piątek, 7 grudnia 2012

27. I want to recognise your beauty's not just a mask. I want to exorcise the demons from your past. I want to satisfy the undisclosed desires in your heart . . .*

Undisclosed Desires

***
19-22 października

Veronica:

   Jak wiele może znaczyć jedna osoba, przekonujesz się dopiero, uświadamiając sobie swoją zależność od niej. Uzależnienie. Jak łatwo jest to powiedzieć. Ale z czasem zaczynasz rozumieć, że to jest o wiele bardziej poważniejsze. A może tylko ci się tak wydaje? W każdym razie wiesz, że jest inaczej. Każdy jej oddech sprawia, że pragniesz żyć, każde jej słowo powoduje, że nie chcesz przestać słuchać, każdy jej uśmiech przyprawia cię o zawrót głowy. Już nie żyjesz na ziemi, lewitujesz między szczęściem, a może stoisz na krawędzi? Spoglądając w oczy ukochanej osoby, nie boisz się. Choć to wydaje się naiwe, chcesz wierzyć, że nie spotka cię nic złego, że ona nie pozwoli na to. Jej głos przyśpiesz bicie twego serca. Otaczając cię swoimi ramionami, daje ci coś na wzór oazy, w której jesteście tylko wy. Cały ten cholerny świat może dziać się dalej, najważniejsze, że masz ją, osobę którą kochasz. Kogoś komu możesz zaufać, zwierzyć się i zostać zrozumianym. Zależy ci. Angażujesz się coraz bardziej. W pewnym momencie nawet starasz się zrobić wszystko, by tego nie zniszczyć, ale na końcu zazwyczaj i tak kończy się inaczej. Starając się tak  mocno, tak łatwo jest to schrzanić... 




- Halo! Nie odpływaj mi. Jesteśmy już na miejscu.
Spoglądając na uśmiechniętego Jareda, skończyłam swoje rozmyślania. Wysiadając z auta, zobaczyłam ten nieziemski widok o którym zapewniał mnie wokalista.
- Poczekaj aż zobaczysz wybrzeże.- wtrącił mężczyzna, opierając się o maskę samochodu i przyglądając mi się.
Jeśli ktoś spytał mnie teraz o uosobienie wolności i piękna, tutaj w Kalifornii, bez zastanowienia powiedziałabym Big Sur. Rozciągające się zielone pagórki, zanurzone w mgle, strome, skaliste doliny i bezkresna przestrzeń natury.
- Chodź.
Nim się obejrzałam, Jared zdążył już pociągnąć mnie za sobą. Zrównując swój krok z jego, przytuliłam się do jego ramienia.
- Poeci, malarze, pisarze, niepoprawni romantycy...wszyscy oni uciekali tu przed światem. To miejsce jest zapierające, z resztą zobacz sama.- odezwał się Jared.
Rozglądając się wokół nie mogłam wyjść z podziwu. Poczułam jak zaciska mi się gardło. Było idealnie. Bezkresny Pacyfik, spienione fale rozbijające się o skaliste brzegi...widok nie do zapomnienia. Big Sur rozciąga się w sumie na długości 110km, tworząc tym samym jedno z najbardziej malowniczych wybrzeży świata, a góry znajdujące się tuż obok, dopełniają całość w jeszcze piękniejszy obraz. Podchodząc bliżej krawędzi, podziwiałam wciąż w zachwycie, ten nieziemski krajobraz.



- Boom!
Krzyknął mi do uch mężczyzna, popychając mnie lekko na, co cała podskoczyłam. W odwecie uderzyłam go w ramię, ale on się tylko jeszcze głośniej zaśmiał.
- Nienawidzę cię, chciałeś mnie zepchnąć z tej skały więc teraz się nie zbliżaj!- wtrąciłam ironicznie, unosząc ręce i odsuwając się od zbliżającego się do mnie Jareda. Z każdym moim krokiem w tył, on robił jeden w przód. Znów byliśmy jak dzieci.
- To akurat było zabawne.- odparł, posyłając mi uśmiech. Stawiając krok, poczułam, że dalej się nie ruszę. Za mną była już tylko przepaść.
- Lepiej się nie ruszaj.
Mierząc się jeszcze przez chwilę wzrokiem, w końcu się poddała, opuszczając dłonie a mężczyzna przyciągnął mnie do siebie ramieniem. Przytuliłam się do niego z całej siły, czym go zdziwiłam.
- Woooho, to już mnie nie chcesz zabić?- wtrącił z sarkazmem.
- Głupek. Wiesz, że przytulanie się przez co najmniej 20 sekund, powoduje wzrost czegoś tam i w efekcie wzrost zaufania do przytulanej osoby? Więc się ciesz, a nie narzekasz.
- Doprawdy?
- Tak?..
- Wiem, że jestem tak bardzo seksowny, ale...
- Zamknij się!- odparłam, śmiejąc się i całując go. Jared świetnie potrafił udawać narcystycznego dupka i zmieniać swój głos. Stojąc tak i wtulając się w niego, byłam naprawdę szczęśliwa.
- Oksytocyny.- odparł, wbijając we mnie rozbawiony wzrok. Widząc jednak moje zmieszanie, szybko dodał:
- Przytulanie się wzmaga wzrost oksytocyny. O to, ci chyba chodziło.
- Aha.- wycedziłam, wciąż będąc zdziwioną.- Przecież to takie oczywiste, oksytocyna!- dodałam z sarkazmem, stukając się w głowę.- I dlaczego ja się dziwię, że ty to wiesz?! Pff.
- Sam się dziwę, przeczytałem to kiedyś, gdzieś. Zapamiętałem.- wtrącił mężczyzna, delikatnie się uśmiechając.



Następnie łapiąc mnie w pasie, udaliśmy się na przechadzkę. Miejsce w, którym  byliśmy stanowiło część rezerwatu. Wciąż nie mogąc wyjść z podziwu dla natury, poprosiłam Jareda o aparat, który zabrał by robić zdjęcia. Po zrobieniu paru ujęć, oddałam sprzęt mężczyźnie, który miał z tego większą frajdę. Najlepszym sposobem na zwiedzenie malowniczego Big Sur był chyba przejazd wzdłuż niego, autostradą, co też zrobiliśmy. Po drodze oprócz wspaniałych krajobrazów mogłam podziwiać niezwykle czarujące miasteczka. Według słów Jareda, zamieszkiwali tu głównie artyści i milionerzy, co zresztą przejawiało się wszechobecnym przepychem i niekonwencjonalnością na posesjach . W powietrzu można było nawet wyczuć lekko europejski klimat, być może za sprawą licznych kawiarenek i galerii, upchniętych w wąskich, kolorowych uliczkach. Robiąc sobie postój, udaliśmy się na kawę do jednej z takich kawiarni. Zapach świeżo palonej kawy i atmosfera spokoju, połączona z widokiem na  Pacyfik sprawiała niesamowitą radość.
- To jedna z najbardziej niesamowitych rzeczy w moim życiu.- odparła, gdy siedzieliśmy na kawiarnianym tarasie.- Od dziecka marzyłam o podróży po Stanach i zawsze mnie to ekscytowało, a tu jest tak pięknie.
- Dlatego robimy tutaj postój na noc.- odpowiedział mi mężczyzna, upijając łyk swojej kawy i rozsiadając się wygodnie w fotelu.- Chcę ci pokazać tutejszy park i wodospady, a przede wszystkim zachód słońca. O tej porze roku jest naprawdę zjawiskowy. Umrzesz.- zaśmiał się, wyciągając do mnie dłoń.
- Aż tak dobrze to zaplanowałeś?- spytałam, zaciskając uścisk.
- Nie  planowałem, ale zobaczyłem w przewodniku niezły hotel. Spodoba ci się.
- Nie wątpię.- odparłam, zagryzając lekko wargę i spoglądając na Leto.



