poniedziałek, 15 października 2012

21. Even if I try to win the fight, my heart would overrule my mind. And I'm not strong enough to stay away *

edit: Doris

" Są ludzie, którzy żyją i umierają , nie napotykając tego najbliższego innego, który otworzyłby owe zamknięte drzwi na świat. 
  Są ludzie, którzy żyją i umierają niczym suche źdźbło, które pewnego dnia zapłonie i spali każdego, kto doń się zbliży. 
Każdego bez wyjątku.
  Są ludzie, którzy żyją i umierają, nie znając drogi swego ciała. "


***


Cieszyłem się, że ta impreza dobiegała końca. Poniekąd dobrze rozumiałem Tomo, który nazywał je spędami. Nigdy też nie zamierzałem wyprawiać takich urodzin. Nie chodziło o zabawę, lecz przede wszystkim o zaprezentowanie się z jak najkorzystniejszej strony. Złapanie jak najlepszego kontraktu czy upolowanie odpowiednio bogatego męża. Życie. Kalkulacja. Wyrachowanie. Nuda. Przed wyjściem, zaczepiła mnie jeszcze nasza jubilatka i poprosiła o rozmowę.
- Przemyślałeś moją propozycję? - rzuciła, nalewając whisky. Znajdowaliśmy się w gabinecie jej ojca.
Usiadłem na skórzanej sofie i przyglądając się Lanie, odpowiedziałem:
- Niekoniecznie rozumiem zamiar tego przedsięwzięcia. Jaka ma być w tym moja rola?
Kobieta uśmiechnęła się i zbliżając się do mnie, podała szklankę.
- Zaskoczenie. Taki mam zamiar - odpowiedziała siadając obok mnie.
- Masz wspaniały głos, niesamowicie melodyjny, ale ty to świetnie wiesz. Pomysł z wydaniem płyty z coverami pojawił się  dawno. Razem z moim producentem doszliśmy do wniosku, że ciekawie było by zaprosić kogoś do współpracy. Kiedy poznałam w kwietniu Shannona, to on podsunął mi nieświadomie ciebie na myśl. Najpierw odrzuciłam taką opcję, ale potem... Po rozmowie z producentem i przesłuchaniu waszych płyt, stwierdziliśmy, że tego nam brakuje. Że to byłby strzał w dziesiątkę. Mam parę utworów na oku.
 Skończyła mówić i bawiąc się zawartością swojej szklanki, czekała na odpowiedź.
- Strzał w dziesiątkę - jesteś tego taka pewna. Myślę, że to nie jest pomysł na zrobienie medialnego boom. Tego właśnie oczekujesz, więc powinnaś zaprosić gwiazdy pop a nie mnie. Z nimi łatwiej o skandal.
- Dlaczego tak szybko mnie oceniasz?! - rzuciła Lana spoglądając na mnie. - Czy to, że ktoś jest aktualnie TOP, musi od razu tworzyć jedynie pop i nakręcać skandale?!
- Nie, nie musi.
- Właśnie. Wybrałam sporo kawałków starego, dobrego rocka, które ukształtowały mnie, jako nastolatkę. Cholernie mi zależy  na tej współpracy, więc z łaski swojej nie skreślaj wszystkiego z góry a będę ci wdzięczna - posłała mi złośliwy uśmiech, po czym złapała mnie za dłoń. - Więc?
- Właśnie pracujemy nad nową płytą i nie wiem czy chcę w to wchodzić. Teraz - odpowiedziałem niezdecydowanie.
O to mi chodziło, chciałem sprawdzić jak bardzo zależy jej na mojej osobie. Zdawała sobie sprawę jak wielu ludzi popierało nas, jako zespół i jaką popularność zbudowaliśmy przez lata. Sprawę oczywiście podkręcała moja osoba postrzegana przez Hollywood, jako wieczny podrywacz lubiący zaskakiwać oraz sama Lana, która od jakiegoś czasu dawała o sobie znać w różnych branżach. Portale plotkarski kochały takie nowinki:  Współpraca a może i romans?
- Nic na tym nie stracisz, a możesz sporo ugrać - stwierdziła, bawiąc się rękawem mojej koszuli. Spoglądając mi prosto w oczy i zbliżając się, dzieliło nas zaledwie parę centymetrów, dodała:
- Kto próbuje nic nie ma. To nie boli. 
- Wyślij mi setlistę. Zastanowię się - odpowiedziałem ignorując ją i podnosząc się z sofy. - Aha, gratulację. Po dzisiejszym wieczorze masz zapewnione pierwsze strony gazet. Szkoda jedynie, że Shannon nie będzie miał spokoju. „Nowy chłopak Lany del Rey” - ten tytuł zobowiązuje - posłałem jej oczko, po czym wyszedłem  z uśmiechem na twarzy.
Na korytarzu minąłem się z Shannonem, pędzącym wręcz na skrzydłach miłości. Jak słodko, aż mnie mdli,  odezwało się coś we mnie.

