***
Obudziłem się
przerażony, pot ściekał mi z czoła, a moje BlackBerry wskazywało godzinę piątą
dziesięć. Znów miałem ten głupi sen. Zupełnie jakbym ponownie miał siedemnaście
lat i jeszcze raz przechodził przez ten koszmar, bo jakby na to nie patrzeć,
dla mnie to wciąż jest przerażające.
***
Wspomnienie Jareda:
Mieszkaliśmy wtedy przez jakiś czas z matką w Nowy
Jorku.
Szczerze mówiąc dla mnie i brata, jako nastolatków była
to niezła zabawa. To miasto dawało ogromne możliwości, wszystko było na
wyciągnięcie dłoni. Dorabiałem wtedy na zmywaku w pobliskim barze z
chińszczyzną. Nie była to praca marzeń, ale umocniła mój charakter. Mimo
wszystko nadal lubię chińskie żarcie. Shannon z racji swojej postury i wieku
załapał się do pracy w fabryce, jeździł wózkiem widłowym, rozwożąc kartony.
Zawsze, gdy go tam odwiedzałem mięliśmy świetny ubaw.
Urządzaliśmy sobie wyścigi, z czego reszta miała polewkę. Do dziś po tej
zabawie mam dużą bliznę na łydce. Wieczorami, kiedy nie uczyliśmy się i nie
pracowaliśmy, poznawaliśmy środowisko Nowego Jorku.
Koniec lat osiemdziesiątych przyniósł duże zmiany w wielu
dziedzinach m.in. narkobiznesie. Praktycznie na każdym rogu można było dostać
towar. Ceny był niewygórowane, ale za to policja bardziej czujna. Wzrosła też
liczba uzależnionych. Praktycznie, co drugi dzieciak z przedmieścia ćpał. Kluby
i bary nocą roiły się od niebezpiecznych ćpunów gotowych napaść, za działkę. Za
sprawą modnego dzielenia się igłą, rozprzestrzeniło się HIV. Większość naszych
znajomych w tym czasie była umoczona w tym świństwie po uszy. Nie liczyło się
czy jesteś nowy w tej branży, czy siedzisz w niej od lat, ale to by nadążać za
trendami. Jamajska trawka i kolumbijska koka. Hit sezonu. Nie to, co ten shit -
chińska heroina.
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy poważnie spróbowałem
trawki było to jak miałem piętnaście lat. Oczywiście próbowałem wcześniej, ale
wtedy nie miałem o niczym pojęcia i nawet nie umiałem zapalić jointa. Było to w
naszej komunie mieszkalnej. Stan, w jaki się wprowadziłem był tak niesamowicie
wspaniały. Straciłem całkowicie zainteresowanie czasoprzestrzenią i przyziemnymi
sprawami. Liczyło się tylko to by płynąć w takt muzyki (w tle leciało Led Zeppelin,
płyta Houses of the Holy). Mój umysł całkowicie się odblokował, to było
nieziemskie uczucie. Do dziś zapach marihuany jest zdecydowanie jednym z moich
ulubionych.
Raz tylko odważyłem się spróbować „ciężkich” dragów ( i
jak na złość to stało się wtedy). Shannon w tym czasie regularnie palił trawkę
i choć się nie przyznał to wiem, że brał coś jeszcze.
W piątek jak zwykle po pracy poszliśmy ze znajomymi, tym
razem do nowego lokalu. Bar należał do jakiś kumpli Shannona. Od razu można
było wyczuć atmosferę napalonych, młodych gówniarzy przybyłych tylko po to by się
pieprzyć i ćpać. Nie podobał mi się ten klimat. I ta muzyka… techno, (choć
powstała właśnie w latach osiemdziesiątych, chciałbym by nigdy się nie
narodziła, cóż za błąd dla ludzkości).