Gdy przyjechaliśmy do hotelu, okazało się, że rzeczywiście był wyjątkowy. Było to raczej coś na wzór pensjonatu, ponieważ zamiast pokoi były niewielkie domki dla gości. Ku mojemu zaskoczeniu, wszystkie znajdowały się na wielkiej skarpie, skąd rozpościerał się beztroski horyzont na ocean. Jednak największe zaskoczenie spotkało mnie już w środku, gdy zobaczyłam wnętrze. Niezwykle minimalistyczne z bezczelnie przepięknym widokiem Kiedy stałam jak zahipnotyzowana wpatrując się w ocean, nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie mocno w pasie i przewraca na plecy.
- Tu jest przepięknie!- odezwałam się, wciąż leżąc na Jaredzie, który miał niezły ubaw.
- Wiem.- odparł, łaskocząc mnie ustami w ucho. Przewracając się w końcu i lądując przy jego boku, oparłam podbródek o jego klatkę, a on znów się we mnie wpatrywał. Na początku mi to nie przeszkadzało, jednak im dłużej to trwało, zaczynałam się zastanawiać o czym on myśli, patrząc na mnie.
- O czym tak myślisz?
- A ty?- odparł z przekornym uśmiechem na twarzy.
- Byłam pierwsza, wybacz.- odpowiedziałam, robiąc przy tym minę w stylu "lol" na, co wokalista się zaśmiał.- A więc?
- A więc chciałabyś bardzo wiedzieć, co myśli taki tam osobnik...- Jared obrócił się i zajmując pozycję nade mną, kontynuował.-...jak ja, będąc z taką kobietą, jak ty i mając przed sobą perspektywę całkiem miłego wieczoru?
Pochylając się nade mną, pocałował mnie, tym samym nie dopuszczając do głosu.
- Ale najpierw...- wtrąciłam, odrywając się od niego.-... musisz się wykazać. Nie myślałeś chyba, że pójdzie ci tak łatwo?
- Co?!



Śmiejąc się, obserwowałam zmieniający się wyraz twarzy mężczyzny i zaskoczenie.
- Kobietę powinno zdobywać się codziennie, wiesz? A wy faceci macie tendencję do zakładanie, że jak się raz udało, to już można sobie odpuścić.- odparłam, przyglądając mu się. Zmarszczka na jego czole, zdradzała całe nie zadowolenie, mimo to był uroczy.
- O nie, wypraszam sobie... mógłbym to samo powiedzieć o was. Kobiety też myślą, że jak się odstawią i zdobędą mężczyznę, to wszystko jest już okay, a nie jest. I jeszcze nas oszukujecie, a potem okazuje się, że nie jesteście wcale takie śliczne jak na pierwszej randce...- odparł mi Jared, zamyślając się na chwilę i spoglądając w jakiś punk za moją głową. Ostatnie słowa wypowiedziane z takim rozczarowaniem, znów mnie rozbawiły.
- Jared, nie wiedziałam. Cóż za traumatyczne przeżycia! Mam nadzieję, że chociaż nadrabiały intelektem.- odpowiedziałam, poklepując go po ramieniu i zatykając sobie usta by nie wybuchnąć śmiechem. W odpowiedzi zmroziły mnie niebieskie tęczówki, a ja  parsknęłam śmiechem, wprost w twarz Jareda, pochylonego nade mną. Mężczyzna momentalnie się podniósł i mrucząc coś niezrozumiale pod nosem, przetarł twarz rękawem swojej niebieskiej bluzy.
- Przepraszam.- odezwałam się gdy na mnie spojrzał i posłałam mu minę zbitego psa, by choć trochę zamortyzować jego irytację na mnie.
- Chodźmy lepiej jeśli chcesz zobaczyć ten zachód.
Stwierdził zakładając z powrotem kurtkę. Podbiegając do niego, złożyłam na jego ustach całusa po czym podnosząc swój płaszcz, wyszłam za nim.



Aby mieć lepszy widok i zbliżyć się do oceanu, zeszliśmy krętą ścieżką na dół stoku, na którym znajdował się nasz nocleg. Jared po drodze opowiadał mi, co nieco o tutejszym miasteczku i krajobrazie. Mogłam słuchać jego opowieść bez końca. Mówił bowiem tak spokojnie i mądrze, że całkowicie zapominałam o wszystkim, skupiając się wyłącznie na płynących do mnie słowach. W pewnym momencie, gdy tak szliśmy Jared bez słowa i spoglądanie na mnie, złapał złapał moją rękę. Spoglądając na postać mężczyzny, który szedł minimalnie przede mną, uśmiechnęłam się. Tak robili zakochani- chodzili za rękę. Splatając swoje palce z jego, poczułam przyjemny skurcz w środku. A może to tylko odmiana motyli?
Zatrzymując się w końcu nad brzegiem, odleciałam. Widok zachodzącego słońca był całkowicie idealny. Taki jaki powinien być. Pomarańczowa fala rozlewająca się na cukierkowo-różowym niebie była niezaprzeczalnie jednym z najpiękniejszych widoków dostępnych każdemu z nas.
- Jared, zróbmy sobie tu zdjęcie.- stwierdziłam, odwracając się do mężczyzny, który w odpowiedzi tylko uniósł lekko brew. Wyciągając aparat, stanęłam obok wokalisty.
- Uśmiechnij się.
Jednak wokalista będąc indywidualistą, dziwacznie się wykrzywił, mrużąc oczy i robiąc dzióbek. Dostrzegając to kątem oka, zaśmiałam się, robiąc zdjęcie. Wyglądał komicznie.
- No, co? Przy najmniej będzie się z czego pośmiać. Wyszedłem pewnie strasznie, pokaż.- stwierdził Jared, wystawiając dłoń po aparat.
- Masz epicką minę za milion dolarów i nie pokażę ci bo ją usuniesz. Jared!- krzyknęłam, kiedy mężczyzna zbliżył się do mnie i zaczął łaskotać, bym tylko oddała mu aparat. W pewnym momencie wygięłam się tak bardzo do tyłu, że straciłam równowagę i trzymała mnie jedynie ręka Jareda, na moich plecach. Wyciągając rękę z aparatem, jak najdalej od mężczyzny, a drugą broniąc się przed łaskotaniem, czułam się jak w tangu. Nagle, przez przypadek kopnęłam Jay'a w kostkę w wyniku, czego zachwiał się i nim zdążyłam cokolwiek zrobić, runęliśmy oboje z hukiem, na piasek.
- Auł!
Tylko tyle byłam w stanie wydusić, kiedy mężczyzna przygniótł mnie do podłoża. Niedopuszczając wcale bólu do głosu, zaczęłam zanosić się śmiechem, widząc zdezorientowaną minę wokalisty.
- Wariatka.
- Czubek.- odbiłam piłeczkę, podnosząc się do pozycji siedzącej i rozmasowując sobie obolałe biodro.



