piątek, 21 grudnia 2012

29. Just turn to my embrace, I won't let you come to nothing . . . *

Without a word
***

Veronica:

   Dlaczego wszystko, co złe musi być tak bardzo kuszące? Dlaczego Bóg uczynił człowieka jako nikłą powłokę, a zło przyoblókł w najciekawsze atrybuty? Nie mam bladego pojęcia, przecież jest najlepszym Architektem. W każdym razie jako dusza uwięziona w słabym ciele, nie pozostałam obojętna na uroki jakie oferowało mi życie i po raz kolejny, niewiele myśląc, dałam się ponieść. Od kiedy tylko pamiętam, zawsze lubiłam pić alkohol. W sumie to chyba najbardziej uwielbiałam ten stan, kiedy czujesz się odprężonym, śmiejesz się, masz ochotę tańczyć i nawet upadek, jeden z wielu, nie jest w stanie wyprowadzić cię z tego błogostanu. Tak, dla tych paru chwil warto było się upić. Jednak czasem bardzo łatwo jest wypić o jeden kieliszek za dużo... i wtedy zaczyna się dziać.
   Kiedy na imprezie u Terrego, Jared spotkał znajomych, potrafił rozmawiać w nieskończoność, co nie koniecznie mi, powiedzmy już lekko wstawionej, podobało się. Zostawiając Jareda, udałam się do toalety. Kiedy z niej wracałam, zatrzymałam się przy Krwawej Mary by uzupełnić swoją szklankę. W tym samym momencie przez salę przebiegł rozbawiony Margera, który zauważając mnie, w ostatniej chwili złapał moją rękę i pociągnął za sobą. Nagły ruch spowodował, że trzymana przeze mnie szklanka, wyślizgnęła się i bezdźwięcznie wśród szumu zabawy, rozbiła się na ceramicznej podłodze, zostawiając po sobie czerwoną kałużę.
- Chciałaś zobaczyć  świrów w akcji? To teraz masz okazję! Jedziemy.
-  Że, co? Ale gdzie?!- Wybełkotałam, przeciskając się za brunetem.- Ale ja nie mogę... Jared, on...
- Uwierz, nie wiele nas tu ominie. Wrócimy za... godzinę? Będzie okay.
- Przez ciebie wylałam swoją Mary.- Wtrąciłam, gdy wsiadaliśmy do auta.- Wiesz, że cię zabije, Bam? I mówię całkiem poważnie.
- Podziękujesz mi za urozmaicenie wieczoru jak zobaczysz Johnny'ego. A tu masz coś w ramach rekompensaty.- Rzucił mężczyzna odpalając auto i podając mi butelkę z tequilą. Pociągając łyk alkoholu, szeroko się uśmiechnęłam. W tym momencie było mi kompletnie obojętne, co stanie się jutro, ba! Za godzinę. Ruszając z piskiem opon z pod domu Richardsona, zaczęłam się głośno śmiać.
- Ej, mała co ci tak do śmiechu?
- Wiesz, to takie zabawne gdy wszystko wiruje i gra ta muzyka. Jestem kompletnie zalana i Jared mnie powiesi jak wrócimy...Ej! Ty też wirujesz Bam, o tak, zobacz.- stwierdziłam, wciąż się śmiejąc i machając dłonią. Mężczyzna tylko głośno się zaśmiał, a ja poczułam jak nachodzi mnie fala nudności.
- Wszystko w porządku?
- Ja chyba..- Nie dokończyłam. Wychylając się przez okno zwymiotowałam. Usłyszałam jak Bam coś krzyczy, ale nie przejęłam się tym.- Nie panik..- Znów. Wycierając się i siadając na fotelu, czułam że chyba mam dość. - Jedź.
To, co wydarzyło się w dalszej części  było jedną, wielką pustką z przebłyskami. Pamiętam jedynie tyle, że przyjechaliśmy razem z Bamem na West Boulevard, gdzie poznałam Johnny'ego Knoxville i jeszcze paru kumpli Margery z Jackassa. Paru z nich nieźle się upiło i Johnny postanowił wykorzystać sytuację i wyciąć im numer, dlatego potrzebny był mu Margera. W czasie gdy chłopaki szykowali numer, ja poznałam resztę ekipy, która wciąż piła. 
- Jesteście kurwa obrzydliwi.
- Tak nam mów, kochanie. Ale nie słyszałaś jeszcze...
- NIE! Nie chcę tego słuchać Steave! Wystarczy mi o twoich wymiocinach!- Krzyknęłam zasłaniając uszy kiedy siedzący obok mnie mężczyzna zaczął opowiadać o najgorszych numerach jakie wycieli. Śmiałam się nie mogąc uwierzyć, że Margera zostawił mnie z bandą tych świrów.- Podaj mi lepiej tę tequilę.
Nie wiem jak długo siedziałam tam z Ryanem, Prestonem, Chrisem i Steavem-O, upijając się, ale w końcu przywykłam do ich towarzystwa. 