Ale mieliśmy się dobrze bawić, dlatego kumpel Shanna
przedstawił nam swoje przyjaciółki. Wtedy jeszcze nie zwracałem uwagi na kolor
włosów u kobiet, ale nie powiem tego o moim bracie. Po paru drinkach i skrętach
impreza się całkowicie rozkręciła. Nawet ta straszna muzyka przestała mi
przeszkadzać, ale to za sprawą Lizzy, prześlicznej dziewczyny, która skutecznie
dawała mi zajęcie przez resztę wieczoru. W pewnym momencie zauważyłem, że od
paru ładnych chwil nie widziałem tego czubka, mojego brata. Ruszyłem, więc by
go poszukać, bo znając Shannona wiedziałem, że zawsze przyciąga para - nienormalne
sytuacje.
- Przepraszam cię Lizzy, ale muszę poszukać Shannona
wrócę zanim zaczniesz za mną tęsknić, obiecuję…
- Nie… nie chcę - zaczęła mnie całować i
przytulać i znów wylądowałem na sofie, na jej kolanach. Była taka słodka i
przekonująca. Tak ciężko było mi się ruszyć, że zebrałem się dopiero po
godzinie.
W końcu odnalazłem Shanimala w jakiejś dziwnej piwnicy.
Na sofie zauważyłem naszych kumpli z dzielnicy, a miedzy nimi brata.
- O kogo ja tu widzę Jared, opuściłeś naszą uroczą Lizzy,
pewnie jest strasznie niepocieszona - odezwał się do mnie Mike, właściciel tej
speluny. - Shann czy nadal jesteś jego niańką?
- Mike to mój brat, więc… nie zaczynaj. Jay siadaj,
zobacz to jest dopiero towar – posłusznie wykonałem polecenie – Stary, normalnie
sza… cun - Shannon nie dość, że nie mógł się wysłowić to najzwyczajniej się
naćpał. Co miałem robić, wyjść na leszcza?
Nie mogłem, musiałem nas ratować.
- Prosto z Columbii, jaśniutka, bielutka, najlepsza koka
w tej dzielnicy. Nie biorę byle szajsu - odpowiedział Mike - Jared przyłączysz
się do nas? Ja stawiam. Jeżeli nie będzie to najlepsza koka w twoim życiu
możesz nazwać mnie dupkiem, co ty na to?
- Co mi szkodzi..- Pomyślałem, ale w głowie się skarciłem:, co ty do jasnej cholery wyrabiasz Idioto! - Dawaj, ale żebym
poczuł, bo inaczej niech cie szlag Mike…
- Ej, ale bez przesady, to mój brat! - Odezwał się Shann.
Coś go jednak ruszało. Punkt dla mnie.
Już po pierwszej dawce poczułem ogromnego kopa. Holy
shit! Nie kłamali, mocne
było. Wszystko zaczęło nagle wirować a miejsce, w który stałem zaczęło się
zapadać. W tym momencie czyjeś dłonie pociągnęły mnie w dół i po chwili
siedziałem już między Mike’m a Shannonem.
Mieli niezły ubaw, ale nie mam pojęcia czy ze mnie czy po
prostu widzieli te cuda, które ja w tamtym momencie. Po chwili, (choć
przysiągłbym, że minęło kilka lat) zauważyłem, że Shann i Mike zażywają kolejną
już, tego wieczoru porcję kolumbijskiej koki. Też chciałem.
Wtedy do pomieszczenia weszła, Lizzy. Damn! Znalazła mnie. Mike wstał, wziął biały
proszek i wysypał działkę na dekolt, zaskoczonej Liz. Popatrzył na mnie, a
potem jak w tanim filmie – zlizał wszystko z ciała dziewczyny. Zaczął coś mówić
i śmiać się, ale to było zbyt odległe.
-…. Nasz chłopiec…. Jesteś bardzo słodka, droga Liz –
mężczyzna krążył wokół mnie - Podnieście go! – Wydarł się w końcu. Z całego
bełkotu Mike’a, wyłapałem jedynie parę, bezładnych słów.
