poniedziałek, 16 lipca 2012

9. So I'd like to keep my issues drawn, It's always darkest before the dawn *


***

Zorganizowanie tego małego wypadu zajęło mi prawie całe popołudnie więc opcja, że Veronica będzie niezadowolona nie wchodziła w grę. Musi jej się spodobać, byłem tego pewien, w końcu znam się na kobietach jak mało który facet. Po około godzinnej jeździe, byliśmy na miejscu, a dokładnie na dzikiej plaży, mało uczęszczanej przez plażowiczów po pierwsze z powodu odległości, po drugie z powodu czystości. Oprócz śmieci było tu pełno skał, gałęzi i desek, które przeszkadzały. Idealne miejsce na spacery i dla serferów. Kierowaliśmy się w stronę morza.
- Aaa! Boskie, cudne, przepiękne, niesamowite…-  Veronica wydawała się być uradowana.- … zajebiste!
- I co? Mówiłem ci, a się zapierałaś. Jedna z najlepszych rzeczy w tym mieście, plaża. Na drugi raz słuchaj wujka Leto.- wypowiedziałem to ze spokojem, szeroko się do niej uśmiechając. W tej chwili odezwał się Shannon, który w tym czasie zdążył pozbyć się swojej koszulki z napisem „ Perfect drummer?It’s me!”. Spojrzeliśmy na niego oboje.
- Nie wiem jak wy- teraz stał już w kąpielówkach-  ale ja idę się ochłodzić.
Po chwili słychać było już plusk wody i radosny okrzyk Shanimala. Postanowiłem zrobić to samo, w tym czasie Niko usiadła na piasku, przy samym brzegu tak, że woda podmywała jej nogi.
- Nie idziesz popływać?
Odwróciła głowę i uśmiechnęła się lubieżnie mierząc mnie od stóp i zatrzymując się na moich oczach. Czułem się dziwnie, jak w liceum, pomyślałem.
- Chyba wolę sobie popatrzeć.
- No ej! Krępujesz mnie.
Rzuciłem w nią piaskiem a ona się zaśmiała.
- Nie takie cuda widziałam, Leto. I chyba powinieneś wybrać się na siłkę bo stary… daleko ci do zdjęć.
- Teraz się doigrałaś…
Śmiała się dalej a ja zacząłem ciągnąć ją za nogę do wody.
- Żartowałam! Jared, nie… nie mam ochoty.
Tak ładnie prosiła, postanowiłem jej na razie odpuścić i puściłem jej nogę. Odwróciłem się, czas trochę popływać.
Po chwili podpłynąłem do Shannona i zaczęliśmy się wygłupiać, tak jak za dawnych lat. Nawzajem wdrapywaliśmy się na siebie i skakaliśmy, mając przy tym niezłą głupawkę. Shannon jak zwykle próbował mi zrobić na złość i cały czas mnie podtapiał, ciągnąc za kostkę, ale nie pozostawałem mu wcale dłużny.
- Rozejm! Nie mam już siły.
- Niech ci będzie. Dbam o twoje serce, Shanny.- posłałem mu buziaka, co on odwzajemnił krzywiąc się jakby zjadł cytrynę.
- Dlaczego nie zabrałeś Veroniki? Niby żadna ci się nie oprze. I co?
- Bo to oporny materiał jest!
- I posłuż się tu takim. Za ile będzie Fred?
- Za jakąś godzinę bo musi wpaść po deski. Gdzie płyniesz?
Shannon płynął już kraulem, odpowiedział ale nie odwrócił głowy.
- Po Niko.
Nie zatrzymał się więc popłynąłem za nim.
- I co zrobisz panie idealny?
- Zrobimy. Wrzucimy ją.
Zaśmialiśmy się szyderczo, a moje oczy momentalnie się zaświeciły, niedobry Jared.
Kiedy wyszliśmy z wody, dziewczyna leżała sobie na piasku i słuchała muzyki, całkowicie nieświadoma tego, co planowaliśmy…

