poniedziałek, 25 czerwca 2012

5. I am really not concerned with how this looks to you, I feel good about myself no matter what I do. . . *



***

Jako pierwsze do świata żywych chciały mnie przywrócić promienie słoneczne, bezczelnie podające mi prosto na twarz. Holy shit! Zapomniałem zasłonić wczoraj rolety. Niezgrabnym ruchem sięgnąłem pilot leżący na nocnym stoliku i zasłoniłem źródło zabójczego światła. Po paru godzinach (choć przysiągłbym, że minęła chwila) dało się słyszeć moje najukochańsze dziecko. W pierwszej chwili miałem je zlekceważyć ale ono uparcie wciąż dzwoniło. Kurwa nawet nie dadzą się wyspać! Znów sięgnąłem na stolik ale tam go nie było… What the fuck? pomyślałem. Gdzie jest moje Blackberry?

To zmusiło mnie do podniesienia się z łóżka. Kurde przez rolety było tu ciemno i nie mogłem znaleźć lampki. Wychyliłem się, byłem jeszcze zaspany. Już prawie ją wyczułem gdy nagle… aaaauł! Szlag! Spadłem z łóżka i wtedy znów odezwało się moje BB. Teraz je zobaczyłem, było pod łóżkiem. Schyliłem się po nie ale to co tam zobaczyłem z deka mnie przeraziło. Była już 12! I miałem sporo nieodebranych wiadomości, głównie od Emmy. Chodziło o potwierdzenie dzisiejszego dnia, nie mogła się ze mną skontaktować a właśnie była w Nowym Jorku. Według planu za 20 min miałem jakąś rozmowę. Chyba jednak oddzwonię do Emmy…

Po nadrobieniu zaległości i naciągnięciu mojego grafiku miałem jeszcze ponad godzinę do pierwszego spotkania. Za mało na bieganie. Wziąłem więc szybki prysznic, ogoliłem się i uczesałem. Moje włosy były już coraz dłuższe, trzeba byłoby kiedyś pomyśleć o nowej fryzurze. No cóż na razie związałem je w kucyka. Teraz ubranie. Nie lubię chodzić w garniturach bo są strasznie sztywne i takie poważne ale co założyć na spotkanie biznesowe? Po chwili namysłu zdecydowałem się na czarne rurki Levi’sa. Do tego dobrałem błękitna koszulę od Armaniego, która podkreślała moje oczy (bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy J) no i została marynarka. Pomyślałem o czerwonej ale po przymierzeniu wybrałem czarną, klasyczną. Na moje oko było dobrze ale brakowało czegoś… no gdzie one są… nie te, te też nie, i te nie… są! Znalazłem. Moje ulubione okulary, aviatory od Burberry. Jeszcze trochę Hugo Bossa i mogłem wychodzić.

***

Kolejne dni ciągnęły się niemiłosiernie długo. Prawie codzienne spotkania, wywiady, sprawy organizacyjne, etc... Nim się zorientowałem minął tydzień. W tym czasie wysłałem Constance nowy rower. A tak poza tym? Zapomniałem, że Shannon wraca w sobotę. To przez ten nadmiar pracy pogubiłem się w terminach. Niestety Emma mnie o tym uświadomiła w sobotę o 7 rano wysyłając mi przypomnienie, że mam go odebrać z lotniska o 10. Świetnie. Jak zwykle gdy miałem luźniejszy dzień poszedłem pobiegać. To mnie odstresowywało i wyciszało. Poza tym lubiłem swój dres bo w nim mogłem być normalnym facetem. Gdy wróciłem musiałem jechać po Shanna. Teraz chciałem być gwiazdą, postanowiłem więc ubrać się adekwatnie do zamierzenia. Niech gazety mają temat w końcu wraca mój braciszek. Wpadłem do swojej garderoby, wygrzebałem fioletowe rurki, do tego czarny kilt, ukochane adiddasy, biały, koncertowy T-shirt, czarną kurtkę z triadą na plecach i tym razem Ray Bany w białych oprawkach. Włosy potraktowałem żelem i byłem gotowy do wyjścia. Ha! Shannonek się zdziwi J niech wie, że nawet siedząc jak ta kura domowa w studiu, potrafię wyglądać dobrze.