Gdy zorientowałem się, że to mnie podnoszą, nie
protestowałem. Mike szybko powtórzył swoją czynność z biustem Liz, ale tym
razem zmuszając mnie do dokończenia. Nim się zorientowałem leżałem na Lizzy, na
sofie, co było zasługą kumpla. Dziewczyna była najwyraźniej już pod wpływem koki,
bo nie kontaktowała tak samo jak my? Ja? Whatever.
Dopiero teraz zauważyłem, że w piwnicy było więcej
dziewczyn. Oczywiście chłopaki, w tym Shannon, skutecznie się nimi zajmowali, więc
nie zostało mi nic jak ulec zaczepkom Lizzy, co zrobiłem z przyjemnością, choć
niewiele z tego pamiętam.
Nie mam bladego pojęcia, kiedy zasnąłem, obudził mnie
niewyobrażalny łomot. Kiedy otworzyłem oczy drzwi były wywarzone, w
pomieszczeniu kręciło się pełno dryblastych mężczyzn, szturchających naszych
kumpli a w drzwiach stali goście, z bejsbolami. Zacząłem się bać. Jeden z nich
podszedł do stolika z kokainą i zgrabnym ruchem kija uderzył w stolik,
rozbijając go na maleńkie szklane kawałeczki. W tym samym czasie inni
członkowie tej bandy zaczęli ciągnąć dziewczyny i wypychać je na, zewnątrz, co zauważyłem,
kiedy jeden z nich zabrał ze mnie Lizzy. Leżąc zasłaniała moje ciało. Teraz
byłem do połowy goły. Nie miałem spodni. Ściągnięto mnie na podłogę i dopiero
wtedy je wciągnąłem. Co jest do kurwy nędzy? , Pomyślałem.
Dopiero, kiedy wszyscy klęczeliśmy na środku pokoju do
pomieszczenia wszedł mężczyzna ubrany w skórę i czarne okulary. Ich szef,
pomyślałem. Podszedł do Mike’a i wymierzył mu doskonały cios prosto w wątrobę.
Zaczął coś mówić, ale nie byłem w stanie zrozumieć jego słów. Chwilę mi zajęło
uświadomienie sobie, że mówił po rosyjsku? Ukraińsku? Moje zdziwienie było
jeszcze większe, gdy Mike odpowiedział na stawiane mu zarzuty po angielsku.
- Pierdol się…- to było złe posuniecie dla Mike’a, znów odebrał
cios.
- Albo grzecznie odpowiesz na pytania szefa albo
jutro znajdą cię w rynsztoku przy 58nd Street Avenue z odrąbanymi po kolei
palcami, co nie jest przyjemne. Zrozumiałeś kurwa? – Momentalnie zagroził mu jeden
z mężczyzn.
- Sam załatwiam swój towar, nikomu nic do tego kurna. Nie
odpowiadam za syf sprzed piątku i nie okradam cię! Nie zdradzę swojego źródła i
nie zamknę interesu. Wiesz, te twoje gnioty, mogą mi naskoczyć razem z tobą! - Wydarł
się nagle rozjuszony Mike – Auł!
Ponownie otrzymał cios,
tym razem z bejsbola. W co my się wpakowaliśmy, zacząłem żałować, że
posłuchałem Shann, ale najgorsze i tak miało się dopiero wydarzyć. Klęczałem
jak bezbronne dziecko, wodząc po wszystkich wzrokiem.
- My się nie rozumiemy… nie masz wyboru albo przystaniesz
na propozycję albo pożegnasz się ze swoim marnym życiem skurwielu - dał się
słyszeć kaleczony angielski z rosyjskim akcentem szefa.
W tym momencie niebiosa mnie wysłuchały, bo do piwnicy
wpadła cała ekipa mężczyzn, gości z klubu, znajomych Mike’a. Zaczęła się bójka.
Przybysze zaczęli okładać drągali, ale ci wyciągnęli
broń. Shannon! Ten idiota rzucił się na jednego z nich, takiego z nożem. Dlatego
właśnie nie mógł brać narkotyków – zabijały mu refleks samozachowawczy! Nie wiedziałem,
co robić, rzuciłem się na pomoc bratu, ale ogromna łapa na mojej nodze przewróciła
mnie na glebę. Najpierw dostałem w nos, potem w brzuch. W tej samej sekundzie padł
strzał.