***

Plaża była boska, pogoda wręcz idealna a woda, z pewnością cudna, mimo to nie korciło mnie by dołączyć do chłopaków. Może to trochę nieśmiałość a może zmęczenie? Pewnie jedno i drugie, wyciągnęłam więc swojego ipoda i wyciągnęłam się na słońcu. W odtwarzaczu leciała Florenc+The Machine, a Jared i Shannon wygłupiali się w najlepsze. Nawet nie wiem kiedy przysnęłam. Zbudził mnie głośny śmiech i krople wody na plecach.
- What the fuck…
Kiedy się przewróciłam zobaczyłam stojącego nade mną śmiejącego się Shannona z wyciągniętymi dłońmi oraz Jared, który wyżymał swoje włosy centralnie na mnie, mając przy tym niezły ubaw.
- Ej co to ma być?
Zdążyłam ledwo wypowiedzieć te słowa a oni rzucili się na mnie, podnosząc mnie do góry. To wcale nie było śmieszne.
- Trzymaj ją Jared!
- Nie, nie, nie… nie podoba mi się to, tylko nie do wody!
Moje protesty mało dały bo bracia, uradowani zbliżali się wciąż w stronę morza. Rzuciłam na piasek  mój odtwarzacz bo raczej kąpiel dobrze by mu nie zrobiła, wciąż głowiąc się jak powstrzymać to, co wydawało się nieuniknione.
- Jared, puść mnie nie potrafię pływać!
- Hahaha nie żartuj, tu wcale nie jest głęboko. Nie rozumiem twoich obaw.- teraz odezwał się Shannon.
- No właśnie.
- Mam okres, proszę.
- Nie wierzę, że nie używasz tamponów. Nie wymigasz się.- powiedział Jay.
Co za uparty osioł, pomyślałam. Od wody dzieliło nas zaledwie kilka kroków, myśl, myśl…
- Dobra powiem! Shannon… ja jestem… w ciąży.
I właśnie o tą reakcję mi chodziło! Jak się okazało nawet bracia Leto nie stanowią wyjątku, wszyscy mężczyźnie reagują na wieść o dziecku tak samo. Momentalnie zesztywnieli, zatrzymując się w miejscu. Poczułam jak ich uścisk się rozluźnia, a ja osuwam się na dół. Och a ich miny, totalnie bezcenne.