***

Miejsce, do którego miał mnie zabrać Jared było tajemnicą. Wszystkie moje próby dowiedzenia się czegokolwiek, spełzły na niczym. W końcu odpuściłam. Kiedy jechaliśmy autem w pewnym momencie Jared coś mi podał:
- Załóż to i o nic nie pytaj - stwierdził, po czym posłał mi intrygujący uśmiech.
- Żartujesz sobie? - zaśmiałam się, oglądając przepaskę na oczy. - W sumie na twoim miejscu zrobiłabym podobnie. Wywieziesz mnie Bóg wie gdzie a ja nawet nie będę potrafiła uciec - dodałam ironicznie.
- Szybko mnie rozgryzłaś - u słyszałam w odpowiedzi.- No już, zakładaj.
Ubierając przepaskę, w duchu się zaśmiałam. Wiedziałam jedno, byliśmy daleko od domu. Kiedy w końcu auto się zatrzymało, poczułam lekką ulgę. Jared pomógł mi wysiąść i zaczął prowadzić. Choć nic nie widziałam, w jego obecności czułam się bezpieczna. Promienie słońca padały mi na twarz, a chłodny wiatr napierał. W dali słyszałam wesoły harmider. Dłonie Jareda szybko zdjęły mi opaskę i w następnej chwili moim oczom ukazała się przystań portowa. Na chwilę się zatraciłam w obrazie zatoki.
- I jak ci się podoba? - dopiero słowa mężczyzny wyrwały mnie z otępienia.
- Co... - już chciałam zapytać, gdy nagle uświadomiłam sobie, o co pytał. Przede mną stał biały jacht. Był taki jak mogłam się tego spodziewać: smukły, luksusowy i zapewne bardzo drogi. Na burcie oprócz złotego zdobienia, bez problemu mogłam odczytać nazwę:  Asgard.
Zaskoczył mnie. Nie znajdując odpowiedniego komentarza, jedynie spojrzałam na wokalistę, który szeroko się uśmiechał:
- Zapraszam panią na pokład - dorzucił i podał mi dłoń. Bez zastanowienia odpowiedziałam na gest.
Jared sterował piętnastostopową łodzią z łatwością, która świadczyła o jego praktyce. Zaimponował mi. Usiadłam sobie na dziobie, żeby popatrzeć jak jacht przecina taflę oceanu. Byłam chyba szczęśliwa.
Mimo silnego wiatru, dzień zapowiadał się na piękny. Siedząc tak i spoglądając na Jareda, zaczęłam się zastanawiać czy to jest właśnie jego sposób na ucieczkę od przytłaczającego go świata. Boże, co ja gadam, przecież on nawet nie wie, co to znaczy, skarciłam się po chwili.
Wokalista stojący przy sterze był ubrany w cienką bluzkę, przez którą odznaczały się jego silne ramiona. Tą samą siłę mogłam dostrzec w jego spojrzeniu. Jak by to było się z nim kochać?, pomyślałam,  uśmiechając się sama do siebie.
Podciągając pod brodę nogi, bacznie mu się przyglądałam. Uwielbiam jego dłonie. Wiejący wiatr sprawiał, że czułam jego dotyk. Pewnie jest wymagającym i bardzo ekscytującym kochankiem... Matko, o czym ja myślę!, Pomyślałam przypominając sobie jego intensywne pocałunki. Walcząc ze swoimi myślami, mimowolnie się zaśmiałam, na co Jared posłał mi wielki uśmiech.
- O czym myślisz?
- Rozmyślam nad pewną kwestią. Asgard. Co to oznacza? - zapytałam podchodząc do niego i wtulając się w jego plecy.
- W kulturze nordyckiej jest to nazwa jednej z Dziewięciu Krain, zamieszkanej przez bogów, Asów i Wanów. Do Asgardu prowadzi tylko jedna droga, Tęczowy Most Bifrost. - Widząc jak słucham z zainteresowaniem, Jared tylko lekko się uśmiechnął i kontynuował:
- Schodząc z mostu wchodzi się na równinę Idawall, swoją drogę jest przepiękna, a stamtąd już prosto do Asgardu i siedziby bogów, której strzeże czterech krasnoludów. Inna z teorii głosi, że był to raj dla wojowników.
- Wspaniale opowiadasz, wiesz? Mógłbyś czytać dzieciom bajki - stwierdziłam, mierząc się z nim spojrzeniem.
- Chyba prędzej bym je pozabijał.
- Podoba mi się ta nazwa - dodałam.
- Mi też. Kiedyś zagłębiałem się w mitologię nordycką i ta nazwa utknęła mi w pamięci. - Mężczyzna odsuną się od steru. - Głodna? - zapytał, przesuwając dłonie po moim ciele, aż do ramion.
- Jak zawsze. Jestem ciekawa, co przygotowałeś.
- Za chwilę - odparł zadziornie, po czym dotknął mnie swoim ustami.
Pocałunek był znów inny. Jego usta, choć tak samo śmiałe były delikatniejsze i nie tak gwałtowne jak zazwyczaj. Słońce paliło nasze ciała, wiatr chłodził pragnienia. W powietrzu unosił się przyjemny zapach soli morskiej. Czując jak powoli się zatracam, delikatnie wysunęłam się z jego objęć.
- Jared... - zaczęłam i głęboko odetchnęłam, aby na powrót się opanować. - Jesteś z siebie bardzo zadowolony - stwierdziłam.
- A i owszem - odpowiedział przybierając figlarną minę i wymijając mnie zabrał się za zwijaniem żagla. - I nie mam problemów z samooceną, uprzedzając kolejne stwierdzenie.
W programie wycieczki było też zwiedzanie wyspy Santa Catalina, którą mijaliśmy. Kiedy już opuściliśmy pokład poczułam lekką ulgę, mimo wszystko nie lubiłam podróży statkiem, bo mój żołądek potrafił znosić ją różnie. Spodobał mi się klimat tego miejsca. Port, do którego zawinęliśmy nie był tym głównym, dlatego panowała tu przyjemna żeglarska atmosfera.
Na pomostach roiło się od miejscowy rybaków i żeglarzy, wesoło rozmawiających. W dali, z pobliskich pubów, ledwie słyszalnie pobrzmiewały rybackie szanty zmieszane z dźwiękami przystani. Na chwilę przymknęłam oczy i głęboko odetchnęłam. Mogłabym tu żyć, pomyślałam. Dopiero, kiedy opuściliśmy port i spacerowaliśmy po pobliskiej plaży, mogłam podziać piękno wyspy.
Gdziekolwiek by się nie spojrzało, rozciągały się bujne, zielone lasy. Im wyżej się patrzyło, tym bardziej zmieniał się krajobraz, na  górski. W sumie większą część wyspy zajmowały wzniesienia i góry. Przy dzisiejszej, bezsłonecznej i chłodnej pogodzie, góry tonęły w gęstej mgle, która powoli rozlewała się nad całą wyspą. W powietrzu unosił się zapach bujnych roślin, przywodzący mi na myśl tropiki.
Brzeg, którym przechodziliśmy był kamienisty, pełen ogromnych skał, które prawdopodobnie stoczyły się ze stoków. Postanowiłam zdjąć buty i wspiąć się na te przy oceanie.
- Co ty robisz? - usłyszałam rozbawiony głos Jareda.
Łapiąc równowagę przeszłam przez kilka, po czym wybierając najbardziej płaską, usiadłam na niej i zamoczyłam nogi.
- Nie stój tak, bo przez przypadek pomylę cię jeszcze z tą skałą - odpowiedziałam, próbując go zachęcić.
Nie musiałam długo czekać, po chwili wokalista siedział obok. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jareda.
- Woda jest przyjemna.
Chwilę zajęło mi zrozumienie o co chodzi Jaredowi, ale kiedy dostrzegłam w jego spojrzeniu iskierki już wiedziałam.
- Nawet o tym nie myśl! - odpowiedziałam przyglądając się jego twarzy i powiększającemu się  na niej uśmiechowi. Odwracając się, próbowałam się podnieść, ale Jared złapał mnie w pasie.
- Tylko nie wrzucaj mnie do tej wody! - wydarłam się, jednocześnie śmiejąc się z Jaya, który wkręcał swoją głowę w moje plecy.
- Ciebie?- zapytał z udawanym zaskoczeniem i rozbawieniem. - Dlaczego miałbym zrobić coś takiego?
- Zrobiłeś to wczoraj. Wepchnąłeś mnie do wanny pełnej wody! - rzuciłam, szarpiąc się z nim.
Swoją drogą nigdy nie przypuszczałam, że ludzie w jego wieku potrafią być gorsi niż dzieci. Wczoraj, gdy wróciliśmy z imprezy, nalałam sobie do wanny wody i akurat wpadł na chwilę Jared, któremu coś się przypomniało, ale nie mogło czekać do rana, bo przecież to „ważne”. Miał już iść do siebie, kiedy zauważył wodę i... Właśnie. Przynajmniej mam nauczkę, by doceniać jego „zryty móżdżek”.
- Naprawdę? - odpowiedział mi śmiejąc się, przez moment jeszcze patrzyliśmy na siebie. - Nie znoszę się powtarzać! - stwierdził z miną urażonego dziecka, po czym i puścił mnie, lecz nim się obejrzałam gwałtownie mnie złapał i wrzucił do wody.
Wpadając do wody, myślałam tylko o jednym. Ja mu się odwdzięczę. Na szczęście wzięłam głęboki oddech, więc spokojnie mogłam podpłynąć do pobliskiej skały wystającej z wody i ukryłam się za nią. Po kilkunastu sekundach usłyszałam już nie tak rozbawiony głos wokalisty.
- Veronica! Nie wygłupiaj się! Wychodź.
Z ukrycia obserwowałam jak Jared już lekko nerwowy wpatruje się w taflę wody. Po cichu podpłynęłam z drugiej strony skały i wdrapując się na nią, postanowiłam zajść go od tyłu. Kiedy byłam wystarczająco blisko, rozpędziłam się i wpadając z całą siłą na plecy wokalisty, wepchałam nas oboje do wody. Od ruchowo go puściłam i śmiejąc się czekała aż się wynurzy. 
- Holy shit! Jak zimno!
Jego mina, bezcenna!
- Widzisz jak szybko zmieniłeś zdanie - dodałam totalnie ubawiona. Jared w tym czasie podpłynął i łapiąc mnie wyciągnął z wody.
- Nastraszyłaś mnie ty wariatko. Mam ochotę przełożyć cię przez kolano i...
- Tak wiem, że masz - wtrąciłam, wytykając mu język. 
Po chwili grzaliśmy się już w okolicznym barze, a ja wciąż miałam z niego ubaw.