Następnego dnia o dziwo to nie Jared obudził mnie lecz ja jego. Wstając z łóżka i prostując się, stanęłam przed szklaną ścianą, podziwiając ten niesamowity widok. Rozpędzone fale uderzające o klifowe, skalne wybrzeże znajdujące się w dole, potrafiły zahiponotyzować.
- Pacyfik ciągnący się przez zamglony horyzont i kontrastujący z nie poskromionym wybrzeżem jest cudowny. Dziś jest dość mgliście więc jak będziemy jechać, zobaczysz o, co mi chodzi.
Usłyszałam głos za swoimi plecami lecz nim zdążyłam się odwrócić, mężczyzna oparł swoją brodę o mój bark i pocałował mnie w policzek.
- Mógłbyś się w końcu ogolić.
- Jeszcze za tym zatęsknisz.- odparł na przekór mi, obejmując mnie w pasie i wtulając głowę w plecy.- Do roli muszę ją zgolić...
Zanurzając dłoń w jego rozpuszczonych włosach, zwichrzyłam je.
- Rób, co chcesz, ale tych włosów masz nie ruszać bo zabije.- stwierdziłam na, co wokalista podniósł wzrok.- Nie żartuję, Jay. A w ogóle to jestem głodna.- dodałam, ignorując jego pytający wzrok i posyłając mu ironiczny uśmiech, udałam się do łazienki.
Po wymeldowaniu się z hotelu Jared zabrał mnie do tutejszego rezerwatu. Gęsty busz drzew i wąskie ścieżki prowadzące do ukrytych, małych, skalnych wodospadów były przepiękne. Szczególnie spodobała mi się jedna, tworząca z koron drzew magiczną alejkę. Podziwiając tak okazałą przyrodę, trudno jest pogodzić się z faktem, że nie dane nam będzie zobaczyć wszystkich wspaniałości tego świata.



- Dokąd jedziemy teraz?- spytałam kiedy opuszczaliśmy już malowniczy park.
- A chciałabyś zobaczyć coś konkretnego po drodze do Nevady?
- Dolinę Śmierci. Jest jakieś 4 godziny drogi stąd.- odparłam z uśmiechem, podając mu mapę.
- I jest po drodze, okay. A zatem Death Valley.
- Jared?
- Tak?- spytał, spoglądając na mnie bezwiednie.
-  Dasz mi poprowadzić.- odparłam, przybierając przy tym najsłodszy wyraz twarzy jaki potrafiłam.- Proszę.
Nie musiałam trudzić się długo, w końcu mężczyzna się zgodził i na najbliższym postoju, zamieniliśmy się miejscami. Prowadzenie przez ostatni odcinek Big Sur, sprawiało mi ogromną frajdę. Bez wątpienia była to jednak z najpiękniejszych autostrad w Stanach, jak nie na świecie.
- Zagrajmy w tę grę.- wtrącił ledwie słyszalnie Jared.
- Woooho. Czy ja się nie przesłyszałam? Chcesz zagrać w tą "bezsensowną grę"?- odparłam, parodiując Jareda, który dzień wcześniej wyśmiał mnie gdy zaproponowałam grę w kultową dziesiątkę, ponieważ nudziło mi się.
- Może nie jest aż taka bezsensowna, oj i nie czepiaj się już tak.- odparł, zakładając ręce na piersi i odwracając się do okna. Znów mnie rozbawił.
- Dobra.- przytaknęłam, opanowując śmiech i zmieniając bieg.- Ale gramy do 20 tytułów i zwycięsca ma prawo do wybrania nagrody. Jeden gniewny Charlie.
- To serial, ale niech będzie. Dwa tygodnie na miłość.
- Szalejesz, skarbie.- odparłam, posyłając mu całusa. Byłam dobra w tę grę, o czym Jared miał się dopiero przekonać.- Trzy kolory: biały.




***

Jared:

   Wyjeżdżając z Carmel Valley przed południem, czekała nas ponad pięciogodzinna podróż samochodem. Kierując się zgodnie ze wskazaniami nawigacji GPS, zostawialiśmy za sobą pełne życia miasta, mknąc równiutką autostradą, prosto do Doliny Śmierci.
- Choć to tylko pozornie wygląda na prerie, to uwierz, że zdarzając się tu postoje policji.- stwierdziłem, zwracając się do kobiety, która prowadziła pewnie i szybko.- I na pewno sprawi im radość wlepienie nam mandatu.- wtrąciłem, spoglądając z ukosa na rozradowaną Veronicę, która wcale nie przejmowała się moim uwagami.
- Nie dramatyzuj przecież jadę normalnie.
Nagle, śmiejąc się zaczęła skręcać  gwałtownie kierownicą na prawo i lewo, chcąc mnie nastraszyć, w efekcie czego, rzucało całym autem. Na szczęście byliśmy na autostradzie sami, a na najbliższym horyzoncie była jedynie pusta przestrzeń.
- Tak dziecinko, te drifty to ty musisz jeszcze potrenować.- odparłem z sarkazmem do kobiety by się z nią podroczyć. W odpowiedzi skręciła tak gwałtownie, że uderzyłem w boczną szybę. Zaśmiała się.
- Wmawiaj sobie.
Podkręcając radio w którym akurat lecieli Red Hot Chilli Peppers, dziewczyna posłała mi całusa. Większość naszej drogi wyglądała w podobny sposób. Wśród wygłupów i wzajemnych docinek, mimo wszystko dużo się śmialiśmy. To była też okazja do lepszego poznania się. W końcu będąc w drodze nie da się nie rozmawiać. Veronica była dociekliwa i wypytywała mnie o wiele rzeczy, o dziwo nie pytała o kobiety. W sumie podświadomie cieszył mnie ten fakt, bowiem nie lubiłem rozmawiać o swoich związkach. Opowiadałem jej sporo o moim życiu, jakie wiodłem nim jeszcze odnieśliśmy sukces.



