Alanis Morissette, Guardian
***
- Kurwa, zgaś to światło albo chociaż
nie świeć mi centralnie w twarz!- zdenerwowałam się i krzyknęłam na przybysza,
a gdy strumień światła osłabł zobaczyłam go.- Sssshannon?
Szybko się podniosłam do pozycji
siedzącej, przytrzymując jedną ręką stanik a druga przecierając twarz. Braxton
zrobił to samo, zakładając szybko swoją
koszulkę.
- Shannon, Shannon. Widzę że przerwałem
wam… ale zaraz przyjdzie tu wkurzony Jared.
- Że, co proszę?- zapytałam z
niedowierzaniem, poprawiając się.
- Miałaś zaraz wrócić… Oczywiście ja
mówiłem, że się pewnie świetnie bawisz, przy okazji miałem rację..- uśmiechnął
się szeroko do nas po czym mówił dalej- … ale Jared zaczął się martwić bo
inaczej nie byłby sobą.
- Powinniśmy się bać?- zażartował Braxt.
- Weźcie przestańcie, jesteśmy dorośli a
ja mówiłam gdzie wychodzę. Dlaczego mam mu się tłumaczyć?! Po, co się martwił?-
odpowiedziałam już lekko podenerwowana.
- Może dlatego, że jesteś pijana, nie
zabrałaś telefonu, wyszłaś z chłopakiem którego dopiero poznałaś, też pijanym,
nie znasz okolicy, która z resztą w nocy nie jest tak spokojna i miałaś „za
chwilę” wrócić a minęły już ponad dwie godziny. Ach i z tego co widzę
pływaliście, a przecież piliście. Chciałaś się utopić? Zero rozsądku. Poza tym
jesteś z nami więc to logiczne, że się martwimy.
- Dobra Jared, daj już spokój,
zrozumiała.- Shannon zwrócił się do brata, który pojawił się zupełnie nie
spodziewanie i patrzył na mnie oskarżycielskim wzrokiem.
Poczułam się jak byłabym znów dzieckiem
i dostała reprymendę.
- Właśnie, że nie.- Jared był naprawdę
zdenerwowany, a ja zaczęłam czuć się winna i złościć na niego na
przemian.- Jesteś dorosła ale nie
zachowujesz się tak. Na zaufanie długo się pracuje, jak mamy ci w takim razie
zaufać? A może Shannon rzeczywiście ma rację? Po, co ja się martwię, przecież
wiesz w, co się pakujesz. Shann, wracamy.
Jared zdążył wypowiedzieć te słowa po
czym odwrócił się na pięcie i zaczął zmierzać w stronę z której się wyłonił.
Poczułam jak moja złość narasta. Wstałam.
- Tylko na tyle cię stać! Zepsuć
wszystko i pouczyć bo przecież tobie wolno wszystko? Nie! Ja zawsze sobie radzę
sama…
- Hej spokojnie…- Braxton próbował
powstrzymać mnie przed awanturą z Leto ale ja nie dawałam za wygraną. A może
raczej alkohol nie dawał.
- Zastaw mnie Braxt… Nie potrzebuję
twojej troski Leto! Zrobię, co będę chciała, nawet sobie popływam…
W tym momencie mężczyzna gwałtownie się
odwrócił i znów zaczął zmierzać w moją stronę. Był zły.
- Wiesz, co? Nie dam ci tego cholernego
spokoju, w moim otoczeniu nikomu nic się nie stanie, zapamiętaj to sobie.
Braxton… nie dasz rady jej wziąć… Shannon pomóż mi, zabieramy ich.
- Mówiłem że się doigrałaś- Shannon
podszedł do mnie i chwycił w pasie.
- Co ty robisz? Zostaw mnie Shann!
Niestety mój protest nic nie dał bo
starszy Leto bez problemu przerzucił mnie sobie przez ramię i ruszył. Widziałam
jak z tyłu szli Jared i Braxton, rozmawiając ze sobą jak gdyby nic. I znów wyszłam na tą najgorszą, pomyślałam.
- Shannon?- zapytałam.
- Tak, mała.
- Czuję się fatalnie, napijemy się u
Tomo? To przez Jareda, czy zawsze musi się tak czepiać…
- A nie masz już dość, co? Będziesz żyć
rano?
