czwartek, 7 marca 2013

37. I'm always in this twilight, in the shadow of your heart. . . *

Cosmic Love

Veronica:

   Tego samego dnia po powrocie, wieczorem dostałam jeszcze zupełnie niespodziewany telefon. Emerson. Na dźwięk jego ochrypniętego głosu momentalnie wszystko stanęło mi przede oczyma. Podpisałam z nim umowę i miał odezwać się po Nowym Roku, kiedy załatwi sprawy organizacyjne. Najwidoczniej właśnie tak było, choć mężczyzna nie wiele mi powiedział, tłumacząc, że to nie jest na telefon i musimy się jutro spotkać. Szczerze nie miałam na to ochoty i nie chciałam pokazywać się w takim stanie, ale nie mogłam odmówić. W końcu chodziło o moją przyszłość, a potrzebowałam pieniędzy, szczególnie teraz kiedy miałam jeszcze na głowie rozbite auto. Choć była to jedynie wymiana lampy, a wgniecenie nie było zbytnio widoczne, nie mogłam liczyć na tanią naprawę. Land Rover nie należał z pewnością do najtańszych aut,  a ceny oryginalnych części bywały niekiedy zawrotne. Poza tym coraz poważniej myślałam nad zakupem własnego auta, a  po tym incydencie nie miałam już wątpliwości. Nie mogłam być dłużej zależna od Jareda, źle się z tym czułam. Cholernie źle. Pieniądze odłożone z pracy dla Darrena miały być przeznaczone na mój autorski projekt, ale w tej sytuacji miało to poczekać.
   W piątek, mając jeszcze chwilę czasu przed spotkaniem z producentem, usiadłam sobie z laptopem na sofie i wykorzystując nieobecność Jareda, który krzątał się jeszcze w sypialni, postanowiłam poprzeglądać oferty aut i znaleźć jakiś dobry warsztat samochodowy, zanim wokalista zacznie się ze mną sprzeczać. Nie musiałam go pytać, by wiedzieć, co o tym myśli. Jednak niezależnie od jego zdania, ja już podjęłam decyzję. Nie wiedziałam póki co jedynie, czy stać mnie aby na pewno na nowe auto. Swoją drogą auta w Stanach były o wiele tańsze niż w Europie, ponieważ ich produkcja była większa. Ale była jeszcze jedna kwestia – kompletnie nie znałam się na autach. Nie miałam pojęcia, które są najlepsze, a które samochody omijać szerokim łukiem, bowiem co miesięczne naprawy nie były mi po myśli.
   Znajdując w sieci warsztat samochodowy, niedaleko nas, z dobrymi opiniami, postanowiłam zadzwonić. Umawiając się, że odstawię auto dziś wieczorem, zanotowałam adres i zamknęłam stronę. Po chwili na dole zjawił się Jared. Nalewając sobie sok pomarańczowy do szklanki, usiadł na sofie, przysuwając się do mnie.
- Co przeglądasz? Coś ciekawego?
- A nic. - Nim zdążył zerknąć na mój ekran, momentalnie przymknęłam laptopa, wpatrując się ślepo w Jareda, który wydawał się lekko zdziwiony i rozbawiony moim nagłym zachowaniem.
- Zupełnie nic, Niko. Kompletnie nic, co mogłabyś mi pokazać.
Przyglądając się jak uśmiech wykrzywia Jaredowi twarz i wywołuje na niej maleńkie dołeczki, a mężczyzna zakłada rękę za sofę, wyciągając się, po sekundzie się odezwałam:
- Wieczorem odprowadzę auto do warsztatu,  w tygodniu będzie już gotowe i…
- Ale nic nie będziesz robić. Ja się tym zajmę, to tylko głupie uszkodzenie, Veronica. Mogło się zdarzyć każdemu. Pozwoliłem ci jeździć tym samochodem i nie myśl, że teraz każe ci za nie płacić – przerwał mi szybko Jared, zasypując swoimi racjami.
- Ale ja się z tym fatalnie czuję, zrozum. Poza tym cię nie pytałam, tylko to już załatwione. Ja zawsze płacę za swoją głupotę, nieuwagę sama. I proszę, nie rozmawiajmy już o tym.
Wymieniając z mężczyzną długie spojrzenia, zauważyłam, że zrozumiał. Patrzył na mnie jakby chciał ciężko westchnąć i powiedzieć, że nie przegada mi, ale zamiast tego przywołał mnie dłonią do siebie, krzywo się uśmiechając. Wtulając się w bok wokalisty, objęłam go w pasie. W tym samym momencie poczułam jego chłodne wargi na swojej szyi, a dłoń na plecach.
- Nie wiem czy spędzimy ten dzień razem – powoli wycedził, przesuwając się ustami wzdłuż mojego karku. – Umówiłem się ze Stevem, Tomo i Jamiem. Będziemy pracować w studiu nad partiami gitar. Nie wiesz ile ci zejdzie w wytwórni?
- Nie mam pojęcia, ale z tego, co napomknął Emerson ma mi sporo do powiedzenia i najważniejsze – chcę abym wybrała obsadę do filmu jak najszybciej, bo zamierza ruszyć z kręceniem za parę tygodni. Boję się, bo on chce wielkie gwiazdy. Dał mi to lekko do zrozumienia, wiesz..
- Nie przejmuj się tym w ogóle. Widziałem twój kontrakt i z tego, co mówiłaś, masz w pełni wolną rękę na dobór aktorów. Nie ulegaj jego presji, bo to wcale nie gwarantuje sukcesu filmu.
- Ale kasowość, tak – odpowiedziałam Jaredowi, obracając się na plecy i kładąc głowę na jego udach. – Ja nie wiem czego oczekiwać. Nigdy nie miałam aż takiej styczności z hollywoodzką śmietanką. Wiesz, to nie moja działka aby kwestionować talent aktorski Seana Penna czy Al Pacino bo…
- Dlatego łatwiej byłoby gdybyś dała mi przeczytać ten scenariusz. No wiesz, znam paru aktorów, mógłbym ci zasugerować alternatywną obsadę i wiesz, sam gram…- przerwał mi brunet, ostatnie słowa wypowiadając z udawaną obojętnością, na co delikatnie się zaśmiałam, głaszcząc go po ramieniu.
- Nie mogę tego zrobić, bo złamałabym warunki umowy, ale…. Chciałbyś naprawdę zagrać?
- Nie… nie wiem, zależy czy spodobałaby mi się rola.
- Mogłaby… ale nie. Nie wyobrażam sobie ciebie będącego moim podwładnym – odpowiedziałam, śmiejąc się. Widok Jareda, któremu mogłabym co chwilę kazać coś robić i którego ciągle mogłabym poprawiać, był bez dwóch zdań wesoły, ale nie możliwy bez ciągłych nieporozumień. – Póki co to kocham cię i chciałabym aby tak zostało…



