edit: Doris
" Są ludzie, którzy żyją i umierają , nie napotykając tego najbliższego innego, który otworzyłby owe zamknięte drzwi na świat.
Są ludzie, którzy żyją i umierają niczym suche źdźbło, które pewnego dnia zapłonie i spali każdego, kto doń się zbliży.
Każdego bez wyjątku.
Są ludzie, którzy żyją i umierają, nie znając drogi swego ciała. "
***
Cieszyłem się, że ta impreza dobiegała końca. Poniekąd dobrze
rozumiałem Tomo, który nazywał je spędami. Nigdy też nie zamierzałem wyprawiać
takich urodzin. Nie chodziło o zabawę, lecz przede wszystkim o zaprezentowanie
się z jak najkorzystniejszej strony. Złapanie jak najlepszego kontraktu czy
upolowanie odpowiednio bogatego męża. Życie.
Kalkulacja. Wyrachowanie. Nuda. Przed wyjściem, zaczepiła mnie jeszcze
nasza jubilatka i poprosiła o rozmowę.
- Przemyślałeś moją propozycję? - rzuciła, nalewając whisky.
Znajdowaliśmy się w gabinecie jej ojca.
Usiadłem na skórzanej sofie i przyglądając się Lanie,
odpowiedziałem:
- Niekoniecznie rozumiem zamiar tego przedsięwzięcia. Jaka ma być
w tym moja rola?
Kobieta uśmiechnęła się i zbliżając się do mnie, podała szklankę.
- Zaskoczenie. Taki mam zamiar - odpowiedziała siadając obok mnie.
- Masz wspaniały głos, niesamowicie melodyjny, ale ty to świetnie
wiesz. Pomysł z wydaniem płyty z coverami pojawił się dawno. Razem z moim
producentem doszliśmy do wniosku, że ciekawie było by zaprosić kogoś do
współpracy. Kiedy poznałam w kwietniu Shannona, to on podsunął mi nieświadomie
ciebie na myśl. Najpierw odrzuciłam taką opcję, ale potem... Po rozmowie z
producentem i przesłuchaniu waszych płyt, stwierdziliśmy, że tego nam brakuje.
Że to byłby strzał w dziesiątkę. Mam parę utworów na oku.
Skończyła mówić i bawiąc
się zawartością swojej szklanki, czekała na odpowiedź.
- Strzał w dziesiątkę - jesteś tego taka pewna. Myślę, że to nie
jest pomysł na zrobienie medialnego boom. Tego właśnie oczekujesz, więc
powinnaś zaprosić gwiazdy pop a nie mnie. Z nimi łatwiej o skandal.
- Dlaczego tak szybko mnie oceniasz?! - rzuciła Lana spoglądając
na mnie. - Czy to, że ktoś jest aktualnie TOP, musi od razu tworzyć jedynie pop
i nakręcać skandale?!
- Nie, nie musi.
- Właśnie. Wybrałam sporo kawałków starego, dobrego rocka, które
ukształtowały mnie, jako nastolatkę. Cholernie mi zależy na tej współpracy,
więc z łaski swojej nie skreślaj wszystkiego z góry a będę ci wdzięczna - posłała
mi złośliwy uśmiech, po czym złapała mnie za dłoń. - Więc?
- Właśnie pracujemy nad nową płytą i nie wiem czy chcę w to
wchodzić. Teraz - odpowiedziałem niezdecydowanie.
O to mi chodziło, chciałem sprawdzić jak bardzo zależy jej na
mojej osobie. Zdawała sobie sprawę jak wielu ludzi popierało nas, jako zespół i
jaką popularność zbudowaliśmy przez lata. Sprawę oczywiście podkręcała moja
osoba postrzegana przez Hollywood, jako wieczny podrywacz lubiący zaskakiwać
oraz sama Lana, która od jakiegoś czasu dawała o sobie znać w różnych branżach.
Portale plotkarski kochały takie nowinki:
Współpraca a może i romans?
- Nic na tym nie stracisz, a możesz sporo ugrać - stwierdziła,
bawiąc się rękawem mojej koszuli. Spoglądając mi prosto w oczy i zbliżając się,
dzieliło nas zaledwie parę centymetrów, dodała:
- Kto próbuje nic nie ma. To nie boli.
- Wyślij mi setlistę. Zastanowię się - odpowiedziałem ignorując ją
i podnosząc się z sofy. - Aha, gratulację. Po dzisiejszym wieczorze masz
zapewnione pierwsze strony gazet. Szkoda jedynie, że Shannon nie będzie miał
spokoju. „Nowy chłopak Lany
del Rey” - ten tytuł zobowiązuje - posłałem jej oczko, po czym wyszedłem
z uśmiechem na twarzy.
Na korytarzu minąłem się z Shannonem, pędzącym wręcz na skrzydłach
miłości. Jak słodko, aż mnie
mdli, odezwało się coś we
mnie.
***
Miejsce, do którego miał mnie zabrać Jared było tajemnicą.
Wszystkie moje próby dowiedzenia się czegokolwiek, spełzły na niczym. W końcu
odpuściłam. Kiedy jechaliśmy autem w pewnym momencie Jared coś mi podał:
- Załóż to i o nic nie pytaj - stwierdził, po czym posłał mi intrygujący uśmiech.
- Żartujesz sobie? - zaśmiałam się, oglądając przepaskę na oczy. -
W sumie na twoim miejscu zrobiłabym podobnie. Wywieziesz mnie Bóg wie gdzie a
ja nawet nie będę potrafiła uciec - dodałam ironicznie.
- Szybko mnie rozgryzłaś - u słyszałam w odpowiedzi.- No już,
zakładaj.
Ubierając przepaskę, w duchu się zaśmiałam. Wiedziałam jedno,
byliśmy daleko od domu. Kiedy w końcu auto się zatrzymało, poczułam lekką ulgę.
Jared pomógł mi wysiąść i zaczął prowadzić. Choć nic nie widziałam, w jego
obecności czułam się bezpieczna. Promienie słońca padały mi na twarz, a chłodny
wiatr napierał. W dali słyszałam wesoły harmider. Dłonie Jareda szybko zdjęły
mi opaskę i w następnej chwili moim oczom ukazała się przystań portowa. Na
chwilę się zatraciłam w obrazie zatoki.
- I jak ci się podoba? - dopiero słowa mężczyzny wyrwały mnie z
otępienia.
- Co... - już chciałam zapytać, gdy nagle uświadomiłam sobie, o co
pytał. Przede mną stał biały jacht. Był taki jak mogłam się tego spodziewać:
smukły, luksusowy i zapewne bardzo drogi. Na burcie oprócz złotego zdobienia,
bez problemu mogłam odczytać nazwę:
Asgard.
Zaskoczył mnie. Nie znajdując odpowiedniego komentarza, jedynie
spojrzałam na wokalistę, który szeroko się uśmiechał:
- Zapraszam panią na pokład - dorzucił i podał mi dłoń. Bez
zastanowienia odpowiedziałam na gest.