Postanowiłam tego nie zmarnować i kiedy nic już mnie nie trzymało, zeskoczyłam mi z rąk, dając dyla w długą. Nie miałam pojęcia, co zrobić więc zaczęłam biec ile sił w nogach, śmiejąc się przy tym jak poparzona. Po chwili obejrzałam się do tyłu, w obawie, że mogą mnie gonić lecz oni nadal tam stali, zupełnie zdezorientowani tym co się wydarzyło.  Śmiałam się coraz mocniej nie mogąc uwierzyć, że ich wykiwałam, cały czas biegnąc przy okazji. Chyba mnie usłyszeli bo właśnie mnie gonili i byli strasznie szybcy. Podwinęłam moją sukienkę by zwiększyć swoje szanse ale opadałam już z sił.
- Mała oszustka!
- Niech no cię złapiemy, oj popływasz sobie!
Odwróciłam jeszcze raz głowę by zobaczyć jak daleko jest zagrożenie lecz to był zły pomysł. Nagle wyłożyłam się jak długa. Pieprzona gałąź! Dlaczego? Na dodatek sukienka wplątała mi się w konar, pomyślałam już po mnie. Nim zdążyłam się podnieść i znów zacząć biec, bracia chwycili mnie w pasie a Shannon zgrabnym ruchem przerzucił sobie mnie przez ramię, podrzucając mnie przy tym.
- Auł!
Poddałam się i wszyscy zaczęliśmy się śmiać, a Jared szedł za nami, chlapiąc mnie co chwilę wodą. Czułam jak zamaczają mi się nogi, a woda była zaskakująco przyjemna, w końcu to Kalifornia!
- Wiesz, że jesteś wkur…- nie zdążyłam dokończyć zdania bo w tym momencie Shann mną potrząsł a ja poczułam jak opadam powoli na dno. Po chwili wypłynęłam na powierzchnię, ale moi kompani już sobie pływali z dala ode mnie. Poczułam jak całe zmęczenie ze mnie schodzi, a dobry humor powraca. Chyba potrzebowałam właśnie tego. Zawołałam do młodszego Leto:
- Hej, tak ty. Chodź tu jesteś mi coś winien.
Szybko podpłynął do mnie, przybierając minę że niby ja?.
- Podsadź mnie, chciałabym poskakać.- posłałam mu jeden z moich uroczych uśmiechów. Widziałam jak cisnęło mu się na usta a nie mówiłem, lecz mimo to powstrzymał się i rzekł uradowany:
- Wskakuj. Zamierzasz skakać w tym?- wskazał palcem na moją długą sukienkę, która skutecznie ograniczała ruchy. Zaśmiałam się.
- Zawsze jakieś urozmaicenie.
Splótł swoje ręce na plecach, a ja podwijając sukienkę, wdrapałam się na jego ramiona, próbując złapać równowagę i ustać, co było cholernie trudne bo oczywiście jak to by było gdyby Jared się nie ruszał!
- Shannon!- krzyknęłam do drugiego Leto, na co on się obejrzał i uśmiechnął wesoło.- Raz! Dwa…
- Trzy!- Jared dokończył za mnie, tym samym kładąc mi ręce na udach i zwalając mnie do wody. Niech cię szlag, Leto.
Skakaliśmy tak jeszcze kilkanaście razy, przy okazji razem z Shannonem podtapialiśmy Jareda. Nim się jednak rozkręciłam, chłopaki postanowili już wyjść na brzeg.
- Zaczekaj, masz tu coś…- Shannon podszedł do mnie i wyciągnął coś z moich włosów.- Glon.- zaśmiał się szyderczo.-  Ej, Jared. Łap obiad!
Biedny Jay, nim się zorientował glon rzucony przez Shanimala wylądował na jego klacie. Zaśmialiśmy się oboje, przybijając sobie piątkę na, co poszkodowany zlustrował nas wzrokiem w stylu: Żałosne, po czym odrzucił roślinkę.
Po drodze zbierałam swoje rzeczy, które w pościgu wypadły mi. O kapelusz, okulary, ipod, a nawet bransoletka. W myślach dziękowałam niebiosom, że plaża jest na odludziu i nikt się nimi nie „zainteresował”.
Rozsiedliśmy się na gorącym piasku bowiem mimo godziny 19 słońce wciąż paliło. Korzystając z okazji postanowiłam ściągnąć mokrą sukienkę, w myślach licząc, że wyschnie do powrotu. Kiedy się rozebrałam poczułam na sobie wzrok dwóch osobników i właśnie dlatego nie chciałam się rozbierać, przypomniało mi się. Wiedziałam bowiem, co było obiektem ich zainteresowania.
- Wow, niezłe tatuaże. W końcu dziewczyna, która się nie boi i lubi duże dziary.- Shannon posłał mi uśmiech i zbliżył się by dokładnie obejrzeć moje tatuaże.- No, no, robi wrażenie. Ten jest po prostu genialny, a ten…- pokazał na drugi bok-… normalnie wow.