***

Ból. Ból rozsadzający niemiłosiernie moje podbrzusze i głowę był nie do zniesienia. Wyrwane wnętrzności to pierwsze, co poczułam, gdy odzyskałam świadomość. Tkanka rozciągana milimetr po milimetrze. Uczucie jakby ktoś ścisnął ci wszystkie kiszki, a potem na powrót wcisnął do twojego brzucha. Do tego dochodziły cholerne uderzenia gorąca i piekielne zawroty głowy, które sprawiały, że zaraz wypluję swój żołądek. Przez moment myślałam, że jestem na karuzeli, ponieważ mrok przed moimi oczami wciąż wirował. Natomiast głowa zbyt ciężka by poruszyć jakąkolwiek kończyną, ściągała mnie nie ubłaganie na dół. W czasie gdy czyjeś dłonie wciąż mnie dotykały, usłyszałam nad sobą głosy. Kiedy próbowałam podnieść powieki, od razu oślepiło mnie białe światło.
- Podaję ksentopirynę.
- Jak długo była w takim stanie?
- Nie wiem... jakiś czas... godzinę może... nie wiem!
- Dwa miligramy polihloryny dożylnie. Jakie miała objawy? To ważne.
- Wymiotowała i przewracała się, ale mówiła, że jest dobrze, a potem miała drgawki.
- A jak długo miała ten płytki oddech?
- Po tym jak zemdlała.. nie wiem!
- Zabieramy ją na płukanie żołądka. Czy pan jest z rodziny? Podnieść ją!
W tym samym momencie czując jak żołądek na powrót podchodzi mi do gardła, zwymiotowałam. Momentalnie jakieś silne dłonie podniosły mnie, a inne zaczęły mnie wycierać. Nie miałam pojęcia co się działo, ale czułam, że zaraz umrę. Wszystko mnie dosłownie paliło. Następnie znów straciłam przytomność.