- Ja? Oczywiście, nie znasz Polaków… a
zresztą to piękny kraj, powinieneś kiedyś tam przyjechać. Przyjedziesz?
- Tak byłem już, może jeszcze kiedyś
odwiedzę. Ale wiesz, że jak Jared nas przyłapie…
- Zostaw to mi Shanny, ja mu już powiem,
powiem mu …zobaczysz.- język zaczynał mi się powoli plątać, Shannon to zauważył
bo przez resztę drogi tylko mi przytakiwał.
Kiedy dotarliśmy przed dom Tomo i Vicky
w świetle zobaczyłam twarz Jareda. Spojrzał na mnie jedynie przelotnie, ale
jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Jedynie oczy zdradzały jego złość która powoli przeradzała się w coś na miarę
pogardy. Poczułam się winna, o to mu chodziło, odruchowo przytuliłam się do
Shannona….
***
Impreza przebiegała świetnie aż do
momentu kiedy się zorientowałem, że Veronica zniknęła. Jak powiedziała mi
Vicky, wyszła razem z Braxtonem na spacer. To mnie jeszcze uspokoiło.
- Vicky mówiła kiedy wróci?
- Tak, pewnie zaraz wrócą. Nie jest małą dziewczyną, nie martw się. Ach
i Tomo cię wołał, idź do nich lepiej.
Kiedy tak piłem i grałem z chłopakami
straciłem kompletnie poczucie czasu i na chwilę zapomniałem o dziewczynie. W
pewnym momencie usiadłem na kanapie by chwilę odpocząć i wtedy poczułem coś pod
sobą. Szybko wyciągnąłem tajemniczy przedmiot. Był to telefon Veroniki, musiał jej wypaść kiedy siedziała tu z
Braxtonem, pomyślałem. Mimowolnie nacisnąłem klawisz i od razu wyświetliła
się godzina. Dopiero w tej chwili poczułem lekkie zdenerwowanie. Rozejrzałem się po
salonie, w dali dostrzegłem jeszcze grających kolegów ale nikogo więcej. Udałem
się do kuchni gdzie spotkałem Vicky i Ivanę, które popijały drinki przy okazji
wesoło dyskutując.
- Co ja widzę i pijecie tak beze mnie?-
posłałem im uśmiech co one odwzajemniły.
- Oj tam możesz się przyłączyć,
oczywiście jeżeli chcesz słuchać o przygotowaniach do ślubu.- Ivana pokiwała ręką wskazując mi miejsce obok
siebie.
- Naprawdę? Zdecydowałaś się na ten
straszny krok, co Vicky.
- Ej Leto bo jak cię zdzielę!-
odpowiedziała mi żona Tomo, klepiąc mnie w ramię.
- Dobra! Żartowałem i gratuluję. Cudowna
wiadomość.
- No masz szczęście Leto.- powiedziała
Vicky.- To jak napijesz się?
- Może za chwilę… Nie wiesz czy wróciła
już Veronica?
- Nie widziałam jej.
- No dobra, rozejrzę się i przyjdę do
was potem.
Nie dałem po sobie poznać, że ta
wiadomość mnie przestraszyła, szybko wybiegłem. Postanowiłem zgarnąć ze sobą
Shannona, który jeszcze nie był tak wstawiony jak pozostali.
- Shannon jesteś mi potrzebny, rusz
tyłek. Za chwilę do was wrócimy.
- Eeeej Jared ale nie zabieraj nam go. –
odpowiedział mi Tomo.
- Dobra Tomislav, zobaczę o co mu chodzi
i wracam.- Shannon zwrócił się do Chorwata po czym posłusznie się podniósł.
- Czekamy.- odpowiedzieli chórem Robert,
Edward i pozostali znajomi Tomo.
Wyszliśmy przed dom i dopiero wtedy
powiedziałem bratu, co się stało. Zdecydowałem, że przejdziemy się na plażę i
ich poszukamy na, co mój brat stwierdził, że to nie ma sensu bo co prawda
martwił się ale z drugiej strony uważał, że dziewczyna jest z Braxtonem więc
wszystko jest ok.
- Nie Shannon, dopóki się nie upewnię to
się nie uspokoję, jeżeli nie chcesz to pójdę sam. Dzięki za pomoc bracie.-
rzuciłem z wyrzutem i ruszyłem. Nie musiałem czekać długo na jego reakcję.
