Veronica:
Po tym, co wyznał mi Jared, kompletnie nie wiedziałam, co myśleć. W
głowie miałam istny mętlik. Przewijające się przez moją głowę myśli, były bez
logiki. Czułam się wewnętrznie zdruzgotana. Nieznana mi siła dusiła mnie. Rozum
i serce toczyły wojnę, przekonując się nawzajem. Każdy milimetr mojego ciała potrzebował go,
co doprowadzało mnie do rozpaczy. Dlatego
nie chciałam kochać, nie chciałam się tak czuć. Jednak najgorszy był fakt,
że nie miałam kogo obwinić, na kogo zrzucić to wszystko. Jared nie skrzywdził
mnie, choć to i tak bolało.
Do domu wracaliśmy taksówką, którą złapaliśmy, gdy zauważył nas jakiś
natarczywy fotograf, nie dając spokoju i robiąc masę zdjęć. Jared od momentu,
kiedy się do niego przytuliłam, wciąż trzymał mnie za rękę, tak jakby bał się,
że jeśli mnie puści choćby na chwilę, ucieknę, a przecież nie zamierzałam. Nie miałabym na tyle sił. Wchodząc do
domu Constance, nie miałam ochoty na nic, poza kąpielą i łóżkiem. Zdecydowanie
nie byłam w towarzyskim nastroju.
Mijając na schodach rozradowanego Shannona, wiedziałam, że nie uda mi
się przejść nie zauważoną. Pokazując mu gestem ręki, że padam na twarz i idę
spać, myślałam, że uda mi się przemknąć. Jednak perkusista w ostatniej chwili
złapał mnie ze rękę i odezwał się:
- Co ty masz taką markotną minę? Co
wyście robili w tym parku, hm?
- Shannon, nie teraz. Proszę.
Jedynie na tyle było mnie stać.
Najwidoczniej podziałało, bowiem mężczyzna rozluźnił uścisk, a ja pomknęłam na górę.
Ściągając sweter, nalałam sobie wody do wanny. W następnej kolejności
pozbywając się kolczyków, zegarka i reszty ubrań, założyłam szlafrok. Siadając
na brzegu wanny, przyjrzałam się jeszcze złotej bransoletce, która była
swobodnie zawieszona na mojej dłoni. Zdejmując ją, zaczęłam przyglądać się,
wygrawerowanemu na niej napisowi. Into
the wild, come here with me**. J&W. Jak bardzo wydało mi się to teraz
prawdziwe. Może i Jared będzie miał to
dziecko. Nieważne. Ku nieznanemu, zmierzamy razem. Odkładając bransoletkę
na półkę i wchodząc do wanny, nie mogłam przestać o tym myśleć. W końcu
przewracając się na bok i kuląc się, przymknęłam oczy. Lubiłam leżeć w takiej
pozycji. Lubiłam, gdy ciepła woda otulała moje ciało. Wtedy potrafiłam
całkowicie się rozluźnić, zapominając na moment o rzeczywistości. Przewijając
sobie przed oczami różne sytuacje z moje życia, snując wyobrażenia, nawet nie
zorientowałam się, kiedy do pomieszczenia wszedł Jared. Dopiero, gdy kucnął i
zanurzył dłoń w wodzie, pluskając nią, otworzyłam oczy. Brunet przyglądał mi
się, opierając podbródek na brzegu wanny. Jego ogromne, błękitne oczy,
wyrażające tyle spokoju, a zarazem troski i miłości, samoczynnie napawały mnie
czymś na wzór nadziei. Jednak w tym spojrzeniu było coś, co mi nie pasowało.
- Powinnaś dolać sobie ciepłej wody, bo
ta jest już chłodna.
- Już wychodzę… Co się stało? Widzę
przecież.- Odpowiedziałam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Jared przerzucił
wzrok przed siebie, kreśląc palcem, na wodzie kółka.
- Rozmawiałem z Shannonem. Pokłóciliśmy
się, a może raczej powinienem powiedzieć, że się na mnie obraził.
- Podasz mi ręcznik…- Wtrąciłam.-
Rozumiem, że poszło o to zdjęcie.- Odbierając od wokalisty ręcznik, owinęłam
się nim, a następnie wyszłam z wanny.- Ale dlaczego? Założę się, że to nie było
jednorazowe ze strony Lany.
- Naprawdę nie rozumiem mojego brata,
Niko. Jest tak zaślepiony… nic nie rozumie, nie widzi a najgorsze jest to, że
nie chce. Nie chcę w ogóle próbować spojrzeć na to obiektywnie.- Odpowiedział
Jared, siadając na wannie.- Wiesz, co mi powiedział?
- Nie mam pojęcia.
- Że od samego początku jej nie lubiłem,
a pokazując mu to zdjęcie, chcę tylko go z nią rozdzielić bo tak naprawdę to ja
wcale jej nie nienawidzę. To niby pozory, bo w rzeczywistości to ona mi się
podoba i chcę mu ją odbić! Rozumiesz?! I powiedz mi, że to nie kretyn.
Myślałem, że mu przywalę.
- Naprawdę ci to powiedział?- Spytałam
retorycznie, nie wiedząc, co powiedzieć. – Z nim na serio jest źle. Ładnie go
sobie owinęła. Nie możemy jej pozwolić na to.
- Wiem… Jestem jego bratem, a on
traktuje mnie jak pieprzonego… amanta, spiskowca.- Odpowiedział ze złością, młodszy
Leto, uderzając dłonią o brzeg wanny. Podchodząc do niego, położyłam swoją dłoń
na jego.
- Spokojnie, wiesz jaki jest Shannon. Z
drugiej stro…
- Zniszczę ją. – Wtrącił, przerywając
mi, a na jego twarzy pojawił się wyraz, jakby właśnie coś odkrył.- Pokaże mu
jej oblicze, tak, że już nie będzie miał wątpliwości i zobaczy, kto miał
rację.- Patrząc na mnie nieobecnym wzrokiem, wiedziałam, że był myślami gdzie
indziej.
- Powinnam się martwić? - Spytałam
czując lekkie przerażenie, wiedząc tak zafascynowanego Jareda. Mężczyzna jednak
nic nie odpowiedział. Zaczął się rozbierać. - Idę do łóżka. - Rzuciłam jeszcze,
znikając z łazienki.