Punkt o 10 byłem już na lotnisku, w hali przylotów. Niestety samolot z Europy miał mieć pół godzinne opóźnienie więc udałem się na kawę do tutejszego Sturbucksa. Dokładnie tak jak zamierzałem wzbudziłem poruszenie, coś w stylu „Zobaczcie sam Jared Leto nas odwiedził!”. Ku zdziwieniu na kawę musiałem jednak poczekać. Dziewczyna, która mnie obsługiwała poprosiła nawet o autograf. Z przyjemnością jej go dałem.

Po 15 min pojawili się paparazzi. No nareszcie! Ile można czekać. Nie byli w formie, dawałem im mniej czasu a tu takie rozczarowanie, 15 min! Ale cóż. Postanowiłem zachowywać się w miarę zwyczajnie (póki co). Popijałem moja kawę i sprawdzałem pocztę na BB. W końcu trzeba było się ruszyć. Wróciłem na halę przylotów gdzie na szczęście się już zagęściło. Stojąc w tłumie i będąc fotografowanym z drugiej strony, szybko zostałem rozpoznany. Ludzie zaczęli podchodzić, robić sobie zdjęcia. Jeden z paparazzich zapytał mnie nawet:
-Cześć Jared. Co tu robisz? No kogo czekasz?
-  Na mojego braciszka.- nie powiedziałem nic więcej bo właśnie ujrzałem Shanna idącego w moją stronę. Holy moly! Co on miał na twarzy! Z tą brodą wyglądał jak jakiś niedźwiedź. Zostawić go na miesiąc samego! Normalnie nie wytrzymam.
- Shannoooooooon! Bracie!- zdołałem powiedzieć tylko tyle bo właśnie Shannon zaczął mnie ściskać. Spokojnie! pomyślałem. E tam, chrzanić to! Odwzajemniłem uścisk brata, stęskniłem się za nim w końcu. Totalnie jak dzieci! I jeszcze mnie uszczypnął! Hahahaha. No i oczywiści paparazzi od razu zaczęli pstrykać nam masę zdjęć.
- O stary, tego już dość- Shannon zanosił się od śmiechu. No dobra uspokoiliśmy się.- Jared…- Shannon spojrzał na mnie z powagą.- Coś ty na siebie założył? Jaja sobie robisz.- i znów zaczął się śmiać. I w tym momencie nadszedł Antoine.
- Cześć Jared.- podał mi dłoń i się przywitaliśmy.- Z czego on się znów śmieje?
- Nie poznaje mnie. Nie wiem co mu zrobiłeś na tej Ukrainie. Poza tym jak trasa?- zagadałem do Becksa.
- Rewelacyjnie. Świetna publika, mieliśmy gorące przyjęcie. Organizacja była bardzo dobra a ludzie niezwykle mili. Daliśmy masę dobrych występów, udzieliliśmy wielu wywiadów. No i Ukraina! To piękny kraj z pięknymi obyczajami, gorąco polecam.
- Och i mają wspaniały barszcz! Antoine, co jak co ale to trzeba im przyznać. Muszę cię rozczarować Jared, wegetariański barszcz się do tego nie umywa.- Shann pokręcił  przecząco głową. Humor niesamowicie mu dopisywał. Musiał się nabijać bo jak by mogło być inaczej.
- Dobra, ja musze lecieć. Shannon, odezwę się do ciebie potem. Cześć Jared, miło było cie zobaczyć… i niezły look.- Antoine pożegnał się z nami i już go nie było.
- Oho niezły look- Shannon parodiował Antoine’a.- Widzę, że ci się odmieniło i już nie unikasz fotoreporterów. Mam nadzieję, że dom jeszcze poznam, co?- znów ta ironia. Oj Shanny, doigrasz się.
- No co? Dałem im rozrywkę bo nie mili o czym pisać, nie patrz tak, nie było cię tu więc nie wiesz jakie głupoty pisali w tych gazetach.
- Jared ale ty nie czytasz takich gazet.- uściślił Shannon.
- O matko ale wiesz o co mi chodzi! Dzięki tej zagrywce jutro przeczytasz jakiego masz kochającego brata.- nie mogłem się powstrzymać i posłałem mu całusa. Hahaha.- Już to widzę; „Kochający Bracia Leto. Jared odbiera brata z lotniska, nie obyło się bez Marsowych uścisków i wygłupów. Cały Jared” no i oczywiście drugi: „ Shannona Leto, ucieleśnienie seksu z brodą. Co wydarzyło się na Ukrainie? Kobiety rozpaczają”- zacząłem się śmiać.
- Ja widzę jeszcze jeden: „Jared Leto po raz kolejny przyczyną bólu głowy projektantów!Czy on nigdy nie nauczy się dobierać dodatków???”
- 1:1.- przyznałem mu rację.
- Witaj Los Angeles, Shannon wrócił! Wieczorem idziemy do klubu, Antoine polecił mi jeden taki. A teraz bez beki, Jared pomóż mi z bagażem, patrz ile jest tego! Jareeeed!!!Wracaj!