--
- Halo. Niech pani otworzy oczy. Halo! Proszę otworzyć, nie może pani teraz spać. Halo!
Tych parę słów, połączonych z nieprzyjemnym klepaniem po policzku, rozchodziło się echem w mojej głowie. Natręt, który próbował nakłonić mnie do podniesienia wręcz stalowych powiek i otwarcia oczu, nie odpuszczał. Wydawało mi się nawet, że znam ten głos, że mówił już do mnie, ale ból rozchodzący się po moim brzuchu, nie pozwalał myśleć.
- Podnieście oparcie, trzeba ją posadzić.
Po tych słowach poczułam jak coś za moimi plecami unosi się, a jakieś silne dłonie poprawiają moje ciało, by udawało pozory, że siedzę. Jednak byłam tak bezwładna, że osunęłam się na bok lecz "oni" znów byli szybsi i mnie złapali. W tej samej chwili natręt uniósł moje powieki, swoimi palcami a mnie oślepiło bezczelne, białe światło nad moją głową, trzymane przez innego natręta.
- Proszę mi pomóc i spojrzeć na mnie, dobrze? Wiem, że to trudne, ale proszę się postarać.
Nie mając wyjścia, przyjrzałam się mężczyźnie. Był przystojny. Miał młodą twarz, choć siwa broda postarzała go. Przenikliwe, niebieskie tęczówki sprawiały wrażenie, że jest sympatyczny. W okularach na nosie i białym fartuchu, musiał być lekarzem. Kiedy byłam w stanie otworzyć samodzielnie oczy, mężczyzna poprawił się na krześle i spojrzał na mnie.
- Zacznijmy od początku. Ja nazywam się Smith i jestem lekarzem dyżurnym. Jest pani w szpitalu miejskim. Przywiózł cię tu twój znajomy około godziny temu, ponieważ straciłaś przytomność i płytko oddychałaś. Podaliśmy pani leki i zrobiliśmy płukanie żołądka, ponieważ było to zatrucie alkoholowe. Miała pani sporo szczęścia, że przyjaciel dość szybko zareagował bo mogła pani zapaść w śpiączkę i niestety, ale musimy zatrzymać panią do jutra w szpita...
- Proszę dać mi coś na ból bo zaraz umrę.- przerwałam lekarzowi, skręcając się na łóżku i osuwając coraz niżej. Choć głowa bolała mniej, ból z wnętrza paraliżował wszystko i nie pozwalał myśleć. W tej chwili nie obchodziło mnie nic, poza pozbyciem się źródła cierpienia.
- Przykro mi, ale nie możemy podać pani silnych leków ponieważ, alkohol w pani krwi będzie utrzymywał się jeszcze przez kilkanaście godzin. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Pani organizm musi teraz dojść do siebie.
Momentalnie poczułam jak nabrzmiewają mi ze wściekłości wszystkie żyły. Co ten dupek mógł wiedzieć?! Jak przy każdym oddechu czułam odrywające się płuca i odklejający się od ścian, żołądek. Coś na wzór żaru rozpalało mnie od wewnątrz i przyprawiając o mdłości, skręcało całe ciało.
- To się pierdol! Myślisz, że jak masz fartuch to możesz się nade mną wyżywać?! No, co? Widzę jak patrzysz z wyrzutem i myślisz sobie: a dobrze jej tak, chciała chlać, niech teraz zdycha. Wypierdalaj ode mnie razem z tą lampą!- Wydarłam się, uderzając dłonią w zwisające nade mną oświetlenie. Lekarz popatrzył na mnie z oburzeniem i wyszedł.
- Pieprzony złamas!
Wydarłam się gdy opuścił mój pokój i przewróciłam na bok, modląc się by ten koszmar się skończył. To, że chciałam teraz umrzeć, to było mało powiedziane. Mój wzrok zatrzymał się na zegarze ściennym, który wskazywał piątą rano. Nie wytrzymam tu do jutra, pomyślałam, powstrzymując narastającą we mnie histerię. Przewijający się w mojej głowie obraz Jareda, wcale nie pomagał się uspokoić, a wręcz przeciwnie. Wizja konfrontacji z wokalistą przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. W tym samym momencie ktoś zapukał i następnie drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł,  wciąż jeszcze przerażony brunet.
- Hej, takich numerów to nawet w Jackassie nie odwalaliśmy. Co to kurwa było? Żebyś widziała jak się przestraszyłem.
- Przepraszam Bam.- Wycedziłam jedynie tyle, gdy usiadł przy moim łóżku. Wijąc się na szpitalnym łóżku, nie potrafiłam teraz myśleć.
- Źle wyglądasz i trzęsiesz się, może zawołać lekarza?- Spytał, odgarniając mi ze spoconego czoła, kosmyk włosów.
- Oni nic nie poradzą. Jak mnie boli, nawet nie masz pojęcia. Jak nie zwymiotuję swoich wnętrzności do jutra, to chyba będzie cud.
- Zatrucie alkoholowe...wiesz, co mnie zastanawia? Jak. Jak ty to zrobiłaś? Bo wciąż tego nie ogarniam.
- Za krótko mnie znasz.- Odparłam szorstko, posyłając mu krzywy uśmiech.
Nie byłam w stanie rozmawiać z Bamem, kręcąc się z prawej na lewą. Mężczyzna zaczął coś do mnie mówić lecz nie mogłam skupić się na słuchaniu. Po chwili dostał wiadomość na telefon, a w następnej chwili podniósł się i stojąc nade mną, dodał:
- Możesz się na mnie wyżyć jak dojdziesz do siebie, ale musiałem do niego zadzwonić. I nie chciałabyś być na moim miejscu za chwilę.
- Bam, co ty...- Zaczęłam, ale w tej samej chwili drzwi znów się otworzyły, a do środka wszedł roztrzęsiony Jared, zatrzymując na mnie swój wzrok.
- Zapić się na śmierć, tego  właśnie chciałaś?
W mgnieniu sekundy poczułam jak się kurczę pod palącym spojrzeniem. Przez moment odpuścił też ból. Strach, troska, przerażenie, złość, obawa, wina, obłęd, ulga, rozczarowanie. Wszystko w jednym spojrzeniu i tych kilku słowach. Spuszczając wzrok na dół, usłyszałam jak Bam coś mówi i wychodzi. Do puki nie było przy mnie Jareda, nie było też jakiegokolwiek poczucia się do swojego wyskoku. Teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to wszystko zaczęło napływać. Moja moralność zaczęła budzić się z przepicia razem ze mną.
- Przepraszam, że cię zawiodłam. Znów.- odpowiedziałam, podnosząc ponownie wzrok i powstrzymując nieudolnie, napływające do oczu łzy. Byłam na siebie wściekła, że zawiodłam zaufanie Jareda po raz kolejny i pokazałam jaka jestem nieodpowiedzialna. Jednak nic nie zdradzająca mina wokalisty, była gorsza niż jego ewentualna złość. Wtedy wiedziałabym chociaż, co czuje. Nienawidziłam kiedy karał mnie w ten sposób, obojętnością. Chciałam rzucić się mu na szyję i powiedzieć, że już nie zrobię nic głupiego lecz zamiast tego, znów przewróciłam się na bok, skręcając z bólu żołądka. W tym samym momencie poczułam falę nachodzącej mnie nudności i w ostatniej chwili zdążyłam chwycić pojemnik, stojący przy moim łóżku i zwymiotować do niego. Wtedy poczułam jak jego dłonie odgarniają z twarzy moje włosy i trzymają je z tyłu. Byłam żenująca, a Jared na to patrzył. Świetnie. Kiedy położyłam się z powrotem, a mężczyzna miał już puścić moje włosy, złapałam jego chłodną dłoń i przyłożyłam do swojego policzka, zamykając oczy. 
-  Twoje milczenie boli mnie mocniej niż jakikolwiek zarzut. Jeśli tego chciałeś, to ci się udało. Nakrzycz na mnie, Jay. Nakrzycz bym wiedziała, że wcale nie umarłam, a jak się obudzę ty będziesz zły i będziesz krzyczał, ale wciąż mnie kochając. Prosz...
Nie zdążyłam skończyć bo nagle poczułam jego usta na swoich. Delikatnie składając na nich pocałunek, oparł swoje czoło o moje i wyszeptał mi do ust:
- Nikt nie doprowadza mnie do tak kurewskiej furii jak ty i nikogo nie potrafię kochać tak jak ciebie. A dziś... jak pomyślę, że mógłbym cię stracić przez taką bzdurę... mam ochotę palnąć cię, tak porządnie byś zmądrzała... I jestem zły, bardzo zły, ale się maskuję. I nie myśl, że na ładne oczy mnie urobisz.
Po tych słowach, zaśmiałam się przez cieknące po policzkach łzy. W następnej chwili przyszła do mnie pielęgniarka, podając mi coś na sen. Ucieszyłam się niesamowicie bo to oznaczało, że choć przez chwilę przestane czuć się tak fatalnie.