~ * ~
Leżąc na plecach i wpatrując się tępo w latarnie za oknem, zaczęłam
rozmyślać o tym, co zrobić by pomóc Shannonowi. Poznałam go na tyle by
wiedzieć, że był naprawdę wspaniałym mężczyzną, który zasługiwał na kobietę,
która kochałaby go równie mocno, jak on ją i uszczęśliwiłaby go, a nie
wykorzystała. Starałam się go zrozumieć, ale nie potrafiłam. Gdyby to mi Shannon pokazał takie zdjęcie,
ale Jareda, czy nie zawahałabym się? Miałabym wątpliwości, choć nie chciałabym wierzyć, a Shannon… To
było nielogiczne. Moje rozmyślania przerwał Jared, kładąc się obok mnie i
wsuwając dłoń pod moją koszulkę, błądził nią po moim brzuchu. Wpatrując się
jednak wciąż w latarnię, odezwałam się:
- Co teraz będzie?
Jared dobrze wiedział, że nie mówiłam
teraz o Shannonie lecz o nas. Jednakże chwilę mu zajęło udzielenie odpowiedzi
na moje pytanie.
- A, co powinienem powiedzieć? To, co
chciałabyś usłyszeć teraz, że nic nas nie rozdzieli i że będziemy już zawsze
szczęśliwi, czy może to, że nie mam bladego pojęcia co się wydarzy? Pamiętasz
jak kiedyś powiedziałaś mi, że nie chciałabyś znać przyszłości bo lubisz, gdy
życie cię zaskakuje?
- Pamiętam.
- Jeśli to rzeczywiście będzie moje
dziecko, zrobię wszystko by być dobrym ojcem, dam mu to, co najlepsze, zapewnię
nazwisko, będę je kochać ale nie zwiąże się z Annabelle bo jej - nie kocham…
Kocham ciebie i chcę przejść przez to u twojego boku.
Odwracając głowę w stronę bruneta,
spojrzałam mu głęboko w oczy. Dzielące nas kilka centymetrów, sprawiało, że
lekkiej poświacie padającego z za okna światła, jego tęczówki wydawały się
niebezpiecznie ciemne i niezmierzone. Dopiero po kilku sekundach odnalazłam w
nich znajomy mi błękit. Błękit, który sprawiał, że wszystko miało sens.
- Wiesz, że i tak ktoś ucierpi, nie
jesteś w stanie uszczęśliwić wszystkich.- Odparłam, mozolnym głosem,
przyglądając się mężczyźnie. - Nie ważne jakbyś się starał, nie jesteś w stanie
dać temu dziecku nic lepszego od pełnej rodziny.
- Nawet, gdybyśmy mieli się nawzajem
pozabijać? Myślisz, że to byłoby dla niego lepsze? Patrząc jak rodzice wciąż
mają do siebie żal? – Zwrócił się do mnie, zupełnie spokojnym głosem. – Widzisz,
gdy grałem w filmie „Mr. Nobody”, moja postać była tam w takim związku. Nemo
był zakochany w kobiecie, która w ogóle go nie kochała, mimo to wierzył, że to
wystarczy. Jak się skończyło? Zniszczyli sobie życie, a przy okazji dzieciom.
Czy według ciebie o to chodzi w rodzinie?
- Nie rozumiesz. Narodziny dziecka
zupełnie zmieniają człowieka.- Odparłam, odwracając się na lewy bok by lepiej
widzieć Jareda. – Kiedy trzymasz w dłoniach tę maleńką istotę i masz
świadomość, że jesteś świadkiem cudu jaki się dokonał, wiesz, że ona jest
częścią ciebie, wtedy chcesz zrobić dla niej wszystko. Chcesz by miała lepiej
niż ty. – Skończyłam mówić, tępo wpatrując się w Leto. Mężczyzna wiedział, że w
tym, co mówię jest prawda. Sam pochodził z rozbitej rodziny, ale zanim to się
stało miał ją, wiedział jak to jest mieć kochających rodziców i jak to jest
mieć tylko jednego rodzica.
- I dopiero mając dziecko, wiesz, co to
poświęcenie. – Wtrąciłam jeszcze.
- Czego się boisz?
- Słucham?
Tym pytaniem kompletnie mnie zaskoczył,
a może raczej powinnam powiedzieć, przenikliwością. Nie pytał jakby oczekiwał
odpowiedzi, ale jakby wiedział. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił,
jakby właśnie coś sobie uświadomił. Zdejmując dłoń z mojego brzucha, przyłożył
ją do mojej twarzy.
- Wiem, czego się boisz. Choć pewnie mi
tego nie powiesz, myślisz, że dziecko mnie zmieni, że zostawię cię i wrócę do
Annabelle, dla jego dobra.
- Nie…
- Tak. Ale ja nie potrafiłbym tego
zrobić. Zbyt mocno siedzisz w moim życiu
bym mógł od tak, z ciebie zrezygnować...
- Jared. – Przerwałam mu, przykładając
dłoń do jego policzka. – Sam powiedziałeś, że nie wiesz co się stanie… nikt
tego nie wiem. Zobaczysz będą na ciebie naciskać aż w końcu zdasz sobie sprawę…
wtedy ja nie chcę być przeszkodą na drodze twojego szczęścia, musisz to
wiedzieć bo cię kocham, i tak jak ty chcesz uszczęśliwiać wszystkich wokół, ja
chcę tylko, byś ty był szczęśliwy, nawet gdyby…
- Co ty wygadujesz? Wiesz, że bredzisz?
– W odpowiedzi, zaśmiał się.- Chodź tu.- Przytulając mnie do siebie, jeszcze
dodał:
- Jeszcze nic nie wiadomo i ta cała
rozmowa jest bez sensu. Nie lubię tak gdybać, bo to prowadzi do nikąd. Możemy
na razie do tego nie wracać, hm?
- Nie możemy przed tym uciekać…
- Ale ja nie uciekam. Po prostu zmierzę
się z tym, kiedy nastanie właściwa pora, dobrze? A teraz idę spać bo mam
wrażenie, że ten dzień ciągnie się w nieskończoność.
Delikatnie go całując, obróciłam się
jeszcze w jego objęciach, odwracając się do niego plecami, tak, że mężczyzna
wtulił swoją głowę w moją szyję. Skupiając wzrok na powrót na latarni za oknem,
zaczęłam rozmyślać o wszystkim i o niczym.
