niedziela, 24 czerwca 2012

4. I want to run, I want to hide (...) Where the streets have no name . . . *



***

Już prawie byłem w domu, jednak opłaciło się jechać Sunset Avenue, zaoszczędziłem sporo czasu omijając centrum. W moim odtwarzaczu właśnie leciało U2 a ja totalnie się wyłączyłem zdając się przez ostatnie metry na wyczucie. Nuciłem. Nieoczekiwanie ujrzałem ją, niestety nie zdążyłem zahamować. Wyjeżdżała za rogu na rowerze. Wpadła na moją maskę z hukiem. Na moje szczęście nie jechałem zbyt szybko. W mgnienia oka rozpiąłem pasy i wyskoczyłem z auta. Okolica w, której się znajdowałem to przedmieście więc wypadek nie ściągnął gapiów. Poza tym dochodziła 23. Dziewczyny powoli poruszyła się na masce, była przytomna. O ile z kobietą było dobrze to nie można było powiedzieć tego o jej rowerze. Totalnie wygięty ale to przez to, że był aluminiowy (mam taki sam bo są lżejsze).
- Czy wszystko w porządku? Jak się czujesz? Nic sobie nie złamałaś?- zapytałem i podałem jej dłoń by pomóc zejść z maski.- Jared tak w ogóle.
- Miło. Constance. – odpowiedziała z sarkazmem.- Mój nos…- leciała z niego krew.- A tak to chyba nic… aaaaauł moja noga!- Constance nie zdążyła jeszcze stanąć.
- Złap się mnie, nie możemy tak tu stać. Zabiorę cię do siebie i tam coś poradzimy, ok?- pomogłem jej wsiąść do auta. Sam wróciłem po rower i wrzuciłem go do bagażnika. Byłem zły na siebie. Wróciłem do auta.
- Mieszkam dosłownie za rogiem więc zaraz udzielę ci pomocy. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam.
- Przepraszam wiele nie zmieni. Powinieneś bardziej uważać. Miałeś auto ja była tylko na rowerze. Dobrze, że skończyło się tylko tak. – dziewczyna uspokoiła się.

***

Weszliśmy do domu. Usadowiłem ją na sofie w salonie i zadzwoniłem po znajomego lekarza. W tym czasie poszedłem zrobić nam coś do picia. Muszę przyznać, że kobieta była bardzo ładna. Brunetka, wysoka, zgrabna, wysportowana, ok 30. Choć miała na sobie dres wyglądała ponętnie, może to przez te krótkie spodenki. I miała takie same oczy jak Shanny!
- Ładny dom. Urządzony stylowo ale bez przepychu, przytulnie ale po męsku.- powiedział dziewczyna gdy pojawiłem się w salonie. Nadal zatrzymywała krwotok z nosa.- Chyba powinnam pójść do toalety. Nie pokaże się tak lekarzowi, cała twarz we krwi.
- Dzięki. Toaleta jest tam, prosto i drugie drzwi po prawej.- odparłem.
Nim wróciła zjawił się już Peter, nasz lekarz. Okazało się, że uraz nie był tak poważny. Złamana noga i nos, stłuczenie żeber , zadrapania i wielkie siniaki.  Peter założył jej gips i opatrunki. Wypisał receptę na leki i poszedł.

- Wiesz zazwyczaj nie piję alkoholu ale dziś sobie pozwolę. Nie masz pojęcia jak się cieszę, że nie stało ci się nic więcej. Zostaje jeszcze kwestia twojego roweru… napijesz się?- zapytałem Constance, wyglądała znacznie lepiej.
- W sumie ja też nie piję ale dziś… jasne, whisky jak masz. Pocieszę cię bo i tak miałam wymienić ten rower, był już wysłużony. No i w końcu się doczekałam.
- Można powiedzieć, że skorzystałaś. Rozumiem, że zależy ci na czymś podobnym do pierwowzoru? -  chciałem wszystko ustalić. Przytaknęła.- Podaj mi jeszcze swój adres bym mógł wysłać paczkę.- wyciągnąłem BB i zanotowałem. Potem podałem jej czek na odszkodowanie z polisy.
- Mogę mieć prośbę? Taka malutką…- głos dziewczyny wytrącił mnie z zamyślenia.- Czy mógłby być w kolorze neonowej zieleni?
- Hahaha jasne.- rozbawiła mnie.- To tak aby się wyróżniać na drodze?
- Tak i przy okazji byś nie wpadł na mnie drugi raz. Poza tym to takie marzenie.- odpowiedziała.
Dopiliśmy drinki. Rozmowa z Constance była naprawdę ciekawa. Wydawała się być bardzo normalna i chyba nie wiedziała kim jestem. Nim się zorientowałem była już prawie 2! Dopiero teraz dało o sobie znać moje zmęczenie.