***

Jared:

   Moment kiedy zadzwonił do mnie Margera, powinien mnie teoretycznie uspokoić lecz gdy usłyszałem, co się stało, myślałem, że w pierwszej chwili eksploduję. W szpitalu? Jakim do cholery szpitalu, kurwa?! Co! Wiadomość, że Veronica trafiła tam z powodu zatrucia alkoholem, kompletnie mnie zdezorientowała.  Nie zastanawiając się długo, pojechałem tam lecz gdy ją zobaczyłem, leżącą na szpitalnym łóżku, miałem ochotę się rozpłakać, poczułem poniekąd jakiś rodzaj ulgi. Jednak gdy zbliżyłem się do niej, zauważyłem jak kiepsko wyglądała. Blada jak ściana, z rozgrzanymi policzkami i spoconym czołem wyglądała jak w gorączce. Zwinięta w pozycji embrionalnej, drżała i ciężko oddychała. Blade jak nigdy oczy dziewczyny, zdradzały jak bardzo musiała cierpieć. Byłem tak zły na nią, że nawet nie potrafiłem krzyczeć. Nie wiedziałem jak wyrazić tak ogromną frustrację, jakiej nabawiłem się zamartwiając się o nią.
   Kiedy Veronica zasnęła, porozmawiałem jeszcze z jej lekarzem.
- Zatrzymamy ją do jutra na obserwacji i odtruciu, wykonując parę badań i będzie mógł ją pan zabrać.
Swoją drogą miała więcej szczęścia niż rozumu.
- Rozumiem i zgadzam się z panem. Ona... nie ważne.- Odparłem lekarzowi.- Czy długo będzie spała?
- Środki były lekkie ze względu na okoliczności, jednak biorąc pod uwagę wycieńczenie, nie powinna obudzić się szybciej niż przed popołudniem. Może pan spokojnie wracać do domu.
- Dobrze. Mam jeszcze takie pytanie. Bardzo ją boli, czy nie można czegoś zrobić?- Spytałem z nadzieją. Patrząc na Veronicę, nie trudno było się domyślić, że przeżywała mordęgę. Nie mogłem patrzeć jak cierpiała.
- Nie podamy leków, mówiłem już to pacjentce, ze względu na alkohol. Leki mogłyby wywołać dotkliwe skurcze. Poza tym to część rekonwalescencji, organizm musi dojść do siebie. Proszę mi zaufać, oglądam takie przypadki nie od dziś i wiem, że wyjdzie jej to na zdrowie. Jutro będzie lepiej.- Stwierdził mężczyzna, klepiąc mnie w ramię.- Czy ona..- Na chwilę się zająkał.- Sprawdzałem jej kartę i wiem, że już raz była u nas pod wpływem alkoholu i...
- Wiem do czego pan dąży, ale ona nie pije nałogowo. To był przypadek.- wtrąciłem, zastanawiając się czy wierzę we własne słowa.
- Dobrze, nie wnikam, po prostu zatrucie wynikające z podania komuś trefnego alkoholu, a zapicie się to dwie różne kwestie. Osoby takie... w ich przypadku istnieje duże prawdopodobieństwo powtórki.
- Co pan sugeruje?!
- Nic, to statystyki. Po prostu ona jest jeszcze za młoda by umrzeć w tak bezmózgi sposób. Proszę się nad tym zastanowić... Ah i przez kilka dni zalecę jej specjalną dietę, ponieważ po zatruciu żołądek jest podrażniony i będzie zwracał wszystko, co mu się nie spodoba.- Odpowiedział lekarz po czym zostawił mnie samego na korytarzu.
  Następnego dnia kiedy odbierałem Veronicę, jego słowa wciąż chodziły mi po głowie. Może rzeczywiście czasem za dużo piła, ale przecież nie była od tego uzależniona. Skoro nie jest alkoholiczką nie wytrzyma miesiąc bez wódeczki, odezwał się Bart, ale go zlekceważyłem. Jednak puki, co nie chciałem poruszać tego drażliwego tematu. Między nami i tak było nie najlepiej.
   Po południu dostałem wiadomość od Shannona. Przez to wszystko zapomniałem kompletnie, że dziś odbieram go z lotniska. Na szczęście jego lot miał opóźnienie więc zdążyłem dojechać na czas. Czekając na brata w hali przylotów, prawie go nie poznałem. Dopiero widząc Becksa, uświadomiłem sobie, że mężczyzna w bejsbolówce i okularach, obok niego, to mój brat.
- Holy Shit! Dobra, przyznaj się kim jesteś i co zrobiłeś z Shanimalem.- odparłem kiedy tylko brat mnie uściskał.- Nie wierzę, że zgoliłeś brodę! Shannon!
- Bo on jej nie zgolił.
- Zamknij się Antoine!- Wydarł się Shannon na, co Becks tylko głośniej się zaśmiał.
- Nie przeżywaj, Shann. Nawet do twarzy ci w tym nowym looku. I jak stwierdziły to kobiety, O Boże, wyglądasz jak Flynn!
W tym momencie Becks dostał od mojego brata z łokcia, ale tylko się szerzej uśmiechnął.
- Tajlandia jednak zostaje w pamięci na długo. Cześć Jared.- zwrócił się do mnie wokalista po czym oddalił się.
- O co mu chodzi...
- Nie pytaj nawet.- Przerwał mi Shannon, porywając swój bagaż i wyprzedzając mnie. Cokolwiek miał na myśli Antoine, wiedziałem jedno. Shannonowi nie koniecznie się to podobało, co oznaczało, że musiałem koniecznie się dowiedzieć, co on znów odwalił.
- Wiesz, co? Rzeczywiście wyglądasz jak Flynn.- odparłem, doganiając Shannona i posyłając mu uśmiech. W dłuższych włosach i bez kudłatej brody, mój brat mógł mieć aspiracje na księcia.