***


Następnych kilka godzin minęło szybciej niż mogłabym sobie to wyobrazić. Przez ten czas rozmawiałam z Jaredem o wszystkim i o niczym, o rodzinie, o karierze, o życiu, o plotkach i wygłupach. Było wspaniale. Jared przyniósł kosz z prowiantem i wino. Dopiero siedząc na pokładzie obok Jay'a zaczęłam dopuszczać do siebie myśl, że to stanie się dzisiaj. Prawdopodobnie.
- Jesteś zdenerwowana? - zapytał po chwili.
- Oczywiście, że nie. Dlaczego miałabym się denerwować? - odparłam szybciej niż przypuszczałam.
- Kiedy się denerwujesz, zakładasz ręce na pierś i się nerwowo rozglądasz. - Bawiło go to.
- Wcale nie, zakładam je po prostu, od tak - odparłam lekko zirytowana spostrzegawczością Jareda i wstałam, przechodząc się po jachcie.
- Kiedy się denerwujesz trudno ci usiedzieć na miejscu.
Wokalista nadal kontynuował. Po chwili stał już obok mnie.
- Fascynujące stwierdzenie, dzięki. Studiowałeś psychologię? -rzuciłam złośliwie, wkładając ręce do kieszeni kurtki.
- Nadal mi nie powiedziałaś, dlaczego się denerwujesz - wtrącił upijając łyk wina i wbijając we mnie swoje niebieskie spojrzenie. Nienawidziłam jak wypytywał mnie w ten sposób.
- Nie denerwuję się! Wcale. I z resztą nigdy się nie denerwuję -odpowiedziałam bez składu, czując jak się pogrążam. - Dlaczego się śmiejesz?
Jared wciąż uradowany przyglądał mi się bacznie, po czym stwierdził:
- Warto było cię speszyć.
Pogrywał ze mną. W tym momencie poczułam jak krew zaczyna mi szybciej pulsować.
- Słuchaj Jared... - zaczęłam, mierząc w niego palcem.
- Nie widziałem jeszcze, żebyś się tak złościła - dodał rozbawiony, kładąc mi dłoń na policzku. - To zabawne.
To było niesamowite. Pod jego dotykiem poczułam jak mija mi cała złość. Nie lubiłam jak ktoś podchodził mnie w ten sposób, ale to, co robił Jared było tak skrajnie inne. Miałam mętlik w głowie. Pragnęłam go i chyba w tej chwili oddałabym mu się z entuzjazmem. Nikt przedtem nie wyzwalał we mnie tak silnych pragnień.
- Nie podobałoby ci się to.
- Nie jestem tego pewien - odparł zbliżając swoją twarz niebezpiecznie blisko. Zdawał sobie sprawę jak to na mnie działa, a mimo to robił to z pełną świadomością. - Lubię patrzeć jak ktoś taki twardy jak ty, traci nad sobą panowanie. To bardzo fascynujące. Jesteś taka silna a zarazem taka...- kontynuował, gładząc moja szyję. - ... miękka a to cholernie podniecająca kombinacja.
- Nigdy nie zamierzałam cię podniecać.
- Ale to robisz. Powiedz mi coś... - nagle głos Jareda stał się tak delikatny jak jego dotyk.
Na chwilę nie patrzył na mnie, lecz kiedy znów to zrobił, ledwie dałam radę. To było w pełni perwersyjne spojrzenie.
- Czy myślisz o mnie, gdy jesteś sama w swoim łóżku?
- O nie.
Delikatnie się zaśmiał, opuszczając głowę na dół. Chociaż nie przybliżał się do mnie, to czułam jak narasta nasze pożądanie.
- Kompletnie nie umiesz kłamać.... A ja myślę o tobie. Za dużo
Odpowiedziałam mu uśmiechem, po czym wróciłam na miejsce i złapałam swoją lampkę z winem. Poprawiając poduszkę, wygodnie się usadowiłam i patrzyłam jak słońce powoli zniża się ku zachodowi. Okryłam się kocem, było chłodno.
- Veronica... - Jared usiadł przede mną. - Możemy wejść do środka. Nie musisz się obawiać, nic ci nie zrobię aczkolwiek bardzo bym chciał.
Dwuznaczność tego tekstu rozbrzmiewała wyraźnie.
- Nie chodzi o to... Mówiłam, że nie lubię ciasnych pomieszczeń a tam tak jest.
Jared wstając i siadając obok mnie, dodał:
- Zawsze pachniesz kokosem.
W następnej chwili poczułam jak jego miękkie i ciepłe usta, odnalazły moje. Właśnie tego się obawiałam, brakowało mi siły by już się bronić.
- Nie miałam równych szans - wyszeptałam, kładąc mu dłonie na piersi. Jared  w odpowiedzi pomógł mi wstać i nie przerywając całować, prowadził pod pokład.
- Wiem. Miałem nadzieję, że dziś to nastąpi. Niko, zamierzam wykorzystać sytuację - powiedział, przesuwając swoją dłoń najpierw po moim ramieniu, potem po piersi. - Dziś - warknął.- Teraz.
W następnej kolejności byliśmy już w kajucie, a Jared położył mnie na łóżku, sam zaś skierował się do drzwi by je zamknąć.
- Veronico... - zaczął wracając do mnie. Był kompletnie poważny. - Potrzebuję cię. Pozwól mi się kochać…
Czułam się bezsilna. Nie mogłam go odtrącić. Uciszyłam go pocałunkiem. Pragnęłam by mnie dotykał, bo to sprawiało przyjemność. Po chwili nasze ciała przyległy do siebie nazbyt desperacko jakby koniec był bliski, a przecież nie był... Jared trzymał mnie tak mocno jakby się bał, że zaraz mu ucieknę. Nie, nie zamierzałam uciekać. Nie zamierzałam zmieniać zdania. Nie zamierzałam się oszukiwać. Nie zamierzałam trzymać się z daleka.
Zsunął z moich ramion bluzkę, by móc dotknąć nagiej skóry. Przez chwilę przyglądał mi się, jakby zastanawiał się nad moją kruchością. Jednak ręce nie pamiętały o delikatności, były zbyt spragnione. Czułam jak Jared jeszcze tłumi swoją namiętność. Tak bardzo cieszyłam się, że mnie potrzebuje.
 Gwałtownie przewróciłam go na plecy, zajmując się jego ubraniem. Jednakże nie pozwolił mi skończyć. Jakże wspaniale było znów czuć jego ciężar na sobie, mimo resztek ubrań, które nas dzieliły. Moje wygłodniałe usta całowały go aż do zatracenia, a wręcz do samego zapomnienia o wszystkim, nawet o pieszczotach. Jared zaczął mnie pozbawiać bielizny bez pośpiechu, delektując się przy tym każdym gestem. Podziwiałam go za to jak potrafił nad sobą zapanować, ja nie umiałam. To on mnie uspokajał.
 W następnej kolejności mężczyzna zaczął całować moją szyję, co chwilę bawiąc się swoim językiem, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Prawie jęczałam z rozkoszy. Kiedy Jared sięgnął do moich piersi, nie pozostałam mu dłużna. Moja dłoń odnalazła jego muskularne pośladki, po czym wbiłam w nie swoje paznokcie, wywołując tym u wokalisty uśmiech. Trafiony zatopiony,  pomyślałam. Znalazłam w tym siłę, której mi brakowało.
W przypływie gwałtownej,  niepohamowanej i pozbawionej czułości,  namiętności nasze ciała się złączyły. Czułość przyjdzie później, gdy już osłabnie żar i pożądanie. Jared płynnie się poruszając wciąż dotykał moich piersi, poznając ich gładkość, zapach i smak, milimetr po milimetrze. Jego figlarny język doprowadzał do istnego obłędu. Niech nie przestaje! Krzyczało coś we mnie i nim się zorientowałam, mówiłam to głośno:
- Nie... Nie przestawaj...
Delikatnie całował moje sutki, co chwile jednak lekko je ssąc. I na powrót wracał ustami do szyi. Moje usta robiły to samo przemieszczając się po jego torsie. Smak jego ciała, ciemny i gorący tak bardzo mnie podniecał. Moje dłonie wciąż błądziły po jego silnym klatce. Dotykając mięśni, badając smukłe żebra i przesuwając ręce po wąskich biodrach, nie pragnęłam już niczego więcej. Już sam smak jego ust połączony z błogi dotykiem doprowadzał mnie do spazmów.
Zbliżał się prawdziwy huragan... Wyczuwał to w coraz bardziej gwałtownym smaku pocałunku Jareda. Jego ciało reagowało żywo na moje drżące i uległe ciało, wijące się pod jego słodkim ciężarem.  Nasze oddechy przeganiały się. Szybciej i szybciej. Dłoń wokalisty błyskawicznie zsunęła się od piersi aż do biodra, zatrzymując się na udzie.
- Masz cholernie ponętne uda - wycedził mi mężczyzna, ledwie łapiąc oddech i na chwilę przestając.
Jednak ja uczepiłam się jego ramion, otwarta, gorąca i wilgotna. Byłam spragniona aż do bólu. Zatracał się we mnie szybko, za szybko, ale tego chciałam. Nie chciałam kończyć. Wciąż pragnęłam go dotykać i szeptać jego imię.  Mimo to Jared po chwili znów zwlekał, drocząc się ze mną zaczął całować na powrót mój brzuch i biodra, schodząc niżej i niżej.
- O Boże... - wyjęczałam, czując jak umieram z rozkoszy.
Mój krótki i szybki oddech mieszał się z oszalałym biciem serca. Kiedy wrócił ustami do moich ust, na powrót poczułam napływ siły. Nie było już żadnego oporu. Wreszcie spokojna, objęłam go ramionami i gwałtownie pociągnęła na siebie. Należał teraz do mnie a mój umysł był wolny. Znów się kochaliśmy.