Jared sterował piętnastostopową łodzią z łatwością, która
świadczyła o jego praktyce. Zaimponował mi. Usiadłam sobie na dziobie, żeby
popatrzeć jak jacht przecina taflę oceanu. Byłam chyba szczęśliwa.
Mimo silnego wiatru, dzień zapowiadał się na piękny. Siedząc tak i
spoglądając na Jareda, zaczęłam się zastanawiać czy to jest właśnie jego sposób
na ucieczkę od przytłaczającego go świata. Boże,
co ja gadam, przecież on nawet nie wie, co to znaczy, skarciłam się po
chwili.
Wokalista stojący przy sterze był ubrany w cienką bluzkę, przez
którą odznaczały się jego silne ramiona. Tą samą siłę mogłam dostrzec w jego
spojrzeniu. Jak by to było się
z nim kochać?, pomyślałam, uśmiechając się sama do
siebie.
Podciągając pod brodę nogi, bacznie mu się przyglądałam. Uwielbiam jego dłonie. Wiejący wiatr sprawiał, że czułam
jego dotyk. Pewnie jest
wymagającym i bardzo ekscytującym kochankiem... Matko, o czym ja myślę!, Pomyślałam
przypominając sobie jego intensywne pocałunki. Walcząc ze swoimi myślami,
mimowolnie się zaśmiałam, na co Jared posłał mi wielki uśmiech.
- O czym myślisz?
- Rozmyślam nad pewną kwestią. Asgard. Co to oznacza? - zapytałam
podchodząc do niego i wtulając się w jego plecy.
- W kulturze nordyckiej jest to nazwa jednej z Dziewięciu Krain,
zamieszkanej przez bogów, Asów i Wanów. Do Asgardu prowadzi tylko jedna droga,
Tęczowy Most Bifrost. - Widząc jak słucham z zainteresowaniem, Jared tylko
lekko się uśmiechnął i kontynuował:
- Schodząc z mostu wchodzi się na równinę Idawall, swoją drogę
jest przepiękna, a stamtąd już prosto do Asgardu i siedziby bogów, której
strzeże czterech krasnoludów. Inna z teorii głosi, że był to raj dla
wojowników.
- Wspaniale opowiadasz, wiesz? Mógłbyś czytać dzieciom bajki - stwierdziłam,
mierząc się z nim spojrzeniem.
- Chyba prędzej bym je pozabijał.
- Podoba mi się ta nazwa - dodałam.
- Mi też. Kiedyś zagłębiałem się w mitologię nordycką i ta nazwa
utknęła mi w pamięci. - Mężczyzna odsuną się od steru. - Głodna? - zapytał,
przesuwając dłonie po moim ciele, aż do ramion.
- Jak zawsze. Jestem ciekawa, co przygotowałeś.
- Za chwilę - odparł zadziornie, po czym dotknął mnie swoim
ustami.
Pocałunek był znów inny. Jego usta, choć tak samo śmiałe były
delikatniejsze i nie tak gwałtowne jak zazwyczaj. Słońce paliło nasze ciała,
wiatr chłodził pragnienia. W powietrzu unosił się przyjemny zapach soli
morskiej. Czując jak powoli się zatracam, delikatnie wysunęłam się z
jego objęć.
- Jared... - zaczęłam i głęboko odetchnęłam, aby na powrót się
opanować. - Jesteś z siebie bardzo zadowolony - stwierdziłam.
- A i owszem - odpowiedział przybierając figlarną minę i wymijając
mnie zabrał się za zwijaniem żagla. - I nie mam problemów z samooceną,
uprzedzając kolejne stwierdzenie.
W programie wycieczki było też zwiedzanie wyspy Santa Catalina,
którą mijaliśmy. Kiedy już opuściliśmy pokład poczułam lekką ulgę, mimo
wszystko nie lubiłam podróży statkiem, bo mój żołądek potrafił znosić ją
różnie. Spodobał mi się klimat tego miejsca. Port, do którego zawinęliśmy nie
był tym głównym, dlatego panowała tu przyjemna żeglarska atmosfera.
Na pomostach roiło się od miejscowy rybaków i żeglarzy, wesoło
rozmawiających. W dali, z pobliskich pubów, ledwie słyszalnie pobrzmiewały
rybackie szanty zmieszane z dźwiękami przystani. Na chwilę przymknęłam
oczy i głęboko odetchnęłam. Mogłabym
tu żyć, pomyślałam. Dopiero, kiedy opuściliśmy port i spacerowaliśmy po
pobliskiej plaży, mogłam podziać piękno wyspy.
Gdziekolwiek by się nie spojrzało, rozciągały się bujne, zielone
lasy. Im wyżej się patrzyło, tym bardziej zmieniał się krajobraz, na
górski. W sumie większą część wyspy zajmowały wzniesienia i góry. Przy
dzisiejszej, bezsłonecznej i chłodnej pogodzie, góry tonęły w gęstej mgle,
która powoli rozlewała się nad całą wyspą. W powietrzu unosił się zapach
bujnych roślin, przywodzący mi na myśl tropiki.
Brzeg, którym przechodziliśmy był kamienisty, pełen ogromnych
skał, które prawdopodobnie stoczyły się ze stoków. Postanowiłam zdjąć buty i
wspiąć się na te przy oceanie.
- Co ty robisz? - usłyszałam rozbawiony głos Jareda.
Łapiąc równowagę przeszłam przez kilka, po czym wybierając
najbardziej płaską, usiadłam na niej i zamoczyłam nogi.
- Nie stój tak, bo przez przypadek pomylę cię jeszcze z tą skałą -
odpowiedziałam, próbując go zachęcić.
Nie musiałam długo czekać, po chwili wokalista siedział obok. Z
zamyślenia wyrwał mnie głos Jareda.
- Woda jest przyjemna.
Chwilę zajęło mi zrozumienie o co chodzi Jaredowi, ale kiedy
dostrzegłam w jego spojrzeniu iskierki już wiedziałam.
- Nawet o tym nie myśl! - odpowiedziałam przyglądając się jego
twarzy i powiększającemu się na niej uśmiechowi. Odwracając się,
próbowałam się podnieść, ale Jared złapał mnie w pasie.
- Tylko nie wrzucaj mnie do tej wody! - wydarłam się, jednocześnie
śmiejąc się z Jaya, który wkręcał swoją głowę w moje plecy.
- Ciebie?- zapytał z udawanym zaskoczeniem i rozbawieniem. -
Dlaczego miałbym zrobić coś takiego?
- Zrobiłeś to wczoraj. Wepchnąłeś mnie do wanny pełnej wody! - rzuciłam,
szarpiąc się z nim.
Swoją drogą nigdy nie przypuszczałam, że ludzie w jego wieku
potrafią być gorsi niż dzieci. Wczoraj, gdy wróciliśmy z imprezy, nalałam sobie
do wanny wody i akurat wpadł na chwilę Jared, któremu coś się przypomniało, ale
nie mogło czekać do rana, bo przecież to „ważne”. Miał już iść do siebie, kiedy
zauważył wodę i... Właśnie. Przynajmniej mam nauczkę, by doceniać jego „zryty
móżdżek”.