Jared spojrzał na mnie z zastanowieniem, drapiąc się teatralnie po brodzie. Mimowolnie się uśmiechnęłam, co on wykorzystał i pochylając się, musnął moje usta swoimi. Nie musiałam jednak zbyt długo czekać by pieszczota mężczyzny przybrała na sile. Wplatając swoje przeraźliwie zgrabne palce, w moje rozpuszczone włosy, nie pozwolił mi się nigdzie oddalić. Przykładając swoje dłonie do jego głowy, odwzajemniłam pocałunek z równie dużym pożądaniem, mając ochotę nawet na coś więcej. Tkwiąc jednakże w takim ułożeniu, trudno mi było zachować powagę, bowiem mogło się wydawać, że Jared robi mi coś podobnego do usta-usta.
- Potrafisz to robić w każdej pozycji…- zaśmiałam się, wyszeptując spod rozgrzanych ust Leto.
- Potrafię o wiele więcej – odparł mi równie perwersyjnie Jared, ani na chwilę nie opuszczając moich usta, ale za to wędrując swoją ręką wzdłuż mojego ciała i wsuwając dłoń pod moje spodnie. Po wczorajszej kolacji byłam tak zmęczona, że nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam, zastawiając Jareda niezaspokojonego. Czując teraz chłodne palce Jareda, pod cieniutkimi figami, zaciskając  się na moim kroku, momentalnie moje ciało ogarnęła euforia, zmieszana z adrenaliną i podnieceniem.
- … muszę się za chwilę zbierać Jay, to jest…
- Mieliśmy spędzić ten dzień na… razem – odpowiedział mi Jared, na chwilę się zatrzymując i podnosząc głowę, spojrzał na mnie. – Nie chcę byś zamartwiała się o Shannona, bo wiem, że to przeżywasz… A teraz po prostu się odpręż, dobrze? – posyłając mi delikatny uśmiech, pocałował w nos. Nie byłam w stanie się odezwać. – Jeszcze, tylko…- wyślizgując się, Jared szybko zmienił pozycję i kładąc się obok mnie, wrócił do przerwanych pieszczot, a ja na powrót poczułam przyjemny chłód na swoim podbrzuszu. Miałam coś powiedzieć, gdy uprzedził mnie. – Zdążysz, obiecuję.
Jared zaczął całować mnie w usta, po czym powoli zaczął całować moją szyję, schodząc jeszcze niżej. W tym samym czasie palce Jareda zaczęły zgłębiać moje wnętrze, obłędnie się w nim poruszając.
- Zamknij oczy kochanie i po prostu zrelaksuj się. Daj mi działać – wycedził jeszcze Jared, po czym wyciągnął swoją dłoń z mojej bielizny i zsuwając się z kanapy, kucnął przy moim rozporku. Odchylając głowę do tyłu, zamknęłam oczy, zachłannie łapiąc powietrze i jednocześnie przyłożyłam dłonie do skroni, próbując opanować nachodzący mnie atak jakiejś dzikiej ekstazy. Słysząc dźwięk rozsuwanego zamka i czując, łaskoczące mnie po brzuchu i podbrzuszu włosy Jerrego, wysypujące się z jego niezdarnego kitka, mimowolnie szeroko się uśmiechnęłam i uchylając prawą powiekę, zerknęłam na mężczyznę, który w tej samej chwili złożył delikatny pocałunek na moim wzgórku łonowym, przesuwając się powoli coraz niżej. Nie chcąc psuć sobie orgazmu, jaki z pewnością szykował mi Leto, moja głowa opadła bezwładnie do tyłu. Zamknęłam powieki i pozwoliłam mu działać. Z oddali dobiegł mnie stłumiony dźwięk mojej komórki, ale nawet ona nie była mnie w stanie zmusić do ruszenia się stąd. I nagle też zrozumiałam, dlaczego Jared rano się ogolił…
Usta Jareda przyssały się do moich warg sromowych, sprawiając, że przez ciało przeszedł mnie dreszcz. Błądząc po nich wilgotnym językiem, co chwila delikatnie je ssał, wykonując przy tym okrężne ruchy językiem. Zagłębiając się powoli coraz dalej, poczułam jak moja łechtaczka zaczyna nabrzmiewać, robiąc się coraz bardziej wrażliwą na ruchy mężczyzny. Jared w tym momencie zaczął ją na zmianę lizać i łaskotać językiem, co doprowadzało mnie na skraj przyjemności. Zaciskając dolną wargę, cały czas pojękiwałam, przerzucając przy tym głowę, z boku na bok i przygotowując się do nadchodzącej ekstazy, wbijałam paznokcie w sofę. Jednak to co najlepsze miało dopiero nadejść. Jay nie zdążył jeszcze przyssać się do czubka łechtaczki, co miało stanowić ukoronowanie jego dzieła. Jeśli tym sposobem miał zamiar dać mi dowód swojej wszechstronności, mógł robić to za każdym razem. Kiedy Jared wsunął we mnie, dodatkowo dwa palce, rozsuwając fałdki skóry…