- To był chyba okres, kiedy w całym swoim życiu nie byłem tak bliski śmierci jak wtedy. Byliśmy nastolatkami, mieszkaliśmy wtedy w Nowym Jorku i wydawało nam się, że możemy wszystko. Ale, wiesz to był zupełnie inny czas, koniec lat 80. Rodził się grunge i wtedy  jak ktoś nagle groził ci bronią, to było wręcz normalne.
- Dobra, rozumiem, ale nie powiesz mi chyba, że to nie był jeden z najlepszych momentów w twoim życiu. Mimo wszystko miałaś okazję obserwować jak rodziły się legendy! Jak następował....przełom!- odparła mi dziewczyna, machając przy tym żywiołowo dłońmi.
- Trzymaj kierownicę.- wtrąciłem, uśmiechając się do niej.
- Mam podzielną uwagę panie "dobra rada".- wytykając mi język, mówiła dalej.- Pewnie nie poznałabym cię wtedy.
- O tak, miałem urocze loczki aż za ramiona, ale mimo to wciąż byłem męskim Jaredem.-odparłem z ironią, wymieniając z nią rozradowane spojrzenia.- Z twoim upodobaniem do długich włosów...leciałabyś na mnie.- stwierdziłem już pewniej.
- Że, co proszę? Ha!- zaśmiała się, pochylając głowę.- Aż tak dobrze mnie znasz? No proszę. Pewnie korzystaliście z Shannonem wtedy z życia...intensywnie.- odparła, przy ostatnim słowie, kreśląc w powietrzu, jedną dłonią, cudzysłów.- No proszę cię, nie wciskaj mi tylko bajeczek bo i tak CI NIE UWIERZĘ. Nie, nie, nie.
Spoglądając na nią, zaśmiałem się. Prawdę miałem jej niby powiedzieć? Że Shannon wpakował się w bagno, rzucił szkołę i zaczął ćpać, przy okazji ciągnąc mnie za sobą, że dzięki jego znajomością mieliśmy towar i laski w nadmiarze, a to, że potem o mało, co nie chciano nas przez to zabić, to już się nie liczy?! Razem z kumplami Shannona jeździliśmy starym pickup'em po całych Stanach bawiąc się w najlepsze i zaliczając wszystkie chętne dziewczyny. Tylko, że mi udało się na tym wyjść lepiej niż Shannonowi. Nie mieliśmy wtedy nawet 20 na karku.



-Nie muszę ci o tym mówić bo masz swoją świadomość jak było.- odparłem, gdy wciąż na mnie spoglądała.
- Tak, a wy byliście jedynie dzieciakami ciekawymi świata, który rozpościerał się wam u stóp. Matko, jakie to amerykańskie, szkoda, że dzieciaki we wschodniej Europie nie mogły się tak bawić, ale taka przypadłość tego świata...brutalność...
- O czym mówisz?
- Nie ważne... Ty studiowałeś malarstwo?- ignorując mnie, spytała.- I dlaczego rzuciłeś?
- To długa historia i poniekąd krępująca...
- Ej! Teraz to już musisz mi opowiedzieć!- kobieta lekko podskoczyła, posyłając mi rozentuzjazmowane spojrzenie.
- Uważaj na drogę...
- Jared! Mów, nie próbuj mnie zagadywać.
- Dobra.- odparłem, wzdychając, widząc, że wpakowałem się po uszy.- Kiedy musieliśmy przeprowadzić się po raz kolejny, tym razem do Filadelfii, poznałem tam jedną z przyjaciółek mamy, Trinity. Żebyś ją poznała... totalna hipiska.- ma myśl o kobiecie aż się uśmiechnąłem.- Była trochę młodsza od Constance i jeszcze bardziej zwariowana. W sumie jak myślę o tym dłużej, to była jednym z najbardziej zakręconych ludzi jakich poznałem w całym życiu...
- Rozmarzyłeś się! Widzę, że musiała być bardzo bardzo....
- Jaka?
- ....miła?! Seksowna? W dodatku hipiska...- odparła Veronica, śmiejąc się. I tak wiedziałem do czego pije, ale nie mogłem powiedzieć, że ma rację.- Ale mów bo ci przerwałam.
- No więc trochę za sprawą matki, a trochę Trinity zdecydowałem się na te studia. Widziałem wtedy w tym sens, wydało mi się to takie... twórcze i indywidualistyczne.
- I nagle... rzuciłeś to. Co, nie było już twórcze?- spytała kobieta, patrząc przed siebie.
- Nie, było nadal, ale dopiero będąc wśród tych wszystkich początkujących artystów, zdałem sobie sprawę, że nie jest moja droga. Wiesz, taka wybrana prosto z serca, potocznie zwana przeznaczeniem. Mogłem to robić, ale nie czułem przyjemności, a chyba nie o to chodzi w życiu?- spytałem, przyglądając się kobiecie.
- Nie o to. A zastanawiałeś się jakby potoczyło się twoje życie gdybyś jednak został malarzem?
-Nie, bo nie lubię przewidywać. To nic nie daje, nigdy się nie dowiemy jak "mogło by być". Ale jak już chcesz wiedzieć, to pewnie byłbym marnym artystą, którego głód zmusiłby do pracy w jakieś korporacji, 8h przez 6 dni w tygodniu.
Skończyłem mówić i na chwilę oboje zamilkliśmy, a w odtwarzaczu wybrzmiały ostatnie takty My generation, The Who. Migające za szybą drzewa pozwalały się zamyślić. Z amoku wyrwały mnie dopiero słowa dziewczyny, które wypowiedziała na tyle cicho bym zauważył, że mówi bardziej do siebie niż do mnie.
- Zaliczyłeś przyjaciółkę Constance no no... jestem ciekawa czego jeszcze się o tobie dowiem.
Spoglądając na nią z ukosa, nie musiałem niczego dodawać. Domyśliła się prawdy, a ja niepotrzebnie jej to ułatwiłem. Odwracając się z powrotem do okna, wróciłem do obserwowania krajobrazu. Nawet sprawdzanie BlackBerry przestało mnie interesować, tu i tak nie było zasięgu. W końcu opierając się wygodnie w fotelu przymknąłem oczy, nawet nie wiedząc kiedy zasnąłem.



***

Veronica:

- Dlaczego nazywaliście ją Doliną Śmierci? Wy, znaczy Amerykanie.- spytałam Jareda kiedy już byliśmy na miejscu i podziwialiśmy Badwater, najniżej położony punkt w Ameryce Północnej.
- Ta nazwa wzięła się od poszukiwaczy złota, którzy byli tak chciwi i łakomi na nie, że skracali sobie tędy drogę do Sierra Nevada. Niestety biedaczki nie zbyt uwzględnili tutejszy klimat i większość z nich zginęła po drodze z wycieńczenia i odwodnienia.
- To przerażające.- odpowiedziałam, rozglądając się po tym pięknym terenie.
Cuda jakie potrafiła tworzyć natura, nie mieściły się w mojej głowie. Podziwiając okoliczne wzgórza, mogłam jedynie wzdychać. Jared zabrał mnie jeszcze w jedno miejsce, na Artist Palette gdzie pomiędzy górami znajduję się wąski wjazd w uroczy i przepiękny kanion.
- Dlaczego to jest droga jedno kierunkowa?- spytałam, gdy byliśmy już w szczelinie. Było tu tak wąsko, że Land Rover Jareda ledwie się mieścił, ale jak się wracało?
- Wyjazd jest z drugiej strony. Widzisz jak jest wąsko.- odparła mężczyzna za kierownicy.- Ale dzięki temu można zobaczyć o wiele więcej.
I rzeczywiście miał rację. Jedną z niesamowitych rzeczy były tutaj różnokolorowe skały w przeróżnych odcieniach. Arist Drive była zaskakująca. Skały i piasek sprawiały wrażenie jakby ktoś momentami pomalował je farbami. Nie mogłam się powstrzymać by nie robić zdjęć. Oglądając jeszcze zachód słońca w tym cudownym miejscu, przytuliłam się do Jareda, oplatając mu ręce na szyi.
- Dziękuje.
Wyszeptałam mu do ucha na, co on w odpowiedzi pocałował mnie z całą namiętnością, ujmując moją twarz w swoje dłonie. Tkwiąc tak, złączona z Jaredem, nie pragnęłam już niczego więcej. Czuć jego ciepły dotyk na swoim ciele, smak usta, które tak bardzo pragnęły być kochane i tonąc w bez granicznym oceanie jego oddanych oczu, to było więcej niż mogłam pragnąć.
- Masz ochotę na coś strasznego?
Spytał Jared, odrywając się ode mnie i opierając swoje czoło, o moje.
- Brzmi interesująco przewodniku.- odparłam, uśmiechając się. Jared w tym czasie złapał moją dłoń i okręcając mnie dookoła osi, prawie jak w tańcu i zamykając pod swoim ramieniem, przytulił.
- No to jedziemy.