- Naprawdę? - odpowiedział mi śmiejąc się, przez moment jeszcze
patrzyliśmy na siebie. - Nie znoszę się powtarzać! - stwierdził z miną
urażonego dziecka, po czym i puścił mnie, lecz nim się obejrzałam gwałtownie
mnie złapał i wrzucił do wody.
Wpadając do wody, myślałam tylko o jednym. Ja mu się odwdzięczę. Na
szczęście wzięłam głęboki oddech, więc spokojnie mogłam podpłynąć do pobliskiej
skały wystającej z wody i ukryłam się za nią. Po kilkunastu sekundach
usłyszałam już nie tak rozbawiony głos wokalisty.
- Veronica! Nie wygłupiaj się! Wychodź.
Z ukrycia obserwowałam jak Jared już lekko nerwowy wpatruje się w
taflę wody. Po cichu podpłynęłam z drugiej strony skały i wdrapując się na nią,
postanowiłam zajść go od tyłu. Kiedy byłam wystarczająco blisko, rozpędziłam
się i wpadając z całą siłą na plecy wokalisty, wepchałam nas oboje do wody. Od
ruchowo go puściłam i śmiejąc się czekała aż się wynurzy.
- Holy shit! Jak zimno!
Jego mina, bezcenna!
- Widzisz jak szybko zmieniłeś zdanie - dodałam totalnie ubawiona.
Jared w tym czasie podpłynął i łapiąc mnie wyciągnął z wody.
- Nastraszyłaś mnie ty wariatko. Mam ochotę przełożyć cię przez
kolano i...
- Tak wiem, że masz - wtrąciłam, wytykając mu język.
Po chwili grzaliśmy się już w okolicznym barze, a ja wciąż miałam z
niego ubaw.
***
Następnych
kilka godzin minęło szybciej niż mogłabym sobie to wyobrazić. Przez ten czas
rozmawiałam z Jaredem o wszystkim i o niczym, o rodzinie, o karierze, o życiu,
o plotkach i wygłupach. Było wspaniale. Jared przyniósł kosz z prowiantem i
wino. Dopiero siedząc na pokładzie obok Jay'a zaczęłam dopuszczać do siebie
myśl, że to stanie się dzisiaj. Prawdopodobnie.
-
Jesteś zdenerwowana? - zapytał po chwili.
-
Oczywiście, że nie. Dlaczego miałabym się denerwować? - odparłam szybciej niż
przypuszczałam.
-
Kiedy się denerwujesz, zakładasz ręce na pierś i się nerwowo rozglądasz. - Bawiło
go to.
-
Wcale nie, zakładam je po prostu, od tak - odparłam lekko zirytowana
spostrzegawczością Jareda i wstałam, przechodząc się po jachcie.
-
Kiedy się denerwujesz trudno ci usiedzieć na miejscu.
Wokalista
nadal kontynuował. Po chwili stał już obok mnie.
-
Fascynujące stwierdzenie, dzięki. Studiowałeś psychologię? -rzuciłam złośliwie,
wkładając ręce do kieszeni kurtki.
-
Nadal mi nie powiedziałaś, dlaczego się denerwujesz - wtrącił upijając łyk wina
i wbijając we mnie swoje niebieskie spojrzenie. Nienawidziłam jak wypytywał
mnie w ten sposób.
-
Nie denerwuję się! Wcale. I z resztą nigdy się nie denerwuję -odpowiedziałam
bez składu, czując jak się pogrążam. - Dlaczego się śmiejesz?
Jared
wciąż uradowany przyglądał mi się bacznie, po czym stwierdził:
-
Warto było cię speszyć.
Pogrywał
ze mną. W tym momencie poczułam jak krew zaczyna mi szybciej pulsować.
-
Słuchaj Jared... - zaczęłam, mierząc w niego palcem.
- Nie widziałem jeszcze, żebyś się tak złościła - dodał
rozbawiony, kładąc mi dłoń na policzku. - To zabawne.
To było niesamowite. Pod jego dotykiem poczułam jak mija mi cała
złość. Nie lubiłam jak ktoś podchodził mnie w ten sposób, ale to, co robił
Jared było tak skrajnie inne. Miałam mętlik w głowie. Pragnęłam go i chyba w
tej chwili oddałabym mu się z entuzjazmem. Nikt przedtem nie wyzwalał we mnie
tak silnych pragnień.
- Nie podobałoby ci się to.
- Nie jestem tego pewien - odparł zbliżając swoją
twarz niebezpiecznie blisko. Zdawał sobie sprawę jak to na mnie
działa, a mimo to robił to z pełną świadomością. - Lubię patrzeć jak ktoś taki
twardy jak ty, traci nad sobą panowanie. To bardzo fascynujące. Jesteś taka
silna a zarazem taka...- kontynuował, gładząc moja szyję. - ... miękka a to
cholernie podniecająca kombinacja.
- Nigdy nie zamierzałam cię podniecać.
- Ale to robisz. Powiedz mi coś... - nagle głos Jareda stał się
tak delikatny jak jego dotyk.
Na chwilę nie patrzył na mnie, lecz kiedy znów to zrobił, ledwie
dałam radę. To było w pełni perwersyjne spojrzenie.
- Czy myślisz o mnie, gdy jesteś sama w swoim łóżku?
- O nie.
Delikatnie się zaśmiał, opuszczając głowę na dół. Chociaż nie
przybliżał się do mnie, to czułam jak narasta nasze pożądanie.
- Kompletnie nie umiesz kłamać.... A ja myślę o tobie. Za dużo
Odpowiedziałam mu uśmiechem, po czym wróciłam na miejsce i
złapałam swoją lampkę z winem. Poprawiając poduszkę, wygodnie się usadowiłam i
patrzyłam jak słońce powoli zniża się ku zachodowi. Okryłam się kocem, było
chłodno.
- Veronica... - Jared usiadł przede mną. - Możemy wejść do środka.
Nie musisz się obawiać, nic ci nie zrobię aczkolwiek bardzo bym chciał.
Dwuznaczność tego tekstu rozbrzmiewała wyraźnie.
- Nie chodzi o to... Mówiłam, że nie lubię ciasnych pomieszczeń a
tam tak jest.
Jared wstając i siadając obok mnie, dodał:
- Zawsze pachniesz kokosem.
W następnej chwili poczułam jak jego miękkie i ciepłe usta,
odnalazły moje. Właśnie tego się obawiałam, brakowało mi siły by już się
bronić.
- Nie miałam równych szans - wyszeptałam, kładąc mu dłonie na
piersi. Jared w odpowiedzi pomógł mi wstać i nie przerywając całować,
prowadził pod pokład.
- Wiem. Miałem nadzieję, że dziś to nastąpi. Niko, zamierzam
wykorzystać sytuację - powiedział, przesuwając swoją dłoń najpierw po moim
ramieniu, potem po piersi. - Dziś - warknął.- Teraz.