   Nagle stało się coś, czego żadne z nas się nie spodziewało. Przeżywając błogie uniesienie, nawet nie usłyszałam kiedy ktoś przekręcił w drzwiach zamek i wszedł do środka. Dopiero słysząc głośny stukot, butów na drewnianej podłodze odwróciłam głowę i momentalnie zamarłam.
   To co wydarzyło się w przeciągu następnej sekundy, ochłodziło mnie jak kubeł zimnej wody. Stojący na progu wejścia do salonu Shannon, gdybyśmy byli teraz w kreskówce, za pewne uderzył by szczęką o podłogę. Stojąc jak wryty, wyglądał na jeszcze bardziej oniemiałego niż ja, jego widokiem. Mierząc się w nim, przez ułamek sekundy wzrokiem, poczułam wstyd jakby co najmniej stała tam moja matka. Przez moment myślałam nawet, że telefon wypadnie mu z ręki. Przerzucając nerwowo wzrok na Jareda,  nie byłam w stanie się odezwać. Kompletnie zamarłam.
- Kurwa, Shannon! Wyjdź stąd.
- Trzeba było położyć się jeszcze na wejściu.
- Wynocha!
Dopiero na wrzask Jareda, zasłaniającego mnie, perkusista spłoszył się i nerwowo obracając się, pobiegł na górę. Wymieniając z brunetem zaskoczone spojrzenia, chciałam wierzyć, że Shannon na progu to wytwór mojej chorej wyobraźni, ale tak nie było. Podnosząc się i wciągając spodnie, po chwili zajęłam miejsce obok Jareda, który przecierał oczy.
- Nie można mieć prywatności do cholery, nawet we własnym domu. Co on sobie myśli? wchodzi tu jak gdyby nic i…- Jared wyrzucał z siebie szybko słowa, gestykulując rękoma. Był zdenerwowany i zły. Ostatni raz widziałam go takim, kiedy chodziło o jego telefon.
- Fuck.
Nie rozumiałam, dlaczego aż tak go nosiło. Fakt cała sytuacja była żenująca, ale już się tego nie cofnie. Należało o tym zapomnieć.
- Jay…- zaczęłam, przykładając dłoń do ramienia mężczyzny, jednak ten momentalnie zaczął kontynuować, odwracając wzrok na mnie:
- I jeszcze robi mi uwagi w  m o i m  d o m u – ostatnie słowa dosłownie wycedził. – Jestem ciekawy, co teraz Jaśnie Pan zamierza zrobić, przecież tak się podobno zapierał przed powrotem tutaj.
- Idę z nim porozmawiać a ty się opanuj i o tym zapomnij. Koniec końców to Shannon, twój brat. Mogło być o wiele gorzej – odparłam siląc się na pogodny ton, aby jakoś rozładować nie za ciekawą atmosferę. Jednak Jared najwidoczniej nie podzielał mojego zdania, bowiem obrzucił mnie tylko chłodnym spojrzeniem. Mimo to, wtulając się w jego bok, oparłam głowę na jego ramieniu i całując delikatnie w szyję, dodałam:
- To było…- i nagle poczułam jak nie wiem, co odpowiedzieć. W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli, jednak mając coś wybrać, głos zatrzymywał się w gardle. Widząc kątem oka jak policzek Jareda porusza się pod wpływem, pojawiającego się na  nim uśmiechu, w końcu odparłam -… obłędne, a ty wciąż mnie zaskakujesz swoimi… wszechstronnymi zdolnościami.
Obracając głowę w moją stronę, mężczyzna delikatnie mnie pocałował, przysysając się do mojej wargi i pieszcząc ją swoimi ustami, po chwili się oderwał, posyłając mi uśmiech:
- To ty tak na mnie działasz, przyprawiając o obłęd, a przez twoje ciało nie mogę racjonalnie myśleć, o ile w ogóle ostatnio mogę. Obiecuję, że dokończę wykańczanie cię, wieczorem, w łóżku gdzie już nikt nam nie przeszkodzi.
- A nie dotrzymaj słowa, to…- nie dając mi dokończyć, Jared zamknął mi usta pocałunkiem.
Zostawiając go samego na dole, udałam się do perkusisty. Kompletnie zaskoczona jego powrotem, nie wiedziałam czego się spodziewać. Co mogło się zdarzyć, że zmienił zdanie? I przede wszystkim, co to oznaczało dla nas? Jeszcze w dodatku scena sprzed kilku minut, na wspomnienie której lekko drętwiałam. Głupi się czułam, ze Shannon był świadkiem tak intymnej sytuacji.
Zbierając się jednak w sobie i pocieszając myślą, że kogo jak kogo, ale podejście perkusisty do stosunków damsko-męskich było dość luźne, zapukałam w drzwi i po chwili weszłam.
- Hej – rzuciłam na przywitanie, zamykając za sobą drzwi i stając na środku pokoju. – Chyba powinniśmy pogadać…



