środa, 27 czerwca 2012

6. No matter how many deaths that I die, I will never forget, No matter how many lifes that I live, I will never regret *



***

- Jared!!!Czyś ty ogłuchł? Idziemy!- nie zdążyłem odpowiedzieć bo Shann już ciągnął mnie do środka.


Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to wystrój tego miejsca. Wszystko było wystylizowane na Moulin Rouge. Nieziemski klimat, czerwień i złoto królowały. Zamiast zwykłych krzeseł przy każdym stoliku stała elegancka sofa ze złotymi poduszkami. Mój wzrok przykuło jednak co innego. Mianowicie niesamowicie długi, zakręcony w kształcie okręgu podest dla tancerek. Dodatkowo był podświetlany. Czyli będzie więcej niż jedna, pomyślałem.
Po chwili byliśmy już na swoim miejscu. Z tego, co mówił Antoine nie miał być to pokaz lecz całe show, rodem z Paryża. Zapowiadało się apetycznie, nie ma co.
Podeszła do nas kelnerka. Holy moly! Dziewczyna była ubrana pod wystrój klubu. Miała na sobie czerwono-czarny gorset, skąpą spódniczkę (lub raczej jej pozostałość) i skórzane, czarne rękawiczki. Miała wyrazisty makijaż a włosy kręcone, upięte na boku z wpiętym kwiatem. Była naprawdę śliczna i młoda. Całości dopełniał czarny melonik na głowie. Jednak największe wrażenie robiły jej buty. Krwisto-czerwone szpilki sięgające za kostki, na wysokim podbiciu i jeszcze wyższym obcasie. Uwielbiałem kobiety w szpilkach ale te… miały chyba z 20 cm!

- Dobry wieczór. Mam na imię Christina i mam zaszczyt obsługiwać dziś panów. Czy jest coś w czym mogłabym pomóc?- dziewczyna powiedziała to i posłałam nam uśmiech. Widziała nasze miny. Miała niski, ochrypły głos.
- Bardzo nam miło. Może na początek poprosimy o butelkę Jack’a Danielsa?- pierwszy odezwał się Antoine, który skierował pytanie do nas.
- Tak, do tego jeszcze butelkę rumu Bacardii i dwie butelki czerwonego, wytrawnego, hiszpańskiego wina.- odpowiedział Shannon. W końcu była nas przy stoliku siódemka.
Nie dawały mi spokoju buty tej dziewczyny, nie wytrzymałem i musiałem się zapytać. Miała już odejść:
- Przepraszam. Czy mogę mieć jedno pytanie do ciebie.- powiedziałem to i spojrzałem na nią. Nawet się nie speszyła.- Nurtują mnie twoje buty… ile cm mają?
Uśmiechnęła się a chłopaków trochę zamurowało.
- Dokładnie 25,5cm. Taka praca ale nie stanowią dla mnie problemu. Czy to wszystko?- zapytała grzecznie.
- Niesamowite… Tak, dzięki.- kiedy odeszła, pierwszy zaczął się śmiać Tomo, za nim Shannon.
- Oj Jared, zabrać cię gdzieś… nadal nie wierzę, że to zrobiłeś. Matko.- Shannon najwyraźniej miał ubaw. Nie zdążyłem nic odpowiedzieć bo rozmowa zeszła na inny temat. Wszyscy się wybornie bawiliśmy. W klubie było już sporo mężczyzn, wyglądało na to, że dzisiejsze show musi być szalenie „interesujące”. Po sali krzątało się kilkanaście kelnerek ubranych identycznie jak Christina. Z tego co się zorientowałem każda miała przydzielony osobny stolik do obsługi na ten wieczór.

- Ten stolik jest dziwny, przez to coś na środku nie pasuje do wystroju. Shannon wiesz co to do cholery jest.- usłyszałem głos Braxtona. Popatrzyłem na stół. Był duży, okrągły a na środku stało zamontowane, metalowe podwyższenie, również okrągłe na którym na razie stały butelki. Zaśmiałem się i spojrzałem na Shannona i mimo wolnie na Antoine’a. Oczywiście dobrze wiedzieliśmy, co to było.
- I mówiłem, że go zgorszymy. To jest…- zaczął Shannon, powstrzymując śmiech ale nie dokończył bo byłem szybszy!
- To jest dokładnie mini podest. Dla tancerek. Dokładnie tamtych.- tu zrobiłem przerwę i wskazałem wzrokiem na dziewczyny.- skończyłem i uśmiechnąłem się do nich. Mina Tomo i Braxtona wyrażająca Whaaaaaaaaat?, bezcenna! Uprzedzając pytanie Braxta, dodałem z zadowoleniem.- Tak . Za chwilę jedna z nich będzie na nim tańczyła i lepiej radzę wam wyciągnąć portfele…
-….?
- Nie patrzcie tak, nie oglądaliście nigdy filmów, proszę was!- udałem zażenowanie zakrywając dłonią twarz , że niby nie wiedziałem o co im chodzi. Niezbyt uwierzyli, chyba za dobrze mnie znali.
- Striptiz!- Shannon wyszczerzył zęby i teatralnie potarł ze zniecierpliwienia dłonie. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, no z wyjątkiem Tomo, którego mina wyrażał coś w rodzaju „No ładnie, niech no się tylko Vicky dowie”, poklepałem go po ramieniu wciąż się śmiejąc.