- Fuck!
Jared, żebyś wiedział że pójdę ale żeby nie było, ostrzegałem. I wiesz co?
Jesteś wkurwiającym młodszym bratem.
Zaśmiałem się. Lubiłem go denerwować.
- I za to mnie kochasz!
Na chwilę poczułem ulgę i przytuliłem
brata ramieniem na, co on zrobił minę w stylu: Lol, a ja wybuchnąłem śmiechem.
***
Na szczęście nie musieliśmy ich długo
szukać ponieważ nie odeszli daleko. Kiedy zobaczyłem ich całych ale mokrych i
tylko w bieliźnie coś się we mnie najpierw uspokoiło a po chwili pękło. Miałem
ochotę wykrzyczeć jak bardzo są nieodpowiedzialni i dziecinni lecz kiedy emocje
opadły nie dałem im tego po sobie poznać.
Czułem, że Veronica mnie zawiodła mimo
to nie odpuściłem i razem z Shannonem zabraliśmy ich do domu. Znam Braxtona i
wiem, że to naprawdę dobry chłopak, który nie pozwoliłby aby jej się coś stało,
ale sam był wstawiony więc nie mogłem mu ufać, dlatego z jednej strony
cieszyłem się, że między nimi nie doszło do niczego, czego potem mogłaby
żałować Niko. Wiedziałem bowiem jak to jest z własnego doświadczenia.
Kiedy już dotarliśmy do domu okazało
się, że towarzystwo położyło się spać bowiem było już po trzeciej. Vicky
poczekała na nas i pokazała nam nasze pokoje.
- Z racji tego, że to nie jest willa
jest tak jak ostatnio. Shannon dzieli pokój z Edwardem i Braxtonem, Jared z
Robertem a ty kochana…- Vicky zwróciła się do Niko i posłała jej uśmiech.- … z
Emmą. To jest tutaj, a tam- wskazała drzwi na końcu korytarza.- … jest
łazienka. Tak więc dobranoc wszystkim, czujcie się jak u siebie bo wcześniej
niż przed południem gospodarzy nie zobaczycie.
- Dobrze, dobranoc Vicky- odpowiedziałem
kobiecie, po czym powiedziałem do chłopaków, lekceważąc Veronikę.- Racja,
idziemy się wyspać. Dobranoc.
Pożegnałem się i udałem do siebie.
Odchodząc widziałem minę dziewczyny, udawała dumną ale wiedziałem, że tak nie
było. Muszę być dla niej taki, surowy.
Kiedy wszedłem do pokoju Robert już spał
i pochrapywał miarowo. Udałem się więc do łazienki by choć trochę się odświeżyć
w myślach licząc, że mimo wszystko uda mi się zasnąć…
***
Kiedy tylko Jared zniknął mi z horyzontu
a potem Shannon, chciałam udać się do mojego pokoju by tam odczekać chwilę by
wcielić w życie nocny plan, który opracowaliśmy z Shanimalem. Przeszkodził mi
Braxton, który wciąż stał przy mnie.
- Wiesz to na plaży było zabawne i
miłe.- podszedł do mnie i objął w pasie, śmiejąc się do mnie.- Bracia Leto są
po prostu niemożliwi, z nimi nic złego ci się nie stanie. Ze mną z resztą też.
Pocałował mnie i zachwialiśmy się. Po
chwili oderwałam się od niego.
- Polubiłam cię ale musisz wiedzieć, że
to co się wydarzyło… że to… że nie chcę robić ci nadziei, rozumiesz? Ja jestem
złąąąąąą… dziewczynąąą…
- Złąąąąą mówisz. - Braxton zażartował
ze mnie i posłał mi swój uroczy uśmiech.- Wykorzystasz mnie i porzucisz?
- Noooo a tak cię lubię.
- Ja ciebie też.- przytulił mnie.- Ale
ja nie mam nic przeciwko.
Nagle drzwi po prawej otworzyły się i
wyszedł z nich Jared. Zmierzył nas swoim obojętnym wzrokiem i ruszył w kierunku
łazienki.