~ * ~
Shannon:

- Więc mów – rzuciłem, przyglądając się jeszcze przez chwilę Veronice, po czym wróciłem do pakowania swojej torby. I choć usilnie starałem się wymazać z pamięci obraz mojego brata i… to dziewczyna stojąca przede mną utrudniała mi to.
- Dlaczego ty się pakujesz? Czy ty…
- Tak – dokończyłem za nią, nawet nie zerkając na nią. Zależało mi by jak najszybciej opuścić ten dom. -  W dodatku „nasze powitanie” mnie w tym utwierdziło. Nie mogę już tu mieszkać i nie chcę. Poza tym muszę odciąć się od Jareda, co powinienem zrobić już dawno. Stanąć na własne nogi, dorobić się czegoś, może nawet rodziny, a nie całe życie mieszkać z młodszym bratem, bitch please.
Skończyłem mówić i na chwilę zapanowała cisza. Odwracając się w końcu do Veroniki, zauważyłem, że wpatruje się we mnie kompletnie zdziwiona, czego nie rozumiałem bo sama mi to jeszcze sugerowała. Wiedziałam co zamierzam, a mimo to wydawała się tym przerażona.
- Nie mów, ze będziesz teraz za mną płakać? – dodałem żartobliwie, próbując ją rozweselić, jednak na wiele się to nie zdało. – Dziewczyno, zostajesz tu z Jaredem, cały ten dom, tylko wasza dwójka, pomyśl… Wiesz ja zawsze chciałem być wujem, a teraz może się w końcu doczekam. Nie mam wątpliwości, że mój brat potrafi o ciebie zadbać, oj potrafi… Z jego werwą, fiu, fiu! – zaśmiałem się, delikatnie pogwizdując, na co Niko krzywo się uśmiechnęła. To już coś!
- Shannon, przepraszam. Nie powinieneś nas tam widzieć, nie wiesz jak mi z tym głupio.
- Przestań!- rzuciłem wesoło, łapiąc ją za dłoń.- Po mimo, że widok Jareda przyssanego do… twoich majtek prawie wypalił mi oczy, to i tak nic jak kiedyś wpadłem na Jay’a w łazience, gdy wa… -przypomniał mi się nagle pewien epizod i już miałem go dokończyć, kiedy w ostatniej chwili zdałem sobie sprawę o czym mówię -… ważył się! No, nago, dasz wiarę? Ten to ma fantazje! – zaśmiałem się, a dziewczyna mi zawtórowała. Mogłem odetchnąć z ulgą. I kto jest tu genialny?
- Taaa jasne.
- No pod Bogiem…. a coś ty myślała?- zapytałem z udawanym w głosie oburzeniem, uśmiechając się do niej. W odpowiedzi tylko pokiwała głową. Może jednak nie byłem zbyt przekonujący. Postanowiłem odpuścić temat. – Do tej pory to oglądałem raczej odwrotne widoki, ale cóż, to zawsze jakieś urozmaicenie, nie? – zażartowałem jeszcze, wracając do pakowania.
- Odwrotne?
- No wiesz, jak Jay’owi robiono dobrze… - rzuciłem szybko, nie za dużo myśląc. Widząc jednak minę dziewczyny, pośpiesznie dodałem - … ale to było tak dawno temu, stare czasy, wiesz, że już nawet nie pamiętam! Ha! Krótka ta moja pamięć…
- Shannon? – zwróciła się do mnie brunetka, wciąż lekko się uśmiechając i dając mi wzrokiem do zrozumienia, aby się lepiej nie pogrążał, bo mi wcale nie wierzy.
- W każdym razie, co złego to nie ja. A tak z ciekawości mogę cię o coś jeszcze zapytać?
Odwracając się do  niej, szeroko się uśmiechnąłem. Brunetka założyła ręce na piersi i posyłając mi udawany grymas, próbowała zgadnąć o co mi chodzi. W końcu kiwnęła głową. W myślała zatarłem ręce.
- Tak w skali od jeden do dziesięciu… jak wypadł mój brat? Wiesz, z ciekawości.
Dziewczyna momentalnie posłała mi spojrzenie mówiące upadłeś na głowę,  po czym wykonała teatralny face palm. Zacząłem się śmiać.
- Głupol z ciebie, tyle ci powiem – rzuciła jeszcze do mnie, zgarniając z brzegu łóżka poduszkę i rzucając nią we mnie. Po chwili dodała jeszcze poważniej – Muszę lecieć bo na serio się spóźnię, ale wiedz, że to nie koniec tematu. Jak wrócę pewnie ciebie już nie będzie…
- Wiesz gdzie mnie znaleźć.


~ * ~
Jared:

Siedząc z twarzą schowaną w dłoniach, już trochę się uspokoiłem. Wciąż jednak nie mogłem zrozumieć tego, co się do cholery jasnej działo. Mój brat znika na tydzień, ma nas za przeproszeniem w dupie i jeszcze odstawia jakieś cyrki. Tak nie mogło być. Jedynym rozwiązaniem była rozmowa z Shannonem. Słysząc jak Veronica zbiega z góry, wyszedłem jej na spotkanie i stanąłem w korytarzu.
- Shannon się wyprowadza – oznajmiła zupełnie obojętnie, stając naprzeciwko mnie i zakładając kurtkę.
- Że, co proszę? Chyba się przesłyszałem, bo nie wierzę. Mój leniwy braciszek?
- Co zamierzasz zrobić?
- Najpierw z nim się rozmówię, a potem mogę mu nawet dać krzyżyk na dro…
- Jak możesz – przerwała mi kobieta, wbijając we mnie swój przenikliwy wzrok, w którym bez problemu mogłem dostrzec oburzenie. –  Jak możesz tak mówić. Nie poznaję cię i chyba powoli, choć nie chcę, zaczynam wierzyć w słowa Shannona…
- Jakie słowa, o czym ty mówisz? – spytałem momentalnie, siląc się na obojętny, w miarę ton. Wymieniając z Veronicą spojrzenia, nie mogłem doczekać się na odpowiedź. Sposób w jaki teraz na mnie patrzyła, niepokoił mnie.– Co on ci nagadał?... Z resztą nie ważne, nie chcesz, nie mów  - rzuciłem jeszcze, czują się bardziej nerwowym i wymijając ją, poszedłem na górę.
- Nic nie musiał. Myślisz, że nie mam oczu, nic nie widzę, nie mam własnego zdania? Jesteś w błędzie - usłyszałem jeszcze kiedy byłem już na górze. Kompletnie nie rozumiałem o co jej chodziło. Czując jednak, że jest to temat na dłuższą rozmowę, nic  więcej nie powiedziałem i zniknąłem w korytarzu. Teraz miałem w głowie, co innego.
- To teraz kochany braciszku sobie porozmawiamy – zwróciłem się do Shannona, wchodząc do pokoju i stając naprzeciwko jego, w taki sposób, że dzieliło nas wielkie łóżko. Rozglądając się szybko po przestrzeni, zauważyłem jedną, stojącą na dywanie, już spakowaną walizkę, a drugą, jeszcze nie pełną na łóżku. Poza tym na pościeli leżała masa rzeczy, ubrań i akcesoriów. Wśród sterty tych przedmiotów, dojrzałem coś nagle skupiło moją uwagę. Przesuwając ręką słuchawki, wygrzebałem ramkę. Przyglądając się fotografii na chwilę się wyłączyłem, a moją głowę zalały obrazy dwóch, małych chłopców, z brązowymi czuprynkami, tarzającymi się razem z psem w śniegu. Ten wyższy, choć bywał złośliwy, zawsze troszczył się o niebieskookiego, słabego chłopca.
- To sobie porozmawiaj ze swoim poronioną wyobraźnią, a ode mnie trzymaj się z dala, tak jak robiłeś to przez ostatni tydzień, pamiętasz? To nie jest trudne!