Miałam dwie duże dziary bo obu bokach. Ten po prawej, od kiedy go tylko ujrzałam zakochałam się. Był oryginalny i odważny (tatuaż, klik). Ten z lewej przypominał mi o wolności by zawsze o nią walczyć (tatuaż, klik) i kochałam go równie mocno.
- Dzięki, większości ludzi raczej się nie podoba.
Jared cały czas się nam bacznie przyglądał jednak jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. 
- Pieprzyć większość. Zapamiętaj.- przybliżył się i przeczytał napis na moim żebrze, tuż pod lewą piersią.- Żyj marzeniami, nie dla marzeń. By miały sens, powinny mieć jakieś znaczenie, tak przynajmniej uważam.
- Ten napis zrobiłam sobie zaraz po 18-nastce razem z moja przyjaciółką, to nasze motto. Ma nam przypominać by walczyć  o to w, co się wierzy.
Nagle odezwał się Shannon, który już skończył oglądać moje tatuaże.
- Hej brzmisz jak Jared. Co wy macie z tymi marzeniami. Pff…
Oboje się zaśmialiśmy a on kontynuował:
- A reszta? Co oznaczają?
-Te ptaki oznaczają wolność, którą sobie bardzo cenię. Ten dziwaczny po prawej, odwagę i oryginalność. Napisy na palcach po części określają mnie samą, a napis na nadgarstku jest na pamiątkę pewnego człowieka.
- A tatuaż ściągnięty ode mnie?- Jared przybrał minę zazdrosnego dziecka.
Zaśmiałam się.
- Chciałbyś wiedzieć. Nie powiem ci.- wystawiłam mu język na, co on udał obrażonego.
- Jest Fred! No to się zabawimy.- Shannon wykrzyczał mi to wprost do ucha, nie przejmując się tym totalnie.
Momentalnie podnieśliśmy się z piasku by przywitać się z nowo przybyłym. Zaczęłam zastanawiać się co oni knują i podczas gdy Shannon witał się z tym całym Fredem, zapytałam Jareda.
- To wasz znajomy?
- W sumie mój. Sama zobaczysz… Hej Fred, gdzie masz sprzęt?
Chłopak podszedł do młodszego Leto i przywitał się z nim. Miał na oko 30 lat, blond kręcone loczki i gdyby nie wzrost, wyglądał by jak aniołek.
- Cześć Jared. Mam, są w aucie musimy je przynieść. Cześć.
- Cześć- odpowiedziałam mężczyźnie i podałam mu dłoń na powitanie.
- Jasne…- Jared zwrócił się do mnie i posłał mi swoje nic nie mówiące spojrzenie.- Poczekaj tu, zaraz wrócimy.
Pokiwałam twierdząco głową po czym znów opadłam na piasek, czekając w spokoju na rozwój wydarzeń. Po niespełna 5 minutach zobaczyłam ich z powrotem na horyzoncie jednak to, co nieśli ze sobą wcale nie budziło mojego optymizmu. O nie, tylko nie to. Nie chcę powtórki z rozrywki, pomyślałam bowiem Jared, Shannon i Fred kroczyli w moją stronę wraz z deskami do surfowania. Otóż będąc na studiach razem ze znajomymi często wybieraliśmy się na plażę w Marsylii gdzie oni surfowali jednak ja nigdy tej sztuki nie opanowałam. Nie, to nie tak, że nie chciałam się nauczyć bo chciałam, ale fakt, że dwa razy o mało, co się nie utopiłam i złamałam rękę w dwóch miejscach, wcale nie pomagał. W końcu stwierdziłam, że dla własnego dobra przestanę próbować.
A teraz znów to samo? Widząc uradowane miny chłopaków nie miałam odwagi psuć im humoru w końcu, co mi tam szkodzi, najwyżej to oni się będę martwić J. Widząc, że się zbliżają uśmiechnęłam się do nich.
- A teraz czas na główną atrakcję dnia. Ta jest twoja.- Jared uradowany podał mi deskę na której miałam pływać.
- To naprawdę miłe, ale ja nie potrafię się tym posługiwać.
- Dlatego właśnie ja tu jestem.- odpowiedział mi Fred.- Uwierz mi, skoro nauczyłem surfować samego Jareda Leto, to nauczę również ciebie. Znam się na opornym materiale.- pościł mi oczko po czym poklepał Jareda po przyjacielsku w ramię.
Wszyscy się zaśmialiśmy, a ja już lubiłam tego gościa.
- Zdaję się zatem na ciebie bo im…- tu spojrzałam na Shannona, który oglądał swoją deskę z miną przerażonego ale uradowanego nowicjusza.-… nie ufam.
- Ej, tego się nie zapomina, tak? Jeszcze ci pokażę dziewczynko.
Shannon… cały on, cali oni.