***



Atmosfera się powoli zagęszczała, w powietrzu można było wyczuć ciepło kobiecych ciał, ekscytację, żądzę, pokusę, grzech. Shannon z Antoine’m szeptali w kącie sofy, Tim i Tomo z rozbawieniem o czymś dyskutowali a Braxton i Robert na coś wskazywali. Postanowiłem skierować wzrok na obiekt ich uwagi gdy nagle w całej sali zgasły światła. Z dala dał się słyszeć głos.
- Zaczyna się.

Było słychać pierwsze takty melodii. Na sali zapaliły się czerwone światła wskazujące drogę kelnerką, mimo to na sali wciąż panował mrok. U dołu ogromnej czerwonej kurtyny zaczął unosić się dym, który dla wzmocnienia efektu został lekko podświetlony. Jako pierwsza uniosła się zasłona po prawej strony sceny. Naszym oczą ukazał się sprzęt i muzycy, czyli muzyka na żywo, miło. W tym momencie podniosła się kurtyna z naszej strony i ujrzeliśmy piosenkarkę. Ciemnoskórą kobietę o głosie mocnym i zmysłowym, strojem wpasowującą się w klimat Mulin Rouge. Siedziała na fortepianie a może raczej leżała podparta. Śpiewała nieskazitelnym francuskim, z tego co pozwoliła mi wywnioskować moja znajomość tego języka, była to pieśń o niewyżytym seksualnie mężczyźnie, zabawiającym się okrutnie z młodymi dziewczynami. Po tym wstępie, z mroku wyłoniło się więcej piosenkarek, muzyka zmieniła się na szybszą a tekst na bardziej erotyczny (śpiewały już po angielsku). W tym momencie odsłoniła się główna zasłona a naszym oczą ukazały się właściwe dziewczyny, które pewnym krokiem przemierzały okalający salę podest, tak by zaprezentować się przybyłym. Rozpoczęło się show. Burleska a dokładnie British girls.

Pokaz był niesamowicie zorganizowany co nie uszło mojej uwadze. Całość podzielona była tak jakby na części. W pierwszej był głównie zmysłowy taniec na rurach, które znajdowały się na podium jak i bezpośrednio na sali. W głębi sceny ujrzałem … o matko, tak. Tańczących transwestytów, niezwykle szczupłych, w półmroku można było ich uznać za kobiety ale nie! Nie, nie, nie. Przejrzałem ich. W tym czasie dziewczyny, które śpiewały przemykały się wśród gości, czasem przysiadając na stoliku i odśpiewując swoją kwestię.

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak długo czegoś takiego nie oglądałem. To nie był zwykły striptiz lecz sztuka dograna w najmniejszych detalach, tak by posiąść umysł i uzależnić nas od tego miejsca. Jeszcze za czasów kiedy grywałem w filmach, bywałem w podobnych klubach. Pamiętam jak po premierze, bankiecie chodziliśmy z chłopakami z planu w takie miejsca. Nigdy nie czułem się w nich za dobrze, chodziłem raczej dlatego, że mnie namawiano. Pamiętam, że Colin miał taki dar. To przez niego stałem się wtedy bywalcem wszystkich nocnych klubów na Sunset Strip. A kiedy ostatnio byłem w klubie ze striptizem? Dwa lata temu, przed nakręceniem teledysku do Hurricane. Szukałem inspiracji więc Shannon zaproponował taki „relaks”? przerwę?. Jednakże szperając w pamięci nie byłem sobie w stanie przypomnieć klubu równie dobrego jak ten, nie było takiego.