***

I tak zakończyła się wizyta na lotnisku. Odebrałem kochanego braciszka. A tak dobrze było mieć dom tylko dla siebie! Chodź to może wydawać się dziwne to tak… mieszkamy razem. Po prostu jesteśmy bardzo zżyci i tak jest o wiele łatwiej. Staramy się nie przeszkadzać sobie nawzajem ale Shannon! Och czasem mi brak słów dla niego. A propos wieczora, trzeba by było zadzwonić do Tomislava! J Choć znając Tomo pewnie nie może się nas doczekać i zaraz wpadnie sam.

Oczywiście miałem rację, po przyjeździe do domu nie musieliśmy długo czekać na gości. Nie tylko ja stęskniłem się za Shanimalem. Pierwsza wpadła Emma, naprawdę traktowała nas jak swoich braci. Nie obyło się oczywiście bez opowieści Shannona o moim powitaniu i stroju z czego Emma niezmiernie się uśmiała. Wkrótce pojawił się i on, Tomo. Po kilku chwilach zjawiła się też koncertowa reszta naszego bandu czyli Tim i Braxton. Shannon obiecał przywieźć im jakieś płyty i sprzęt, podobno unikaty. Damn! To dlatego tyle bagażów i ja to dźwigałem! No cóż, moja gafa.

- O stary! Nie wierzę. Rzeź ty to przywiózł. Tim widzisz to, co ja.- Braxton był strasznie zajarany podarunkami od Shannona.
-Ba! Obiecałem, to przywiozłem. Na Ukrainie bez większego problemu dostaliśmy te płyty, tam raczej są mało popularne a sprzęt załatwił kumpel Antoine’a. A tak w ogóle to dziś się bawimy. Idziemy do klubu uczcić mój powrót i widzę was tam, bez marudzenia… wszystkich choć ciebie młody…- w tym momencie Shann spojrzał na Braxtona.-… nie wiem czy zabieramy, nie chcę cię zgorszyć.- cały Shannon, lubił się droczyć.- Żartowałem.
- No, no robi się ciekawie. A gdzie mianowicie nas zabierasz?- odezwał się rozbawiony Tim.
- Nie pamiętam dokładnie, Antoine polecił mi ten klub ale gwarantuję spodoba się wam. Wyślę wam dokładne informację przez twittera. O 22 na miejscu.- Shannon uśmiechnął się do zgromadzonych.- Emmo nie miej nam za złe ale nie możemy cię zabrać, jakby to powiedzieć… nie czułabyś się swojo w tym lokalu, uwierz mi. Wogule nie zabieramy kobiet, panowie. Tak, to było do ciebie Tomo, żona zostaje w domu.
- Przejrzałeś mnie.- odpowiedział wesoło Chorwat.
-Nie kłopocz się Shannon i tak mam na dziś inne plany, lecę na Florydę ale wy bawcie się dobrze. Na pewno przeczytam o tym w gazecie, prawda Shannon?.- Emma nie ustępowała Shannonowi w docinkach. Zaśmiałem się.
- Oczywiście skarbie, tata się postara! A teraz koniec tego dobrego dzieciaki, jest już 15! Nie chcę was wypraszać ale wiecie…- och ten mój brat i jego uśmiech.
- Dobra daruj sobie Shann i tak mieliśmy już spadać.- odpowiedział Braxton.
-Dokładnie, do zobaczenia wieczorem.- zawtórował mu Tim.
- Żegnaj Shannon i nie tęsknij zbytnio.- Emma też wychodziła. Shann posłał jej buziaka. Oj Leto!
- Hasta la Vista, baby!- ostatni odpowiedział Tomo, który świetnie sparodiował Arnolda Schwarzenegera tak, że wszyscy zaczęliśmy się pokładać ze śmiechu. I ten jego ruch rękoma!
- I kto tu powinien grać w filmach!- zaśmiałem się...