- Wiesz, co? Idę pić z Shannonem na dół
ale to jest tajemnica, żeby ten..- wskazałam na miejsce gdzie zniknął Jared.-..
nas nie widział. Możesz iść też ale ciiiiiiiii.
Zaśmialiśmy się oboje po czym dodałam:
- A teraz idziemy bo jeszcze nas zabije
tym swoim wzrokiem jak wyjdzie.
***
- Mam jedynie to jeżeli cię to zadowoli.
Shannon uśmiechnął się szyderczo po czym
uniósł do góry butelkę.
- Wódka! Miła odmiana po winie i tej
nalewce. Usiądźmy tam.- wskazałam miejsce na podłodze za sofą.
Po chwili w trójkę wygodnie się
usadowiliśmy, opierając się o kanapę plecami i podziwiając rozwidniające się
już niebo nad ogrodem. Co pewien czas
ktoś coś powiedział ale szczerze mówiąc nikomu nie chciało się rozmawiać. Po
prostu siedzieliśmy.
Nawet nie wiem kiedy butelka została
opróżniona a ja tańczyłam z Braxtonem w takt niesłyszalnej dla nikogo muzyki, a
Shannon co chwilę śmiał się z nas… a może raczej z naszych głupich ruchów.
- Lepiej dziadku pochwal się jak ty
tańczysz.- powiedziałam do perkusisty na, co on od razu zareagował.
- Tylko nie dziadku! Ja wam pokażę… jak
się tańczy.- wstając jeszcze się zatoczył. I po chwili tańczył już z nami. W
końcu zmęczeni opadliśmy na sofę.
***
Pierwsze, co poczułam o poranku to przyjemne choć łaskoczące lizanie po
twarzy. Byłam tak leniwa, że nie miałam siły by otworzyć oczy i sprawdzić, co
to lecz nie musiałam długo czekać by się przekonać, ponieważ usłyszałam
miauczenie. Kiedy w końcu podniosłam powieki ujrzałam ślicznego, szaroburego
kota, który teraz siedział przede mną i wpatrywał się we mnie tymi swoimi
hipnotyzującymi ślepiami. Wyciągnęłam dłoń by go pogłaskać i wtedy
zorientowałam się, co się stało.
Po pierwsze leżałam kompletnie naga na jakiejś podłodze w miejscu, które
przypominało strych. Obok mnie a dokładnie wtulony we mnie leżał Braxton tak
samo nagi jak ja. Uprawialiśmy seks,
czułam to. Nie mogłam wstać ani się obrócić ponieważ ograniczała mnie jego
ręka na moim brzuchu.
Podniosłam delikatnie głowę by się zorientować, co się stało bo niezbyt
pamiętałam ostatnie wydarzenia. Z dala ode mnie leżały moje ubrania a może
raczej bielizna i sukienka bo tylko w tym wróciłam z plaży. Pamiętałam jak tańczyliśmy a potem
usiadaliśmy tak… Shannon zasnął na kanapie a my z Braxtonem przyszliśmy tutaj
ale co dalej? Myśl… Nagle w kącie dojrzałam pustą butelkę po czymś, co
przypominało rum. Tak, zabraliśmy ten
alkohol z dołu ale to nie był dobry pomysł, oj nie... Pamiętam, że to piliśmy a
potem znów się całowaliśmy a dalej jest już tylko pustka i najwyżej przebłyski…
Położyłam się z powrotem na deski, ponieważ zrobiło mi się strasznie
niedobrze. Bardzo ładnie Niko ale przecież nie pierwszy raz masz zaćmienie, co?
Dam radę albo może najpierw zwymiotuję. Do tego wszystko zaczęło wirować.
Na dodatek miałam wrażenie, że dopiero przed chwilą zasnęłam a tak naprawdę nie
miałam pojęcia ile spałam, na pewno bardzo mało ponieważ słońce było jeszcze
dość nisko. Mój towarzysz ponownie zaczął mnie lizać. Po chwili zebrałam się w
sobie i zaczęłam się podnosić. Musiałam iść do łazienki, nie chciałam
zwymiotować na siebie a tym bardziej na Braxta. Zdjęłam jego ramię na, co on
poruszył się i przycisnął mnie jeszcze mocniej do siebie. Damn! Po prostu genialne posunięcie. Przechodzimy do planu B.