***

   Veronica jeszcze w szpitalu poprosiła mnie żeby to, co się wydarzyło zostało między nami. Obiecałem, że tak się stanie, dlatego kiedy Shannon wrócił, nie mogłem mu nic powiedzieć choć męczył mnie prawie codziennie. W końcu zaakceptował wersję o zatruciu pokarmowym.
   Przez następne dwa tygodnie czas mijał nam niezmiernie szybko. Veronica dochodząc do siebie, zajęła się scenariuszem do filmu, który miała kręcić. Było tego sporo, więc czytanie i wprowadzanie uwag, pochłaniało większość jej czasu. Ja w tym czasie razem z Tomo i Shannonem, ponownie spotkaliśmy się w studiu, pracują razem nad dwoma nowymi kawałkami, które powstały od września. Praktycznie każdy dzień był tak samo pracowity. Rano zwykle załatwiałem sprawy z Emmą, która wpadała z masą papierów i zadań. Od południa do wieczora siedziałem w studiu. Lubiłem to zajęcie bardziej niż cokolwiek. Czas spędzony na graniu zawsze poprawiał mi humor.
- Podoba mi się cholernie to nasze nowe brzmienie.- stwierdził pewnego razu Tomo, gdy odsłuchiwaliśmy nagrane kawałki.
- Stary, to będzie jedna z najlepszych rzeczy jakie stworzymy. Dobrze, że idziemy w tym kierunku.
- Się myśli.- Odparłem, uśmiechając się i jednocześnie strojąc Artemisa.- Zagrajmy jeszcze raz Faith.
- Jay, nie wkręcaj się tak. Dobra, na trzy.
Wiedziałem, że chłopaki tak samo jak ja ekscytują się nowym brzmieniem. Ten album bez dwóch zdań był dla nas przełomowy. Był ciemny, mocny, zaskakujący ale też niesamowicie delikatny jak na nas. Bez wątpienia, będzie się podobał.
- ..The serpents are singing,
A song that's mean to say...
All we need is faith. 
All we need is faith.
Faith is all we need..**
Skończyłem śpiewać i uśmiechnąłem się do Tomo.
- Chcę to na pierwszy singiel. To będzie szaleństwo.
Chłopaki spojrzeli po sobie, ale wiedziałem, że czują to samo, co ja. Ta piosenka była świetna, wartościowa i wpadała do ucha. Naszą sesję musieliśmy skończyć w poniedziałek bowiem w czwartek musiałem być już w Nowym Orleanie, na planie filmu. To z kolei wiązało się z koniecznymi przygotowaniami. Do tego czasu zdążyłem już zrzucić wagę i szczerze powiedziawszy, oglądając się w lustrze czułem się dziwnie. Znów mogłem się objąć w pasie. Z tego powodu pokłóciłem się też z Veronicą, ale na szczęście na żarty.
- Nie, Jay. Boję się na tobie leżeć. Jesteś tak chudy, że mogłabym cię złamać na kolanie.- stwierdziła kiedy wygłupialiśmy się w łóżku.
- Odezwała się gruba. No chodź.
- Nie, bo jak sobie coś zrobisz? Z resztą musisz się oszczędzać, co mówiła twoja trenerka.
- Wczoraj jakoś tak o mnie nie dbałaś, jak mnie wykorzystałaś.- Wtrąciłem, przybierając minę ofiary i obejmując ją. Kobieta się zaśmiała.
- Fakt, forma ci nie spadła. Ale czuję się winna kiedy zmuszam cię do wysiłku, a z tym wiąże się nasz seks.
- Zdecydowanie za dużo gadasz.- Odparłem, namiętnie całując i rozbierając.
- I szlag trafił moją stanowczość.- Wycedziła jeszcze Veronica, zamieniając się ze mną miejscem i ściągając moje spodnie.
Utrata wagi była pod tym względem uciążliwa. Choć starałem się udawać, to im byłem lżejszy tym ciężej było mi uprawiać seks. Nie wiem z czego dokładnie to wynikało, ale w myślach chciałem już być sobą.