***


Shannon był w domu zaledwie parę godzin a już miałem ochotę go zabić. Po pierwsze za wszechobecny zamęt. Przez te jego walizki przewróciłem się. Po  drugie za to, że zabrał mi moje dziecko! Co jak co ale tego mu nie daruję. Jak śmiał dotykać moje Blackberry i jeszcze nie chciał go oddać.


-Shannon! Shannon! Wyłaź i oddawaj mój telefon, to już nie jest śmieszne!- byłem naprawdę zły.
- Oooooo boje się. Zobacz.- właśnie pomachał mi przed twarzą moim BB.- No powiedz mi co się stanie jak go dziś nie odzyskasz? Och zapomniałem, nie sprawdzisz facebooka? Nie dodasz nowego tweeta? Nie poczatujesz z napalonymi dziuniami? No i oczywiście uschniesz z tęsknoty za wirtualnym światem!- ta jego ironia, nic nie rozumiał. Rzuciłem się na Shanna, chciałem mu wyrwać BB ale był szybszy, zgrabnie się obrócił a ja wylądowałem na sofie. Fuck!
-  Jared to się nazywa choroba! I się tak nie bulwersuj bo ci wyskoczyła ta twoja żyłka pod okiem!- Shannon wskazał palcem na moją twarz. Rzeczywiście miałem tak jak się denerwowałem albo byłem pobudzony.- Już sobie wyobrażam co się tu działo jak mnie nie było. Matko!- Shann złapał się teatralnie za głowę.
- Musisz, prawda? Nie potrafisz zrozumieć, że gdy INNI się bawią to JA tu pracuję! A mój telefon jest mi niezbędny, mam tam wszystko co pozwala mi funkcjonować.- nie wiedziałem co mam już mówić by przekonać tego głąba.
- Dlatego dostaniesz go JUTRO! Na dziś koniec pracy… i z tego co przeczytałem to raczej nic już nie masz w planach. I nie próbuj sztuczek!- Shannon podrzucił moje BB, złapał i schował do kieszeni. Widząc moją minę, dodał.- Jeszcze mi nie spadł, spokojnie… Och i powinieneś zmienić dzwonek.- to było ostatnie, co powiedział i udał się do góry.

 ***

Siedziałem i nie mogłem się pogodzić z tym, że traktował mnie jak dziecko. Na dodatek szperał w moim BB! Co on sobie wyobrażał, niech cie szlag Shannon! Była 18, do wyjścia było jeszcze sporo czasu… trzeba było by się czymś zająć. Wtedy przypomniało mi się, że Emma od paru dni męczy mnie o jakieś papiery. Wcześniej nie miałem czasu, teraz mi się nie chciało ale ona mi nie odpuści, jak jej tego nie dam to sama po to przyjdzie. Ruszyłem się do gabinetu.