~ * ~
Następnego dnia szykował się powrót do Los Angeles. Po śniadaniu, które
minęło w lekko napiętej atmosferze, razem z Jaredem poszliśmy się spakować. Przez
cały poranek bracia Leto zamienili ze sobą może z pięć słów. Nawet Constance,
próbująca dowiedzieć się czegokolwiek, została zbyta, co jedynie zaostrzyło
sytuację. Kończąc pakowanie torby, postanowiłam porozmawiać z Shannonem.
- Idę za linię wroga, trzymaj kciuki. –
Rzuciłam, wychodząc z pokoju, ale Jared był zbyt pochłonięty telefonem by mi
odpowiedzieć. Stojąc pod drzwiami perkusisty, zapukałam i odczekałam chwilę.
Nie słysząc odpowiedz, postanowiłam wejść.
Wchodząc nie pewnie do pomieszczenia, zamknęłam za sobą drzwi. Zauważyłam
go, stojącego przy łóżku, był odwrócony do mnie plecami. Pakował torbę, a na
uszach miał wielkie słuchawki. Odetchnęłam jeszcze, po czym zbliżyłam się i
usiadłam na łóżku, tak by mnie zobaczył. Shannon podniósł na mnie wzrok, jednak
bez większej reakcji, wrócił do dalszego pakowania.
- Porozmawiajmy. – Zwróciłam się do
niego, kiedy nachylił się nade mną by zabrać T-shirt, na którym siedziałam.
Słuchawki jednakże zagłuszały mnie, a Shann ewidentnie lekceważył. W chwili
kiedy próbował wyciągnąć koszulkę, ściągnęłam mu je z uszu.
- Co do cho…
- Możemy porozmawiać? – Przerwałam mu,
podnosząc się i tym samym uwalniając jego koszulkę. – Czy może o zbyt wiele
proszę?
- Nie, nie prosisz o zbyt wiele. –
Wycedził, z wymuszonym uśmiechem perkusista. – Więc, o co chodzi? – Dodał już
sympatyczniej, składając bluzkę.
- Shannon, Jared powiedział mi o waszej…
wymianie zdań. Przecież on nie jest twoim wrogiem. On ani ja.
- Teraz ty zaczynasz? Niby tak bardzo
wam na mnie zależy, a tymczasem robicie wszystko by zniszczyć mi życie. Ciekawe
jak byś się czuła, gdybym powtarzał ci ciągle, że jesteś tylko kolejną
zdobyczą, zabawką mojego brata, że jest z tobą tylko dlatego, że ma cię pod
nosem, że jesteś młoda i go wielbisz, co mu się podoba. No i że zdradza cię na
prawo i lewo.
- Nic nie rozumiesz. – Odpowiedziałam,
panując nad głosem by nie dać mężczyźnie satysfakcji, że mnie zdenerwował. – I
naprawdę żal mi ciebie. Ty nie słyszałeś tego, co powiedziała mi o tobie.
Dlaczego tak bardzo nie chcesz mam wierzyć? Jaki mielibyśmy w tym interes by
kłamać?
- Wiem jaki ma mój brat. Wcale go nie
znasz, a jeśli ci się tak wydaje, to żal mi ciebie, Niko. Gdybyś poznała go
kilka… pięć lat temu, zobaczyłabyś prawdziwe oblicze Jareda.
- Co ty pieprzysz, Shannon! Czy
słyszysz, co wygadujesz? Jared pokazał ci to zdjęcie bo nie chciał by ta
kobieta przyprawiała ci rogi. Liczył, że przejrzysz na oczy, ale ty jesteś
totalnie ślepy.
-
Ale nie tak jak ty… Nie masz pojęcia o tym świecie. To zdjęcie nic nie
oznaczało, nie znasz kontekstu tej sprawy, a ja nie będę ci tego tłumaczył.
Rozmawiałem z Elizabeth i wierzę jej. – Odpowiedział Shannon, stojąc
wyprostowany naprzeciwko mnie. Czułam jak ogarnia mnie bezsilność. Do tego
mężczyzny nic nie docierało. Zastanawiałam się czy przyłapanie Lany na zdradzie
byłoby w stanie otworzyć mu oczy. Ekstremalne sytuacje, wymagały radykalnych
rozwiązań.
- Omotała cię po całości. Jej zależy na
rozgłosie i na Jeredzie. Na tej pieprzonej płycie i przy okazji na paru
zdjęciach z nim. Po to byłeś jej potrzebny. Oj… a ty się łudziłeś, że ona cię
kocha? Ha! – Zakpiłam sobie z Shannona, choć przyszło mi to z trudem.
Wiedziałam, że to co powiem może go zaboleć. Nie mogłam patrzeć mu w oczy. – Wiesz dlaczego jeszcze jest z tobą? Bo nie
osiągnęła swojego celu. A niby czemu cię toleruje, mimo że nie lubi.. jak ona
to powiedziała, tępych mięśniaków? Bo
jesteś dobry w łóżku. Dla niej nie masz większych zalet, niż to co masz w
spodniach. A ty jej wierzysz… Kiedy
dostanie od Jareda to, co chce, odeśle cię z kwitkiem. Twój brat niby o nią
zabiega? Przypomnij sobie fakty, Shann. Kto zabiegał, hm? Nieważne jak bardzo będziesz się starał, to i
tak się stanie. Wydyma cię, Shannon. Ale oczywiście to tylko mój wymysł… –
Skończyłam mówić, kładąc mężczyźnie na ramieniu dłoń. Słysząc jak przyśpiesza
mu oddech, czułam, że zdenerwowałam perkusistę.
- I ty chcesz być moim przyjacielem…
Może i jestem tępym mięśniakiem, ale tak się składa, że to nie moja dziewczyna
będzie mieć dziecko z obcym facetem. Oj, myślałaś, że nie wiem? – Zwrócił się
do mnie Shannon z szyderstwem w głosie. Patrząc mu w oczy, nie poznawałam go.
Nie miałam pojęcia skąd wiedział o całej sprawie. Zamurowało mnie. – To Jared,
a ty się czego po nim spodziewałaś? Teraz już wiesz, dlaczego na początku cię
przed nim ostrzegałem? Wierzysz, że potrafi się zmienić? Bo ja już nie,
wierzyłem kiedy był z Cameron, ale ten dupek ją wykorzystał. Wierzyłem, kiedy
był ze Scarlett, ale znów wyszedłem na frajera. Mój brat się nie zmienił i się
nie zmieni, a ty jesteś głupia bo mu wierzysz. Masz dowód. Przeczepiłaś się do
mnie, a sama jesteś ślepa! - Ostatnie zdanie wykrzyczał mi prosto w twarz, już
nad sobą nie panując. Przez moment miałam ochotę go spoliczkować.