W następnej kolejności byliśmy już w kajucie, a
Jared położył mnie na łóżku, sam zaś skierował się do drzwi by je
zamknąć.
- Veronico... - zaczął wracając do mnie. Był kompletnie poważny. -
Potrzebuję cię. Pozwól mi się kochać…
Czułam się bezsilna. Nie mogłam go odtrącić. Uciszyłam go
pocałunkiem. Pragnęłam by mnie dotykał, bo to sprawiało przyjemność. Po chwili
nasze ciała przyległy do siebie nazbyt desperacko jakby koniec był bliski, a
przecież nie był... Jared trzymał mnie tak mocno jakby się bał, że zaraz mu
ucieknę. Nie, nie zamierzałam uciekać. Nie zamierzałam zmieniać zdania. Nie
zamierzałam się oszukiwać. Nie zamierzałam trzymać się z daleka.
Zsunął z moich ramion bluzkę, by móc dotknąć nagiej skóry. Przez
chwilę przyglądał mi się, jakby zastanawiał się nad moją kruchością. Jednak
ręce nie pamiętały o delikatności, były zbyt spragnione. Czułam jak Jared
jeszcze tłumi swoją namiętność. Tak bardzo cieszyłam się, że mnie potrzebuje.
Gwałtownie przewróciłam go
na plecy, zajmując się jego ubraniem. Jednakże nie pozwolił mi skończyć. Jakże
wspaniale było znów czuć jego ciężar na sobie, mimo resztek ubrań, które nas
dzieliły. Moje wygłodniałe usta całowały go aż do zatracenia, a wręcz do samego
zapomnienia o wszystkim, nawet o pieszczotach. Jared zaczął mnie pozbawiać
bielizny bez pośpiechu, delektując się przy tym każdym gestem. Podziwiałam go
za to jak potrafił nad sobą zapanować, ja nie umiałam. To on mnie uspokajał.
W następnej kolejności
mężczyzna zaczął całować moją szyję, co chwilę bawiąc się swoim językiem,
doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Prawie jęczałam z rozkoszy. Kiedy Jared
sięgnął do moich piersi, nie pozostałam mu dłużna. Moja dłoń odnalazła jego
muskularne pośladki, po czym wbiłam w nie swoje paznokcie, wywołując tym u
wokalisty uśmiech. Trafiony
zatopiony, pomyślałam.
Znalazłam w tym siłę, której mi brakowało.
W przypływie gwałtownej, niepohamowanej i pozbawionej
czułości, namiętności nasze ciała się złączyły. Czułość przyjdzie później, gdy już
osłabnie żar i pożądanie. Jared płynnie się poruszając wciąż dotykał moich
piersi, poznając ich gładkość, zapach i smak, milimetr po milimetrze. Jego
figlarny język doprowadzał do istnego obłędu. Niech
nie przestaje! Krzyczało coś
we mnie i nim się zorientowałam, mówiłam to głośno:
- Nie... Nie przestawaj...
Delikatnie całował moje sutki, co chwile jednak lekko je ssąc. I
na powrót wracał ustami do szyi. Moje usta robiły to samo przemieszczając się
po jego torsie. Smak jego ciała, ciemny i gorący tak bardzo mnie podniecał.
Moje dłonie wciąż błądziły po jego silnym klatce. Dotykając mięśni, badając
smukłe żebra i przesuwając ręce po wąskich biodrach, nie pragnęłam już niczego
więcej. Już sam smak jego ust połączony z błogi dotykiem doprowadzał mnie do
spazmów.
Zbliżał się prawdziwy huragan... Wyczuwał to w coraz bardziej
gwałtownym smaku pocałunku Jareda. Jego ciało reagowało żywo na moje drżące i
uległe ciało, wijące się pod jego słodkim ciężarem. Nasze oddechy
przeganiały się. Szybciej i szybciej. Dłoń wokalisty błyskawicznie zsunęła się
od piersi aż do biodra, zatrzymując się na udzie.
- Masz cholernie ponętne uda - wycedził mi mężczyzna, ledwie
łapiąc oddech i na chwilę przestając.
Jednak ja uczepiłam się jego ramion, otwarta, gorąca i wilgotna.
Byłam spragniona aż do bólu. Zatracał się we mnie szybko, za szybko, ale tego
chciałam. Nie chciałam kończyć. Wciąż pragnęłam go dotykać i szeptać jego imię.
Mimo to Jared po chwili znów zwlekał, drocząc się ze mną zaczął całować
na powrót mój brzuch i biodra, schodząc niżej i niżej.
- O Boże... - wyjęczałam, czując jak umieram z rozkoszy.
Mój krótki i szybki oddech mieszał się z oszalałym biciem serca.
Kiedy wrócił ustami do moich ust, na powrót poczułam napływ siły. Nie było już
żadnego oporu. Wreszcie spokojna, objęłam go ramionami i gwałtownie pociągnęła
na siebie. Należał teraz do mnie a mój umysł był wolny. Znów się kochaliśmy.
***
Leżąc skulona przy Jaredzie, ciągle jeszcze przeżywałam swoje
zaspokojenie. Dochodziła dwudziesta. Kochaliśmy się ponad dwie godziny z
przerwami.
- Jesteśmy stuknięci.
- Raczej niewyżyci - skontrował Jared bawiąc się moim włosami,
które okręcał sobie na palcach.
Moja głowa spoczywała na jego brzuchu. Nie żałowałam tego, co
zrobiłam. Czekałam chyba na coś takiego całe, dotychczasowe życie. Będę mieć go tak długo jak się da.
Nie ważne, co zdarzy się jutro. Dziś
mam wszystko, czego chciałam. Po chwili Jared zmienił obiekt swojego
zainteresowania, stała się nim moja lewa ręka. Przez dłuższą chwilę wpatrywał
się w mój tatuaż tak jakby szukał w nim czegoś nowego, a przecież dobrze go
znał, miał, bowiem identyczny.
- Ze wszystkim możliwych tatuaży wybrałaś właśnie ten - stwierdził,
przykładając swoją rękę do mojej w celu porównania. - Dlaczego?
- Bo był najmniej efekciarski - rzuciłam rozbawiona. Od razu
usłyszałam charakterystyczne westchnięcie.
- Doprawdy? - spytał z udawanym urażeniem wokalista, cofając swoją
dłoń.
- Po prostu strasznie spodobał mi się jego minimalizm i ukryta
głębia - dodałam chwytając jego rękę na powrót.
- Zapomniałam o lęku - stwierdziłam, uświadamiając sobie, że leże
w ciasnej kajucie. Spojrzałam na Jareda. W jego oczach mogłam dostrzec lekkie
iskierki.
- Czyżby lekarstwo na klaustrofobię?
- Na to wychodzi - dodała, kładąc się na nim. Byliśmy nadzy.
- Trzeba sprawdzić tą teorię parę razy, by mieć pewność.
Zechcesz poświęcić swoje ciało do tego doświadczenia? -rzuciłam
zadziornie, gładząc jego pierś.