Z odrętwienia wyrwał mnie dopiero głos brata, który jednym ruchem wyrwał mi ramkę z rąk i wrzucił ją do walizki. Po chwili dwójka chłopców została przysypana czarną koszulą. Wspomnienia zniknęły tak samo szybko jak się pojawiły, a mi przypomniało się, po co tu przyszedłem.
- Masz zamiar stać tak, tutaj do świąt?!
- Jesteś żałosny, wiesz? Cały ten cyrk z wyjazdem, chlaniem, wyprowadzką, że niby tak bardzo cię zraniłem… Bo, co? Pokazałem ci prawdę?! Chciałeś być pieprzonym rogaczem?! Wiem po co ci to było, ale ze mną ci się nie udało. Za to robisz wszystko by Veronica ci współczuła, by się przejmowała, ale ja na to nie pozwolę. Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! Masz zamiar nastawić ją przeciwko mnie?! Co jej nagadałeś, hm?!
- Chciałbyś wiedzieć, co? – Shannon się zaśmiał. Robił to specjalnie by mnie wkurzyć, ale póki, co panowałem jeszcze nad sobą.
- Nie wiem, co sobie uroiłeś, ale nie uda ci się, bo ja nie mam nic do ukrycia. Myślisz, że się nie domyślam do czego zmierzasz? Ona ci się podoba, przecież to kurwa widzę! – wycedziłem mierząc brata spojrzeniem. Mówiłem prawdę, od samego początku, może nie byłem pewny, ale czułem, że brunetka jest dla Shannona wyjątkowa.  – To jak próbowałeś mnie swatać a Annabelle, bym tylko zostawił Nicky, to jak ciągle grozisz mi, że jeśli ją skrzywdzę to się ze mną policzysz, bo ona nie jest jak inne, które miałem, to jak z nią rozmawiasz… wymieniać dalej? Naprawdę myślałeś, że się nie domyślam? Gdyby nie to, że jest moją dziewczyną już dawno byś się wokół niej zakręcił. Shannon ja to kurwa wszystko widzę! I teraz przeginasz!- Mierząc w Shannona palcem, czułem się  zazdrosny. Wiedziałem, że relacje Veroniki z Shannonem zawsze były dobre i mimo, że się kłócili, to nigdy nie trwało długo. A to, co wydarzyło się w San Francisco i czego nie chciała powiedzieć mi Polka, nie dawało mi spokoju.
- To wszystko? Bo tak się składa, że jestem zajęty, więc jak skończy…
- Nie skończyłem! To było po pierwsze, a po drugie co się do cholery wydarzyło u Tima?! Skąd ona ma to rozcięcie?! Jakoś nie wierzę, że jest taką ofermą i się kurwa potknęła! Chlaliście tam obaj i pewnie, któryś z was jej to zrobił?!
- Dlaczego pytasz się mnie? Skoro nie masz nic do ukrycia, do czemu Veronica nie powiedziała ci prawdy, nie pomyślałeś?! A taki inteligentny ponoć jesteś.
- Nie pogrywaj ze mną Shannon! – rzuciłem, już bardziej nerwowo i podchodząc do brata, złapałem go za ramię. – Nie jestem głupi, domyślam się, że cię kryję, bo traktuje cię jak przyjaciela, a gdyby mi powiedziała, wkurzyłbym się… więc do cholery miej odwagę i powiedz, coś jej zrobił!
- Wal się – Shannon spoglądając na mnie ze złością, zrzucił moją dłoń i odepchnął mnie od siebie. – Nigdy bym jej nie skrzywdził, ale ona zawsze pcha się z pomocą! Odepchnąłem ją tylko, a…
- Kretyn! Ty czasem używasz mózgu?! Ile ty ważysz, a ile ona! To logiczne, że każdy twój ruch ona odczuje, o wiele mocniej!
- Tak się o nią troszczysz?! A pozwoliłeś jej jechać samej! A nie, czekaj…. z Braxtem! Rzeczywiście, bardzo ją kochasz!
- Nie masz prawa tego kwestionować! A ty nie byłeś lepszy, pokłóciłeś się z nią i pozwoliłeś jej prowadzić w takim stanie. Pewnie dlatego miała ten wypadek! – krzyknąłem i popchnąłem brata z całej siły by dać upust emocją. Byłem wściekły, że brunetka mogła mieć wypadek przez niego, choć mi mówiła co innego. Shannon zareagował momentalnie, unieruchamiając mi ręce i stając na tyle blisko, że dzieliło nas kilka centymetrów.
- Co ty pieprzysz, jaki wypadek?
- Nie udawaj, że cię to teraz obchodzi. Kazałeś jej spieprzać! Puść mnie! – odpowiedziałem mu, próbując wyrwać mu swoje dłonie. Siłując się z nim, nawet nie wiem kiedy do pokoju wbiegła Veronica.
- Zostaw go Shannon, proszę cię!
Nim się obróciłem kobieta dobiegła do nas i łapiąc Shannona za ramię próbowała uwolnić mnie z jego uścisku. Wcale nie pojechała, tylko cały czas tu była, przysłuchując się, taj jakby się obawiała o nas. Dlaczego nagle mnie to nie dziwiło… Tylko po której stronie ona rzeczywiście stała?
- Zostaw, to sprawa miedzy nami…- zwrócił się do niej Shannon. – I dobrze, że się stąd wynoszę! – po tych słowach, brat nagle mnie puścił, odpychając mnie dodatkowo od siebie po czym wrócił do pakowania walizki. Jednak we mnie coś pękło, coś co nie kazało dać mu spokoju. Doskakując go niego, pociągnąłem go z całej siły za ramię, odwracając do siebie.
- Jesteś żałosnym dupkiem! Po tym wszystkim nawet jej nie przeprosisz?!
- A , co ty jej zrobiłeś, tatusiu! Annabelle jest taka szczęśliwa, co Jay!
- Jared, odpuść już! – miedzy nami stanęła momentalnie dziewczyna, oddalając nas od siebie rękoma i powstrzymując nabrzmiałego za jej plecami perkusistę. – On nic mi nie zrobił i za nic nie będzie przepraszał, zrozum to!
- Nie mieszaj tych spraw, bo gówno wiesz! – wydarłem się, ignorując Polkę. – Puść mnie!
- Ale ja potrafię utrzymać swojego fiuta w spodniach!
- Nie!- krzyknęła jednocześnie Veronica. Nie mając pojęcia, co mną kierowało, złapałem ją za rękę i z całej siły pociągnąłem na łóżko, tym samym oczyszczając sobie drogę. Zamierzyłem się i chciałem uderzyć Shannona z pięści, ale w ostatniej chwili ten zrobił unik, łapiąc moją pięść i w ułamku sekundy wykręcił mi całą rękę, tak gwałtownie do tyłu, że aż syknąłem z bólu, zginając się w pół.
- Ty sukinsynie! Auć! – wycedziłem, opadając na łóżku i próbując wyprostować obolałą rękę. Najmniejszy ruch nią, sprawiał mi tak kurewski ból, że zacisnąłem zęby by nie  krzyczeć. Ten psychol wykręcił mi rękę. Shannon stając nade mną, wciąż jeszcze czerwony ze złości, odstawiając walizkę którą zebrała przed momentem z łóżka, odparł:
-  Musisz się leczyć, bo to nie jest już normalne… Gdybyś chciał coś jeszcze mi powiedzieć, wiesz gdzie mnie znajdziesz – wypowiadając to, zabrała obie  walizki i odwrócił się do wyjścia.
- Wykręciłeś mi rękę, pierdol się! Nie chcę cię tu więcej widzieć!
W tej samej chwili z łóżka zsunęła się kompletnie oniemiała Veronica i przechodząc obok mnie, wbiła we mnie swój wzrok. Przyglądając się jej czekoladowym tęczówką, nie mogłem wywnioskować, co myśli. Była tak kompletnie zmieszana, że nie wiedziałem czy ma ochotę mi przyłożyć, czy przytulić. Złapałem ją za dłoń.
- Skarbie…
- Lekceważysz mnie zupełnie. Miałam wrażenie, że mnie uderzysz, Jerry... Tak jakbym byla w cieniu twojego serca... Nie poznaję cię i nie rozumiem, co się tu wydarzyło...
- To wszystko jest jakieś poronione, co ja mam z nim zrobić, widzialas...
- Nie Jared. Nie teraz. Nie teraz.- Odpowiedziała ledwie słyszalnie, wyciągając swoją dłoń z mojej i wychodząc z pokoju.
- Veronica – odezwałem się jeszcze z nadzieją, ale dziewczyna nawet się nie zatrzymała.
Zostałem sam. Próbując na powrót poruszyć barkiem, jedynie syknąłem z bólu. Prąd jaki przeszedł moje ciało, delikatnie wygiął mnie w łuk, całkowicie paraliżując moje ruchy. Miałem problem. Cholerny problem. Wyciągając powoli lewą dłonią swoje BlackBerry, wybrałem numer do kogoś kto mnie jeszcze nigdy nie zawiódł.
- Cześć Emmo… Mogłabyś do mnie przyjechać?... Tak, to pilne….. Nie, nie skaleczyłem sobie palca... Możesz czy nie do cholery?