- Jesteś bezczelnym durniem. – Jedynie
tyle wycedziłam i opanowując emocje, wyszłam z pokoju perkusisty, trzaskając
głośno drzwiami.
~ * ~
Jared:
Po kłótni z Shannonem nie mogłem uwierzyć, że to jest mój brat. On nigdy
się tak nie zachowywał i nigdy mnie tak nie traktował. Co jak co, ale fakt, że
zupełnie mi nie wierzył był mocnym ciosem. Mogło różnić nas wiele kwestii, ale
nigdy jakaś kobieta. Nie mogłem pozwolić by to się zmieniło, nawet jeśli
miałbym wyjść w jego oczach na najgorszego brata na świecie. W mojej głowie
zrodził się pewnie plan, który czekał jedynie na powrót do domu.
W dzień wyjazdu z Londynu liczyłem, że Shannon uspokoi się, przejrzy,
zrozumie coś, jednak się pomyliłem, bo ten był dla mnie kompletnie obojętny.
Nawet mama zauważyła, że coś nie gra. W czasie kiedy Veronica poszła
porozmawiać z moim bratem, ja zszedłem na dół, gdzie złapała mnie Constance.
- Jared, powiesz mi o co tu chodzi, co?
Co to za szopka była przy śniadaniu?
- Mamo, doszukujesz się dziury w całym.
Nic się nie stało. – Odpowiedziałem, robiąc sobie zieloną herbatę i licząc, że
uda mi się ją zbyć.
- Nie rób ze mnie idiotki. Wiesz, że nie
lubię się powtarzać więc pytam ostatni raz, co powiedziałeś bratu? – Matka
podeszła bliżej i opierając się dłonią o blat, zasłoniła mi drogę jakiejkolwiek
ucieczki. Robiła podobnie, gdy byłem małym chłopcem i nie mówiłem jej całej
prawdy. Na myśl o tym wspomnieniu mimowolnie się do niej uśmiechnąłem.
- Dlaczego zawsze wychodzisz z
założenia, że to ja zacząłem? Zupełnie nie rozumiem, ale okay. Może
rzeczywiście powinnaś wiedzieć, bo niby dlaczego tylko ja mam być na kontrolowanym.
– Wtrąciłem, upijając łyk herbaty. Matka tylko pokiwała głową. – No, co? Z taką
łatwością przychodzi ci ingerowanie w moje życie, więc może po tym, co ci
powiem zajmiesz się swoim pierworodnym.
- Jared, do rzeczy.- Odpowiedziała mi
matka, już lekko zniecierpliwiona.
- Powiedzmy, że mamy z Shannonem różne
zdania, co do… prowadzenia się jego dziewczyny.
- Słucham?! Czy to ta wokalistka z
którą…- Pokiwałem w odpowiedzi głową, a matka zmieniła pozycję, przechodząc na
drugą stronę. – Jared, na litość Boską, mów jaśniej. Co z nią?!
- Mam dowód, że Lana nie do końca
traktuje Shannona poważnie, ale twój syn jest w nią tak zapatrzony, że tego nie
dostrzega i nie chce mi wierzyć. Nie chce wierzyć nikomu, kto mówi o niej źle.
A ona chce go jedynie wykorzystać.
- Oh…- Moje słowa wyraźnie zaskoczyły
Constance. – Skąd masz taką pewność?
- Mówiłem ci, że mam dowody. Poza tym, ty
jej nie znasz. Tylko sprawia pozory uczciwej i zakochanej w Shannonie.
- Muszę z nim porozmawiać.
- Świetna decyzja. – Odparłem jeszcze
nim matka zdążyła wyjść z kuchni.
Dopijając herbatę wróciłem do pokoju,
gdzie zastałem już Veronicę. Nie musiałem o nic pytać, by wiedzieć, że i ona
pożarła się z moim bratem. Choć starała się być spokojna, widziałem jak jest
wkurzona, rozciągając nerwowo rękaw swojego swetra, siedząc na parapecie okna.
Opierając się plecami o ścianę, stanąłem przy niej.
- Aż tak źle było?
- Yhmn. – Mruknęła, zerkając za okno.
- Ale żeby uczepił się też ciebie?
- Yhmn.
- Czyli powinienem powątpiewać w
skuteczność twojej misji? – Zażartowałem.
- Yhmn.
- Widzę przechodzimy na nowy poziom
komunikacji.
- Po prostu nie chcę rozmawiać już o
twoim bracie. Mam go po dziurki w nosie i niech sobie robi, co chce. -
Odpowiedziała mi brunetka, spoglądając na mnie.
- A tak na marginesie, Constance właśnie
poszła porozmawiać z Shannonem. – Odparłem, posyłając dziewczynie uśmiech.
Oboje wiedzieliśmy jak moja matka potrafiła wyprowadzić z równowagi.
- Ha! Powodzenia jej życzę. – Wtrąciła
Niko, zeskakując z parapetu i kierując się w stronę łazienki, podśmiewała się
przy tym. - A tak swoją drogą, jesteś
strasznym bratem, ale Shannon sobie na to zasłużył.
~ * ~
Resztę popołudnia spędziłem na pracy z komputerem. Veronica w tym czasie
wyszła, by pożegnać się z Ofelią. Przeglądając dokumenty, które wysłała mi
Emma, zupełnie zapomniałem o akcji z Shannonem. Po osiemnastej byliśmy już na
lotnisku, wszyscy w nieciekawych nastrojach. Shannon szedł wciąż w zaparte, a
my z Veronicą nie mieliśmy do niego siły. Można powiedzieć, że wszyscy siedzieliśmy
jak na bombie. W duchu błagałem byśmy byli już w domu. Perspektywa kilkunasto
godzinnego lotu, nie napawała mnie optymizmem. Po odprawie, która ciągnęła się
niesamowicie długo, pożegnaliśmy się z mamą.
- Liczę, że jeszcze odwiedzicie mnie,
tutaj.
- Znając życie, zobaczymy cię raczej u
nas pierwszą. – Odparłem, posyłając matce uśmiech, na co ona tylko zmierzyła
mnie spojrzeniem, a Veronica spuściła głowę, uśmiechając się do mnie.
- Kiedy właściwie wracasz do Los
Angeles? – Ciszę przerwał Shannon, zwracając się kompletnie znudzony, do
kobiety.