Jak się szybko okazało, miejsce o którym mówił Jared było to Ghost Town. Pobliskie, opuszczone, górnicze miasteczko w Dolinie Śmierci. Obecnie straszyło jedynie opuszczonymi budynkami, wrakami aut, pozostawionych przy drogach i wiatrem, zamiatającym ciągle piasek w pustynny wir.
- Dziwne uczucie, prawda?- spytał mnie podekscytowany Jared, kiedy wysiadaliśmy z auta i przeszliśmy się wzdłuż szlaku.
- To nawet mało powiedziane. Jest tak.... sama nie wiem, ale chyba się boje.
Rozglądając się dookoła, miałam mieszane uczucia. Zero życia. Cisza i jedynie odgłos wiatru, zamiatającego piasek. W dodatku ściemniało się już. Zdążyłam jednak zrobić kilka zdjęć. Jared podchodząc, złapał mnie w pasie i wtulając we mnie swoją głowę, odpowiedział tonem małego chłopca, czekającego na pochwałę:
- Po dzisiejszym dniu, mam nadzieję, że udowodniłem ci jak bardzo mi na tobie zależy i chcę starać się o ciebie każdego dnia, ale to nie jest wcale takie łatwe...- całując moją szyję, szedł coraz wyżej a jego donie, wkradły się pod moją bluzkę.- Dzisiejszą noc musimy przemęczyć w aucie...
- Jesteś... ach czy ty masz kiedyś dość?!- spytałam, śmiejąc się ponieważ dotyk Jareda mnie łaskotał.
- I kto to mówi?!!- wypomniał mi mężczyzna, opierając mnie o auto i wciąż całując
- Ja po prostu lubię...zgłębiać twoją osobę.
- Yhmm.- wymamrotał Jared.- I kochanie się ze mną pomaga ci w tym świetnie, mniemam?
- Och, zamknij się już i lepiej zajmij się mną, zanim się rozmyślę.- wtrąciłam, a mężczyzna momentalnie przywarł do mnie. Nawet  nie wiem kiedy znaleźliśmy się w aucie, dopiero Jared siłujący się z siedzeniem mnie o tym uświadomił. Widząc jego walkę z opornym oparciem, zaśmiałam się.



- Spróbowałabyś a nie się śmiejesz.
Odpowiedział mi lekko zdenerwowanym tonem, w końcu jednak udało mu się rozłożyć fotele, zyskując tym o wiele więcej miejsca.
- I za to lubię terenowe auta.- odparłam, wyciągając się wygodnie pod Leto.
Ta noc była wspaniała. Uprawiając seks z Jaredem w aucie, na tak pięknym odludziu, czułam się niesamowicie dobrze. Cały ten klimat był cholernie podniecający, a niekończąca się ochota na wokalistę nie mijała. Spajając nasze ciała w jedno, czułam, że to nie jest już tylko zwyczajne pożądanie. Najzwyczajniej w świecie nie wyobrażałam sobie już "bycia" bez niego. Krążąc dłonią pod jego koszulką, dotykając gorącej skóry i wpasowując się w jego ruchy, poczułam jak zaraz się rozpłaczę. Nie mając pojęcia co się ze mną dzieję, próbowałam ze wszystkich sił zatrzymać nadchodzącą falę. Nie dałam rady, rozpłakałam się.
- Hej? Co się stało? Zrobiłem ci coś?
Usłyszałam nad sobą lekko przerażony głos Jared, który przestał się poruszać, opadając lekko na mnie. Poczułam jego dłoń na policzku. Nie mogłam otworzyć oczu, było mi strasznie głupio.
- Veronica, co jest?- ponowił swoje pytanie.- Spójrz na mnie.
Otwierając oczy, szybko się do niego przytuliłam, ponownie oplatając dłonie na jego karku.
- Bo ja... ja...ja...tak bardzo chyba cię kocham wiesz.- wycedziłam bez ładu w końcu, wtulając się w niego by tylko nie patrzeć w te jego oczy, ale Jared jak na złość odchylił się i spojrzał na mnie.
- I uświadomiłam sobie chyba, że... że potrzebuję cię bardziej niż czegokolwiek...
- Ciii.- uspokoił mnie, całując i otaczając mnie sobą.- Jestem tu kochanie i nigdzie się nie wybieram.
Gładząc mnie po policzku, uśmiechnął się:
- Kocham cię, Niko.
W końcu je powiedział. Słowa, ale nie były już puste. Wpatrując się w niebieskookiego, otarłam ostatnią łzę.



***
23-28 października

Jared:


   Następne dni mijały nam dość szybko. Cieszyłem się kiedy widziałem jak kobieta się uśmiecha. Sprawianie komuś radości dawało tak wiele satysfakcji, szczególnie jeśli tego, kogoś się kochało.  Czas z Veronicą był niewątpliwie czasem wzbogacania się. Dzięki zacieśniającej się między nami więzi, stawałem się coraz bliższy poznania jej i samego siebie jeszcze dokładniej. Nagle też zdałem sobie sprawę, że możemy rozmawiać jak najlepsi kumple, dogryzając sobie, czasem krzycząc i nie tracąc przy tym wzajemnego pożądania się, a to było już czymś  niesamowitym. Czymś, co tak na prawdę przydarzyło mi się nie wiele razy. Związek z Cameron był taki. Znaliśmy się świetnie, byliśmy przyjaciółmi, kumplami, sąsiadami i w końcu zdaliśmy sobie sprawę, że potrafimy się też kochać. Było wtedy idealnie, bo pomimo wzajemnego zapatrzenia i zakochania, potrafiliśmy wytknąć sobie swoje porażki czy najzwyczajniej napić się piwa, rozmawiając przy tym o najbłahszych rzeczach. Ta więź była też na tyle silna i przeszła próbę czasu, że gdy się rozstaliśmy, ona wciąż pozostała moją przyjaciółką, mimo iż tak mocno ją zraniłem, idąc za głosem w środku.
- Wiesz, że to mogli wymyślić tylko Amerykanie.- stwierdziła Veronica, pokazując na horyzont do którego zmierzaliśmy.
- Dlaczego?
- Tylko spójrz na to! Autostrada na bezkresach, może nie przedsiębiorcze dla państwa, ale jakie niezwykłe dla człowieka.
Miała rację, pod tym względem byliśmy pionierami. Wjeżdżając na teren malowniczego Utah, miałem pewność, że dziewczyna będzie z zachwycie.
- Powiedz mi tylko, że zostaniemy tu dłużej.- stwierdziła, rozglądając się po tutejszych krajobrazie. Przytulając się do mnie, jeszcze dodała:
- Jezu, jak tu pięknie!
Wycieczkę po górach i tutejszych atrakcjach nie dało się zaplanować w jeden dzień, dlatego rozstaliśmy tu 3 dni. Podczas pobytu pokazałem Veronice najpiękniejsze miejsca tego regiony, zaczynając od Kanionu Big Cottonwood, który zachwycał swoją prostotą. Następnie był wodospad Grotto w kanionie Payson, który zachwycała swoją tajemniczością i niesamowitą atmosferą obcowania z przyrodą w najlepszej jej odsłonie, no i mój ulubiony tutaj, wodospad Bridal Veil w kanionie Provo.