Bywałem tam bardzo rzadko, to było zbyt sztywne miejsce jak dla mnie. Jak miałem już coś napisać albo przejrzeć to wolałem usiąść w salonie albo ogrodzie (ewentualnie w The Lab, które przylegało do naszego domu). W każdym razie gabinet służył mi do przechowywania tej sterty dokumentów i ulubionych książek. Siadłem za biurkiem i zacząłem szukać tych dokumentów. Przecież musiały tu być! Przejrzałem chyba z dziesięć teczek i dwa razy więcej segregatorów. Miałem prawie wszystko, brakowało jedynie małego świstka, jakieś faktury. Szlag! Przecież nic nie wyrzucam. Nagle pod stertą teczek zauważyłem coś, co odwróciło moją uwagę. Szybko to odkopałem. Były to zdjęcia ze ślubu Tomo i Vicky. Przecież miałem je włożyć do albumu. Matko, to było w zeszłym roku w lipcu a ja jeszcze nie zrobiłem z tym porządku! Oparłem się o fotel i zacząłem je oglądać.
Miałem podobną fryzurę jak teraz tylko krótsze włosy. Och Shannon i ten jego garnitur! Dopiero teraz przypomniałem sobie jak mój brat komicznie wyglądał w zielonym kostiumie i czerwonych lakierkach. Ale podobno to był ostatni krzyk mody… Na następnych zdjęciach byli nasi zakochani, Tomo i Vicky. Wyglądali wspaniale, po prostu pięknie. Suknia Vicky była bardzo prosta ale niesamowicie szykowna. Dzięki moim znajomością zaprojektował nam ją Valentino, który utrzymał wszystko w sekrecie. Choć jestem mężczyzną to niesamowicie cenię sobie jego kreacje dla kobiet. On ma nieziemski dryg do mody. Poza tym ślub na Krecie. Tomo miał dobry pomysł, dzięki temu wszystko zostało utrzymane w sekrecie, och i te krajobrazy! W końcu doszedłem do zdjęcia o którym nie chciałem pamiętać. Ja i Katharina Damm. Była modelką, poznaliśmy się w Paryżu w 2010 roku. Choć nie było o tym głośno to spotykaliśmy się. Spędzałem tam wakacje, była sympatyczna i podobałem się jej. Wysoka, zgrabna, blondynka. Była niezła w łóżku, nie liczyłem na stały związek ale poprosiłem by ze mną poszła na ślub Tomo. Zgodziła się. Problem był taki, że nie traktowałem jej poważnie a ona chyba liczyła na coś więcej… W każdym razie dowiedziała się o tym słysząc moją rozmowę z Shannonem na weselu:
- Ej Jared nie mówiłeś, że myślisz o niej poważnie ale nie ma, co dobry wybór.- Shannon poklepał mnie po ramieniu. Dopiłem drinka.
- Nie mówiłem bo nie myślę. Nic do niej nie czuję poza sympatią. Sam się sobie dziwię. Na początku mnie podniecała i podobała mi się ale teraz… totalnie mnie nie obchodzi. Nawet nie masz pojęcia jak się czuję, być z taką kobieta w łóżku i nic nie czuć. To raczej nie jest normalne, co o tym myślisz?- w końcu musiałem powiedzieć to Shannonowi. Nie wiedziałem co robić.
- Ale, że ten… no…- Shann zdziwił się na moje słowa.- ale z twoim ciałem wszystko w porządku?- wiedziałem o co pyta.
- Oczywiście, to nie to o czym myślisz. Nawet ją lubię.
- Jared, nie jest to normalne ale może to oznacza, że potrzebujesz się zakochać a nie tylko przelecieć pannę.  W końcu nie jesteś już taki młody… baz urazy.- tak, Shannon umiał pocieszać.
- Odezwał się król podrywu!- nie wytrzymałem. 
- Sory ale ja nie mam z tym problemu! Jak nie pasuje ci moja rada to idź do specjalisty albo znajdź sobie inną.- po tych słowach usłyszałem szmer i tupot szpilek. Katharina.