- Na to wychodzi.
Po chwili nasze usta, a w końcu i ciała, znów się złączyły.
***
Leżałem cichy i odprężony razem z Veronicą. Nie zdawałem sobie
sprawy jak przez ostatnie tygodnie byłem napięty. Ale teraz już wiedziałem. Nigdy przedtem tak się nie czułem.
Nie mogę jej tego powiedzieć. Nie uwierzy. Jak mogłem jej to
powiedzieć skoro sam ledwie w to wierzyłem. Co czułem? Opanowała mnie i nie
potrafiłem się bronić. Potrzebowałem jej. Zamknąłem oczy i próbowałem zebrać
myśli. Kiedy je otworzyłem dziewczyny nie było. Spałem. Wciągając spodnie i
T-shirt, wyszedłem na pokład. Siedziała skulona na dziobie. Mimo chłodu
miała na sobie jedynie koszulę. Zdawała się być zamyślona, nie zauważyła mnie.
Kiedy podszedłem bliżej zauważyłem, że kobieta w jednej ręce
trzyma kieliszek wina a w drugiej mały niedopałek. Nie musiałem pytać, co to,
czułem ten specyficzny zapach marihuany.
- Nie miałem pojęcia, że popalasz.
- Dobrze się maskuję. Dasz mi reprymendę? - zapytała z udawanym
śmiechem.
- To twój wybór, nie mam prawa ci niczego narzucać, mogę jedynie
sugerować... - zacząłem, widząc, że jest nie obecna dodałem. - Co cię trapi?
- Wiesz, nie jestem odporna na ból wewnętrzny - odwróciła głowę w
bok i wychylając się za burtę zamoczyła dłoń w oceanie .- Nie dojdę do siebie.
- Dlaczego zakładasz, że cię skrzywdzę? - zapytałem.
- Świadomie czy nie tak się stanie.
- Nie! Powiedz mi jedno, dlaczego przy mnie stajesz się tak
niepewna, nie poznaję cię - odparłem lekko zdenerwowany, łapiąc ją za ręce.
- Nie muszę ci się tłumaczyć - rzuciła Veronica, oddalając się ode
mnie. Nie wiedziałem, co ją napadło.
- A dlaczego miałabyś tego nie robić? - dodałem chwytając ją za
dłoń i z powrotem przyciągając do siebie. Spoglądając na mnie w końcu się
odezwała:
- A niby jesteś taki spostrzegawczy, czyż nie? A nie widzisz, co
masz przed sobą - jej głos nagle zadrżał i się załamał. - Zakochałam się w
tobie! - krzyknęła i odsunęła mnie od siebie. - Nie chciałam tego
powiedzieć.
- Nie! Zaczekaj - zacząłem, próbując ją zatrzymać. - Chcesz
się tak po prostu odsunąć po tym, co mi powiedziałaś?! - mój głos prawie się łamał,
znów patrzyła mi w oczy.
Zaskoczyła mnie tym wyznaniem.
- Nie chciałaś tego powiedzieć, ale tak czujesz.
Nagle się uśmiechnęła i ścisnęła moją koszulkę.
- Masz dołeczki w policzku, kiedy się uśmiechasz, jesteś taka
urocza. I taka zamknięta.
- Próbujesz mnie onieśmielić? - zapytała, już weselej.
- Oczywiście - odparłem zsuwając bluzkę z ramion i dotykając jej
piersi. - Udało mi się?
Drżała, nagle sobie uświadomiłem jak dużą władzę mam nad jej
ciałem, sercem i umysłem.
- Udało ci się - wymruczała mi w twarz, pieszcząc mój brzuch. To
było wspaniałe uczucie. Po chwili zdjęła mi koszulkę.
- Pragnę cię aż do bólu. Jestem nienormalna, niewyżyta i w dodatku
nie potrafię się zmienić.
Zaczęła powoli całować mnie w szyję, po czym rozpięła moje spodnie
i zsunęła je na biodra. Następnie pociągnęła mnie na podłogę. Boże jak ona mnie
intrygowała i zadziwiała! Na razie to ona przejęła kontrolę. Pod dotykiem jej
języka czułem jak moja skóra robi się niebezpiecznie gorąca. Kiedy tak
poruszała się na moim ciele, czułem przyśpieszone bicie jej serca. Nic, nawet
fakt, że znajdowaliśmy się na pokładzie gdzie było dość zimno, nie był w stanie
jej powstrzymać. Błądziła po moim wilgotnym ciele. Chciała sprawić mi
przyjemność.
Pozwalała swoim dłonią bezwładnie się przemieszczać, lecz kiedy
poczuła reakcję, zatrzymała się na chwilę. W tej chwili byłem równie słaby, co
ona. Powoli dotykając mojej męskości, torturowała mnie. Ale co to były za
tortury! Gdy skończyła na powrót wróciła do moich ust. Przygryzając jej wargę,
postanowiłem się odwdzięczyć. Przewracając ją na plecy wszedłem w nią, zapominając
o ostrożności. Byłem zbyt podniecony. Poddała mi się całkowicie, prawie
nie oddychając. Pożądanie, wciąż i wciąż. W końcu zostały już tylko wyczerpane,
słabe ciała. Leżałem z twarzą zanurzoną w jej włosach. Nie byłem w stanie się
poruszyć, choć wiedziałem, że swoim ciężarem sprawiam jej trudność. A mimo to
Veronica wciąż drżała.
Spojrzałem na jej twarz. Była taka spokojna i zadowolona. Nie mam pojęcia,
dlaczego ale poczułem niespodziewany ból. Nasilał się, gdy się do mnie
uśmiechała.
- Veronica... - zacząłem, nie wiedząc, co powiedzieć. Jej uczucia
były nowością. Nagle na jej ramieniu zauważyłem siny ślad. Odpowiadała
rozmiarem mojemu palcu. Przeraziło mnie to,
nigdy jeszcze nie
ścisnąłem kobiety tak mocno.
- Co jest? - zapytała, podążając za moim wzrokiem.
- Masz silne dłonie.
Spojrzałem jej w oczy. Było mi głupio.
- Nie chcę cię krzywdzić - powtórzyłem się, na co kobieta tylko
delikatnie mnie pocałowała.
- Nie bój się, mam już dość - rzuciła ironicznie.
Nagle poczułem na swoich plecach krople deszczu, które wzbierały
na sile.
- Musimy wracać.
Pociągając ją w górę, jeszcze przez moment patrzyłem jak krople
deszczu spływają po jej twarzy przesuwając się w dół, po nagim ciele.
Uśmiechała się, ocierając mokrą twarz.
Droga do domu minęłam nam na przyjemny milczeniu. W sumie
żadne z nas nie wiedziało, co powinno było powiedzieć. I po przemyśleniu... Tak
było lepiej. Na moim odtwarzaczu Veronica odnalazła sporo piosenek Florence+The
Machine, którą zafascynowałem się dwa lata temu. Już wtedy przeczuwałem, że
dziewczyna z takim głosem nieźle namiesza i .... Nie pomyliłem się. Teraz była
na szczycie. Veronica lubiła Florence, nawet bardzo. Do tego stopnia, że
wokalistka umilała nam całą drogę powrotną.