- O tej porze roku to miejsce jest po prostu zachwycające. Zakochałem się w nim kiedy byłem tu pierwszy raz, kilka lat temu i od tego czasu jest w moim sercu.- odpowiedziałem, kiedy staliśmy u podnóża wodospadu.
- Nie dziwię się, ale wiesz...jest tu tak surowo, jednak to tylko potęguje magię tego miejsca.- przytulając się do mnie, wtuliła swoją głowę w moją klatkę.
- Mam coś dla ciebie.- zdejmując plecak, wyciągnąłem z niego małe opakowanie.- Znalazłem to wczoraj i pewnie popełniłem przestępstwo bo byliśmy w rezerwacie i nie powinienem z niego nic wynosić, ale nie mogłem się powstrzymać by ci tego nie dać.- odparłem, widząc jak dziewczyna się uśmiecha.
- Co to?
- Otwórz.- podając jej pudełeczko, czekałem na jej reakcję.
- To jest... to jest...- zaczęła oglądając z zadowoleniem kamyk, który jej podarowałem.-... najpiękniejszy kawałek skały jaki kiedykolwiek dostałam. Jared, jest piękny. Serio!
Podchodząc do niej od tyłu i biorąc jej dłoń z minerałem, w swoją, dodałem:
- Ten kawałek skały to variscrite, jak się dzisiaj dowiedziałem. Kiedy go wczoraj znalazłem w Double Arch, od razu skojarzył mi się z tobą a potem uświadomiłem sobie, że jeszcze nic ci nie dałem, nawet jakiejś róży czy coś, wiesz...
- I wolę ten kamień stokroć niż jakąś tam oklepaną różę i w ogóle nie lubię ich! Jest niesamowity, dziękuję.- odparła, przerywając mi, wciąż obracając skałę w naszych dłoniach.
- Jak wrócimy dostaniesz go w bardziej praktycznej wersji.- wtrąciłem, odwracając ją do siebie.
- Ale taki jest... taki romantyczny, Jay. Wiesz, że jesteś szalony?
- Tak, Constance ciągle mi to powtarza, jak również to, że przeze mnie osiwieje.- odparłem, całując ją w czoło.-  Chodź, trzeba się zbierać.
W Utah Veronice najbardziej, oprócz wodospadów spodobała się rzeka Fremont. Szlak wytoczony przez jej koryto przebiegał bowiem w tak dogodnym miejscu, że spacerując jej brzegiem można było podziwiać najpiękniejsze skały tego zakątka. Podobnie było w Sulphur Creek w Rezerwacie Capitol Reef, gdzie mieliśmy małego towarzysza podróży. Młoda łania była naprawdę urocza, szczególnie gdy idąc za nami, co chwilę się chowała.
- Bawi się z nami.- odparłem, pokazując Veronice, chowające się za zaroślami zwierzę.- Co robisz?
Widząc jak dziewczyna, podchodzi do łani i kuca przy niej, uśmiechnąłem się. Po chwili jednak okazało się, że zwierzę przestało się bać i zbliżyło się do brunetki, a ta je pogłaskał.
- Jaka ona jest kochana, Jay zrób nam zdjęcie.
Po chwili, zapytała jeszcze:
- Masz jabłko w plecaku? Podaj mi je, proszę.
- Wiesz, że nie można ich karmić.- odparłem, śmiejąc się i podając jej owoc.
- A widzisz tu gdzieś kogoś kto by się czepiał? Nie, tylko jest jeden taki wokalista... Dziękuję.- stwierdziła, podając jabłko, sarnie.
- Zobacz jaka była głodna. No masz...
Spoglądając na brunetkę, która karmiła łanię, nie mogłem się nie uśmiechnąć. To był uroczy obrazek. Przypomniało mi się moje spotkanie z małymi jeleniami, znalezionymi w okolicy mojego domu.



***

W ciągu następnego tygodnia przeżyliśmy jedne z najwspanialszych dni w naszym wspólnym życiu. Przemierzając bezdroża Stanów, zwiedziliśmy nieziemskie Colorado, które przywoływało mi wiele wspomnień, gdyż byłem tu wspólnie z całą naszą marsową ekipą. Bawiąc się świetnie w Kansas i Oklahomie, kompletnie straciliśmy poczucie czasu. Zatrzymując się w miejscowych barach w Oklahomie, rozmawiając z mieszkańcami i pijąc piwo z ludźmi Texasu, którzy byli niesamowicie towarzyscy, byliśmy szczęśliwi. W Texasie również razem z Veronicą, odwiedziliśmy jedno z rancz gdzie mogliśmy pojeździć konno. Oglądanie dziewczyny przekomarzającej się z kowbojami było bezcenne.  Mężczyźni z rancza Jose Espadres od razu nas polubili, a z Veronicą nawet założyli się w kwestii picia. Jak wyszło? Powiedzmy, że żadna ze stron nie wygrała, ale za to mieliśmy prawdziwe ognisko na prerii, na zakończenie dnia. Podobnie było w Arizonie, gdzie bawiąc się na lokalnym święcie, mogliśmy poznać niesamowitych ludzi. Jednak mimo tych wszystkich wspaniałych chwil, nie obyło się również bez natrętnych fotoreporterów czy zbyt gorliwych fanów.
- Jared, ten mężczyzna, który się na nas gapił, idzie za nami.- stwierdziła Veronica, kiedy opuszczaliśmy jedną z restauracji z Phoenix.
- Nie oglądaj się, zaraz będziemy w aucie.
Odparłem ciągnąc kobietę za sobą i przyśpieszając kroku. Niestety owy reporter wyprzedził nas i zagradzając nam drogę, zaczął pstrykać zdjęcia.