Poczułem na sobie krew, ale nadal byłem okładany. Katem
oka widziałem jak szef zgrai wymyka się, a Shann osuwa na podłogę. Wszystko wirowało
mi przed oczami, nie mogłem zatrzymać pięści sprawcy. Nagle padł. Dostał od
kogoś z naszych. Odetchnąłem z ulgą. Thanks God!
Podbiegłem
do brata i odwróciłem go w swoja stronę. Miał nóż w
brzuchu. Are you fucking kidding me, bro? Krzyczałem przerażony
w myślach. Jeśli to miał być żart, to nie był śmieszny. Mało się nie zsikałem ze strachu. Wszystko nadal
wirowało. Ogarnij się, powiedziałem sobie.
W piwnicy nadal się okładali. Spieprzać stąd, o tak.
Zawołałem jednego z kumpli, by pomógł mi wynieść Shanna. Ale co dalej?, Zacząłem
panikować Jesteśmy naćpani, Shannon umiera, jak my kurwa pojedziemy na
pogotowie? Zamkną nas! Fuck! Fuck! Fuck!
To wtedy - to był cud. Dopiero po latach sobie to
uświadomiłem. Lizzy stała przed klubem, wyglądała dobrze. Gdy nas zobaczyła
kazała nam wsiadać do swojego wozu.
- Kurwa Shannon! On nie umrze, prawda? Co my zrobimy, on
potrzebuje pomocy NATYCHMIAST! Matko, otwórz oczy Shann!!! - Krzyczałem w
złości - Liz dasz radę prowadzić?
- Ja? Ba! Myślisz, że pierwszy raz prowadzę naćpana? Nie.
Jazdę pod wpływem opanowałam już do perfekcji. Nie patrz tak, przekonasz się -
Lizzy uśmiechnęła się - Moja koleżanka mieszka nie daleko i zna się na
pielęgniarstwie. Pomoże nam.
Nim się zorientowałem byliśmy na miejscu. Shann ciężko
oddychał, ale nadal nie był przytomny, co mnie martwiło. Lizzy zastukała do
drzwi a te momentalnie się otworzyły. Stał w nich pogodny hippis, który na nasz
widok prawie wcale się nie zdziwił, lecz od razu wciągnął nas do środka.
Mieszkanie niesamowicie przypominało mi nasz stary dom.
Dziewczyna szybko zajęła się Shannonem ucinając sobie z
nami pogawędkę. Cholera czy tylko ja panikuję? Matko…
Jak się okazało zranienie w porę opatrzone nie stanowiło
zagrożenia, ale był inny problem…
- Teraz go ocucimy… chwilę, dlaczego jego puls jest taki
słaby, za słaby. Ile wziął? - Zapytała brunetka i zaczęła oglądać, Shannona.
-… - milczałem, nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Czy ja mam to wiedzieć, pytam was. Więc? - Powtórzyła swoje
pytanie - Nie jestem specem od tego, ale jak to narko śpiączka to…- dziewczyna
dopiero teraz zaczęła nerwowo kręcić się wokół ciała Shanna.
- Katy, co ty chrzanisz, jaka śpiączka - odpowiedziała
jej Lizzy i zaczęła potrząsać Shannonem – Wiem, co to i nie wydaje mi się…-
przerwała i spojrzała na mnie ze strachem. Jego klatka już się nie unosiła.
Wtedy do pokoju wbiegła Katy ze strzykawka w dłoni.
- Mam! Chwała panu, że kiedyś mój przyjaciel zostawił to
w mojej apteczce i wyjaśnił mi, co i jak –zaczęła tłumaczyć - Miał skłonności
do przedawkowania i chciał… no wiecie, że jakby, co to żeby udzielić mu
właściwie pomocy. Rozepnijcie mu koszulę. Szybko!