- Braxton. Ej obudź się. – delikatnie
poruszałam jego ciałem. Zero reakcji.- Braxton!
Podziałało, po chwili przetarł oczy,
zluźniając uścisk i spojrzał na mnie. Uśmiechał się.
- Cześć.- pocałował mnie w policzek.
Uśmiechnęłam się do niego. Był jeszcze nietrzeźwy z reszta tak jak ja.
- Musze iść do toalety i to szybko chyba
jednak za dużo mieszania…
Zaśmiał się.
- No tak śmiej się… poczekam aż ciebie
zacznie boleć głowa.- udałam obrażoną na, co on mnie przytulił. Siedzieliśmy
tak chwilę w ciszy, w końcu odezwałam się pierwsza.
- To, że się kochaliśmy to był czysty spontan. Głupio mi
dlatego, że będziemy w pewnym sensie współpracować i widywać się a nie chcę by
to zepsuło nasze relacje. Nie wiem jak to się wszystko potoczy dlatego niczego
nie oczekuj i… przepraszam.
Chłopak ku mojemu zdziwieniu przytaknął
na moje słowa jakby zgadzał się ze mną. Poczułam ulgę.
- Nie przepraszaj. Wiem, mówiłaś mi to,
jeszcze pamiętam.- uśmiechnął się do mnie.- Jesteś naprawdę wspaniałą
dziewczyną i to, co zaszło zostanie między nami. Acha i nadal będziemy
przyjaciółmi?
- Jasne. Dobra a teraz lecę do tej
toalety…
- A ja wrócę do pokoju bo tu się nie da
spać. Przepraszam jeśli wczoraj mówiłem inaczej.
Znów się zaśmiałam, podnosząc się i
miałam już wyjść gdy nagle przy drzwiach usłyszałam śmiech Braxtona.
- No tak może jednak najpierw się
ubiorę, w sumie ktoś mógł już wstać.
***
Kiedy zeszłam na dół zaczęłam
zastanawiać się w, którym pokoju miałam spać i gdzie są moje rzeczy. Po chwili
zdecydowałam się na pierwsze drzwi, które kojarzyłam i nacisnęłam klamkę. Bingo! Weszłam najciszej jak się dało by
nie obudzić Emmy i zabrałam swoje rzeczy. Następnie udałam się do
łazienki, cały dom jeszcze spał,
przynajmniej tak myślałam…
***
Aby móc wybrać się na wędrówkę po
tutejszych górach musiałem wstać dość wcześnie, ponieważ jedynie do
przedpołudnia temperatura pozwalała na to, co nie koniecznie mi się podobało. Z
trudem jednak wstałem i przygotowałem się do wyjścia.
Wychodząc z pokoju usłyszałem jak ktoś
wymiotuje w łazience. Przystanąłem na chwilę, drzwi były uchylone więc
zajrzałem do środka.
- Veronica, wszystko ok?- podszedłem do
dziewczyny i odgarnąłem jej z twarzy włosy, które wpadały do oczu.
- Nie do końca ale jest lepiej… Nie
powinieneś tu wchodzić, nie chcę żebyś oglądał mnie w tym stanie.
- Rozumiem i przepraszam. Poczekam na
dole. Zrobię ci kawę.
Veronica pokiwała głową a ja poszedłem
spełnić moją obietnicę. Po pięciu minutach spotkaliśmy się w kuchni.
- Idę się przejść jeśli chcesz możesz
iść ze mną. Uwierz, poczujesz się lepiej.
Upiła łyk kawy ale nie odpowiedział nic.
- Dlaczego to robisz? Źle cię wczoraj
potraktowałam.
- Życie jest zbyt krótkie by żywić urazy
i się dąsać, nie uważasz? Z resztą jesteś jeszcze zbyt młoda ale wierz mi.-
odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej.- Dlaczego Shannon śpi na kanapie?
Szedł do pokoju?
Dopiero teraz zauważyłem mojego brata.
- Ja nic nie wiem. – odpowiedziała Niko
uśmiechając się do siebie.- Lepiej już idźmy na ten spacer.
- Jak chcesz ale jesteś tego pewna?
- Tak… albo nie. Jared czy chciałeś mi
coś powiedzieć?
Widząc jej niepewność posłałem jej mój
podstępny uśmiech.
- Ubierz wygodne buty!