***

Leżąc skulona przy Jaredzie, ciągle jeszcze przeżywałam swoje zaspokojenie. Dochodziła dwudziesta. Kochaliśmy się ponad dwie godziny z przerwami.
- Jesteśmy stuknięci.
- Raczej niewyżyci - skontrował Jared bawiąc się moim włosami, które okręcał sobie na palcach.
Moja głowa spoczywała na jego brzuchu. Nie żałowałam tego, co zrobiłam. Czekałam chyba na coś takiego całe, dotychczasowe życie. Będę mieć go tak długo jak się da. Nie ważne, co zdarzy się jutro. Dziś mam wszystko, czego chciałam. Po chwili Jared zmienił obiekt swojego zainteresowania, stała się nim moja lewa ręka. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w mój tatuaż tak jakby szukał w nim czegoś nowego, a przecież dobrze go znał, miał, bowiem identyczny.
- Ze wszystkim możliwych tatuaży wybrałaś właśnie ten - stwierdził, przykładając swoją rękę do mojej w celu porównania. - Dlaczego?
- Bo był najmniej efekciarski - rzuciłam rozbawiona. Od razu usłyszałam charakterystyczne westchnięcie.
- Doprawdy? - spytał z udawanym urażeniem wokalista, cofając swoją dłoń.
- Po prostu strasznie spodobał mi się jego minimalizm i ukryta głębia - dodałam chwytając jego rękę na powrót.
- Zapomniałam o lęku - stwierdziłam, uświadamiając sobie, że leże w ciasnej kajucie. Spojrzałam na Jareda. W jego oczach mogłam dostrzec lekkie iskierki.
- Czyżby lekarstwo na klaustrofobię?
- Na to wychodzi - dodała, kładąc się na nim. Byliśmy nadzy.
- Trzeba sprawdzić tą teorię parę razy, by mieć pewność.  Zechcesz poświęcić swoje ciało do tego doświadczenia? -rzuciłam zadziornie, gładząc jego pierś.
- Na to wychodzi.
Po chwili nasze usta, a w końcu i ciała, znów się złączyły.