Gdy spojrzałem na nią zobaczyłem niesamowite opanowanie,
totalnie nie przejmowała się tym, że gościu przed nią prawdopodobnie przedawkował.
Ja wciąż nie mogłem opanować drżenia ciała, wyglądałem żałośnie. Po chwili
strzykawka została wbita w klatkę Shanna. To, co stało się potem o mało nie
przyprawiło mnie o zawał. Shannon natychmiast otworzył oczy i cały się
poruszył. To było straszne.
- Środek na pobudzenie pracy serca po przedawkowaniu.
Zawsze działa - powiedziała Katy z ulgą.
Nie wytrzymałem, zacząłem płakać jak dziecko i
przyciskałem nie kontaktowego brata do siebie. Wciąż drżałem.
Nagle ni stąd ni z owąd zacząłem się histerycznie śmiać. Powoli,
ale coraz głośniej. Dziewczyny z niedowierzanie zaczęły mi się przyglądać.
Płakałem i śmiałem się na przemian. Nie wiem czy to zasługa śniegu czy po prostu nieopanowana euforia, że
odzyskałem brata. Nawet Shann się odwrócił.
- Jacy wy jesteście pogrzani i z kim ja się zadaję… idę
po coś do picia - zaśmiała się Katy i wyszła, zabierając ze sobą strzykawkę.
- Co się stało? Jared? Gdzie my jesteśmy… Auł, damn! Mój brzuch…
kurwa - do Shanna właśnie doszło, co się stało - Ostatnie, co pamiętam to ten
skurwiel, który mnie dźgnął.
- Nic już nie mów. Nigdy nie powinno nas tam być… albo
nie. To mi uświadomiło, że jesteś starszy, ale nie mądrzejszy! Idioto ostatni
raz brałeś to świństwo! Rozumiesz? A ta zadyma? Mogliśmy tam zginąć a to
wszystko przez jakiś zasrany proszek? Mam ochotę ci przyłożyć by dotarło to
tego twojego łba, że umierałem ze strachu!
- Jared zluzuj… dotarło! Nie drzyj się, bo głowa mi
pęka!- Odkrzyknął mi Shannon.
- Masz mi to obiecać durniu! Tu i teraz! No dalej - byłem
naprawdę zdenerwowany.
- OBIECUJĘ! Ok?
- Shannon…
- Dobra! Przyrzekam na naszą matkę, że to już nigdy się
nie powtórzy. Nie narażę nas więcej na taki cyrk. Zawaliłem, to ja powinienem
mieć cię na oku… i w ogóle nie powinieneś tego wszystkiego widzieć. Nawet nie
wiem jak to się stało, wziąłem tyle, co Mike, to było w sumie pierwszy raz tak
dużo…- widziałem skruchę Shannona. Przytuliłem go.
- Mike ćpa od 12 roku życia, więc nie dziw się, że go to nie
rusza, już się przyzwyczaił - do rozmowy wtrąciła się Lizzy, o której zupełnie
zapomniałem - Dlaczego tak drżysz? – To było pytanie do mnie.
- Co? A…- spojrzałem na siebie.
- Brat, w porządku? Wyglądasz jak…. – Odezwał się Shann.
-… ćpun? – Skończyłem za niego - Nie wiem nigdy tak
nie miałem. - Co się ze mną działo?
- Za dobrze to ty nie wyglądasz… Wiecie, co? Chodźmy coś
zjeść. Musicie wyjść na powietrze, za parę godzin będziecie mieć zjazd, wtedy
no nie wiem.. Poprawi wam się? Katy idziemy - Liz szybko zdecydowała.
- Ej pomóżcie mi wstać… auł! Ostrożnie jestem ranny. Zero
wyczucia…- Shannonowi już poprawił się humor. Mi nie bardzo.
- Ty bohater! Lepiej się zastanów, co powiesz mamie, bo
będziesz się tłumaczył jak to zobaczy! - Wskazałem na opatrunek i zakrwawione
ubrania.