- Powinnam się już zbierać i tak się zasiedziałam. Mam nadzieję, że z tym rowerem to tak na poważnie i mnie nie wyrolujesz.- spojrzała na mnie- Żartowałam, spokojnie.
- Zawsze dotrzymuję słowa. Odwiózłbym cię ale chyba nie jestem w stanie. Zamówię taksówkę, będzie za chwilę- powiedziałem i poszedłem zadzwonić.
Nim wróciłem kobieta stała już na tarasie. Wieczór był naprawdę piękny, co i ona zauważyła. Przysiadłem na progu drzwi balkonowych. Nie miałem na nic siły. Dopiero teraz pomyślałem o prasie. Czy ktoś widział wypadek? Czy ona udaję i jutro przeczytam o tym w porannej gazecie? Damn Jared! Ty nie czytasz porannych gazet. Zaśmiałem się, co ona zauważyła. 
- Nie mam pojęcia co tak cię rozbawiło ale mam nadzieję, ze nie mój żałosny stan. Jak ja wyglądam, mój nos, limo pod okiem i te zadrapania. Już widzę reakcję moich znajomych, „Conie znów się biłaś”. Ćwiczę boks, spokojnie. No i ten gips! – panikowała jak każda kobieta ale robiła to z ironią przez co była zabawna.
- Mogę coś powiedzieć? Niezależnie od tego ile masz siniaków i zadrapań i tak wyglądasz bardzo czarująco. Mówię to z mojego męskiego punktu widzenia. Jestem nie normalny, pociągają mnie siniaki.- postanowiłem podnieść ją na duchu. Zaczęła się śmiać i się zaczerwieniła. 1:0 dla mnie!- Oho chyba jest taksówka. Pomogę ci, złap się mnie.

***

Po chwili byliśmy już przed domem. Zapakowałem ją do taksówki i pożegnaliśmy się. Nagle zwróciła się do mnie.
- Dziękuje za wszystko i nie przejmuj się, wiem kim jesteś ale to nie oznacza, że polecę z tym rano do gazet. Mam własne życie i problemy- tu wskazał znów na swój nieszczęsny wygląd.- Wiesz popracuj nad swoją jazdą albo się nie wypłacisz jak będziesz tak wpadał na rowerzystki!- zaskoczyła mnie i znów rozbawiła.
-… - chciałem zapytać skąd wiedziała.
- Twój breloczek przy kluczach „ Jared Leto, B Rh- ”. Och i dzięki za autograf jeśli można tak nazwać czek! Dowidzenia.- odpowiedziała i odjechała.
Jeżeli ten dzień już się nie skończy to składam zażalenie, pomyślałem rozbawiony. Jedyne o czym myślałem to sen. Najszybciej jak to było możliwe posprzątałem ze stołu, pozamykałem drzwi do ogrodu i udałem się do góry. Rzuciłem ubranie do kosza i wszedłem pod gorący prysznic. Było tak przyjemnie, że już odpływałem. Zdecydowanie za długo byłem na nogach. Ubrałem swoja piżamę i udałem się do łóżka. Mimo zmęczenia ostatkiem sił sprawdziłem jeszcze twittera ( to już choroba jak powiedziałby mój brat). Ku mojemu zdziwieniu Shannonowi spodobało się zdjęcie z Echelonem. Nie obyło się też bez miliona komentarzy, zacząłem czytać i nawet się nie zorientowałem kiedy pochłonął mnie sen…

***

Nie jestem z niego zbyt zadowolona ale skoro na razie skupiam się na życiu Jareda więc jedziemy ze wszystkim! Obiecuję następny będzie lepszy bo wraca Shanny! Wierzę, że wytrwacie ;) Zapraszam do komentowania :) 
(kocham ostatnią fotkę, jest taki słodki że mam ochotę zaoferować mu moje łóżko zamiast tego bruku :P)
Provehito in altum!

* "Chcę biec, chcę się schować. Tam gdzie ulice nie mają żadnych nazw..."- U2, Where the streets have no name.

6 komentarzy:

  1. świetny rozdział ! Nie mogę się doczekać już następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ogarnęłam całego bloga i nie mogę nadal się przestać śmiać z akcji kupowania łóżka ;D cały czas mam w głowie te komiczną sytuację xD no ale, do rzeczy... dlaczego tak krótko?! ja chcę więcej!! podoba mi się strasznie ;D na razie niewiele się zadziało dlatego czekam na następne rozdziały! xD pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta dziewczyna była genialna, jak mu powiedziała, że wie kim jest, uśmiałam się jak nie wiem co :)
    A to z oferowaniem łóżka to bardzo dobry pomysł :D

    Żaneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi że wam się podoba.Postaram się pisać dłuższe ;) ale nie obiecuję i mam nadzieję że was nie zanudzę :P

      Usuń
  4. mistrzkamuflażu2 lipca 2012 18:59

    "Okazało się, że uraz nie był tak poważny. Złamana noga i nos, stłuczenie żeber , zadrapania i wielkie siniaki."
    Piękne xD
    Fajne słownictwo ogólnie;) Mogłabyś kiedyś spróbować napisać coś po angielsku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no co nie było tak poważnie :D dzięki słodzisz mi :)

      Usuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.