***

Jaki z niej był uparciuch i maruda. Na plażę-nie, pływać-nie, surfować-nie i w ogóle nie. Dobrze, że z Shannonem użyliśmy siły i wrzuciliśmy ją do tej wody bo spodobało się jej i potem już bawiła się z nami. Najbardziej zaskoczyła mnie gdy powiedziała, że zamierza skakać w sukience i niech ktoś powie, że kobiety nie są dziwne. No ale z drugiej strony wrzuciliśmy ją tak jak stała… i jeszcze nas wyrolowała! Przez moment uwierzyłem, że jest w tej ciąży i przestraszyłem się że coś jej zrobimy. Mała kłamczucha.
Do tego te jej tatuaże… kompletnie mnie zaskoczyła. Sam je uwielbiałem więc ją rozumiałem. Podobał mi się jej gust. Chociaż sądząc po jej kolorowych włosach, mogłem się tego spodziewać. Weird, to jedyne co przychodziło mi na myśl. Przypominała mi siebie, była zakręcona, robiła to na, co miała ochotę, przynajmniej takie miałem wrażenie. Rozgryźć ją, taki miałem plan.
Pomysł z Fredem okazał się strzałem w dziesiątkę, ponieważ chłopak okazał się mieć o wiele więcej cierpliwości do Veroniki niż my z Shannonem razem wzięci.
- Nie, Boże nie! Prawa do przodu, lewa z tyłu i robisz to tak, spójrz to proste! I nie bój się!
Choć nie denerwuję się szybko, to tłumaczenie paru ruchów przez pół godziny robi swoje.
- Dobra! Już nie krzycz… Fred, trzymam się ale…. aaaaa lecę!
W tym momencie fala podmyła deskę a Veronica tracąc równowagę poleciała prosto na mnie, tak że oboje wpadliśmy do wody. Przy okazji dostałem z łokcia centralnie w oko, limo jak nic, fuck!.
- Chryste Panie, widzisz a nie grzmisz…- po wypłynięciu na powierzchnię złapałem się teatralnie za głowę.- Straciłbym oko.- złapałem się za pulsującą twarz.
- Boże… Jared przepraszam cię najmocniej, ja nie chciałam.
- Licho cię tam wie.- zażartowałem, wdrapując się na deskę, ale nie było jej do śmiechu.
Usłyszałem śmiech brata, który wylegiwał się na swojej desce:
- Brawo młoda, piękny cios. Ej, Jared kiedy ja cię ostatni raz widziałem z limem? Poczekaj to będzie… z dziesięć lat temu jak…
Kochany braciszek i jego wsparcie, ale te szczegóły mógł sobie darować.
-Shannon!
- Już się zamykam, chcę jeszcze pożyć- Shannon podniósł ręce w geście pokoju, cały czas się chichrając.
- Przepraszam jeszcze raz, tak zawsze wychodzi, dlatego nie chciałam ale..- Niko znów zaczęłam mnie przepraszać.
Przerwałem jej:
- Cicho! Jak nie chcesz mnie bardziej zdenerwować to marsz na deskę do Freda i     masz     to     załapać,    zrozumiano?- próbowałem być surowy ale nie wyszło i na koniec z trudem opanowałem śmiech.
- Dobrze tato…- pokiwała wesoło głową i popłynęła na swoją deskę.
Nazwała mnie tatą? Była okropna. To, że byłem zaledwie trochę starszy nie było wystarczającym powodem.
-Jaki tato, wypraszam sobie!- zawołałem głosem oburzonego, a w odpowiedzi usłyszałem gromki śmiech.
 W sumie pływaliśmy a w końcu nawet surfowaliśmy w czwórkę przez ponad dobrą godzinę ponieważ pod wieczór przyszły wymarzone fale. Kiedy w końcu wyszliśmy, słońce już zaszło a na plaży zaczęło się lekko zagęszczać. Ludzie spacerowali z psami brzegiem morza, a miejscowe dzieciaki zebrały się prawdopodobnie na imprezę. Nie wróżyło to niczego dobrego więc by nie zostać rozpoznanym szybko zapakowaliśmy deski, Veronica pozbierała nasze rzeczy, rzucając nam w pośpiechu nasze ubrania i się ulotniliśmy. Kiedy odjeżdżaliśmy z plaży już całkiem się ściemniło, a nam dopisywał dobry humor. Tym razem to ja kierowałem a Shannon rozłożył się, zajmując prawie cały tył więc Niko nie miała wyjścia, musiała dotrzymać mi towarzystwa z przodu. Zaczęliśmy spierać się czy to dobrze uczyć dzieci pływać wrzucając je do wody kiedy przerwał nam Shannon:
- Przypomniało mi się coś.
Spojrzeliśmy na niego wymownie, ja w lusterko, Veronica odwracając się ale miał zamknięte oczy więc nas nie widział.
- Co?- zapytałem
- Trzeba zrobić zakupy. Nie ma nic na śniadanie, nie mówiąc o reszcie. N I C.
- Kurde, teraz mi to mówisz. Przecież jest twoja kolej, nie wywiniesz się.
- Zrobię. Bardzo duże. Jutro.- wciąż miał zamknięte oczy.
- Ale Shannon nie chodzi o..
- Odpuść mu już. Może zatrzymamy się w jakimś lokalnym sklepie? Kupimy coś na rano a Shannon jak obiecał, zrobi potem większe zakupy. Ja mogę wyjść to żaden problem.- teraz odezwała się Veronica, broniła tego lenia.
Akurat zauważyłem jakiś spożywczy więc odruchowo skręciłem. Byliśmy na przedmieściu więc raczej będzie bezpiecznie, pomyślałem zatrzymując auto. Veronica zaczęła odpinać pasy a  ten leń nawet się nie podniósł.
- Idę z tobą.- rzuciłem wychodząc z auta.
Weszliśmy do sklepu, nie było prawie wcale ludzi więc skierowaliśmy się od razu po potrzebne rzeczy. Po chwili mignęło mi moje odbicie, odruchowo wróciłem się do szyby. Moje oko zaczynało już sinieć. Holy shit! Przez Shannona całkowicie o tym zapomniałem. Skierowałem się w stronę Niko.
- Dlaczego mi nie przypomniałaś o okularach.
- Słucham?- wyrwałem ją z zamyślenia nad pieczywem.- Ach to… myślałam, że wiesz. Nie wygląda tak źle, nie przesadzaj. Trzymaj to- podała mi koszyk a sama poszła na inny dział. Ruszyłem za nią.
- Nie idę do kasy, poczekam przy wyjściu.
- Przestań się cackać Leto. Przepraszam za ton ale mnie denerwujesz, a teraz ruszaj bo mamy wszystko. Nie łudziłeś się chyba, że ominie cię płacenie.
Uśmiechnąłem się do niej.
- Nawet mi to nie przeszło przez myśl.