- Jared...
- Tak? - odpowiedziałem Veronice.
- Nie pamiętam już, kiedy byłam tak rozdarta. To, co właściwe i
zabronione. Logiczne. Bez ładu. Przyjemne, a sprawiające ból. To, czego
potrzebuję, a co mam. To, co...
- Nie mów już o tym. Nie analizuj tyle, myślisz, że ja nie czuję
tego rozdarcia? Po prostu nie róbmy nic, to dzieje się samo - przerwałem jej. -
Chyba.
- Spieprzyłam dotąd wszystko, co było ważne. Nie chcę...
- Przypomina mi się pewna legenda. Kiedy byliśmy w Japonii
usłyszałem ją od jednego z przewodników.
- Opowiedz mi - poprosiła, podkulając na siedzeniu nogi.
Przywodziła mi na myśl małą dziewczynkę, która ucieka
do wyimaginowanego świata, gdy ten realny zbyt mocną ją niszczy.
- Jest takie japońskie święto Tanabata, które obchodzi się, gdy
zbliżają się do siebie gwiazdy, Wega i Altair, rozdzielone przez Drogę Mleczną.
Według ludności symbolizują one parę kochanków, Orihime i Hikoboshi. Orihime
była dobrą córką i tkała szaty, które strasznie podobały się jej ojcu, dlatego
aby go uszczęśliwić poświęcała się pracy do tego stopnia, że sama była nieszczęśliwa,
bo nigdy nie zaznała miłości. Ojciec w końcu to zauważył i postanowił umówić ją
z Hikoboshi, który pracował po drugiej stronie Niebiańskiej Rzeki. Gdy młodzi
się spotkali od razu się w sobie zakochali i wkrótce zostali małżeństwem.
Jednak po ślubie zakochani tak bardzo byli zajęci sobą, że Orihime nie tkała
już szat a Hikoboshi zaniedbał swoją pracę. W przypływie gniewu ojciec
dziewczyny rozdzielił zakochanych i nakazał zostać im po przeciwnych stronach
rzeki. Widząc jak Orihime wciąż płacze, ojciec pozwolił parze spotykać się
każdego siódmego dnia siódmego miesiąca pod warunkiem, że córka przez resztę
dni będzie ciężko pracować.
Zrobiłem małą przerwę by odetchnąć. Veronica od razu bacznie mi
się przyglądała.
- I co dalej? To już koniec? Jared! - pytała.
- Ależ ty niecierpliwa kobieto. Na czym skończyłem...
- Na spotkaniu.
- Aha tak - rzuciłem, rozglądając się czy nic nie jedzie i czy
mogę spokojnie skręcić. - No i podczas ich pierwszego spotkania młodzi
spostrzegli, że nie mogą przekroczyć rzeki, bo nie było tam mostu. Wtedy
Orihime rozpłakała się tak mocno, że z północy przyleciało stado srok, które ze
swoich skrzydeł utworzyły most. Jednak, gdy pada deszcz sroki nie mogą
przylecieć i para kochanków musi czekać cały rok na kolejną szansę spotkania. Japończycy
obchodzą je właśnie siódmego lipca. Dla nich jest to dzień, kiedy spełniają się
marzenia - skończyłem a dziewczyna przez chwilę milczała.
- To okrutne.
- Ale jakże piękne. Nigdy nie byłem ckliwy, ale uwielbiam taki
ludowe legendy, bo mają w sobie jakąś nieosiągalną magię. Mimo tylu przeszkód, wygrali,
bo ich uczucie przetrwało...
Na chwilę zamilkłem.
- Wiesz, kiedy byłem w Japonii obiecałem sobie, że wrócę tam
właśnie na Tanabate, gdy nie będę w stanie zrobić nic, kompletnie NIC by
spełnić swoje marzenia. Możesz powiedzieć, że to głupie...
- Nie.
- I dziecinne - dokończyłem. - Ale wiem, że gdy w coś bardzo wierzymy,
choć nie możemy działać, jakaś siła nam pomaga.
- Nie, nawet nie przeszło mi to przez myśl - odpowiedziała jak
najbardziej szczerze, posyłając mi poważne spojrzenie. - Myślę, że... że to do
ciebie w pełni pasuje.
- Wiesz, dlaczego opowiadam tą legendę? Bo wierzę w jej
przesłanie. Ludzie, którym ją opowiadałem w większości mówią, że to historia
nieszczęśliwej miłości a przecież to właśnie jest NAJPRAWDZIWSZA MIŁOŚĆ, bo
choć wydaje się, że stracili to, co oczywiste - siebie, swoje słabe ciała, to
przecież zyskali coś, co jest dane tak nielicznym. Prawdziwe, znoszące próbę
czasu uczucie. Ponadczasowe. Szczęście w całym jego bólu. I tego właśnie
pragnę.
Na chwilę znów pogrążyłem się w myślach. Czułem jednak, ze
Veronica na mnie patrzy. Odwróciłem głowę by sprawdzić, co ma na myśli.
- Japoński w twoich ustach jest zbyt seksowny - rzekła.
- Nie słyszałaś jeszcze mojego francuskiego.
***
Do domu dotarliśmy przed północą.
Kiedy weszliśmy marzyłam już tylko o łóżku. To był męczący dzień, ale
jeden z najlepszych w moim życiu. Zahaczyłam jeszcze o kuchnię by zabrać swój
telefon, który zostawiłam na blacie. Przy okazji postanowiłam napić się wody.
Kiedy nalewałam wodę do kuchni wpadł Shannon. Rzucił mi: cześć, po czym zaczął
czegoś szukać, jednak moją uwagę przykuło coś zupełnie innego. A mianowicie to,
że starszy Leto miał na sobie tylko dół piżamy. Odkąd mieszkałam z braćmi Leto
nie miałam jeszcze okazji oglądać jednej z najbardziej umięśnionych i
seksownych klat na świecie. Jak
mogłam nie zabłądzić do jego pokoju?!
- Eh eh.
Z odrętwienia wyrwał mnie dość głośne kaszlnięcie Jareda, który
przyglądał mi się z mało zadowoloną miną pokazując mi coś wzrokiem.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że woda w szklance już dawno
się przelała a ja prawię się ślinię. Matko,
jestem żenująca. Szybko
zakręciłam butelkę i w odpowiedzi posłałam wokaliście spojrzenie mówiące: No, co? Jestem TYLKO
kobietą. W tej chwili Shannon
wydał z siebie okrzyk zadowolenia, najwidoczniej znalazł to, czego szukał, po
czym jak gdyby nic zaczął nam się przyglądać.
- Długo was nie było - rzucił w stronę Jareda.
- Byliśmy na Santa Catalinie.
- Cudnie. Annabelle wpadła, liczyła, że cię zastanie, miała jakąś
sprawę do ciebie.