***

Leżałem cichy i odprężony razem z Veronicą. Nie zdawałem sobie sprawy jak przez ostatnie tygodnie byłem napięty. Ale teraz już wiedziałem. Nigdy przedtem tak się nie czułem. Nie mogę jej tego powiedzieć. Nie uwierzy. Jak mogłem jej to powiedzieć skoro sam ledwie w to wierzyłem. Co czułem? Opanowała mnie i nie potrafiłem się bronić. Potrzebowałem jej. Zamknąłem oczy i próbowałem zebrać myśli. Kiedy je otworzyłem dziewczyny nie było. Spałem. Wciągając spodnie i  T-shirt, wyszedłem na pokład. Siedziała skulona na dziobie. Mimo chłodu miała na sobie jedynie koszulę. Zdawała się być zamyślona, nie zauważyła mnie.
Kiedy podszedłem bliżej zauważyłem, że kobieta w jednej ręce trzyma kieliszek wina a w drugiej mały niedopałek. Nie musiałem pytać, co to, czułem ten specyficzny zapach marihuany. 
- Nie miałem pojęcia, że popalasz.
- Dobrze się maskuję. Dasz mi reprymendę? - zapytała z udawanym śmiechem.
- To twój wybór, nie mam prawa ci niczego narzucać, mogę jedynie sugerować... - zacząłem, widząc, że jest nie obecna dodałem. - Co cię trapi?
- Wiesz, nie jestem odporna na ból wewnętrzny - odwróciła głowę w bok i wychylając się za burtę zamoczyła dłoń w oceanie .- Nie dojdę do siebie.
- Dlaczego zakładasz, że cię skrzywdzę? - zapytałem.
- Świadomie czy nie tak się stanie.
- Nie! Powiedz mi jedno, dlaczego przy mnie stajesz się tak niepewna, nie poznaję cię - odparłem lekko zdenerwowany, łapiąc ją za ręce.
- Nie muszę ci się tłumaczyć - rzuciła Veronica, oddalając się ode mnie. Nie wiedziałem, co ją napadło.
- A dlaczego miałabyś tego nie robić? - dodałem chwytając ją za dłoń i z powrotem przyciągając do siebie. Spoglądając na mnie w końcu się odezwała:
- A niby jesteś taki spostrzegawczy, czyż nie? A nie widzisz, co masz przed sobą - jej głos nagle zadrżał i się załamał. - Zakochałam się w tobie! - krzyknęła i odsunęła mnie od siebie. - Nie chciałam tego powiedzieć.
- Nie! Zaczekaj - zacząłem, próbując ją  zatrzymać. - Chcesz się tak po prostu odsunąć po tym, co mi powiedziałaś?! - mój głos prawie się łamał, znów patrzyła mi w oczy.
Zaskoczyła mnie tym wyznaniem.
- Nie chciałaś tego powiedzieć, ale tak czujesz.
Nagle się uśmiechnęła i ścisnęła moją koszulkę.
- Masz dołeczki w policzku, kiedy się uśmiechasz, jesteś taka urocza. I taka zamknięta.
- Próbujesz mnie onieśmielić? - zapytała, już weselej.
- Oczywiście - odparłem zsuwając bluzkę z ramion i dotykając jej piersi. - Udało mi się?
Drżała, nagle sobie uświadomiłem jak dużą władzę mam nad jej ciałem, sercem i umysłem.
- Udało ci się - wymruczała mi w twarz, pieszcząc mój brzuch. To było wspaniałe uczucie.  Po chwili zdjęła mi koszulkę.
- Pragnę cię aż do bólu. Jestem nienormalna, niewyżyta i w dodatku nie potrafię się zmienić.
Zaczęła powoli całować mnie w szyję, po czym rozpięła moje spodnie i zsunęła je na biodra. Następnie pociągnęła mnie na podłogę. Boże jak ona mnie intrygowała i zadziwiała! Na razie to ona przejęła kontrolę. Pod dotykiem jej języka czułem jak moja skóra robi się niebezpiecznie gorąca. Kiedy tak poruszała się na moim ciele, czułem przyśpieszone bicie jej serca. Nic, nawet fakt, że znajdowaliśmy się na pokładzie gdzie było dość zimno, nie był w stanie jej powstrzymać. Błądziła po moim wilgotnym ciele.  Chciała sprawić mi przyjemność.
Pozwalała swoim dłonią bezwładnie się przemieszczać, lecz kiedy poczuła reakcję, zatrzymała się na chwilę. W tej chwili byłem równie słaby, co ona. Powoli dotykając mojej męskości, torturowała mnie. Ale co to były za tortury! Gdy skończyła na powrót wróciła do moich ust. Przygryzając jej wargę, postanowiłem się odwdzięczyć. Przewracając ją na plecy wszedłem w nią, zapominając o ostrożności. Byłem zbyt podniecony.  Poddała mi się całkowicie, prawie nie oddychając. Pożądanie, wciąż i wciąż. W końcu zostały już tylko wyczerpane, słabe ciała. Leżałem z twarzą zanurzoną w jej włosach. Nie byłem w stanie się poruszyć, choć wiedziałem, że swoim ciężarem sprawiam jej trudność. A mimo to Veronica wciąż drżała.  
Spojrzałem na jej twarz. Była taka spokojna i zadowolona. Nie mam pojęcia, dlaczego ale poczułem niespodziewany ból. Nasilał się, gdy się do mnie uśmiechała.
- Veronica... - zacząłem, nie wiedząc, co powiedzieć. Jej uczucia były nowością. Nagle na jej ramieniu zauważyłem siny ślad.  Odpowiadała rozmiarem mojemu palcu. Przeraziło mnie to,  nigdy jeszcze nie ścisnąłem kobiety tak mocno.
- Co jest? - zapytała, podążając za moim wzrokiem. - Masz silne dłonie.
Spojrzałem jej w oczy. Było mi głupio.
- Nie chcę cię krzywdzić - powtórzyłem się, na co kobieta tylko delikatnie mnie pocałowała.
- Nie bój się, mam już dość - rzuciła ironicznie.
Nagle poczułem na swoich plecach krople deszczu, które wzbierały na sile.
- Musimy wracać.
Pociągając ją w górę, jeszcze przez moment patrzyłem jak krople deszczu spływają po jej twarzy przesuwając się w dół, po nagim ciele. Uśmiechała się, ocierając mokrą twarz.
Droga do domu  minęłam nam na przyjemny milczeniu. W sumie żadne z nas nie wiedziało, co powinno było powiedzieć. I po przemyśleniu... Tak było lepiej. Na moim odtwarzaczu Veronica odnalazła sporo piosenek Florence+The Machine, którą zafascynowałem się dwa lata temu. Już wtedy przeczuwałem, że dziewczyna z takim głosem nieźle namiesza i .... Nie pomyliłem się. Teraz była na szczycie. Veronica lubiła Florence, nawet bardzo. Do tego stopnia,  że wokalistka umilała nam całą drogę powrotną.
- Jared...
- Tak? - odpowiedziałem Veronice.
- Nie pamiętam już, kiedy byłam tak rozdarta. To, co właściwe i zabronione. Logiczne. Bez ładu. Przyjemne, a sprawiające ból. To, czego potrzebuję, a co mam. To, co...
- Nie mów już o tym. Nie analizuj tyle, myślisz, że ja nie czuję tego rozdarcia? Po prostu nie róbmy nic, to dzieje się samo - przerwałem jej. - Chyba.
- Spieprzyłam dotąd wszystko, co było ważne. Nie chcę...
- Przypomina mi się pewna legenda. Kiedy byliśmy w Japonii usłyszałem ją od jednego z przewodników.
- Opowiedz mi - poprosiła, podkulając na siedzeniu nogi. Przywodziła mi na myśl małą dziewczynkę, która ucieka do wyimaginowanego świata, gdy ten realny zbyt mocną ją niszczy.
- Jest takie japońskie święto Tanabata, które obchodzi się, gdy zbliżają się do siebie gwiazdy, Wega i Altair, rozdzielone przez Drogę Mleczną. Według ludności symbolizują one parę kochanków, Orihime i Hikoboshi. Orihime była dobrą córką i tkała szaty, które strasznie podobały się jej ojcu, dlatego aby go uszczęśliwić poświęcała się pracy do tego stopnia, że sama była nieszczęśliwa, bo nigdy nie zaznała miłości. Ojciec w końcu to zauważył i postanowił umówić ją z Hikoboshi, który pracował po drugiej stronie Niebiańskiej Rzeki. Gdy młodzi się spotkali od razu się w sobie zakochali i wkrótce zostali małżeństwem. Jednak po ślubie zakochani tak bardzo byli zajęci sobą, że Orihime nie tkała już szat a Hikoboshi zaniedbał swoją pracę. W przypływie gniewu ojciec dziewczyny rozdzielił zakochanych i nakazał zostać im po przeciwnych stronach rzeki. Widząc jak Orihime wciąż płacze, ojciec pozwolił parze spotykać się każdego siódmego dnia siódmego miesiąca pod warunkiem, że córka przez resztę dni będzie ciężko pracować.
Zrobiłem małą przerwę by odetchnąć. Veronica od razu bacznie mi się przyglądała.
- I co dalej? To już koniec? Jared! - pytała.
- Ależ ty niecierpliwa kobieto. Na czym skończyłem...
- Na spotkaniu.
- Aha tak - rzuciłem, rozglądając się czy nic nie jedzie i czy mogę spokojnie skręcić. - No i podczas ich pierwszego spotkania młodzi spostrzegli, że nie mogą przekroczyć rzeki, bo nie było tam mostu. Wtedy Orihime rozpłakała się tak mocno, że z północy przyleciało stado srok, które ze swoich skrzydeł utworzyły most. Jednak, gdy pada deszcz sroki nie mogą przylecieć i para kochanków musi czekać cały rok na kolejną szansę spotkania. Japończycy obchodzą je właśnie siódmego lipca. Dla nich jest to dzień, kiedy spełniają się marzenia - skończyłem a dziewczyna przez chwilę milczała.
- To okrutne.
- Ale jakże piękne. Nigdy nie byłem ckliwy, ale uwielbiam taki ludowe legendy, bo mają w sobie jakąś nieosiągalną magię. Mimo tylu przeszkód, wygrali, bo ich uczucie przetrwało...
Na chwilę zamilkłem.
- Wiesz, kiedy byłem w Japonii obiecałem sobie,  że wrócę tam właśnie na Tanabate, gdy nie będę w stanie zrobić nic, kompletnie NIC by spełnić swoje marzenia. Możesz powiedzieć, że to głupie...
- Nie.
- I dziecinne - dokończyłem. - Ale wiem, że gdy w coś bardzo wierzymy, choć nie możemy działać, jakaś siła nam pomaga.
- Nie, nawet nie przeszło mi to przez myśl - odpowiedziała jak najbardziej szczerze, posyłając mi poważne spojrzenie. - Myślę, że... że to do ciebie w pełni pasuje.
- Wiesz, dlaczego opowiadam tą legendę? Bo wierzę w jej przesłanie. Ludzie, którym ją opowiadałem w większości mówią, że to historia nieszczęśliwej miłości a przecież to właśnie jest NAJPRAWDZIWSZA MIŁOŚĆ, bo choć wydaje się, że stracili to, co oczywiste - siebie, swoje słabe ciała, to przecież zyskali coś, co jest dane tak nielicznym. Prawdziwe, znoszące próbę czasu uczucie. Ponadczasowe. Szczęście w całym jego bólu. I tego właśnie pragnę.
Na chwilę znów pogrążyłem się w myślach. Czułem jednak, ze Veronica na mnie patrzy. Odwróciłem głowę by sprawdzić, co ma na myśli.
- Japoński w twoich ustach jest zbyt seksowny - rzekła.
- Nie słyszałaś jeszcze mojego francuskiego.