Jak się okazało przy kasie, najlepsze było dopiero przed nami. Kiedy podeszliśmy do kasy ekspedientka będąca blondynką o zamiłowaniu do różu (z koszulką mówiącą: Help me, I’m blond) od razu wbiła w nas, a raczej we mnie swój rozradowany wzrok. Zaczęła się śmiać próbując się powstrzymać ale słabo jej to wychodziło. Wyczułem, że kpi ze mnie. Veronica próbowała zrozumieć co ją tak bardzo śmieszy, posyłając jej sztuczny uśmiech.
- 38,50.- powiedziała kobieta.
Veronica odruchowo spojrzała na mnie, a jej mina od zdezorientowanej przeszła w tą samą jaką miał kobieta za ladą dodatkowo krztusząc się własnym śmiechem. Podążyłem za jej wzrokiem i zatrzymałem się na własnym torsie. Dopiero teraz zauważyłem, że miałem na sobie koszulkę Shannona, głoszącą: Perfect drummer? It’s me!, która w połączeniu z moją nikłą budową ciała, szczupłą sylwetką, zaniedbanymi mięśniami, długimi włosami i podbitym okiem musiała wyglądać na mnie żałośnie. Śmiały się obie. Fuck!. Wyciągnąłem należyta sumę i położyłem na ladzie, zabierając zakupy i ciągnąć Niko do wyjścia.
- Na przyszłość, patrz co masz na koszulce.- rzekła na odchodne ekspedientka na, co pokiwałem z udawanym rozbawieniem.
- Ty też, głupoty się nie oznajmia.
Powiedziałem to z wielką satysfakcją, a Veronica znów zaczęła się śmiać. Kiedy byliśmy przy aucie rzekłem do niej:
- Mam ochotę cie udusić straszna kobieto.
Zaśmiała się.
- To nie moja wina, że oboje macie białe koszulki. Śpieszyliśmy się, a tam było już ciemno więc trzeba było patrzeć, co zakładasz.
Wrzuciłem zakupy do bagażnika, następnie otworzyłem drzwi od strony Shannona.
- Gdybyś nie podbija mi oka pewnie bym się na tym skupił. Shannon, rozbieraj się.- musiałem nim potrząść bo najwyraźniej zdążył przysnąć.
- Ej co jest? Jak masz chcicę to nie do mnie…
- Kretynie, spójrz co masz na sobie.
Dopiero to na niego podziałało, podniósł się do pozycji siedzącej i dokładnie obejrzał.
- Ej to nie jest mój T-shirt, dlaczego TY masz MÓJ T-shirt na sobie?
Nie miałem ochoty mu tego tłumaczyć, zdjąłem z siebie jego koszulę i rzuciłem mu ją, on w odpowiedzi zrobił to samo. Zatrzasnąłem drzwi i ruszyliśmy. Shannon zaś przez całą drogę zastanawiał się jak mógł ubrać moją koszulkę.
Kiedy dotarliśmy do domu było już grubo po 22. Shannon od progu oznajmił nam, że idzie spać bo zasypia na stojąco. Stojąc na schodach jeszcze krzyknął do Niko:
- Acha i zapamiętaj pierwszy sen w nowym miejscu!
Ja udałem się do kuchni by rozpakować zakupy a dziewczyna mi towarzyszyła.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień, za to, że poświęciłeś swój czas. Było naprawdę niesamowicie. I wybacz mi zachowanie w sklepie ale nie byłam w stanie się powstrzymać jak zobaczyłam cię w koszulce Shannona wiesz to było takie zabawne…
- Dobra nie pogrążaj się- posłałem jej uśmiech i podałem rzeczy, które ona pakowała do lodówki.- Masz jeszcze siłę? Chcesz zobaczyć dom?
- W sumie to i tak nie teraz nie zasnę więc… ok.
Skończyliśmy wypakowywanie i ruszyliśmy na nocne zwiedzanie mojej małej willi, a może raczej jak to powiedziała Veronica, „chatki”.
- Tu jest mój gabinet, biblioteczka? W każdym razie coś w tym stylu. Nie spędzam tu wiele czasu. Jakby ci się bardzo nudziło mogę pożyczyć ci jakąś książkę…
Veronica podeszła do regału i przejechała wzrokiem po tytułach.
- Stephen King, lubię jego książki. Tołstoj. Kesey, klasyka. Uwielbiam to.- wyciągnęła „Lot nad kukułczym gniazdem” po czym odłożyła z powrotem.- Potęga podświadomości. Parapsychologia. Kamasutra, w końcu coś ciekawego ale już czytałam. Zarządzanie zasobami ludzkimi…
- Eeeej…!- dopiero teraz dotarło do mnie co mówiła.
- Żartowałam, ale masz lęki.- posłałam mi uśmiech.- Nie wierzę. TY to czytasz?- totalnie mnie zignorowała ponieważ jej uwagę przyciągnęłam kolekcja japońskich komiksów.
- No, co. Manga. Pamiątka z Japonii, spodobało mi się.
- Wiem, co to bo czytałam ale nie jestem fanką. Wolę Batmana.
- Pff… Batman, jest oklepany.- droczyłem się z nią.
- Jest genialny, nie znasz się Leto.
W następnej kolejności pokazałem jej resztę zakamarków na dole, pokoje podlegające mojemu „laboratorium”, studio nagrań i moją pracownie, w której malowałem od czasu do czasu.
- Rzeczywiście malujesz?- zapytała kiedy wychodziliśmy z pokoju.
-Tak, ale ostatnio coraz rzadziej. Nie mam zbytnio czasu, za dużo się dzieje wokół mnie.
Uśmiechnęłam się z politowaniem i dodała:
- Ale jak już znajdziesz czas to zamawiam coś u ciebie.
Uśmiechnąłem się podstępnie ale ona to wyłapała:
- Sztuka sztuką, tylko żebym mogła powiesić to bez wstydu na ścianie.
-  A miałem już taką piękną wizję orgii…
Szturchnęła mnie w bok i znów się zaśmialiśmy.
- I tylko nie kasuj się jak jakiś Picasso, Leto.
- Przyjmuję zapłaty również w naturze.
Zaśmiałem się a ona uderzyła mnie mocniej w ramię i się speszyła.
- Idiota. Stary a taki…
- Ej, wypraszam sobie.- może jednak Shannon miał rację, byłem wyczulony na swój wiek?-  Myślałem o jakimś śniadaniu czy sprzątaniu… a ty o czym???
Zarumieniła się. Jak ja lubiłem je (kobiety) irytować i peszyć.
- Zrobili by ze mnie jeszcze jakiegoś pedofila czy coś.- udałem oburzonego ale nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać.
- Prędzej czy coś. Dobranoc Jared.
To były jej ostanie słowa po czym zniknęła za drzwiami swojej sypialni bo staliśmy na korytarzu. Odwróciłem się uradowany na pięcie i również zniknąłem w swoim wszechświecie…