- Czego stoisz! Idź za nią, chyba że chcesz żeby zapamiętała cię jako dupka.- z osłupienia wyrwał mnie głos Shanimala.
Dogoniłem ją i chwyciłem za rękę. To nie był dobry pomysł. Dziewczyna zamachnęła się i dostałem prosto w twarz.
- No to oficjalnie: żegnaj Jared. Nie musisz się tłumaczyć, słyszałam. Po prostu zapomnijmy o tym.- powiedziała to a ja ją puściłem i odeszła. Miała klasę.
Jedynym świadkiem zdarzenia był mój głupi braciszek więc nie musiałem się tłumaczyć z tego, co się wydarzyło.
Znów spojrzałem na zdjęcie, przeszłość. Zebrałem wszystkie zdjęcia i ruszyłem do salonu by włożyć je do albumu. Zastał mnie tam Shannon. Popatrzył tylko na mnie ale nic nie powiedział. Wiedział, że jestem zły i tak łatwo mi nie przejdzie. To w końcu było moje BB! Po uporządkowaniu fotografii ruszyłem do kuchni by zrobić jakąś kolację. Szczerze mówiąc nie miałem siły na gotowanie. Otworzyłem lodówkę, była tyko sałatka ze świeżych warzyw. It’s a joke! Wyciągnąłem do tego moje tofu. Ale co do niego? Wtedy zauważyłem w pojemniku brokuły, wyjąłem je. Odruchowo sięgnąłem do kieszeni po Blackberry by poszukać szybko jakiegoś przepisu. Auć, moje BB! Było w niewoli u Shanna. Szlag! Zostało mi poddać się albo podjąć ryzyko i poszukać książki kucharskiej. Wziąłem stołek, stanąłem na niego i zacząłem wertować szafkę, której zbyt często nie otwierałem. Coś do siebie mamrotałem gdy wszedł Shannon. Nie zauważyłem go, co on oczywiście! wykorzystał.
- Bum!- wydarł się jak najgłośniej potrząsając mną jednocześnie. Zląkłem się (Sory, człowiek sobie spokojnie szuka książki a tu go straszą!).- Coś ty taki strachliwy. O widzę, że kolację robisz, no to co będzie?- Shannon jak zawsze był głodny.
Znalazłem już obiekt mojej wspinaczki, odstawiłem stołek i otworzyłem książkę na blacie. Zacząłem ją przeglądać.
- A od kiedy to preferujesz „zielsko”, co Shanny? Czyżby w tej całej Rosji czy Ukrainie nie karmili mięskiem? No nie żartuj…- lubiłem się na nim odgryzać. Jest, znalazłem to o co mi chodziło.-… a więc nie będę tym gorszym bratem i się podzielę. Brokuły z tofu, pestkami dyni i słonecznikiem.- wyrecytowałem nazwę potrawy i pokazałem bratu rysunek.
- Jared, musimy?- Shannon próbował zmienić menu ale nie ma tak łatwo. Zemsta za BB będzie długa.
-…- spojrzałem na niego wymownie. Shann przyjrzał się raz jeszcze zdjęciu.
-  W sumie nie wygląda tak źle, co nie?- był taki zabawny.
-  Jak widać na załączonym obrazku…- tu pokazałem na siebie.-… da się przeżyć.
- Niech stracę, jesteś moim mistrzem gotowania więc ja się zmywam.- Shannon już się wycofywał z kuchni. Super, Jared- kura domowa, ale z drugiej strony nie chciałem się z nim użerać.- Tylko ty sprzątasz!- zawołałem za nim.
- Ok. Postaraj się i nie przesól!- odpowiedział mi ze schodów Shannon.
Włączyłem w salonie wieżę, płytę Johna Lennona, Imagine. Uwielbiałem tą płytę i to jak John śpiewał dla Yoko. Podziwiam go za to jak pięknie potrafił śpiewać o miłość, sam wciąż nad tym pracuję. Na nowej płycie chce przekazać więcej uczuć. Z tą myślą udałem się do kuchni.