- Jared, co robisz w Arizonie? Czy to twoja nowa dziewczyna? Co z twoim zespołem?
Zalałam nas fala pytań, a flesz, oślepił. Nim się zorientowałem, obok mężczyzny pojawił się drugi, kamerujący wszystko. Poznałem go, jechał za nami od pewnego czasu. Szlag!
- Czy to nowy sposób na łapanie inspiracji, podróż po Stanach? Dokąd teraz zmierzasz? Kiedy będzie można usłyszeć twój zespół na żywo? Co z nagrywaniem z Laną del Ray? Czy to, że spotyka się z twoim bratem, wpłynęło na twoją decyzję o płycie z nią?
Nie dostając jednak mojej odpowiedzi, zaczął wypytywać kobietę.
- Co łączy cię z Leto? Skąd pochodzisz? Jak długo się znacie? A może to tylko romans? Czy łączą was sprawy zawodowe? A może zaśpiewasz na nowej płycie?Ej!
- Łapy precz ode mnie!- krzyknęła kobieta, kiedy reporter złapał ją za rękę i  wyrywając mu ją, uderzyła go nie chcący w twarz.- Zajmijcie się gwiazdkami Disney'a jak wam się nudzi!
W tej samej chwili, na szczęście byliśmy już przy aucie więc otwierając jej drzwi, wepchnąłem ją do środka po czym sam się zapakowałem.
- Jeśli szukacie sensacji, to przykro mi ale jej dla was nie mam. Żegnam.- rzuciłem, zatrzaskując drzwi i odjeżdżając.
Innym razem kiedy złapali nas papparazi, Veronica wpadła na pewien pomysł.
- Skoro i tak zrobią nam te cholerne zdjęcia, to można to wykorzystać na naszą korzyść.
- Co masz na myśli?
Kobieta wyciągając ze schowka notes, wyrwała z niego dwie kartki a następnie coś na nich napisała. Uśmiechając się do mnie, podała mi jedną. Widniał na niej adres strony internetowej i organizacji zajmującej się pomocą dla ofiar z Haiti, które sam, indywidualnie cały czas wspierałem i namawiałem innych do pomocy za sprawą Facebooka czy Twittera. Druga zawierała podobne dane, ale odnoszące się do organizacji zajmującej się udzielaniem pomocy dla osób chorych na AIDS. Wszystko było napisane czytelnie i drukowanymi literami.
- Sam nie wpadł bym na to.- odparłem z entuzjazmem do kobiety.
- A wiesz, ja od dawna chciałam to zrobić. Widziałam, kiedyś jak robiły to gwiazdy i spodobało mi się. A teraz kiedy mam okazję, czemu by nie skorzystać?- spytała, spoglądając na mnie.- Gotowy?
W odpowiedzi pokiwałem głową i wyszliśmy z auta. W drodze do hotelu, oczywiście reporterzy węsząc sensację, pstrykali zdjęcia jak opętani tym samym spełniając nasze oczekiwania.
- Tylko się uśmiechnij.- szepnęła mi kobieta gdy oślepił nas błysk fleszy, a ja wolną ręką, złapałem jej dłoń i tak po chwili zniknęliśmy w hotelowym holu. Nie dbałem o to, co jutro wymyślą na nasz temat.



***

W czasie podróży przypomniałem sobie o jeszcze jednej rzeczy. Impreza halloweenowa u Terrego. To nie mogła być zwykła "impreza" jak mówił Terry i dlatego też wymagała odpowiedniego przygotowania.
- Cześć Christine.- odparłem, gdy po kilku sygnałach, przyjaciółka odebrała.- Tak, tak, dokładnie.  Więc zamysł zostaje ten, który ustalaliśmy...nie, z resztą zrobisz jak uważasz. Tylko błagam, nie przesadź...Co? Tak, wiem i szanuję, ale...Tak...wiedz, że jesteś nie zastąpiona i najwspanialsza skarbie. Oh, dziękuję, ale nie trzeba...W Nowym Meksyku więc dopiero we wtorek mogę wpaść, okay? Świetnie...Załatwione więc. Mam jeszcze prośbę bo widzisz nie idę sam więc potrzebuję...Dokładnie! Ile ja bym dał by Shannon mnie tak rozumiał... Czyli to nie będzie problem?... Czy jest bezczelna? Wiesz, myślę, że trochę...ale...Jak mam się nie martwić?! Wiem, co potrafisz!....Dobra, ufam ci....95? Może, raczej m...Okay, to do usłyszenia! Bye!
Przynajmniej jedną kwestię miałem z głowy. Zostało mi jedynie wierzyć, że Veronice spodoba się niespodzianka.



***
poniedziałek, 29 października, okolice Los Angeles

- Wiesz, że Amerykanie mają hopla na punkcie niektórych swoich zwyczajów?- spytałem kiedy wracaliśmy już do domu. W końcu pora abym jej powiedział o swoich planach.
- Nooo... domyślam się chyba. A  mówisz konkretnie o którymś?
- Co byś powiedziała na całkiem fajną imprezę Halloweenową?
- Żartujesz? Ale taką prawdziwą, amerykańską?! Przecież to już za... 3 dni!- krzyknęła, wesoło.
- Cieszę się, że ci się podoba. Terry Richardson, mój znajomy organizuje coś takiego i mamy zaproszenie. Będzie też reszta, wiesz Emma, Babu z Chloe, Tomo z Vi...
- Super.- stwierdziła dziewczyna, uśmiechając się.
- Też tak myślę, chociaż muszę cię ostrzec, że Terry jest specyficznym człowiekiem.
- Terry, to ten fotograf? Dlaczego niby i co mam przez to rozumieć?- spytała lekko zdezorientowanym głosem. Spoglądając na nią, nie bardzo wiedziałem jak mógłbym przedstawić jej Terrego bo był...dość ekscentryczny. W końcu dodałem:
- Przekonasz się sama, a ja postaram się by nie było to zbyt dotkliwe choć nie obiecuję, w końcu to Terry Richardson...




***
Yello!

Rozdział inny niż dotychczasowe, nie wiem czy równie dobry, osądzcie w komentarzach. Wiem, wycieczka- nie wszyscy lubią o takich rzeczach czytać, ale mam nadzieję, że dzięki opisowi w który włożyłam sporo trudu i zdjęciom ( komu podobały się wirtualizacje?mii! Matko ja bym chciała tam być!:D) ten rozdział dało się zjeść :/ Miałam taki zamysł, zrealizowałam go w połowie niestety ale po prostu jest mało czasu, a chciałabym dać wam na święta- święta :D i choinkę i urodzinki! Liczę, że wytrwacie do upragnionego Halloween które już w następnym :D i wgl wytrwacie ze mną :P Dla liczących na zdradę Jareda- poczekacie sobie bo wychodzę z założenia, że dorośli ludzie potrafią się kontrolować i chyba wiedzą co czują i do kogo, poza tym pan Leto nie pije, nie bierze więc wymówki by dobrej nie miał xD w przeciwieństwie do pewnej pani... Ale nie będzie tak kolorowo ;) puki, co niech się cieszą sobą.
P.S. 1.12.12- był wyjątkowy nie tylko dlatego, że były to moje urodziny ale też dla tego, że był ZAJEBISTY VyRT! EPICKI. NIEPOWTARZALNY.OSTATNI W THE LAB. Witaj traso!

Provehito in altum!










* "Chcę zobaczyć, że twoje piękno nie jest tylko maską. Chcę wypędzić demony twojej przeszłości. Chcę spełnić nieujawnione pragnienia twojego serca"- Muse, Undisclosed Desires.