***

Do domu dotarliśmy przed północą. Kiedy weszliśmy marzyłam już tylko o łóżku. To był męczący dzień, ale jeden z najlepszych w moim życiu. Zahaczyłam jeszcze o kuchnię by zabrać swój telefon, który zostawiłam na blacie. Przy okazji postanowiłam napić się wody. Kiedy nalewałam wodę do kuchni wpadł Shannon. Rzucił mi: cześć, po czym zaczął czegoś szukać, jednak moją uwagę przykuło coś zupełnie innego. A mianowicie to, że starszy Leto miał na sobie tylko dół piżamy. Odkąd mieszkałam z braćmi Leto nie miałam jeszcze okazji oglądać jednej z najbardziej umięśnionych i seksownych klat na świecie. Jak mogłam nie zabłądzić do jego pokoju?! 
- Eh eh.
Z odrętwienia wyrwał mnie dość głośne kaszlnięcie Jareda, który przyglądał mi się z mało zadowoloną miną pokazując mi coś wzrokiem.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że woda w szklance już dawno się przelała a ja prawię się ślinię. Matko, jestem żenująca. Szybko zakręciłam butelkę i w odpowiedzi posłałam wokaliście spojrzenie mówiące:  No, co? Jestem  TYLKO kobietą. W tej chwili Shannon wydał z siebie okrzyk zadowolenia, najwidoczniej znalazł to, czego szukał, po czym jak gdyby nic zaczął nam się przyglądać.
- Długo was nie było - rzucił w stronę Jareda.
- Byliśmy na Santa Catalinie.
- Cudnie. Annabelle wpadła, liczyła, że cię zastanie, miała jakąś sprawę do ciebie.
- Dzięki za wiadomość. Pewnie się odezwie. To wszystko?
Przez moment wpatrywałam się w braci.
- A tobie się coś rozlało - rzucił w pewnej chwili do mnie Shannon, posyłając mi "niewinne" spojrzenie i uświadamiając mi, że jeszcze tego nie sprzątnęłam.
- Ty mógłbyś nie paradować pół nagi po domu, nie mieszkamy sami jakbyś nie zauważył - skontrował go od razu Jared. 
- Veronice to nie przeszkadza, prawda? - zwrócił się do mnie Shann, drocząc się z Jaredem.
- Skądże - palnęłam mimowolnie i od razu postukałam się w głowę. Głupia, głupia!
Jared tylko się spojrzał i nie zamierzając dłużej dyskutować z Shannonem poszedł na górę. Po chwili zbierał się i Zwierzak.
- Zapomniałem! - powiedział, stojąc na progu. - Zrób coś z TYM dziadostwem - stwierdził, wskazując palcem na moje BlackBerry. - Bo pikało i dzwonił cały dzień! Kurwicy mało nie dostałem i  nie wiele brakowało a utopiłbym go w kiblu.
- Ups - wycedziłam, przybierając minę niewiniątka i unosząc bezradnie ręce.
- Dokładnie, u p s - skontrował mnie perkusista, po czym zniknął.
W końcu i ja udałam się do siebie, niechętnie przeglądając telefon.