__

- Znalazłam ci tą kosmetyczkę, tu masz adres. Jesteś umówiony jutro na piątą.- Odparła Emma, wchodząc do mojego domu.- Cześć wam.
Tomo, Shannon i Veronica równo jej odpowiedzieli, robiąc dla niej miejsce.
- Nasza diva będzie się depilować. Nie mogę tego przegapić, pokaż tę kartkę.
- Spadaj, Shannon!- Wydarłem się do brata, wyrywając mu skrawek papieru. Jeszcze tego brakowało, aby Shannon miał ubaw do końca roku.- Oh, jak mi przykro, ale nie zobaczysz tego.
- Oh, jak mi przykro Jaredku, ale to ty będziesz wyglądać jak najbrzydsza laska na świecie.- Stwierdził Shann.- W sumie to się tobie dziwię Niko. Pokazywać się z nim? Teraz? Łeee.
- Nie słyszałeś, że liczy się wnętrze? Jared...- Veronica spojrzała na mnie z rozczuleniem po czy dodała.- ... wciąż będzie sobą. Wolę z  nim, niż z Lamą.
Nagle wszyscy się zaśmialiśmy, a Shannon spojrzał na Niko rozdrażnionym wzrokiem. Uderzyła w czuły punkt. Kto jak kto, ale my nie mieliśmy prawa mówić o niej źle, jak uważał Shannon. Wciąż była jego dziewczyną i mieliśmy ją szanować.
- Nie gryźć się bo przez trzy tygodnie będziecie na siebie skazani.- Wtrącił Tomo, siedząc pomiędzy Shannonem i Niko. Veronica nie chciała jechać ze mną, więc miała być w domu z Shannonem.- Nie zamierzam was niańczyć, słyszysz Jay!
- Tomusiu, nie bój się. Ja tylko uwielbiam wkurzać Shannonka bo wtedy robi się tak uroczo czerwony.
- Nie robię się czerwony.
- Robisz i drżą ci ramiona.- wtrąciła Veronica, drocząc się z moim bratem.