~ * ~



- Steve, posłuchaj czy możemy przełożyć nasze spotkanie jakoś o godzinę?... Świetnie… Nie, nie, miałem drobny wypadek… Nic poważnego, naprawdę… Jamie już wie… Ok, w takim razie do zobaczenia…- rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni kurtki leżącej na moich kolanach. Ból w ramieniu był na tyle mocny, że gdy nie potrafiłem wyciągnąć ręki do przodu, a co za tym idzie, założyć niczego na siebie ani zapiąć pasów  w aucie, ponieważ w ogóle nie mogłem oderwać ręki od pleców, tak cholernie przeszywało mi kości.
- Będziesz teraz tak łaskawy i oświecisz mnie, co się stało? To wcale nie wygląda dobrze… a więc?
Spoglądając na blondynkę, która wiozła mnie do mojego lekarza, wiedziałem, że udawanie czy zgrywanie się nie wchodziło w grę. Emma znała mnie bowiem jak mało kto i wiedziała, kiedy kłamię. Spoglądając na migający za szybą krajobraz Los Angeles i próbując, choć przez chwilę nie myśleć o bólu, opowiedziałem przyjaciółce, co się wydarzyło dzisiejszego ranka, pomijając oczywiście niektóre fragmenty.
- Żartujesz sobie ze mnie? Shannon ci to zrobił?!
- A, co tak trudno w to uwierzyć? Przez to zamroczenie alkoholem w ogóle nie panuje nad sobą – odparłem szybko wbijając w Emmę zirytowany wzrok. Oczywiście ona też była zdania, że co złego to na pewno nie Shannon. Potrafiła być czasem naiwna jak dziecko.
- Nie zwalaj winy na to, Jay. W ogóle cała ta sytuacja jest… straszna, staram się zrozumieć jak czuje się Shanny, postawić na jego miejscu… ty z resztą też powinieneś bo jakby na to nie patrzeć był z Laną kilka miesięcy, a tego nie wymazuje się od tak! – Emma dla podkreślenia swoich słów, pstryknęła palcami, wciąż jednak skupiając się na drodze. Nie lubiłem kiedy prawiła mi takie pogadanki, co powinienem. – On by ci czegoś takiego nigdy nie zrobił, musiałeś go porządnie wkurzyć. W dodatku się wyprowadził, a to już poważna sprawa.
- A ty znów swoje! Matko, ile można!- krzyknąłem, zdenerwowany już jej gadaniem, a blondynka aż lekko się podskoczyła. -  I świetnie, że się wyprowadził, w końcu! Mam już serdecznie dość tych jego humorów, bo nic mu takiego nie zrobiłem, a on cierpi jakbym go co najmniej okradł i szczególnie po tym, jak martwiła się o niego Nicky, a on ją kompletnie olał, a ona wciąż go broni! Szlag mnie trafia z nim.
- To nie znaczy, że możesz na mnie krzyczeć. Z resztą to wasze sprawy, mi nic do tego, racja. Przecież ja tylko dla was pracuję.
Już miałem coś odpowiedzieć, ale ugryzłem się w język. Zaciskając usta w myślach, powoli policzyłem do dziesięciu. W tym czasie Emma zatrzymała auto pod kliniką, a my nie zamieniając już ani słowa, udaliśmy się do środka.

***

Mój lekarz, który zajmuje się mną już od kilku lat, po obejrzeniu urazu stwierdził, że bark jest dość poważnie naciągnięty i przez najbliższe dni będę miał duże problemy z wykonywaniem chociażby codziennych czynności, ze względu, że uraz obejmuję prawą dłoń. Po prostu zakurwiście, Shannon, pomyślałem, zaciskając zęby kiedy Steven próbował założyć mi opatrunek. Kiedy się to w końcu udało, zapisał mi maść, która podobno miała pomóc szybciej niż cokolwiek , tabletki  na cholerny ból i coś, co mnie kompletnie zdziwiło.
- Mix z valium? Na jaką cholerę to? Ja nie zażywam żadnych narkotyków, przykro mi– rzuciłem szybko, oglądając opakowanie z pastylkami. Z nazwy, nie miałem wątpliwości, że jest to valium-podobny-środek.
- Jared nie ufasz mi? To nie ma nic wspólnego z narkotykami. Ten lek jest na uspokojenie i tylko bazuje na składnikach valium, ale nie jest nim w istocie, a zapisałem ci go bo… jakby to powiedzieć…. W następnych dniach możesz być rozdrażniony z powodu bólu. Widzę jak nerwowo zachowujesz się teraz. To ma ci wyłącznie pomóc, ale jeśli nie chcesz, nie zmuszam cię. Zostaw je.
Przyglądając się Stevenowi wiedziałem, że zawsze jest ze mną szczery i jeśli miało być tak jak mówił, wolałem go posłuchać.
- W razie czego dostanę więcej? – spytałem jeszcze, zgarniając flakonik z białymi ampułkami z biurka.
- Tak, masz tu receptę. Po jeszcze więcej będziesz musiał tu znów przyjść, ale nie sądzę by tak było… I nie bierz więcej niż cztery na dzień.
- A co się wtedy stanie?
- Widzisz, to nie jest narkotyk, ale bazuje na ciężkich psychotropach, które w niewskazanych ilościach dają efekt otumanienia, więc jak nie chcesz widzieć przez mgłę, stosuj się proszę do moich zaleceń.
- Jasne…

Po wyjściu ze szpitala dałem jeszcze znać chłopakom, że mogą wpadać, bo mimo, że czułem się nie za dobrze, nie mogłem wystawić Lillywhite’a który poświęcał mi swój czas. Emma odwiozła mnie do domu i nawet odprowadziła, choć widziałem, że jest na mnie wkurzona. Fakt, nosiło mnie dzisiaj, ale nic nie usprawiedliwiło mojego zachowania.
- Nie wiem kiedy wpadnę, mam teraz sporo zajęć, ale jesteśmy w kontakcie jakbyś czegoś potrzebował – zwróciła się do mnie kobieta, zbierając się do wyjścia.
- Emmo, przepraszam…
- Nie Jared, nie przepraszaj mnie teraz. Zadzwoniłeś do mnie i przyjechałam tu bo potrzebowałeś pomocy, okej, ale mógłbyś docenić to, że mam swoje zajęcia na głowię, robię masę rzeczy, również dla ciebie i poświęciłam ci uwagę, odkładając swoją pracę na potem. Nie jestem na każde twoje zawołanie, niby rozumiesz, ale czasem zapominasz. Poza tym chciałam tylko porozmawiać… tak więc przeproś mnie, jak zrozumiesz o co mi chodzi. Na razie. – Machając mi dłonią na pożegnanie wyszła nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Emma miała stu procentową rację, jak zwykle z resztą. Zachowałem się jak egoistyczny dupek.