Nadszedł czas na część drugą co zakomunikowała nam zmiana muzyki. Kobiety tańczące wcześniej w sukniach i gorsetach, miały teraz na sobie skąpe, przylegające równomiernie do ciała skórzane kostiumy. Z sufitu spuszczono liny, które nie znajdowały się nad podestem w kształcie koła lecz w jego środku. Tancerki szybko na nich zawisły po czym skierowano na nie reflektor ze światłem. Znów unosił się dym jednak tym razem dodano coś jeszcze. Hoooly shit! Było mnie stać jedynie na to, nie wiem czy to zasługa wina czy raczej po prostu się tego nie spodziewałem. Spojrzałem odruchowo na brata i chłopaków. Wszyscy mieliliśmy takie same miny, jedynie Antoine nie wydawał się zaskoczony. Dlaczego mnie to nie dziwiło. Woda! A raczej natrysk wodny, tym zostały potraktowane dziewczyny. Mokre, wijące się na linach, w takt jakże niesamowitych dźwięków wydobywających się ze sceny- zapierało dech, tym bardziej, że właśnie rozpoczęły akrobacje. Czułem krople wody na policzkach, to było przyjemne. Przestałem powstrzymywać cisnący mi się na twarz wyraz zadowolenia. Pozwoliłem się sobie wyłączyć i całkowicie skoncentrować na zbliżającej się części bowiem po raz kolejny zmienił się repertuar na niezwykle erotyczny. Nadszedł długo wyczekiwany moment. 

Dziewczyny ześlizgnęły się z podestu i zaczęły kierować się do stolików. Ustawiły się każda przy jednym tak, że jedną nogę opierały o sofę. To, co oprócz nieziemsko długiej, opalonej nogi rzucało się w oczy, to buty. Czerwone (z moich obserwacji każda kobieta w tym klubie takie miała, czyżby taki znak?), skórzane, z metalowymi wstawkami, na wysokim podbiciu, nie w klimacie ale na miejscu, pomyślałem. Kobiety czekały na znak, perkusista wybił rytm po czym włączyli się inni muzycy i mogły zaczynać. Shannon (bo to było z jego strony) odruchowo wyciągnął dłoń by pomóc jej wejść na stół. Dziewczyna zaczęła tańczyć a może raczej powinienem powiedzieć, że wić się jak zmysłowa kotka. Dobrze, że Christina sprzątnęła wszystko ze stolika bo jak się okazało to on był za mały dla tancerki. Po chwili cały blat ociekał wodą. Dziewczyna klęknęła na podeście po czym zaczęła rozpinać górę swojego stroju. Widząc to zaczęliśmy jej kibicować . Przy ostatnim guziku zatrzymała się, podniosła swoje ciemno-czekoladowe tęczówki, przeleciała po nas wzrokiem i wybrała Braxtona. Zbliżyła się do niego i wystawił biust czekając aż młody dokończy ceremonii i rozepnie gorset do końca. Kiedy znajdowała się w takiej pozycji jej spódniczka podniosła się całkowicie, odkrywając zgrabny tyłek. Dopiero teraz mogłem zauważyć tatuaż. Była to lilia zachodząca na udo. Kiedy już pozbyła się góry okazało się że miała jeszcze jeden tatuaż, na piersi. Był to jakiś nie znany mi symbol, logo. Nareszcie, pomyślałem widząc, że kobieta przymierza się do zdjęcia tego czegoś, co służyło jej za dół stroju. Znów prosiła nas o „pomoc”, tym razem wybrała Shannona. Po chwili mój brat jednym ruchem ściągnął z niej tą mini na co wszyscy czekaliśmy. Natychmiast wyciągnąłem parę banknotów, wstałem i z całą perwersją na jaką było mnie stać (oczywiście w znaczeniu pozytywnym a nie obraźliwym) spojrzałem w jej tęczówki, wsadzając banknoty za jej koronkową bieliznę. Najwyraźniej spodobało jej się bo popchnęła mnie z powrotem na sofę, robiąc sobie miejsce by zatańczyć. Byłem można powiedzieć w transie, nie zwracałem więc uwagi na to jak siedzę, co ona sprytnie wykorzystała opierając swojego buta o moje udo ale w taki sposób, że obcasem pocierała o mojego penisa. Nie musiała czekać długo na moja reakcję, widząc moja minę która zdradzał prawdopodobnie moje podniecenie, odwróciła się i przeszła do Tima. Osiągnęła swój cel a ja dziękowałem sobie, że po raz kolejny założyłem rurki, których dużą zaletą było to że były dość obcisłe i nie zostawiły miejsca na zbytni ruch^^^ Tancerka krążyła tak między nami jeszcze przez jakiś czas zbierając naprawdę pokaźną sumę pieniędzy. Nawet Tomo dał jej kilkaset dolców licząc że to co się tu wydarzyło zostanie jak zwykle 
„ w rodzinie”.