- Holy shit!- Wycedził Shann, ale nie
przejmował się zbytnio.
I tak wyszliśmy z mieszkania Katy. W myślach dziękowałem
tej sile na górze, że nad nami czuwała. Wciąż mną telepało, ale chociaż świat
przestał wirować, (czego miałem już serdecznie dość!). Shannonowi się poprawił,
co mnie niezmiernie cieszył. Pozostała kwestia Constance.
- Nie możemy się tak pokazać w domu. Lizzy masz nas gdzie
przenocować? Sory, że tak wyszło, ale… - zabrakło mi słów, postanowiłem zdać
się na swój nieodparty urok.
- Jared... - Dziewczyna zbliżyła się do mnie i złapała
kosmyk moich włosów, zakręcając go sobie na palcu - … jesteś niemożliwy, wiesz,
że nie potrafię ci odmówić i masz szczęście, że moja matka pracuję dziś na
nocnej zmianie i wróci do domu o siódmej, czyli mamy…- Liz rozejrzała się za
zegarkiem, dostrzegła go na ręce Shannona -… dokładnie pięć godzin. Zbieramy
się.
Chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę pick up’a.
Kiedy dotarliśmy do domu Liz, dziewczyna zabrała nasze ubrania i wrzuciła je do
prania. Były całe w krwi i koksie. Byłem jej niezmiernie wdzięczny za to, co
dla nas robiła, bo mogła nas olać. Shann zaczął marudzić, więc położyliśmy go,
choć na chwilę do łóżka, sami zeszliśmy do kuchni. Teraz sobie uświadomiłem, że,
od kiedy poznałem Lizzy chciałem ją wyłącznie przelecieć. Wstydziłem się tego,
bo wiedziałem, że ona o tym wie.
-Chciałbym cię przeprosić za dziś i w ogóle za wszystko… wiem,
co sobie myślisz i jest mi wstyd. Przepraszam, że nie chciałem cię lepiej
poznać, dopiero teraz widzę ile mogłem stracić. Zaczniemy tak jakby… od nowa? -
Tylko na tyle było mnie stać.
- Jasne i nie przejmuj się, trafiałam na gorszych dupków,
uwierz mi. Bardzo cię lubię, dlatego robię to wszystko a teraz ,
choć do salonu, bo czuję, że jak za chwile nie usiądę to zemdleje.
Przegadaliśmy tak ponad trzy godziny. Zdziwiło mnie to,
bo nie chciało mi się spać i nie byłem znudzony. Wręcz przeciwnie, Lizzy
okazała się być świetną dziewczyną, która grała nawet na gitarze tak jak ja.
Najlepsze było to, że potrafiła zagrać numery Hendrixa lepiej ode mnie.
Mimo, że poznałem ją lepiej, wciąż wydawała się być jedną
wielka zagadką. Przed siódmą trzeba było się zbierać, poszedłem, więc po
Shanny’ego (Liz go tak nazywała). Nasze ubrania nie wyschły do końca, więc
dostaliśmy stare koszulki jej brata i ruszyliśmy do domu.
Na całe szczęście mama była już w pracy, więc mieliśmy
dodatkowe pół doby by się ogarnąć. No lodówce zauważyłem kartkę: „ Mam nadzieję,
że dobrze się bawiliście… (ta! Jasne! Pomyślałem) … w środku jest coś, ale
trzeba zrobić zakupy. Kocham was bardzo. Mama”. Jak dobrze mieć taką matkę. Już
nigdy więcej Shannon! Never! Ever, Bro!
***
Choć wydarzyło się to
tak dawno ten sen wciąż mnie nawiedza. Ja w drgawkach, zaćpany Shannon, ci
drągale w klubie, rozsypana koka, krew, mój strach… ach już dosyć, trzeba się
ruszyć. Wiedziałem, że już nie zasnę, ale tak ciężko było wygrzebać się z
mojego kochanego łóżka. Dlaczego tylko ja
mam nie spać. Kogo to wina? Szybko sięgnąłem po moje najukochańsze
BlackBerry, naskrobałem parę słów i wcisnąłem przycisk: „Shanny, WYŚLIJ”. Niech wie, że go kocham nawet o piątej rano.