***

Zanim udało mi się położyć była już druga, więc kiedy rano zadzwonił budzik, nie byłam w stanie się podnieść. Z trudnością sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam, do Darrena, mówiąc, że słabo się czuję i przyjdę troszkę później. Zadowolony nie był, ale zważając na to jak ostatnio intensywnie pracowałam, w końcu stwierdził, że nie się przecież nie stanie jak przyjadę później.
Jednakże przed dziewiątą nieodwołalnie musiałam się zebrać. Idąc pod prysznic w przypływie wewnętrznej radości zaczęłam sobie nucić, co zdarzało mi się naprawdę rzadko. O wiele częściej wygłupiałam się do piosenek, udając gwiazdę rocka.
- Łatwe życie, wolna miłość. Sezonowy bilet na przejażdżkę w jedną stronę. Nie chcę niczego, pozwólcie mi być... Jestem na autostradzie do piekła, na autostradzie do piekła. Autostradzie do piekła…  **
W następnej kolejności wyszukałam sobie odpowiednie ubranie i nakładając szybki makijaż, byłam gotowa. Pakując plecak, przypomniało mi się, co miałam jeszcze zrobić przed wyjściem. Gdy wczoraj wróciłam, zauważyłam, że Shannon najwyraźniej świetnie bawił się w moim pokoju, ponieważ na parapecie stoi pusty kubek po kawie a na łóżku leży jego iPad. Zabierając obie rzeczy skierowałam się do pokoju Zwierzaka a widząc, że drzwi są uchylone, weszłam do pokoju. No oczywiście, śpimy sobie w najlepsze, ale już zaraz. Widząc, że mężczyzna śpi zakryty po samą głowę, nie zastanawiają się długo, wzięłam lekki rozpęd i z całą mocą rzuciłam się na perkusistę.
- Pobudka! - krzyknęłam, ale w tej samej chwili dało się słyszeć jęk bólu.
- Auł! Złaź to boli! - wydarł się damski głos z pod przykrycia.
Przerażona momentalnie rzuciłam się, aby zejść, jednak w ostateczności to COŚ pode mną zaczęło się wiercić i z hukiem, obracając się przez ramię, wylądowałam na podłodze. W tej samej chwili kołdra się podniosła a ja ujrzałam Lane del Rey i jej nagie piersi.
Dziewczyna jednak szybko się zakryła i w tej samej sekundzie do pokoju wpadł przerażony krzykiem kobiety  Shannon. Z kompletnie rozdziawionymi ustami obróciłam ku niemu głowę. Perkusista układając sobie w głowie tą historię i widząc mnie, siedzącą niczym zbity pies na podłodze, zaczął zanosić się śmiechem. Po sekundzie śmialiśmy się oboje. Oczywiście całą zabawę zepsuła Lana, mało zadowolona.
- Shannon! A  ciebie, co naszło? A TY, co do cholery wyprawiasz?! - teraz zwracała się do mnie.
Wymieniając spojrzenia z Shannym, podniosłam się.
- Przepraszam - rzuciłam, powstrzymując śmiech. Masując sobie obolały tyłek, zaczęłam się wycofywać. - Pogadamy jak wrócę z pracy, teraz śpieszę się - dodałam i poklepałam Shannona po ramieniu wciąż się śmiejąc. Zamykając drzwi usłyszałam jeszcze Lanę mówiącą do Shanna:  Co ona sobie wyobraża, kim ona.... Ale olałam to. Na korytarzu spotkałam Jareda, którego też zwabił krzyk i huk.
- Hej co tam się stało?
- Rozgniotłam leciutko Lanę - wycedziłam z uśmiechem, zbiegając ze schodów.
- Leciutko? - odpowiedział mi z równie wielkim uśmiechem Jared.

***

Yello :)


Nie mam zbyt dużo do powiedzenia. Po pierwsze, pisało mi się ten rozdział strasznie! Kompletnie nie miałam pomysłu, a kiedy już miałam opisy, to poprawiałam je cztery razy i prawie wyrzuciłabym to w pizdu. Wciąż nie jestem z tego zadowolona, ale nie mogę tkwić w miejscu i liczę, że jeszcze was zachwycę. Po drugie, obiecałam więcej akcji ale wyszło jak wyszło... i akcja jest ale gdybym zawarła to o czym myślę tu byłby to za długi rozdział tak więc następny, będzie duże zaskoczenie. Więcej nie mówię. Po trzecie, co do opowieści które przedstawia Jared. Są one prawdziwe ( niestety ja ich nie wymyśliłam) i do sprawdzenia na kochanej Wikipedii.


PROVEHITO IN ALTUM!





















*"Nawet gdy próbuję zwyciężyć w tej walce, moje serce przejmuje władzę nad rozumem. I nie mam na tyle siły by trzymać się z dala"- Apocalyptica, Not Strong Enough.



** Living easy, loving free. Season ticket on a one-way ride, asking nothing, leave me be...na an na... I'm on the highway to hell, on the highway to hell! Highway to hell, I'm on the highway to hell....- AC/DC, Highway to Hell.