- Jeśli dobrze pamiętam, ci właściciele
wracają w marcu, więc pewnie jakoś wtedy.
- Nasz lot. Musimy iść. - Wtrąciłem,
wsłuchując się w rozchodzący się po
hali, głos z megafonu. Kiedy pożegnałem się z matką, stanąłem z boku,
obserwując jak kobieta ściska dłoń Veroniki i jak rozmawiają.
Po wejściu na pokład samolotu i zajęciu miejsc, z ulgą odetchnąłem. Z
jednej strony cieszyłem się, że mam te święta za sobą, tak samo jak kilka
innych spraw. Zająłem miejsce przy oknie. Rzucając ostatnie spojrzenie na
niknące w śnieżnej chlapie lotnisko, byłem zadowolony, że opuszczam to chłodne
i szare miejsce. Wyciągając się wygodnie w fotelu, przymknąłem oczy, starając
się zrelaksować i zasnąć. Po chwili jednak poczułem czyjąś głowę na swoim
ramieniu. Nie otwierając oczy, pocałowałem ją czoło i dodałem:
- Co powiedziała ci moja matka? Znów coś
w stylu, że nie jest przekonana?
- Nic takiego, naprawdę. Można powiedzieć,
takie tam… nasze sprawy.
- Hm? O k a y.- Wtrąciłem, nie
naciskając już i w myślach zastanawiając się, jakie to sprawy.
Kiedy po jedenastu godzinach lotu, który minął nam w większości na
spaniu lub połowicznych rozmowach, wysiedliśmy na lotnisku, nie miałem nawet
siły by się cieszyć, mimo że było dopiero wczesne popołudnie. Po odebraniu
bagażów, zauważyłem Emmę, która przyjechała by nas odebrać. Po przywitaniu się
z nią, udaliśmy się wprost do auta. Mimo zmęczenia jakie nam towarzyszyło,
kobieta z łatwością zauważyła, że coś jest nie tak.
- Widzę, że mu powiedziałeś.- Odezwała
się szeptem, stając przy mnie i pomagając pakować torby do bagażnika.- Jest
zły, ale to chyba lekko powiedziane.
- Obraził się na nas i uważa… nieważne,
mówi takie głupoty, że nie zamierzam tego powtarzać. Ale mam pewnie plan i
wszystko wróci do normy. – Odparłem jeszcze, zatrzaskując bagażnik i w myślach,
zacierając dłonie.
~ * ~
Mój plan był na pozór prosty. Skoro mój brat nie chciał wierzyć w to, co
mówiła o nim Lana i jak się zachowywała, postanowiłem by przekonał się o tym na
własne uszy i oczy. Ale nie zamierzałem bawić się w nagrania, zdjęcia, które
Shannon i tak uznałby za falsyfikat. Musiał zobaczyć ją w akcji.
Po powrocie do domu w piątek, Shannon nie wrócił na noc. Wiedziałem, że
było u niej. Nie tracąc więc czasu, następnego dnia zadzwoniłem do wokalistki.
- Cześć, Elizabeth. – Przywitałem się,
kiedy usłyszałem jej głos. – Pewnie Shannon ci powiedział, że się trochę
pokłóciliśmy i..
- Tak,
słyszałam jak bardzo zabiegasz bym zostawiła twojego brata i chcesz pogrążyć
mnie w jego oczach. Bardzo nie ładnie grasz…
- Widziałem te zdjęcia. To nie wyglądało
jak przyjacielski całus. Nie mogę bezczynie patrzeć jak ktoś przyprawia mojemu
bratu rogi.
- O
co tak naprawdę ci chodzi? Co chcesz ugrać?
- W sumie
dzwonie w innej sprawie, choć może
trochę w tej, też. Co do tej płyty… myślałem nad tym i mam dwa dobre utwory,
które będą świetnie pasować. Pomyślałem, że może wpadłabyś po południu do nas,
poćwiczylibyśmy je no i przy okazji…. pomogłabyś mi pogodzić się z Shannonem. W
końcu skoro to było tylko zdjęcie, a Shannon ci wierzy, więc dlaczego ja mam
nie wierzyć. To wasze sprawy. – Odparłem, w myślach licząc, że wypadłem w miarę
wiarygodnie. – Więc jak będzie?
- A
ja myślałam, że już się zupełnie rozmyśliłeś. Ale niech ci będzie, że wierzę w
twoją skruchę. Chociaż spróbuję, ale pamiętaj, że ja wiem jak jest.
- A jak jest? – Wtrąciłem, udając
nieświadomego.
-
Jesteś przebiegły, a to jak wiarygodnie potrafisz sprzedawać swoje kłamstwa,
zasługuje na mistrzostwo.
- Oczywiście,
przecież ty coś o tym wiesz.
Zaśmiała się.
-
Do popołudnia Jared.
Kończąc rozmowę z Laną, spojrzałem na zegarek. Miałem niewiele czasu by
przygotować się do spotkania. Ważne było by zbudować stabilne pozory, w czym
miał mi pomóc obiad. Rozglądając się po lodówce w szukaniu inspiracji, co
mógłbym przygotować na posiłek, zwróciłem się do Stridera, którego dziś rano
odwiózł nam Tomo.
- Co powiesz na… rybę?
Pies w odpowiedzi, jakby wszystko
rozumiał, zarzucił jedną łapę na głowę, wyciągając się na posadzce.
- Nie. No cóż… Co my mamy tu dalej…
zapiekanka warzywna może?
Szczeniak głośno jęknął, zmieniając na
głowię łapę, czym spowodował, że zacząłem się śmiać.
- Okay, chyba nie dojdziemy do
konsensusu bo wiem, co ty byś chciał
zjeść, przykro mi. Makaron z włoskim sosem.- Wycedziłem, wyciągając potrzebne
produkty.
- Jared, w rodzinie wszyscy zdrowi?
Nagle w kuchni pojawiła się Veronica,
żartując sobie i śmieją się ze mnie. Opierając się o blat, przyglądała mi się.
- Tak się nie ciesz, bo mi zaraz
pomożesz.- Odparłem, rzucając jej pomidora. W następnej chwili, przy okazji
przygotowywania obiadu, wyjaśniłem jej wszystko. Nie była zbyt uradowana na
myśl wspólnego obiadu z Laną del Ray. Jeszcze mniej kiedy przedstawiłem jej
plan.