- Jared!
Wybiegłem z kuchni bo Veronica chciała
mnie złapać. Po chwili byłem już na dworze, zapowiadał się kolejny upalny dzień.
***
- Nawet nie wiesz jaką mam ochotę ci
przywalić ale masz szczęście bo nie jestem w formie. Ładny mi spacer,
wspinaczka!
- Ale…- zacząłem się śmiać, chciałem jej
wytłumaczyć ale nie dała mi.
- Ani słowa Leto!
Trasa jaką wybrałem choć prowadziła przez
rumowiska i pagórki wcale nie należała do takich prostych jak mogłoby się
wydawać. Dziewczyna miała kaca a tak mogła pozbyć się resztek alkoholu z krwi
wiedziałem, że wcześniej czy później mi za to jeszcze podziękuje.
Jak zwykle zabrałem ze sobą swój aparat
by popstrykać parę zdjęć i podzielić się potem nimi z Echelonem.
- Ty się chcesz koniecznie doigrać.- odpowiedziała dziewczyna
kiedy zrobiłem jej z zaskoczenia parę zdjęć.
- Ale pomyśl sobie, co smakuje bardziej
niż rewanż?
Zaśmialiśmy się oboje.
- Masz rację, od razu mi lepiej.
Kiedy tak wędrowaliśmy mieliśmy okazję
by porozmawiać o wielu rzeczach.
- Czytałem twojego bloga. Ciekawi mnie
jak wyszło z tą linią ubrań dla Chanel.
- Widzę, że ktoś mnie obserwuje. W sumie
to rzeczywiście moje projekty trafiły do Chanel i zostały wypuszczone ale
całkowicie anonimowo, mimo tego dla mnie to i tak szczyt marzeń.
- No tak, ale nie myślałaś o czymś
„samodzielnym”? Tamte projekty były świetne, nie dziwię się, że je wzięli.
- Kiedy je zaprojektowałam nawet o tym
nie myślałam. Miałam po prostu okazję by nauczyć się wykonywać takie szkice a
potem przyszedł pomysł. Strasznie lubię uczyć się nowych rzeczy.
- Wiem coś o tym, mam tak samo.
Wspaniałe uczucie.
- Właśnie! Ale, że moje projekty kogoś
zainteresują, tego się nie spodziewałam.
- I pomyśl ile wspaniałych rzeczy tkwi w
głębi ludzkiego umysłu i czeka na odkrycie. Ludzki mózg jest tak niesamowicie
intrygujący.
- Większość ludzi nie ma szczęścia by
zrealizować swoje pomysły…
- Racja, ale i tak najwięcej zależy od nas
samych i ciągłego dążenia do obranego celu. Skoro nam na czymś zależy nigdy nie
należy ustać.
- Ale z ciebie idealista!
- I się tego nie wstydzę… a wracając do
Chanel, nie dokończyłaś.
- Ach no tak więc jak studiowałam
poznałam dzięki przyjaciółce Jacqueline, która pracuje w głównej siedzibie
marki w Paryżu. Chodziłyśmy razem do klubów a z czasem wyszło, że ona jest
powiązana z modą a ja coś tam sobie projektuję więc poprosiła bym jej pokazała.
Okazało się, że moje prace spodobały jej się i pewnym czasie mówi mi: słuchaj
moi chcą na to zerknąć. W sumie byłam niechętna ale moja przyjaciółka mnie
namówiła i poszłam na tą rozmowę. Na odpowiedź musiałam czekać ponad dwa
tygodnie.
- No tak, formalności, zanim doszło do
głównego projektanta. Tyle się orientuję w tej branży.- posłałem jej uśmiech co
ona odwzajemniła.
- Widzisz a ja nie i przez te dwa
tygodnie się głowiłam co oni tyle robią. No ale suma summarum udało się i
zgodzili się wypuścić to pod swoją marką.
- Skoro im zależało mogłaś walczyć o
nazwisko.
- Nie spodziewałam się tego. Poza tym
zależało mi by trafiło to do ludzi a wykłócanie się z wielką korporacją raczej
by mi tego nie zapewniło.
- Na przyszłość będziesz już lepiej
obeznana i będziesz walczyć?
- Tak bardzo ci na tym zależy?- Veronica
zatrzymała się i spojrzała na mnie.