~ * ~

Yello!

Cóż na wstępie zacznę, że kilka wątków pojawiających się tutaj wpadło mi do głowy z nadmiaru myślenia o bzdetach i Jaredzie, no ale co poradzić… I jak się przekonałam nie dawno, nie tylko ja mam spaczone myślenie (jak miło jest to wiedzieć Weirdo!). Co do treści, hmm… zaskoczeni obrotem spraw? Ostatnio się złapałam, że ciągnę to niemiłosiernie długo, w sensie, że opisuję jak flaki z olejem każdy dzień, ale tak wyszło xD Dobra w następnych, trochę zmienimy obroty. Ach i z racji tego, że rozpoczęłam nowy semestr na studiach, mam o dziwo więcej czasu, dlatego postaram się wrócić do wcześniejszego, co tygodniowego pisania (nie obiecuję! Ale postaram się). Mam nadzieję, że u was jeszcze jakoś leci, co? Jestem lekko zmartwiona, że nie odzywają się moi starzy czytelnicy, bo naprawdę brakuje mi waszych uwag (tak Weak, patrzę na ciebie J ).
Co mogę dodać więcej… jest jeden mały-wielki promyczek na moim niebie! Florence + The Machine do nas wracają! Oczywiście dopóki nie będę mieć karnetu w łapkach, nie wykrzyczę, że jadę ale to jest więcej niż prawdopodobne! Uwielbiam głos tej wariatki i już przeżywam jak wytrzymam jej koncert, nie rycząc z radości przez wszystkie piosenki!


Provehito in altum! 
A ostatni też Welcome to the Universe! (niesamowite, że te skubańce wyślą swój singiel w  pzrestzreń kosmiczną!)

Na koniec mały fragment, którym się strasznie jaram (mimo, że to nie cała sekunda!). Tak, możecie mnie zabić jeżeli nie będziecie mogli się na niczym skupić^^ Dla nie wtajemniczonych, to urywek zwiastuna Artifact'u.

Enjoy!

Tak dla ścisości, on jest w swojej łazience, całkiem bezbronny i nagi^^

Uwielbiam po prostu!







* "Zawsze jestem w półmroku, w cieniu twojego serca" - Florence + The Machine, Cosmic Love.

6 komentarzy:

  1. nie mówcie mi, że jest aż tak źle?

    OdpowiedzUsuń
  2. Spędziłam weekend poza domem i dopiero wczoraj wieczorem dorwałam się do nowego rozdziału.
    Jestem ciekawa kogo Niko zaangażuje do tego filmu i wgl co to za film jest? Pisałaś o tym? Nie wiem czy coś przeoczyłam, albo nie pamiętam.
    Scena: Jared&Veronica i kanapa. Powiem Ci, że ta scena jest dobrze opisana. Nie wiem czy to najlepsze określenie, ale było ciekawie :D i Shannon, który wparował w trakcie. Nie chciałabym chyba się znaleźć w takiej sytuacji.
    Biedaczek Jay został uszkodzony przez brata, ładnie chłopaki się bawią.
    Lekarz i te tabletki, zaintrygowało mnie to, że Jared się tak zainteresował ich działaniem. Coś czuję, że może ich naużywać.

    Florence.. też się cieszę z tego, że przyjeżdża i fajnie byłoby pojechać ;)
    Screeny z Artifact'u. Jestem ciekawa kiedy uda nam się zobaczyć to w całości.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Nie, nie pisałam o tym filmie, ale może rozwinę to jako wątek poboczny, więc wszystkiego się dowiecie. Natomiast pomysł z tą sceną nie był przewidziany, ale wpadł mi jakiś czas temu, i co tam, postanowiłam opisać, ale się postarać. A uraz...Jaredzik trochę pocierpi i się po denerwuje :)On raczej nie jest lekomanem, w odróżnieniu do kogoś innego, kto ma takie skłonności...

      Usuń
  3. O tak, tak :) Czytam i jestem wielką fanką :) Nawet jeden rozdział komentowałam, ale stwierdziłam, że teraz zacznę komentować, jak nadrobię wszystkie zaległości i będę znała naprawdę całą historię Nico i Jareda! :) Myślę, że przez święta powinnam się z tym wyrobić! :)

    Dziękuję Ci za odwiedziny u mnie. Nawet nie wyobrażasz sobie jak wiele znaczą dla mnie Twoje słowa!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie twój nick wydał mi się lekko znajomy ;) Och, co mogę powiedzieć. Jedynie tyle, że mam nadzieje że nadrabiając, nie rozczarujesz się :/ wiadomo jak to jest, nie zawsze jest dobrze. W każdym razie miło mi że moje słowa sprawiły ci radość, bo były szczere i prosto z serca ;)

      Usuń
    2. Na pewno się nie zawiodę, bo tak jak pisałam w komentarzu w jakimś wcześniejszym poście, mniej więcej przeczytałam całą historię (byłam za bardzo ciekawa, jak to było z Niko i Jaredem! :D) No ale nie lubię czegoś czytać na szybko, lubię się tym rozkoszować, dlatego chcę przez całość przebrnąć jeszcze raz, żeby być w 100% doinformowaną :)

      Usuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.