***

 Boże, dzięki ci, że doczekałam końca tego dnia, pomyślałam przekraczając próg swojej sypialni i rzucając się na ogromne łóżko. Dopiero teraz poczułam jak bardzo byłam zmęczona bo póki dobrze się bawiłam, nie myślałam o tym.
 Zaczęłam się powoli rozbierać, ponieważ temperatura w pokoju była dość wysoka. Pomimo ogromnego lenia, podniosłam się z pościeli i otworzyłam wszystkie okna. Widok jaki nagle ujrzałam, stojąc na balkonie oczarował mnie. Na moment zastygłam. Moim oczą ukazała się niezwykle świetlista mozaika, utworzona ze świateł Miasta Aniołów. Z racji, że dom znajdował się na wzgórzu, na moim horyzoncie ujrzałam to wspaniałe miasto z oddali. Efekt wizualny był tym lepszy, że z każdym kilometrem w głąb, gąszcz tych małych świetlików narastał, sprawiając wrażenie niezwykłego rozszczepienia świetlnego.
Nowe miasto, praca, znajomi a ja właśnie  rozpoczęłam nowy rozdział w życiu.
Pomyślałam i usiadłam powoli na poręczy balkonu. Zawsze tak robiłam, od dziecka czego rodzice nie pochwalali. W sumie nie dziwię się jak ktoś siada na poręczy np. na ósmym piętrze, no ale cóż…

I co z tego? Skończy się jak w Paryżu. Uciekniesz.
Odezwało się właśnie moje drugie ego.

Nie uciekłam! Paryski rozdział dobiegł końca, pogódź się z tym. Potrzebuję zmian.

Właśnie więc pamiętaj nie zadomawiaj się.

A może właśnie tu jest moje miejsce, co? Skąd możesz to wiedzieć?

L.A to miasto nadętych karierowiczów rozbijających się kabrioletami i niespełnionych gwiazdek jednego sezonu. Sama tak mówiłaś.