- Dzięki za wiadomość. Pewnie się odezwie. To wszystko?
Przez moment wpatrywałam się w braci.
- A tobie się coś rozlało - rzucił w pewnej chwili do mnie
Shannon, posyłając mi "niewinne" spojrzenie i uświadamiając mi, że
jeszcze tego nie sprzątnęłam.
- Ty mógłbyś nie paradować pół nagi po domu, nie mieszkamy sami
jakbyś nie zauważył - skontrował go od razu Jared.
- Veronice to nie przeszkadza, prawda? - zwrócił się do mnie
Shann, drocząc się z Jaredem.
- Skądże - palnęłam mimowolnie i od razu postukałam się w głowę. Głupia, głupia!
Jared tylko się spojrzał i nie zamierzając dłużej dyskutować z
Shannonem poszedł na górę. Po chwili zbierał się i Zwierzak.
- Zapomniałem! - powiedział, stojąc na progu. - Zrób coś z TYM
dziadostwem - stwierdził, wskazując palcem na moje BlackBerry. - Bo pikało i
dzwonił cały dzień! Kurwicy mało nie dostałem i nie wiele brakowało a
utopiłbym go w kiblu.
- Ups - wycedziłam, przybierając minę niewiniątka i unosząc
bezradnie ręce.
- Dokładnie, u p s - skontrował mnie perkusista, po czym zniknął.
W końcu i ja udałam się do siebie, niechętnie przeglądając
telefon.
***
Zanim udało mi się położyć była już druga, więc kiedy rano
zadzwonił budzik, nie byłam w stanie się podnieść. Z trudnością sięgnęłam po
telefon i zadzwoniłam, do Darrena, mówiąc, że słabo się czuję i przyjdę troszkę
później. Zadowolony nie był, ale zważając na to jak ostatnio intensywnie
pracowałam, w końcu stwierdził, że nie się przecież nie stanie jak przyjadę
później.
Jednakże przed dziewiątą nieodwołalnie musiałam się zebrać. Idąc
pod prysznic w przypływie wewnętrznej radości zaczęłam sobie nucić, co zdarzało
mi się naprawdę rzadko. O wiele częściej wygłupiałam się do piosenek, udając
gwiazdę rocka.
- Łatwe życie, wolna
miłość. Sezonowy bilet na przejażdżkę w jedną stronę. Nie chcę niczego,
pozwólcie mi być... Jestem na autostradzie do piekła, na autostradzie do
piekła. Autostradzie do piekła… **
W następnej kolejności wyszukałam sobie odpowiednie ubranie i nakładając szybki makijaż, byłam gotowa. Pakując plecak,
przypomniało mi się, co miałam jeszcze zrobić przed wyjściem. Gdy wczoraj
wróciłam, zauważyłam, że Shannon najwyraźniej świetnie bawił się w moim pokoju,
ponieważ na parapecie stoi pusty kubek po kawie a na łóżku leży jego iPad.
Zabierając obie rzeczy skierowałam się do pokoju Zwierzaka a widząc, że drzwi
są uchylone, weszłam do pokoju. No
oczywiście, śpimy sobie w najlepsze, ale już zaraz. Widząc, że
mężczyzna śpi zakryty po samą głowę, nie zastanawiają się długo, wzięłam lekki
rozpęd i z całą mocą rzuciłam się na perkusistę.
- Pobudka! - krzyknęłam, ale w tej samej chwili dało się słyszeć
jęk bólu.
- Auł! Złaź to boli! - wydarł się damski głos z pod przykrycia.
Przerażona momentalnie rzuciłam się, aby zejść, jednak w
ostateczności to COŚ pode mną zaczęło się wiercić i z hukiem, obracając się
przez ramię, wylądowałam na podłodze. W tej samej chwili kołdra się podniosła a
ja ujrzałam Lane del Rey i jej nagie piersi.
Dziewczyna jednak szybko się zakryła i w tej samej sekundzie do
pokoju wpadł przerażony krzykiem kobiety Shannon. Z kompletnie
rozdziawionymi ustami obróciłam ku niemu głowę. Perkusista układając sobie w
głowie tą historię i widząc mnie, siedzącą niczym zbity pies na podłodze,
zaczął zanosić się śmiechem. Po sekundzie śmialiśmy się oboje. Oczywiście
całą zabawę zepsuła Lana, mało zadowolona.
- Shannon! A ciebie, co naszło? A TY, co do cholery
wyprawiasz?! - teraz zwracała się do mnie.
Wymieniając spojrzenia z Shannym, podniosłam się.
- Przepraszam - rzuciłam, powstrzymując śmiech. Masując sobie
obolały tyłek, zaczęłam się wycofywać. - Pogadamy jak wrócę z pracy, teraz
śpieszę się - dodałam i poklepałam Shannona po ramieniu wciąż się śmiejąc.
Zamykając drzwi usłyszałam jeszcze Lanę mówiącą do Shanna: Co ona sobie wyobraża, kim ona.... Ale olałam to. Na korytarzu
spotkałam Jareda, którego też zwabił krzyk i huk.
- Hej co tam się stało?
- Rozgniotłam leciutko Lanę - wycedziłam z uśmiechem, zbiegając ze
schodów.
- Leciutko? - odpowiedział mi z równie wielkim uśmiechem Jared.
***
Yello :)
Nie mam zbyt dużo do powiedzenia. Po pierwsze, pisało mi się ten rozdział strasznie! Kompletnie nie miałam pomysłu, a kiedy już miałam opisy, to poprawiałam je cztery razy i prawie wyrzuciłabym to w pizdu. Wciąż nie jestem z tego zadowolona, ale nie mogę tkwić w miejscu i liczę, że jeszcze was zachwycę. Po drugie, obiecałam więcej akcji ale wyszło jak wyszło... i akcja jest ale gdybym zawarła to o czym myślę tu byłby to za długi rozdział tak więc następny, będzie duże zaskoczenie. Więcej nie mówię. Po trzecie, co do opowieści które przedstawia Jared. Są one prawdziwe ( niestety ja ich nie wymyśliłam) i do sprawdzenia na kochanej Wikipedii.
PROVEHITO IN ALTUM!
*"Nawet gdy próbuję zwyciężyć w tej walce, moje serce przejmuje władzę nad rozumem. I nie mam na tyle siły by trzymać się z dala"- Apocalyptica, Not Strong Enough.
** Living easy, loving free. Season ticket on a one-way ride, asking nothing, leave me be...na an na... I'm on the highway to hell, on the highway to hell! Highway to hell, I'm on the highway to hell....- AC/DC, Highway to Hell.
Czekałam na to aż Veronika i Jared wreszcie to zrobią (nie żebym była jakaś napalona czy coś).