11 komentarzy:

  1. No dziewczyno- SZALEJESZ!!! Świetną zafundowałaś nam wycieczkę po Stanach. Jedno z moich marzeń to kiedyś tam pojechać, obejść i obejrzeć te wszystkie wielkie miasta, zobaczyć ten przepych, poczuć pęd zwariowanych amerykańców, doświadczyć tego szaleństwa. Natura i klimat spowodowały, że tamtejsze krajobrazy są tak różne od naszych Europejskich, zachwycające. Ja jetem osobą wrażliwą na piękno w każdej postaci i muszę przyznać, że szybko się wzruszam i jak zobaczyłam tą pierwszą panoramę, wizualizację to aż zrobiły mi się mokre oczy... Strach myśleć jaka byłaby moja reakcja gdybym zobaczyła to na własne oczy :) Dzięki za to, świetny pomysł i widać, że włożyłaś w ten rozdział dużo pracy. Kolejny raz zaskakujesz i pokazujesz nowe pomysły, coś czego jeszcze nigdzie nie było. to bardzo przyciąga, może niektórzy nie lubią tego rodzaju rozdziałów, powiedzą, że mało akcji między głównymi bohaterami, ale mi się strasznie podobało.
    Jared powiedział, że kocha!!! Aż mi się ciepło zrobiło w środku, szkoda tylko, że nie pociągnęłaś tego troszkę dłużej, no ALE Ty tu jesteś szefem xD
    Czekam z niecierpliwością na halloweenowy rozdział, ciekawe jakie kostiumy będą musie wdziać nasi milusińscy, no i Pan Terry się pojawi HA! To będzie ciekawe xD
    Nie wiem czy komentarz dla autorki satysfakcjonujący, ale chyba lepszy taki niż żaden STARAM SIĘ!
    Pozdrawiam gorąco, jak zwykle z uradowaną gębą bo nowy rozdział, ehhh jakie to fajne uczucie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach, mam ochotę cię..! Nie odzywałaś się długo i martwiłam się, ale wiesz, NIE przejmuj się zbytnio mną, pff! xD :P Wiedz, że wirtualnie cię duszę, ale tak serio... cieszę się, że spodobał ci się ten inny rozdział :D W sumie nie wiedziałam zbytnio jak pociągnąć ten wątek z kocham cię xD ale postaram się jeszcze do tego wrócić. Terry :D

      Usuń
  2. No nie mogę, aż ja się sama popłakałam razem z Veroniką <3 Wizualizację.. przepiękne , ten rozdział jest EPICKI cały czas się uśmiecham i nie sądzę żeby szybko ten uśmiech zszedł mi z twarzy C: Hallowen na pewno będzie świetne, no i Terry hmhm, nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa! Czytam sobie początek, a tam Undisclosed Desires... Kocham Cię za to ♥
    I wiesz co? N I E S A M O W I T E te panoramy 3D! Fajnie, że było tyle zdjęć, lepiej było się wczuć w klimat. Cholera! Taki Jared to skarb! Niech Niko go trzyma i ni ch*ja nie wypuszcza! :D Rozdział super napisałaś, bardzo szybko się czytało :)I lekko! Ogólnie wszystkie pomysły tej dwójki podczas zwiedzania i w ogóle... Kapitalne! Uhuhu ciekawa jestem jak przedstawisz Terry'ego... ;D No i HALLOWEEN! Ołłł yeeah! Czekam, czeka, czekam!!! A Shanimal wpadnie na Halloween? ;> (taka moja mała nadzieja... ^^)

    Ach, no i VyRT... Tak, to była jedna z najlepszych nocy w moim życiu chyba! :D

    Czekam na nowy, bo zapowiada się... hym, hym... ciekaaawie! ^^

    PS.
    a'propos świąt, a wiesz, że ja mam już lampki i łańcuchy świąteczne w pokoju powieszone? ;3 Czuję tą atmosferę Bro! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Opisujesz to w taki sposób jak byś tam była, a ja odbieram to tak jakbym 'ukradkiem', czytała twój pamiętnik!! <3
    Oh, i ile bym dała za taką wycieczkę, i te atrakcje!
    Dobrze, że dodałaś zdjęcia bo mogłam dzięki nim bardziej się w to wczuć! :D
    Mam jedno pytanie, a mianowicie skąd te zdjęcia "Veroniki" ? Kobieta na nich jest tak piękna, że gdybym ją spotkała szczęka by mi odpadła!! :D

    DUŻO AKCJI - według mnie najwięcej! Dajesz w pewnym sensie cząsteczkę swojego umysłu pisząc nam regularne rozdziały, za co należy ci się *ukłon* ! :)

    Życzenia może i spóźnione ale powinny też się liczyć, tak więc , Najlepszego! <3 I tak, Vyrt Epicki , a ja w sam raz odpisuję w dniu powtórki, jeśli dziś również będziesz tam :(ReVyrt) to życzę udanego oglądania i poczucia tych emocji raz jeszcze! :) - Uwielbiam, oraz czekam na następny rozdział z niecierpliwością! ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. yello :) ogladam oglądam! i dziękuję za życzenia :* pamiętnik...coś w tym jest, pewnie to też za sprawą narracji, w sumie zastanawiam się nad jej zmianą w drugiej części opowiadania, jeśli dobiję do niej :P co do opisu- po prostu marzy mi się taka podróż przez stany, autem. Znajoma miała okazję pracować w NY i razem ze swoimi znajomymi w pewnym momencie sobie coś takiego zrobili i jak opowiadała to niesamowicie było. Co do kobiety to łudziłam się że ją poznacie bo jest dość znana. Wybrałam ją ponieważ bardzo cenię sobie ją nie tylko za urodę ( bo według mnie jest śliczna, idealna) ale przede wszystkim za jej osobowość i za to co osiągnęła, oraz, że pozostała sobą w świecie mody, który jak wiadomo jest ciężki, ale też za jej życie i to co przeszła. Nie przepadam za modelkami, nawet nie znam tych największych i ich nie wymienię, ale ona jest zdecydowanie dla mnie najlepszą modelką. Natalia Vodianova.

      Usuń
    2. Nie ma za co, jak się ma urodzinki to powinnaś być zasypana życzeniami! :D
      Co do tej pięknej modelki to faktycznie często mogłam ją zauważyć w internecie dlatego musiałam zapytać bo tak bardzo mnie 'korciło'. :)
      I wciąż się zastanawiałam czy nie wystąpiła ona w tym roku na 'Victoria Secret Fashion show'. Jak przeglądam jej zdjęcia.. ah, faktycznie, fenomenalna uroda, ileż bym dała by być tak piękna, choć oczywiście nie narzekam, bo powinnam się cieszyć z tego co mam! :d

      PS. Jaki miałaś nick na Vyrt/ReVyrt? :> (jesli mogę wiedzieć).

      Usuń
    3. Mary BlackBerry ale nie udzielałam się na czacie bo to była istna paranoia i chaos.

      Usuń
    4. Ah, no tak :)
      Ale to chyba nie nowość, co każdy "Vyrt" etc, dzieje się podobnie :D

      Usuń
  5. JAK JA KOCHAM TEN ROZDZIAŁ *___* To jest świetne, te opisy, zdjęcia, wizualizacje... Stany, te wszystkie miejsca, po prostu Kocham Cię za to <3 Jak dla mnie, to nie było ani troszeczkę nudne.
    Co do reszty, to jestem ciekawa jak tam będzie na tym Halloween :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na dzień dobry, dziękuję za komentarze. Dobrze wiedzieć, że ktoś jeszcze czyta moje opowiadanie :) Wreszcie tutaj dotarłam, ale widzę, że mam, woohoo, sporo do nadrobienia :) Postaram się to ogarnąć jak najszybciej i mam nadzieję, że później zostanę i będę zaglądać na bieżąco :)
    Cieplutko pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.