzieję że ją opiszesz!
    Związek Veronici i Jareda muszę poznać dokładniej, ale widać że chłopakowi na niej zależy :) I picie z Tomo :DD
    Spodobała mi się również początkowa rozmowa Jareda z Emmą - widać tutaj że łączy ich mocna przyjaźń i to jest strasznie pozytywne i rozczulające. Szczególnie fragment o wampirze i krwi dziewicy (nie wiem nawet dlaczego ale jest :P)
    Pozdrawiam, informować o nowościach nie musisz, dodam Cię do witrynek i będę ogarniała sama :) a teraz postaram się nadgonić stracone rozdziały~

    ps. właśnie sobie przypomniałam o nominacji do Oskara - nie ziemnski bunt małego chłopca :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yello :) Cieszę się, że zajrzałaś i się spodobało. Myślę, że jak podobał ci się ten, to poprzednie jeszcze bardziej spodobają się? :) I dzięki za poświęcenie czasu!

      Usuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.