- Co za błazenada!
- Pomyśl, że jeżeli się uda, wszystko
wróci do normy. Poudajemy skruchę, że głupio wyszło z tym zdjęciem i osądzaniem
po pozorach, że nie chciałem tej całej kłótni i że cieszymy się, że są razem.
- I ty wierzysz, że to przejdzie? Ha! –
Wykpiła mnie Niko, kręcąc z niedowierzaniem. – I mam jak gdyby nic, rozmawiać z
Shannonem?!
- Wyjdzie, musi. Kiedy ja wyciągnę ją do
studia, ty zajmiesz czymś Shanna, a potem tylko masz go do mnie ściągnąć.-
Odpowiedziałem, tłumacząc Veronice.
- Nie masz pojęcia jak mnie… wkurwił! I
co ja mam powiedzieć? Shann, chodźmy zobaczyć jak im idzie?
- Jeśli zrobisz ten sam uśmiech, pójdzie
z tobą. – Zaśmiałem się, żartując sobie z wymuszonego uśmiechu dziewczyny.-
Wyślę ci wiadomość kiedy masz przyjść. To proste. Jak usłyszysz, co mówi Lana,
zatrzymasz go, udając zaskoczenie. Będziecie stać, za ścianą i słuchać, aż…
-… Shannon zrobi się cały czerwony i
wybuchnie ze złości, dusząc mnie przy okazji, bo będę najbliżej niego. Świetny
plan, Jay. – Wycedziła z ironią Veronica, pokiwując głową.
- Skarbie. – Zwróciłem się do niej,
przyciągając ją do siebie. – Nie ważne, co tam usłyszysz, co tam się stanie,
pamiętaj, że to gra, którą mamy wygrać jako drużyna.
Kiedy o siedemnastej przyszedł Shannon z Laną, przedstawienie się
zaczęło. Udając pozytywnie nastawionego do całej sytuacji i zawarcia rozejmu, podałem obiad, który o
dziwo pod względem atmosfery nie był, aż taką szopką jak przypuszczałem.
Widziałem jak Shannon przygląda mi się bacznie i analizuje każde słowo,
rozmyślając czy się zmieniłem czy udaję. Nie mógł tego rozgryźć, co umacniało mnie
duchowo.
- Fakt, głupi wyszło, że oceniłem tak
pochopnie Elizabeth. Zupełnie zapomniałem jak to jest kiedy paparazzi robią
takie zdjęcia i wymyślają te całe historie. Będę ostrożniejszy na przyszłość. –
Zwróciłem się do dwójki siedzącej naprzeciwko mnie, gdy skończyliśmy kolację.
- Dobra Jay, nie wracajmy do tego. Każdy
popełnia błędy, a ty… jesteś moim bratem. – Odezwał się Shannon, kiedy Lana
złapała go za dłoń. Nie trudno było mi zauważyć, że to wcale nie efekt
przemiany Shannona i błyskawicznie znikających obaw, że chcę mu odbić dziewczynę,
lecz rozmowy z wokalistką i jej wpływu na niego. Grzeczna dziewczynka.
- To może pokażesz mi, co to za utwory?
- Racja, piosenki. Chodźmy do studia. –
Odpowiedziałem Lanie, podnosząc się. Wychodząc puściłem jeszcze Veronice oczko.
Wchodząc z Laną do studia nagraniowego, postanowiłem najpierw ją trochę
uśpić. Pokazując jej teksty piosenek jakie wybrałem, zacząłem mówić, dlaczego
wydają mi się właściwe. Następnie chwyciłem mojego akustyka i grając początek,
zachęciłem ją to akompaniowania mi. Kiedy niby nie świadomie, oparła się o
biurko przy którym grałem, dotykając swoim udem mojego kolana, w myślach się
zaśmiałem. O to chodziło, mogłem zaczynać.
- Dobra, przejrzałaś mnie. Udawałem, że
ci wierzę. – Odparłem, odstawiając gitarę i opierając się wygodnie o fotel. –
Chciałem by Shannon już się nie obrażał i wierzył, że naprawdę między nami jest
okay.
- Wiedziałam. – Odparła z satysfakcją
kobieta, siadając na blacie i zakładając nogę na nogę. – Niestety, nie masz
siły przebicia, z resztą jak ta twoja, cała dziewczyna. Widać było jak udaje
milutką, nie lubi mnie… Nie pojmuję, co taki facet jak ty, w niej widzi.
W czasie kiedy Lana mówiła, dałem znać
Veronice. Trzeba się rozkręcić.
- Być może to, co ty w Shannonie, hm?
Dziwisz się, że cię nie lubi? Bo ja nie. Pokazujesz pazurki, a ja się tylko
dziwię jak mój brat może być tak naiwny.
- To w takim razie nie znasz swojego
brata, Jared. A może to moja zasługa? Uwierzy we wszystko, co mu powiem.
Myślisz, że niby dlaczego tak od razu powiedział, że nic się nie stało. To moja
zasługa. Powinieneś mi dziękować.
- Jesteś taka pewna siebie. Gdybym nie
znał takich kobiet jak ty, byłbym skłonny wierzyć, że zależy ci na nim. Jesteś
taka czuła, szkoda tylko, że udajesz. Shannon przecież kompletnie nie jest w
twoim typie! Mięśniak?! I nie oszukujmy się za inteligentny to on nie jest.
- Ha! Racja. - Zaśmiała się szyderczo
kobieta.- Proszę bardzo jaki kochany braciszek…. Kiedy was zobaczyłam,
wiedziałam, że to ty jesteś zawsze tym naj. Najlepszy, najmądrzejszy,
najseksowniejszy, Shannon nie może ci dorównać, ale ty oczywiście nie dajesz mu
odczuć, że jest tym gorszym bratem, co? – Odetchnęła, posyłając mi uśmiech.- A
ja myślę, że dajesz mu odczuć swoją wyższość. Widziałam jak robiłeś to niby
nieświadomie na wywiadach, kompletnie go lekceważąc. Ale tak jest we wszystkich
sprawach związanych z waszym zespołem, a może raczej twoim?
- To ci się podoba, dlatego potrzebny
był ci mój brat. Wiem, że chodzi ci o mnie. – Wycedziłem, zbliżając się do
niej.
- I znów masz rację. Shannon niestety
jest lekkim tępakiem, poza tym żadna z niego gwiazda. Co innego nasza dwójka.