Damn! Nie będę zmanierowana. Zamierzam ciężko pracować to swój sukces i nic nie pokrzyżuje mi planów.

Jesteś pewna? Spójrz tylko na siebie.

Rzadko przepraszam i prawie nigdy nie żałuję. Powiesz zbyt pewna siebie. Nie, to ty jesteś zbyt nieśmiały. Zbyt agresywna? Nie, po prostu zbyt ambitna. Egoistka, pieprzona masochistka, egocentryczka, uparta, zbyt dumna. Tak, to ja. Kocham siebie i swoją wolność, przeraża mnie nijakość, nie cierpię pozorów, nie dbam o to, co o mnie mówisz bo zbyt dobrze znam samą siebie. Sory, ale ja sobie nie dam rady?

Wszystko pięknie, jesteś dziś szczera jak nigdy kochana ale zapomniałaś powiedzieć, że boisz się tego, co nieuniknione…

Skończ, nie chcę tego słuchać!

… miłości. Przeraża cię ta ingerencja w twoje życie, dlatego wszystko jak dotąd schrzaniłaś!

Spieprzaj!

Podniosłam się gwałtownie z leżaka, za dużo myślałam i teraz musiałam się odprężyć.  Zaczęłam rozpakowywać moje torby, jedna po drugiej, nie mogąc sobie przypomnieć gdzie u licha wcisnęła tą butelkę. Po kilku minutach w końcu znalazłam ukochaną, białą ciecz. Malibu, zaraz po skrętach mój drugi mały nałóg…
Złapałam butelkę pod pachę i ruszyłam do łazienki….
Nie jestem w stanie uciec od przeszłości...


 ***

Wow, w końcu opisałam to, co chciałam! :D a pomysł z limem powstał pod wpływem emocji... A teraz już tylko Jarocin ;) wyjeżdżam w czwartek, wracam  w poniedziałek więc następna notka pojawi się prawdopodobnie przed następnym weekendem, jak sobie odeśpię :P Ale może dostanę niespodziewanego olśnienia na koncercie? :D kto wie. Życzę wam równie udanych wakacji jak moje i życia mniej pochrzanionego niż moje w tej chwili!!!
Florence, Florence... :)
P.S. Tatuaże, które tu opisałam zamierzam sama sobie zrobić :) jak dobrze pójdzie to pierwszy pod koniec sierpnia!
P.P.S.4 103 słowa, a w sumie od początku 26 481 słów! co daje 65 stron :)
P.P.S. Rozdział zadedykowany miłośniczką MALIBU!!! <3 Mniam.... <3

Jarocin!!!
Provehito in altum!!!


* Fragment piosenki Florence+The Machine, Shake it out

6 komentarzy:

  1. jezu Werka błagam przemysl to z tymi tatuazami :(

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział super :)
    podoba mi się na końcu na rozmowa Veroniki z jej sumieniem, fajne to jest :D
    Żaneta

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest, tak długo czekałam na tą nową notkę. I się doczekałam! Jest świetna, a wspomnienie o tatuażach? Świetny pomysł! Teraz widzę, że 'Jared' musi zacząć rozszyfrowywać Nico. ;D
    Czekam na dalszy wpis..
    Provehito in altum ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak często gęba mi się uśmiecha kiedy widzę te fotki, które wklejasz w trakcie rozdziału, to jest GENIALNY pomysł i gratuluję kreatywności, chyba nikt wcześniej na to nie wpadł. Zajebiście mi się to podoba :) No i znooowu tak fantastycznie długi, czytało się świetnie bo dużo się w nim działo, akcja za akcją. Nie mam żadnych 'ale', żadnej krytyki nie będzie.
    Dzięki za kolejny rozdział, życzę weny do pisania kolejnych i pozdrawiam, pozdrawiam, pozdrawiam.

    P.S. Sama mam tatuaż na lewym ramieniu, kwiatka a nad nim latającego motyla, teraz chcę wkomponować w niego Triadę i dołożyć jeszcze coś :) Podoba mi się ten z ptakami, zajebisty jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo lubię oglądać zdjęcia i dlatego miałam taki zamysł od początku :)ostatnio tzn. dziś przyszedł mi kolejny pomysł na watek, mam nadzieje, że szybko go wprowadzę:) ale gorzej z czasem. Och tatuaże, są świetne. Twój wydaje się być ciekawy, może kiedyś dodasz jakąś fotkę:)

      Usuń
  5. Rozdział świetny jak każdy ;)
    Tatuaże bardzo mi się podobają, takie nie spotykane ;d

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.