***

Po kolacji i narzekaniach Shanimala, udałem się do siebie. Czas szybko zleciał, była już 21 czyli miałem nie całą godzinę. Wziąłem szybki prysznic. Sprawdziłem pocztę NA LAPTOPIE, tego chociaż mi nie zabrał. Trzeba było coś na siebie założyć. Nie będzie to zbyt „elegancki” klub, co wywnioskowałem z głupiego uśmieszku mojego brata więc dylemat był mniejszy. Wyszperałem z garderoby białe rurki ( a co tam, pomyślałem), do tego dobrałem czarną, satynową koszulę od Christiana Louboutina z rozcięciami na bokach. Do tego ulubione buty. Została kwestia: marynarka czy kurtka? Za ciepło, marynarka. Idealnie z bielą i czernią komponowała się czerwień. Przymierzyłem, było nawet lepiej niż zwykle. Okulary? Raczej tak. Aviatory, klasyczne od D&G. Poprawiłem jeszcze włosy, związałem je w kucyk, ostatnio tak wolałem. Ostatnie spojrzenie w lustro i mogłem wychodzić. W drzwiach zderzyłem się z Shannem. Patrz jak idziesz! pomyślałem. Miał założone okulary i słuchawki. Zacząłem się śmiać.
- Masz rację to światło tak oślepia.- odpowiedziałem i w geście ironii założyłem swoje.
- Ha ha ha – wycedził przez zęby Shann.- Ktoś się tu wystroił na podryw, fiu fiu - powiedziawszy to spojrzał na mnie.- Oślepia mnie blask twej urody bracie, stąd te okulary, ma się to wyczucie.- Shannon, mistrz sarkazmu. Nie zdążyłem odpowiedzieć bo zbiegł już na dół.- Pospiesz się, nie będę czekał!
Ruszyłem zaraz za bratem.

***

O 22 byliśmy pod klubem gdzie czekali już Tim, Braxton, Robert, Tomo, Antoine i paru kumpli Shannona. Szykował się niezły wieczór. Z tego co zauważyłem po drodze, byliśmy w dzielnicy klubów ze striptizem. To co mnie zdziwiło to, to, że ten był dość ekskluzywny jeśli można tak powiedzieć. Przywitaliśmy się z chłopakami i weszliśmy do środka.
Bywałem już w takich klubach, zawsze jest świetna zabawa. Mimo, że wiedziałem czego się spodziewać nie byłem dziś zbytnio rozrywkowy. To raczej nie przez to, że zabrano mi moje dziecko, prędzej obstawiałbym te zdjęcia. Czy one mnie tak zdołowały? Być może. To chyba ta świadomość… Tomo i Vicky. Znają się od 10 lat a para są nieco krócej. Związek idealny. Gdy patrzę na nich widzę dwójkę niezmiernie szczęśliwych osób i zastanawiam się czy ja mógłbym tak. Nie mówię, że nie jestem szczęśliwy, bo jestem… to raczej pewien brak. Poczucie, że nie masz nikogo, w sensie kobiety, która kochała by cię tak mocno. Lubię swój tryb życia, nie zniósłbym ograniczeń dlatego się nie angażuję. Dręczy mnie to bo wszyscy mi to powtarzają: „kiedy ty sobie kogoś znajdziesz”. Od kiedy się tym przejmuję? Nie wiem. Myślę, że w całym swoim życiu spotkałem tylko parę kobiet tak samo niezależnych i wolnych jak ja. Czy rzeczywiście poszukuję kogoś takiego? Chyba nie świadomie do tego zmierzam. Czy mogę być szczęśliwy zachowując wolność? Czy mogę dać szczęście drugiej osobie bojąc się zaangażowania? Nigdy nie szukałem miłości i tym razem też nie zamierzałem… Z rozważań wyrwał mnie naburmuszony głos Shannona…

***

Specjalnie na życzenie jest długi ;) starałam się bardzo.  Z dedykacją dla Em jest trochę refleksji. Wrócił Shannon więc będzie się regularnie pojawiał :) Nie zabraknie też spraw sercowych braci... Czytajcie i komentujcie! 
Prohevito in altum!


* "Naprawdę nie obchodzi mnie jak to dla ciebie wygląda. Mam osobie dobre zdanie, bez względu na to, co robię..."- Oedipus, Free.

2 komentarze:

  1. Cieszę się że Shann wrócił ;d
    I mam nadzieję że Jared jeszcze spotka Constance ;) Siwetny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. mistrzkamuflażu2 lipca 2012 19:20

    Genialne:D

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.