Pomyśl tylko, nasza płyta będzie sensacją i sukcesem, a to pobudza twoje ego.
Czy nie mam racji? – Odpowiedziała mi zadziornie, przejeżdżając dłonią po mojej
klatce.
- Jesteś bezczelnie…
- Pewna i seksowna? Zapamiętaj, ja
zawsze dostaję to, co chcę. – Przerwała mi, uśmiechając się.- Nie mów, że nigdy
nie spałeś z dziewczyną brata? – W odpowiedzi, krzywo się uśmiechnąłem, cały
czas udając.
- Nie jestem chyba pewny, co do sukcesu
naszej płyty. – Wtrąciłem, przybierając dość seksowny ton głosu i kładąc dłoń
na tali wokalistki. No dalej.
- Może to cię przekona. – Odparła i
zbliżając się do mnie, pocałowała mnie. Nie wiedząc, czy Veronica
przyprowadziła już Shannona, odwzajemniłem pocałunek wokalistki. W następnej
chwili usłyszałem, szmer i ściszone krzyki.
-…nie!
-… staw mnie!
Odrywając się od kobiety, zauważyłem jak
zbliża się w naszą stronę wkurzony Shannon, a Veronica próbuje go powstrzymać,
ciągnąc za dłoń. Udało się, pomyślałem spoglądając na zaskoczoną Lane. Jednak
po sekundzie nie było mi do śmiechu, bowiem brat kierował się na mnie.
- Ty sukinsynie! – Wycedził Shannon,
popychając mnie z całej siły na ścianę, a następnie łapiąc za koszulkę, cisnął
w drugą. Musiałem się bronić, więc zaczęliśmy się okładać pięściami.- Kurwa,
uspokój się!
- Shannon, zostaw go!- Krzyknęła
Veronica, podbiegając do nas.
- I ty jesteś moim bratem!
W tej chwili Shannon wymierzył mi cios
prosto w twarz, wciskając mnie w róg małego pomieszczenia. Osuwając się na
podłogę, zauważyłem jak Veronica staje przede mną i odpycha Shannona. Cieknąca
mi z nosa krew momentalnie zaczęła spływać mi na ubranie.
- Wszystko uknułaś razem z nim!
Nienawidzę was. – Wydarł się na nią Shannon, cały czerwony od złości, a ja poczułem
jak się załamuję. Lana momentalnie się ocknęła i podeszła do niego.
Przykładając mu dłonie do nabrzmiałych ramion, próbowała go uspokoić. Jednak w
tej chwili mój brat zrobił coś czym zaskoczył nas wszystkich.
- Ty podła suko. – Zwrócił się do
kobiety z taką samą złością. Łapiąc ją za nadgarstki i ciągnąc je na dół, tak
by mógł spojrzeć na nią z góry, powtórzył:
- Ty mała, podła suko, nie chcę cię
znać! Zrozumiałaś?! I teraz możesz robić z nim, co chcesz! – Wydarł się Shann,
popychając Lane w moją stronę, na Veronicę.
- Żeby szlag was trafił. Wszystkich. –
Dodał, po czym wybiegł z pomieszczenia, zostawiając nas w szoku. Próbowałem się
podnieść.
- No i co teraz? Tak ci na nim zależało,
to wypierdalaj za nim! – Wydarła się nagle Veronica, do Lany.
- Pieprz się!
Odpowiedziała jej Lana, odwracając się.
Jednak kobieta miała lepszy refleks i szybkim ruchem pociągnęła wokalistkę za
nadgarstek, w wyniku czego ta, zatrzymała się i odwróciła się. To był błąd bo w
tym czasie brunetka zamachnęła się i wymierzyła jej siarczysty policzek.
- Ty zdziro!
- To za Shannona.- Odpowiedziała
Veronica, mierząc się z nią przez sekundę wzrokiem. - A to za Jareda. – Dorzuciła szybko i wymierzyła
blondynce drugi cios, tym razem słabszy.
To było jak zapalnik bo kobieta rzuciła się na nią. Na moment mnie
zamurowało, bo nie mogłem uwierzyć, że one się biją, wykrzykując na siebie i
ciągnąc za włosy. Gdy już miałem je rozdzielić, Lana odepchnęła Veronicę od
siebie i rzucając mi nienawistne spojrzenie, wyszła.
- Wszystko w porządku? – Zwróciłem się
do brunetki, podchodząc do niej.
- Ze mną? Spójrz na siebie. Krwawisz.
Musimy to opatrzyć.- Odpowiedziała z troską, łapiąc mnie za podbródek i
przyglądając się krwawiącemu nosu. Przypominając sobie sytuację sprzed chwili,
zaśmiałem się.
- Wiesz, że to było piękne? To za Shannona, a to za Jareda. I
rasowe. – Dodałem, zniżając głos.- Powinienem zapisać cię na boks.
- Biedaczku, mocno się w tę główkę
uderzyłeś.
- Policzę się z nim jak mu złość minie…
Ale słyszałaś jak jej powiedział?
- Jay.- Odezwała się Veronica, całkiem
poważnie. – Wydaje mi się, że to nie wróży nic dobrego i że może być… gorzej.
Nie wiem jak ty, ale ja nie widziałam go jeszcze takiego, a jak stał przede
mną… ja się o niego martwię. Ty nie widziałeś jaki to był dla niego cios, jak
każde słowo…
- Hej, będzie dobrze, skarbie? –
Wtrąciłem, łapiąc ją za ramiona, kiedy posmutniała.- To Shannon, długo go nie
nosi. Wróci i będzie na nas zły, ale mu przejdzie. Nie masz się, o co martwić.
- Ty nie rozumiesz. Pytałeś co
powiedziała mi twoja matka… Poprosiła bym miała oko na Shannona, bo ma dziwne
przeczucia, bo boi się, że on rzeczywiście kocha Lane. Ona mi ufa, rozumiesz?
Nie mogę jej zawieźć bo mi tego nie wybaczy.
~ * ~
Yello!
Ostatnio spotyka mnie sporo pozytywnych, dobrych rzeczy wiecie? Udało mi się wygrać płytę ( w sumie dvd) moich ukochanych The Doors, z czego bardzo się cieszę! No i pierwszy egzamin w sesji,zdany na cztery z plusem. W najbliższych dniach kupuję bilet na Zielonych! :D Green Day! Strasznie mnie to jara. Prawie tak samo jak Marsi. Czasem myślę, że chyba wyśniłam sobie ten nadchodzący rok!