5 komentarzy:

  1. Czekałam na to aż Veronika i Jared wreszcie to zrobią (nie żebym była jakaś napalona czy coś).
    Te opisy są świetne, jestem oczarowana tym *__*
    Jestem ciekawa jak się potoczy dalej akcja pomiędzy Jaredem i Niko :) Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie obawiaj się, na pewno tym rozdziałem nikogo nie zawiodłaś. Bo według mnie był on bardzo dobry, wręcz fantastyczny i faktycznie dałaś w tym rozdziale więcej akcji pomiędzy Jaredem i Veroniką. :)
    Intrygujące jest to, że Veronica po woli zatraca się w Jaredzie. I również to, że oboje mają na siebie taki wpływ. W końcu zbliżyli się umysłem i ciałem a nadal łaknął siebie nawzajem.
    Ps. N pewno zdajesz sobie sprawę iż niewiele brakuje Ci do naprawdę idealnego rozdziału.. czekam na to tzw. 'zaskoczenie' o którym piszesz. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jared i Lana w duecie HAAAAH! Chciałabym to usłyszeć naprawdę.

    Za każdym razem kiedy piszesz coś w stylu ‘spojrzałam na wokalistę, który szeroko się uśmiechał’ tak łatwo mi przywołać w głowie ten obraz i tak mi ciepło. Ten pieprzony uśmiech ehh… Uśmiech nie schodził mi z twarzy kiedy czytałam o myślach Veronicki kiedy płynęli jachtem xD

    Pięknie Ci wyszedł opis wyspy i plaży. Bez najmniejszego problemu oddałam się klimatowi jaki stworzyłaś, jakoś tak magicznie Ci to wszystko wyszło.

    Akcja jak Jared naśmiewa się ze zdenerwowania dziewczyny świetna, nie wiem czy już kiedyś to pisałam, pewnie tak, ale MASZ TALENT! Piszesz co raz lepiej.
    A już pytanie ‘myślisz o mnie, gdy jesteś sama... w swoim łóżku?’ :o zwaliło mnie z nóg!!! Dosłownie miałam taką minę :o jednocześnie zrobiło mi się gorąco i lodowato, aż sama się zaczęłam denerwować w tym momencie. No po prostu ŁAŁ dziewczyno! Zajebiście Ci to wyszło!!! A to co było później… brak mi słów po prostu. Autentycznie brak mi słów, aż mi się w pewnej chwili płakać zachciało z zazdrości chociaż to tylko fikcja…

    ‘Nie pamiętam już kiedy byłam tak rozdarta. To co właściwe i zabronione. Logiczne. Bez ładu. Przyjemne, a sprawiające ból. To czego potrzebuję, a co mam. To co...’ Jakbym czytała o swoich uczuciach. No żywcem wyciągnięte z mojego wnętrza.

    Scena z przelewającą się ze szklanki wodą i nagą klatą Shannona- MISTRZOSTWO świata xD Biedna dziewczyna, weź tu się człowieku opanuj jak taki widok przed oczami *__* Ostatnia akcja z Laną też dobra xD ‘rozgniotłam leciutko’ mhyyyyym!

    Przepraszam, że ten komentarz to więcej cytatów niż moich własnych zdań, ale nie jestem w formie. KOMPLETNIE. Co z resztą widać. To mój pierwszy komentarz i w ogóle wpis od ponad dwóch tygodni… dużo się wydarzyło. Pomału się zbieram do napisania notki u siebie, która mam nadzieję, że mnie rozgrzeszy.
    Zaszokowana jestem tak małą ilością komentarzy pod rozdziałem! Dla mnie jest genialny, rozumiem, że kiepsko Ci się go pisało, tak bywa, ale rezultat jest zajebisty! Uwielbiam ten rozdział a jak przeczytałam, że będzie jeszcze więcej akcji i następny rozdział nas zaskoczy to już siedzę i czekam w MEGA napięciu… Napisz mi PROSZĘ na kiedy planujesz publikację następnego? Napisałaś go już??
    Zdjęcia pod rozdziałem… <3 JESTEM FANGIRLSEM tego Pana i nie ma się co oszukiwać… ;)
    Gorąco Cię ściskam, pozdrawiam, weny życzę i cierpliwości!
    P.S. Jeszcze raz muszę napisać, że jestem pod OGROMNYM wrażeniem tego rozdziału! Szkoda, że ja nie mam takiego talentu, bo bym Ci napisała co czuję jak czytam Twoje rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  4. witaj moja umarła:) myślałam że zycie już totalnie cię pochłonęło bo dłuuuugo nie dawałaś znaku, no ale jesteś już! nawet nie wiesz jaki miałam smile kiedy zobaczyłam twój komentarz! przywiązałam się do ciebie i naszej wymiany zdań, bardzo wiec się nie dziw. ja się bardzo łatwo uzależniam od takich rzeczy.
    wiesz, tym razem zaczęłam intensywniej myśleć: co JA bym powiedziała, zrobiła. No i mamy efekt, Totalnie mi się nie kleiło więc mówię sobie czemu nie. Wyszło, podoba się. Teraz wiem w jakim kierunku iść. Chyba rozumiem twoją zazdrość... ja sama zaczęłam jej zazdrościć. Trochę lukrowo mi wyszło ale niestety(albo stety) dalej będzie... rozmaicie ;) Co do kolejnego rozdziału to... tak jakby, coś... :P kiepska sprawa krótko mówiąc. Kompletnie nie miałam czasu, ale nadrabiam już!Mam ćwiartkę i myślę sobie że całość pojawi się w czw.? Ale nie daję głowy. Może wcześniej, może później ale na 100% w tym tyg.
    ;)Dużo komplementów, dzięki

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęłam pisać ten komentarz i z pierwszym słowem wpadł mi do głowy pomysł na to jak napisać kolejną notkę i równocześnie piszę tu komentarz i w wordzie kolejny wpis do siebie.
    Nawet nie wiesz jak łatwo ja się uzależniam od takich rzeczy. Twoje opowiadanie i kilka innych to coś jak telenowela, wciąga bez reszty, czekam i czekam na kolejne rozdziały z taką niesamowitą niecierpliwością.
    Ta nasza ;wymiana zdań' jak napisałaś, to fajna rzecz, ale tak się zastanawiam, co sprawia, że wciąż wchodzisz na mojego bloga i piszesz to wszystko... nie masz jeszcze dość mojego zrzędzenia, smęcenia itd?

    Piszesz, że niektóre sceny wyszły przesłodzone? Że tak brzydko powiem- mam to w dupie. Napisałaś to tak, że mi się podoba bardzo i nie ważne, że ocieka lukrem aż się rzygnąć chce. Mnie to porwało i koniec :) Dalej będzie rozmaicie? Nooo kurde nie mogę się doczekać :( Chciałabym już całe to opowiadanie, do końca! Nie lubię czekać! To tak jak z czekaniem na kolejny tom ulubionej książki... a kiedy ją już w końcu dostaję w ręce to czytam i czytam bez przerwy jednocześnie nie chcąc żeby kiedykolwiek się skończyła... ja i moja psychika :P Kiedyś przeczytałam książkę 500 stron w jeden dzień :| zajęło mi 12 godzin, skończyłam w nocy a bolało mnie WSZYSTKO! Tak mam, dlatego UWIELBIAM te Twoje długie rozdziały :)
    Dobra, spadam do siebie piać to co do napisania...
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.