Po wizycie u kosmetyczki miałem pewnego rodzaju traumę. Dopiero to uświadomiło mi jak wiele muszą znosić dla nas kobiety, a czego my zazwyczaj nie doceniamy. Jednak gorzej wspominam samą depilację. Panie, które się mną zajmowały starały się być bardzo miłe, jednak zauważyłem, że wiedzą kim jestem a fakt, że się depiluję, śmieszył je. I po raz kolejny przekonałem się, że kobiety mają wrodzony talent do kłamstwa. Miało nie boleć, a bolało jak cholera. Kiedy nałożyły mi wosk na nogi i przykleiły plastry, jeszcze się uśmiechałem bo co bądź było to dziwne doświadczenie. Jednak kiedy oderwały je, zacisnąłem wargi by nie krzyknąć. Miałem wręcz wrażenie, że czuję każdy pojedynczy włosek, wyrywany z moich nóg. Potem przyszła kolej na klatkę piersiową, ręce i pachy, co bez porównania było stokroć bardziej bolesne, a pieczenie i swędzenie, po depilacji przyprawiały mnie o obłęd. Równie dziwnym doświadczeniem była depilacja brwi. Kiedy jedna z pań, najpierw mi je skubała, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Delikatne szczypanie i wyrywanie włosków prawie wcale mnie nie  bolało. Po skończonym zabiegu miałem ochotę od razu udać się na lotnisko. Wszystko byle nie dać Shnnonowi satysfakcji, ale tak się nie dało.
- O muddafugaz! Ja pierdolę nie wierzę, że dożyłem tego dnia kiedy mój brat zacznie się depilować. A chuja też ci wydepilowali?!- usłyszałem, a po chwili w drzwiach zobaczyłem Shannona z bananem większym niż mogłaby zmieścić jego twarz.
- Odpuść sobie.
- Ale Jared! Mmm jesteś teraz taki gładziutki!- Wtrącił brunet, zanosząc się przy tym śmiechem. W tej samej chwili z pokoju wyszła Veronica i stając obok Shannona, obserwowała mnie. Powoli na jej twarzy pojawił się uśmiech, ale po chwili podeszła do mnie i przykładając swoją dłoń do mojej twarzy, pocałowała mnie.
- Kocham cię Jared.
Shannon na nasz widok tylko westchnął i coś mruknął po czym odwrócił się i wtrącił jeszcze:
- Teraz przynajmniej możecie używać tych samych kosmetyków. Jared gdzie odłożyłeś depilator? Nie ma go w łazience? No nie. To weź moje plastry, są na półce. Tylko to te z Cream'a bo Veeta już nie mieli. - naśladując nas swoim głosem, zgiął się w pół, wciąż się śmiejąc. Wymieniając spojrzenie razem z Niko, wpadliśmy na ten sam pomysł. Podbiegając do Shannona, przewróciliśmy go i zaczęliśmy łaskotać, do momentu aż ten grzecznie nie przeprosił, co swoją drogą nas bawiło. Bezbronny Shanimal, powalony przez dziewczynę i wychudzonego mężczyznę.



***
Yello
Nie jestem zbyt zadowolona z tego rozdziału, ale nie wiem jak inaczej mogłabym to przedstawić. Nie chcę nic obiecywać, ale być może na święta dostaniecie coś ekstra :D

Provehito in altum!







* "Po prostu wróć do moich objęć, nie pozwolę obrócić ci się w nicość"- Birdy, Without a word.
** Fragment nowej piosenki 30 Seconds to Mars.

8 komentarzy:

  1. Przeczytałam to strasznie szybko, nie wiem czy właściwie z powodu szczęścia, że dodałaś ten rozdział czy dlatego, ze był krótszy niż zwykle, nieważne! :)
    Bardzo mi się podobało, scena z zatruciem Veronicki boska! Chodź po powrocie ze szpitala mało rozwinięta akcja. I oczywiście nadrabiasz z nowościami (w sprawie roli Jareda)..
    "- Nie, Jay. Boję się na tobie leżeć. Jesteś tak chudy, że mogłabym cię złamać na kolanie.- stwierdziła kiedy wygłupialiśmy się w łóżku.
    - Odezwała się gruba. No chodź." śmiałam się czytając to , jednak dopiero po nie dłuższej chwili zorientowałam się, że to 'nic' w porównaniu z .. " - O muddafugaz! Ja pierdolę nie wierzę, że dożyłem tego dnia kiedy mój brat zacznie się depilować. A chuja też ci wydepilowali?!" - wtedy zrozumiałam , że śmieje się na głos jak idiotka, nie mogąc tego zatrzymać. Jak to się mówi im więcej się śmiejesz tym dłużej żyjesz, ale to było przebiciem wszystkiego! :D
    Cóż więcej mogę napisać? Chyba pozostało mi życzyć Ci Wesołych Świąt , szczęśliwego Nowego Roku i aby nie zabrakło Ci weny do pisania dla nas! (Oczywiście jeśli przeżyjemy dziś!) :).. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, no tak! Zapomniałam dodać, że..- Zakochałam się w nowym głównym "zdjęciu" jakie zamieściłaś! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też bardzo spodobał się ten szablon :) Wszystko wyłapiecie..ale tak, rozdział był trochę krótszy niż zazwyczaj. Wiesz, chyba potrafię sobie wyobrazić ciebie śmiejącą się :)Nie przypuszczałam, że rozbawię was, a jednak się udało. Zdaje mi się że wiem czego oczekujecie i obiecuję, postaram się wam to dać w następnych.
      Tobie również życzę Wesołych Świąt! :*