Zbierając się by wstać - zacząłem wspominać. Tym razem przypomniał mi się
incydent z kupnem tego łóżka…
***
Wspomnienie Jareda:
Moje stare łóżko było już nieźle wysłużone, (czemu się
nie dziwię) i nie pasowało do nowego wystroju sypialni, po remoncie. Musiałem
niepodważalnie kupić nowe. Ale przecież nie mogę zrobić tego jak normalny
mężczyzna, bo, po co! Tylko oczywiście jak Leto! Dzięki Shannonowi i Tomo,
których miałem ochotę wtedy zabić, jestem niezmiernie lubiany w tym sklepie.
Jak na złość rano zadzwonił Shann i niechcący powiedziałem mu o swoich planach.
Po upływie kwadransu słyszę dzwonek. Shannon i Tomo, wspaniale. Uwzięli się, że
muszą to zobaczyć, bo jak marudzę przy wyborze choćby butów to mija Bóg wie ile
czasu, więc co to dopiero łóżko. Nie mam zamiaru się nimi przejmować.
Założyłem bluzę z
kapturem, okulary i mogliśmy iść. Już na samym początku dali mi do zrozumienia,
że nie będzie tak łatwo. Shannon musiał wypróbować k a ż d e łóżko, jakie
zobaczył. Tomo nie został mu dłużny. Całkiem jak dzieci.
- Tomo! Kochanie! Gdzie ty się podziewasz, zobacz to -
zaczął krzyczeć Shann na cały sklep.
- Idę Shnny, ale żebyś tylko widział tamto… o rzesz w
mordę! - Dało się słyszeć głos Chorwata i po chwili leżał już obok Shannona na
łóżku - To jest genialne, takie ogromne… ej, Jared dołącz się do nas, no nie
bądź taki, stary.
- Błagam was, ludzie się na nas patrzą… - brakowało mi
już słów.
- Ehm, przepraszam, czy mogę w czymś pomóc?- Za pleców
doszedł mnie głos ekspedientki.
- To… - nie zdążyłem nic powiedzieć, S. mnie ubiegł.
- Właśnie poszukujemy odpowiedniego łóżka, chodzi mam o
coś wygodnego i dużego, prawda Jared?
- Słucham? No tak…- zamyśliłem się i nie miałem pojęcia
jak to zabrzmiało. Uświadomiło mnie dopiero lekkie speszenie ekspedientki, ale
było za późno.
- Proponuję, więc łóżka małżeńskie, są przestronne…
- Świetnie, o to nam chodziło - wtrącił szybko Shann.
-… wygodne, stylowe. Nasz sklep oferuje ekskluzywne łóżka
Vi-Spring Steep wykonane w stu procentach z najlepszego drzewa, przyjazne dla
środowiska.
- O Jared, ekologiczne takie jak lubisz - Shann nie
potrafił się powstrzymać. Doigra się. Obiecuję sobie w myślach.
- Zapewniają one komfort, rano wstajemy wypoczęci i mamy
więcej energii by realizować swoje cele. Dostępne są też łóżka na zamówienie,
więc nie ważne, jakich rozmiarów posłania potrzebujemy. Dodatkowo kupując je
dziesięć procent z ceny przeznaczamy na ochronę lasów w Amazonii. Oto one - kobieta zaprowadziła nas na właściwy
dział. Nim się zorientowałem Shannon zaciągnął mnie i Tomo na łóżko, co
wyglądało komicznie.
- Nie wiem jak tobie Jared, ale nam się podoba - Tomo i
ty przeciw mnie, pomyślałem.
- Jared nie udawaj takiego nieśmiałego, bo pani się
krępuje. My tak się o niego martwimy, ostatnio się nie wysypia. To przecież nie
przez nas, to prawda czasem nie daje mu zasnąć, ale on jest taki słodki, prawda
Tomo?- Shannon miał niezły ubaw - No dobra chyba wystarczy. Przepraszamy panią
za nasze zachowanie, ale…
- Rozumiem nie musza się państwo tłumaczyć - powiedziała
dziewczyna.