- Zależy mi na tym by wielkie korporacje
nie zgniatały indywidualnych artystów odbierając im zasłużony sukces. Sam byłem
w podobnej sytuacji z moją wytwórnią. Musieliśmy walczyć i wygraliśmy.
W tym momencie na twarzy dziewczyny pojawiło
się coś na miarę uznania.
- Wiem o waszej walce i podziwiam cię. Jeśli
kiedyś znajdę się w takiej sytuacji pomyślę o tobie i się nie poddam.
Zaśmiałem się.
- No zuch dziewczyna! Poczekaj aż
pomieszkasz z nami dłużej. Będziesz tak wspaniałym człowiekiem jak ja.
Teraz to ona się zaśmiała.
- Oficjalnie dobiłeś do szczytu próżności
Leto! I nawet nie licz, że ci odpuszczę tą wspinaczkę. Policzymy się.
Wytknąłem jej język a Veronica w ramach
rewanżu zrobiła to samo. Tak się złożyło, że miałem w dłoni aparat i szybko
zrobiłem jej zdjęcie.
- Nie! Masz je usunąć. Jared!
Zaczęła mnie gonić ale byłem szybszy.
- Zapomnij, będę miał się z czego
nabijać.
- Bozia dała ci nogi?- tym pytaniem zbiła
mnie z pantałyku, zatrzymaliśmy się oboje.
- Że, co proszę? No tak.- zacząłem się
śmiać bo wyglądała komicznie jak się denerwowała.
- To lepiej spierdalaj jeśli chcesz mieć
je nadal.
Powiedział to i znów zaczęliśmy się gonić.
- Ale ja mam twoją wodę!- krzyknąłem .
- I tak cię zabiję Jared!
***
Przepraszam, że kazałam wam tyle czekać na nową notkę ale chyba wystarczy jedno słowo WOODSTOCK <3 spędziłam tam prawie tydzień więc by opowiedzieć, co się działo potrzebowałabym chyba notki :D jednym słowem, zajebisty klimat!!! Ach i podróż pkp w obie strony, bezcenne! Nawet dokonałam w pociągu wymiany koszulek, co prawda wyszłam na tym lepiej bo ja ubiorę męską, ale on damską? :D Wspaniałe...
Następna notka soon :)
P.S. Z dedykacją dla Klaudii :D na otarcie powoodstockowych łez ;)
P.P.S Tak btw ostatnie zdjęcie sprawia, że zapominam oddychać...
Provehito in altum!
* "Będę cię chroniła dożywotnio jako twój stróż...Będę twoim aniołem na każde wezwanie, będę na żądanie..."- AlanisMorissette, Guardian.
wchodzę na bloga sprawdzić czy jest nowa notka *na co jakoś nie liczyłam, bez urazy* sprawdzam i miłe zaskoczenie :)
OdpowiedzUsuńNiko i Braxton dobre, podoba mi się to plus to jak Jared ignorował Veronikę.
Żaneta
Dzięki za dodanie naszego bloga do czytanych. Również pozwoliłyśmy sobie dodać Twojego :)
OdpowiedzUsuńLubię czasami poczytać takie opowiadania i obiecuję, że to nadrobię i przeczytam od początku
- alice
z bloga http://thirtysecondstomars-by-mary-and-alice.blogspot.com/)
Kolejna ekscytująca notka! Czekam na kolejną:D
OdpowiedzUsuńJestem, jestem! Wszystko gra i buczy jak to się mówi, może dzisiaj uda mi się napisać coś nowego ale to MOŻE. Jest kilka rzeczy do opowiadania... :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo pozytywny mimo małych zgrzytów, poświeciłam zębami do monitora w trakcie czytania :D masz rację, ostatnie zdjęcie ehh *__* ciężko mi uwierzyć, że oni teraz siedzą w The Lab i nagrywają
Oczywiście czekam na kolejną notkę z niecierpliwością!!!
Pozdrawiam.
cieszę się :D no i oczywiście czekam!!! ;)
Usuńja też jak sobie pomyślę o tworzeniu płyty to się cieszę jak nienormalna :D
Biedna Niko nie dość że ma kaca to jeszcze musi biegać ;d. Świetna akcja z Braxtonem i Niko ; )
OdpowiedzUsuń