      Usuń
  3. Prawie, że klęczę na kolanach, gdyby nie to, że piszę ten komentarz miałabym złożone dłonie do modlitwy i z oczami jak kot ze Shreka skamlałabym i popiskiwała jak mały szczeniaczek z prośby o 'coś ekstra' na święta. Proooooszę :D :D Hihihih!
    Rozdział krótszy niż zazwyczaj. Cała sytuacja w szpitalu świetnie przedstawiona. Aż mi się przypomniało kilka alkoholowych incydentów z gówniarskich lat... :| szkoda, że nie pociągnęłaś złości Jareda troszkę dłużej, być może jestem jak nie tego ale lubię jak Jay się złości na Nico a ona musi być słodka i kochana i przepraszająca i w ogóle xD
    Tylko mi nie mów, że teraz Jared pojedzie w cholerę kręcić film i znów będą osobno?!?!?!?!? Nie zgadzam się no!! Wiem, że byli razem teraz, ta wycieczka i w ogóle ale trochę brakuje mi takiej akcji między nimi, no nie wiem, awantury jakiejś, krzyków, bluzgów, rzucania talerzami if ju noł łat aj min xD xD
    Ogólnie rozdział fajny, początek ekstra, później małe rozczarowanko, że tak to ucięłaś szybko, no ale Ty tu rządzisz ;)
    Fotka Jaya druga od góry <3 jeszcze jej nigdy nie widziałam, mmrrrrr teraz jak skończył z Rayon tylko patrzeć jak znów stanie się naszym ciasteczkiem xP
    Widzę, że wprowadzasz zmiany na blogu wizualne, super! Bardzo mi się podoba zdjęcia na górze, chyba bardziej niż poprzednie, takie mocno wyraziste, tamto było takie hmmm w połączeniu z kolorami na blogu zbyt mdłe chyba xD
    Tez nie chcę obiecywać, ALE być może i u mnie dzisiaj się coś pojawi... coś optymistic wreszcie BYĆ MOŻE.
    P.S. Pozdrawiam gorąco w ten ziiimowy -12 stopniowy poranek, weny życzę przed świętami, żebyś mogła nam coś tutaj rzucić na pożarcie i dzięki za ten rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba złapiesz mnie na te kocie oczy :D Złości i kłótnie fajna sprawa i mam pomysł. Mogę wam zdradzić, że coś będzie i święta nie będą zbyt cukierkowe. Mi też brakuje akcji między bohaterami, zauważyłam to ostatnio i zamierzam poważnie się za to wziąść, ale też nie chcę dawać od razu oklepanej już ciąży czy zdrady Jaya. Powiem tak, mój proces myślowy trwa^^ Co do tego zdjęcia, to sama dopiero nie dawno je odkryłam i postanowiłam się z wami podzielić :) A zmian ciąg dalszy wkrótce. Stwierdziłam, że trzeba podejść do tego choć trochę profesjonalnie, eh. I czekam na notkę od ciebie z nie małą niecierpliwością! :*

      Usuń
  4. Jeeeej, biedna Veronica, ale w gruncie rzeczy sama sobie na to wszystko zasłużyła. No i szkoda Dziada, który martwił się jak cholera </3 No ale wszystko już dobrze, cieszymy się :D Uwielbiam jak Shannon się nabija ze swojego braciszka ;p
    Chcę już nowy rozdział, więc życzę weny i wesołych świąt :)

    - gemmei.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabiję. No zabiję. Nie dac mi znać o nowym rozdziale... Jak mogłaś? Ja taka zabiegana jak zawsze, dawno tu nie wchodziłam i tak paczę dzis i po prostu ;o
    No ALE! Nie marudź! Rozdział bardzo dobry :) To zabrzmi dziwnie, ale... Podobają mi się Twoje opisy bólu. Tzn mam na myśli to, że jak je czytam, to bardzo dobrze mogę się wczuć w opowiadanie i to, co przeżywa bohater. Natomiast nie działa to w ten sposób (jak to czasami ma miejsce :P) ze odczuwam taki sam ból co bohater, z tym, że jest spowodowanych takim ch*jowym, że tak powiem opisem :P Mam nadzieję, że ogarniasz o co mi chodzi xD
    Co tam dalej... Ach, Shann nabijający się z wydepilowanego Jay'a! xD Wiedziałam, że sobie nie odpuści! :D
    No i niech Niko na serio uważa żeby Jaredowi krzywdy nie zrobić podczas ostrzejszych zabaw! :)

    Czekam nie świąteczną niespodziewankę! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedziałam, że coś się stanie przez to, że Veronica wyszła z imprezy, ale że Jared nie był jakoś tak bardzo na nią zły.
    Jestem ciekawa co się stało w Tajlandii :D
    Depilacja Jareda, nie mogę o tym myśleć, bo mnie skręca po prostu. Shann to nigdy nie odpuszcza chyba :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.