Postanowiłem pokazać im, kto tu będzie miał jeszcze
ubaw i zagrać w ich grę.
- Widzi pani nasz związek…- tu pokazałem na Shanna i
Tomo-… jest nietypowy, ale my się tego nie wstydzimy. Jest wyjątkowy.
Potrzebuje łóżka, w którym spokojnie zmieści się nasza trójka - teraz to ja podszedłem
do Tomo i przejechałem wskazującym palcem po jego twarzy zatrzymując się na
jego ustach. Odwróciłem się do kobiety i z całą kokieterią powiedziałem:
- Bierzemy to.
Och mina Tomo! Bezcenna a Shannona zamurowało w końcu miało
się ten talent aktorski. Szkoda mi było tylko tej kobiety. Podobał jej się
Shannon a tak no cóż… chyba dokładnie wiem, co o nas pomyślała.
Nasza trójka w akcji jest niesamowita.
Kiedy wychodziliśmy ze sklepu:
- Tak w ogóle to chciałem wam podziękować, najpierw byłem
zły, ale teraz... Acha i mam niezłe łóżko, co prawda ogromne, ciekawe czy wejdą
tam trzy osoby?- Znów udawałem.
-… nie ma, za co! Wiesz ja już wiem, że jedna ci nie
starcza, to teraz masz pole do popisu. Czy naprawdę pomyślałeś o tym o czy ja
myślę? Proszę cie Jared…- Shann urwał jakby się zawstydził. Nie wierzę!
- Dobra Jared… my lepiej już nie chcemy wiedzieć co
ty będziesz robił w tym wyże i z kim! - Tomo poklepał mnie po ramieniu. - Stary
podziwiam cię, ale oszczędźcie mnie, bo po dzisiejszym mam już dosyć! Wystarczy,
że tkwię w tym związku.
- Mrr… Tomo poczekaj aż będziemy w domu, nie przegapisz
chyba testowania? - Shannonowi udzielił
się klimat i zwinnym ruchem przytulił Chorwata. Mina ludzi na parkingu -
bezcenna!
Tak, nie jesteśmy normalni.
***
Dosyć tego dobrego, pora ruszyć się pod prysznic. Po minucie byłem w
łazience. Kiedy się już ogarnąłem i uczesałem, komórka wskazywała szóstą!
Postanowiłem zabrać moje płatki i zejść do studia. Wziąłem mojego ukochanego
akustyka do ręki i zacząłem ćwiczyć nowy numer, który chodził mi po głowie od
paru dni…
Witajcie
w świecie Jareda Leto
***
Yello!
Na razie wspominki, ale zacznie się dziać!
Przepraszam, że Shannon wyszedł na ćpuna, ale moja głowa nie pracuje jak
należy.
* "Czy to był sen?"- Tytuł piosenki 30STM
Kocham takich zwariowanych chłopaków! Podczas czytania o kupowaniu łóżka niemal tarzałam się po podłodze ze śmiechu! Co więcej, jestem prawie pewna, że kiedyś odstawili taką akcję! W końcu wszystkiego można się po nich spodziewać!
OdpowiedzUsuńDotknęłaś ciężkiego tematu-ich młodości. Nie mam Ci za złe,że zrobiłaś "ćpuna" z Shannona, bo fajnie i (co ważniejsze) realistycznie Ci to wyszło!
No nic, biorę się dalej za czytanie:)
pakuti
Ty to wszystko wymyslilas? :o jeśli tak to dziewczyny jesteś boska :d tarzam sie po podłodze takie to jest genialne xd zakochalam sie normalnie. :D
OdpowiedzUsuńPo części tak, akurat w tym rozdziale jest dużo fikcji, jednak staram się wplatać prawdziwe fakty ;) Dziękuję.
Usuń