OdpowiedzUsuńTe opisy są świetne, jestem oczarowana tym *__*
Jestem ciekawa jak się potoczy dalej akcja pomiędzy Jaredem i Niko :) Pozdrawiam <3
Nie obawiaj się, na pewno tym rozdziałem nikogo nie zawiodłaś. Bo według mnie był on bardzo dobry, wręcz fantastyczny i faktycznie dałaś w tym rozdziale więcej akcji pomiędzy Jaredem i Veroniką. :)
OdpowiedzUsuńIntrygujące jest to, że Veronica po woli zatraca się w Jaredzie. I również to, że oboje mają na siebie taki wpływ. W końcu zbliżyli się umysłem i ciałem a nadal łaknął siebie nawzajem.
Ps. N pewno zdajesz sobie sprawę iż niewiele brakuje Ci do naprawdę idealnego rozdziału.. czekam na to tzw. 'zaskoczenie' o którym piszesz. :)
Jared i Lana w duecie HAAAAH! Chciałabym to usłyszeć naprawdę.
OdpowiedzUsuńZa każdym razem kiedy piszesz coś w stylu ‘spojrzałam na wokalistę, który szeroko się uśmiechał’ tak łatwo mi przywołać w głowie ten obraz i tak mi ciepło. Ten pieprzony uśmiech ehh… Uśmiech nie schodził mi z twarzy kiedy czytałam o myślach Veronicki kiedy płynęli jachtem xD
Pięknie Ci wyszedł opis wyspy i plaży. Bez najmniejszego problemu oddałam się klimatowi jaki stworzyłaś, jakoś tak magicznie Ci to wszystko wyszło.
Akcja jak Jared naśmiewa się ze zdenerwowania dziewczyny świetna, nie wiem czy już kiedyś to pisałam, pewnie tak, ale MASZ TALENT! Piszesz co raz lepiej.
A już pytanie ‘myślisz o mnie, gdy jesteś sama... w swoim łóżku?’ :o zwaliło mnie z nóg!!! Dosłownie miałam taką minę :o jednocześnie zrobiło mi się gorąco i lodowato, aż sama się zaczęłam denerwować w tym momencie. No po prostu ŁAŁ dziewczyno! Zajebiście Ci to wyszło!!! A to co było później… brak mi słów po prostu. Autentycznie brak mi słów, aż mi się w pewnej chwili płakać zachciało z zazdrości chociaż to tylko fikcja…
‘Nie pamiętam już kiedy byłam tak rozdarta. To co właściwe i zabronione. Logiczne. Bez ładu. Przyjemne, a sprawiające ból. To czego potrzebuję, a co mam. To co...’ Jakbym czytała o swoich uczuciach. No żywcem wyciągnięte z mojego wnętrza.
Scena z przelewającą się ze szklanki wodą i nagą klatą Shannona- MISTRZOSTWO świata xD Biedna dziewczyna, weź tu się człowieku opanuj jak taki widok przed oczami *__* Ostatnia akcja z Laną też dobra xD ‘rozgniotłam leciutko’ mhyyyyym!
Przepraszam, że ten komentarz to więcej cytatów niż moich własnych zdań, ale nie jestem w formie. KOMPLETNIE. Co z resztą widać. To mój pierwszy komentarz i w ogóle wpis od ponad dwóch tygodni… dużo się wydarzyło. Pomału się zbieram do napisania notki u siebie, która mam nadzieję, że mnie rozgrzeszy.
Zaszokowana jestem tak małą ilością komentarzy pod rozdziałem! Dla mnie jest genialny, rozumiem, że kiepsko Ci się go pisało, tak bywa, ale rezultat jest zajebisty! Uwielbiam ten rozdział a jak przeczytałam, że będzie jeszcze więcej akcji i następny rozdział nas zaskoczy to już siedzę i czekam w MEGA napięciu… Napisz mi PROSZĘ na kiedy planujesz publikację następnego? Napisałaś go już??
Zdjęcia pod rozdziałem… <3 JESTEM FANGIRLSEM tego Pana i nie ma się co oszukiwać… ;)
Gorąco Cię ściskam, pozdrawiam, weny życzę i cierpliwości!
P.S. Jeszcze raz muszę napisać, że jestem pod OGROMNYM wrażeniem tego rozdziału! Szkoda, że ja nie mam takiego talentu, bo bym Ci napisała co czuję jak czytam Twoje rozdziały.
witaj moja umarła:) myślałam że zycie już totalnie cię pochłonęło bo dłuuuugo nie dawałaś znaku, no ale jesteś już! nawet nie wiesz jaki miałam smile kiedy zobaczyłam twój komentarz! przywiązałam się do ciebie i naszej wymiany zdań, bardzo wiec się nie dziw. ja się bardzo łatwo uzależniam od takich rzeczy.
OdpowiedzUsuńwiesz, tym razem zaczęłam intensywniej myśleć: co JA bym powiedziała, zrobiła. No i mamy efekt, Totalnie mi się nie kleiło więc mówię sobie czemu nie. Wyszło, podoba się. Teraz wiem w jakim kierunku iść. Chyba rozumiem twoją zazdrość... ja sama zaczęłam jej zazdrościć. Trochę lukrowo mi wyszło ale niestety(albo stety) dalej będzie... rozmaicie ;) Co do kolejnego rozdziału to... tak jakby, coś... :P kiepska sprawa krótko mówiąc. Kompletnie nie miałam czasu, ale nadrabiam już!Mam ćwiartkę i myślę sobie że całość pojawi się w czw.? Ale nie daję głowy. Może wcześniej, może później ale na 100% w tym tyg.
;)Dużo komplementów, dzięki
Zaczęłam pisać ten komentarz i z pierwszym słowem wpadł mi do głowy pomysł na to jak napisać kolejną notkę i równocześnie piszę tu komentarz i w wordzie kolejny wpis do siebie.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak łatwo ja się uzależniam od takich rzeczy. Twoje opowiadanie i kilka innych to coś jak telenowela, wciąga bez reszty, czekam i czekam na kolejne rozdziały z taką niesamowitą niecierpliwością.
Ta nasza ;wymiana zdań' jak napisałaś, to fajna rzecz, ale tak się zastanawiam, co sprawia, że wciąż wchodzisz na mojego bloga i piszesz to wszystko... nie masz jeszcze dość mojego zrzędzenia, smęcenia itd?
Piszesz, że niektóre sceny wyszły przesłodzone? Że tak brzydko powiem- mam to w dupie. Napisałaś to tak, że mi się podoba bardzo i nie ważne, że ocieka lukrem aż się rzygnąć chce. Mnie to porwało i koniec :) Dalej będzie rozmaicie? Nooo kurde nie mogę się doczekać :( Chciałabym już całe to opowiadanie, do końca! Nie lubię czekać! To tak jak z czekaniem na kolejny tom ulubionej książki... a kiedy ją już w końcu dostaję w ręce to czytam i czytam bez przerwy jednocześnie nie chcąc żeby kiedykolwiek się skończyła... ja i moja psychika :P Kiedyś przeczytałam książkę 500 stron w jeden dzień :| zajęło mi 12 godzin, skończyłam w nocy a bolało mnie WSZYSTKO! Tak mam, dlatego UWIELBIAM te Twoje długie rozdziały :)
Dobra, spadam do siebie piać to co do napisania...
Pzdr.