Z Nowym Rokiem mam jeszcze taką cichą nadzieję, że może ujawnią się czasem anonimowi czytelnicy i podzielą się swoim zdaniem ;)
Provehito in altum!
* "Złam teraz kolejny,mały kawałek mojego serca, skarbie"- Janis Joplin, Piece of My Heart.
** „Ku nieznanemu, chodź tam ze mną”- 30 Seconds to
Mars, The Mission.
Trochę mi zajęło zanim przebrnęłam przez te wszystkie 32 rozdziały :) Miałam właśnie komentować ostatni, kiedy zobaczyłam, że dodałaś nowy :)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak ja bym się zachowała, gdybym była na miejscu Veronici. Na szczęście jednak nie jestem i nie musiałam się zmagać z takim problemem :) Podziwiam ją za siłę, która w niej drzemie.
Nie wiem, co kombinuje Jerard odnośnie Lany, ale boję się nawet pomyśleć, co mogło mu przyjść do głowy ;/
Ta rozmowa Jerarda z Veronicą... Zdecydowanie najpięknieszy moment w całym rozdziale i najbardzie magiczny. Mam nadzieję, że jednak to nie będzie dziecko Jerarda, bo boję się, że jeśli te plotki okażą się prawdą to to, co jest między nim, a Veronicą i tak ulegnie zniszczeniu, a tego bardzo bym nie chciała.
Nie przypuszczałam, że Shannon mógłby być taki okrutny dla Veronici. Wiem, że się zdenerwował, bo każdy chce go pouczać, ale mimo wszystko... To wypominanie ciąży było z jego strony naprawdę podłe...
Cóż... wiedziałam, że ten plan Jerarda nie do końca wypali i że będą jakieś komplikacje. Cieszę się, że Shannon dowiedział się w końcu prawdy, szkoda mi tylko, że jeszcze bardziej znienawidził brata. Wierzę jednak, że gdy ochłonie, zrozumie swój błąd.
Poza tym reakcja Veronici... nie przypuszczałam, że może być taka "agresywna" :) Ale to dobrze, niech broni tego, co jej :)
Rozdział dostarczył mi niesamowitych emocji i już nie mogę doczekać się następnego.
Pozdrawiam! ;)
[dirty-and-clean]
Dzięki za komentarz i wyrażenie zdania.Dobrze wiedzieć, że tak wielu się to podoba. Mogę jeszcze zdradzić, że szykuje się w tej części opowiadania jeszcze trochę różnych akcji. Nie zawsze pozytywnych. Ale czuję że będzie okay.
UsuńAle się zakręciłam, skomentowałam poprzedni rozdział nie wiedząc nawet, że czeka na mnie kolejny :D Lubię takie niespodzianki i zobacz jak 'wykrakałam' napisałam pod tamtym rozdziałem, żebyś uwolniła Shanna od Lany no i UWOLNIŁAŚ!!! Dziękuję *__* szkoda mi tylko biedaka, chyba na prawdę się zakochał i miał nadzieję, że to może być TO :( Suuuka no!!!! Co ja bym jej za Shannona zrobiła, na jednym plaskaczu by się na pewno nie skończyło. Chciałam więcej Shannonka i mam i cała happy jestem. Krótki rozdział ale nie wybrzydzam i tak się naczytałam :) Aaaa no mam nadzieję tylko, że starszy Leto nie narobi żadnych głupot, co najwyżej niech się spije do nieprzytomności i rusza dalej na poszukiwania tej przezajebistej przyszłej matki swoich dzieci :D
OdpowiedzUsuńBuziaki.
Nawet nie masz pojęcia jak ciszą mnie twoje wpisy ;) i śmieję się. Ostatnio przekonałam się do stwierdzenia, że mało tu Shaniastego więc postanowiłam trochę go dać. A wątek Lanki... może się w końcu rozwiąże. poszukiwania tej przezajebistej przyszłej matki swoich dzieci :D w końcu kiedyś pewnie ruszą :) No i nie wiem, co powinnam ci powiedzieć, ale ja chcę wiedzieć co tam u ciebie! Zbieraj się, wiesz, że to czasem pomaga. Co do sugestii,może zacznij co zamierzasz na ten rok?Pozdrawiam! :*
UsuńBoże jak dobrze, że dodałaś ten rozdział!
OdpowiedzUsuńI oczywiście.. to co staje się już chyba rutyną, muszę Cię pochwalić bo rozdział był idealny. Mimo, że z początku mogło się zdawać iż nic nie będzie się działo teraz mogę przyznać, działo się mnóstwo. <3
Co do ciąży Annabell tak jak w tym rozdziale i 'Jared' nie będę tego roztrząsać aż do pojawienia się małego potomka Jaya. :)
A humorzasty Shannon i ostatnia akcja z Laną aż prosi się o komentarz! XO
Bo co jak co ale na ich rozstanie w twoim opowiadaniu czekałam z niecierpliwością. Teraz pozostało mi jedynie czekać na kolejny rozdział . Pozdrawiam i Gratuluję wygranej płyty! :)
Każdy na coś czeka,nie? Unicestwienie Lanki, ha ha ha. Też się jakoś ucieszyłam. Co do przyszłości, to rokowania są chyba dobre. Mam na myśli to opowiadanie:)Przez wasze pochwały naprawdę czuję się świetnie i mam wrażenie, że robię coś fajnego. Nie było by tak, bez was!
UsuńA i dziękuję, dziękuję. Płytka jest super.
Hmm mam nadzieję, że szykujesz się już na sesje ze mną i Szałkiem;)
OdpowiedzUsuńPs. Jebać edukację! Pisz więcej proszę!!!
Tośka
Oczywiście :) wgl od jakiegoś czasu mam czerwone włosy,ale jak to będzie problem to do wiosny mogę wrócić do mojego koloru:)Wiesz i tak ją olewam trochę :( ale jak rodzice się dowiedzą ( a za to płacą) będzie lipa.
UsuńBuhaha już nie mogę sie doczekać jak cię zobaczę!!! Nie no co ty żaden problem:) jak coś ja mam żółty pioropusz :P
UsuńSzkoda mi było Niko, gdy Shannon jej nagadał jak do niego poszła.
OdpowiedzUsuńShann w końcu dowiedział jaka jest Lana tylko szkoda, że Jared na tym też ucierpiał.
Jestem ciekawa dalszego obrotu tych spraw.
Pozdrawiam i czekam na nowy :)