***

Nagle wydarzyło się coś, co nieoczekiwanie zmieniło bieg wydarzeń. Kiedy dziewczyna jeszcze tańczyła, do naszego stolika podszedł jeden z transwestytów, wijący się wcześniej na rurze w głębi sceny, ubrany w taki sam obcisły strój, co ona przed striptizem. Ewidentnie zamierzał urozmaicić nam dzisiejsze show. Co to do cholery ma być? Zaśmiałem się ale w głębi duszy wcale mnie to nie śmieszyło, obawiałem się go. Kiedy wszedł na stolik i zaczął tańczyć centralnie przede mną, zamurowało mnie. Był tak zgrabny, że jego ruchy były stawały się nienaturalne. Jego twarz pokryta mocnym makijażem nie spuszczała mnie z oka. Patrzyłem i nie mogłem uwierzyć. Z odrętwienia wyrwał mnie stłumiony śmiech Shannona, Braxtona i Antoine’a. Kiedy na nich spojrzałem od razu się domyśliłem, że wycieli mi kawał. Shannon miał w oczach łzy, jak zwykle gdy już nie potrafił opanować narastającego śmiechu. Pozostali jeszcze się hamowali. Niestety odwrócenie się do nich było błędem, ponieważ w tym czasie „moja tancerka” zeszła ze stołu i zaczęła mnie dotykać.

- Nie dotykaj mnie. Nie dotykaj mnie. Nie dotykaj mnie. Nie dotykaj mnie!- zacząłem powtarzać i odsuwać jego rękę ale ten facet był tępy!
Pyza tym to całe zajście sprowadziło do naszego stolika pozostałych mężczyzn, którzy byli ciekawi dlaczego u nas tańczą aż dwie panie! Widząc miny niektórych z nich czułem, że nas rozpoznali.
- Hahahaha… Shannon, ja chrzanię nie wierze żeś to zrobił Jaredowi!- odezwał się Braxton, zginając się ze śmiechu.
-Haha….- Shannon zaczął się dusić.- Ale tego się nie spodziewał…. Wyraz… wyraz… jego… twa..twa..twarzy!....Nie wytrzymam!- i znów się zanosił ze śmiechu.
Tomo postanowił zrobić porządek i mi pomóc. Szturchnął Tima i Roberta by zajęli się Shannonem i Antoine’m, Braxtonowi zaś kazał rozpędzić mężczyzn. Sam podszedł do transwestyty.

- Ocho co ja widzę, świetnie się bawisz maleńka.- tu posłał jej swój zabójczy uśmiech.-… ale już koniec. Naprawdę… suuuuper tańczyłaś, zobacz ledwo zipie!- teraz Tomo pokazał na mnie.- A to masz na drogę.- po czym wcisnął jej leżące na stoliku 100 dolców i na odchodne poklepał po plecach.

Poszła, a raczej poszedł. I wszystko było by dobrze gdyby nam ktoś nie pstryknął fotki. Nawet wiem co na niej będzie. Ja siedzący na sofie z rozstawionymi nogami. Transwestyta stojący między moimi udami, łapiący mnie za kolano. I Tomo stojący nade mną, wciskający mężczyźnie kasę za „dekolt”, z uśmiechem z serii „oj zasłużyłaś maleńka”. I ten podpis: „30 Seconds to Mars, idole tysięcy młodych ludzi przyłapani w klubie ze striptizem. Jared Leto, ‘bożek seksu’ zmienia preferencje! Ma romans z transwestytą! Tomo Milicević- gitarzysta, płaci za seks lidera zespołu!” Świetnie. Wtedy zobaczyłem minę Tomo, oj był zły. Podszedł do Shannona, który szarpał się z Robertem.

- Shanny, skarbie! Jeżeli Vicky dowie się o tym, co miało tu dziś miejsce lub nie daj Boże, zobaczy zdjęcie, które właśnie pstryknął nam jakiś mężczyzna i które raczej na pewno wyląduje jutro w prasie to radziłbym ci mieć na oku swoje maleństwo!- w tym momencie Tomo zrobił dziubek, akcentując słowo maleństwo tak że wyglądał komicznie. 

Wiedziałem o czym mówił. Chodziło o motocykl Shanna a dokładnie jego kochanego chopperka. Biedny Shanny, cały pobladł, czyżby wiedział, że nie żartujemy. Tomo odwrócił się do mnie i zaczęliśmy wychodzić, w ślad za nami poszli też inni. Jedynie Shannon wybiegł w przeciwnym kierunku krzycząc byśmy poczekali. Szczerze mówiąc nie mieliśmy zamiaru czekać na niego po tym zajściu, ulitował się jedynie Antoine, który zaoferował się dotrzymać mu towarzystwa. Tak więc ja i Tomo pojechaliśmy do mnie, mając w planach tam poczekać na Shannona, a chłopaki nie mieli już siły, padali ze zmęczenia więc pożegnaliśmy się pod klubem i rozjechaliśmy, każdy w inną stronę.

***

Całą drogę zastanawiałem się nad tym co zaszło. Po pierwsze utwierdziłem się w przekonaniu , że głupota Shannon właśnie przebiła jego intelekt. Kim trzeba być żeby nie pomyśleć o konsekwencjach, nie miałem już do niego siły. Po drugie sprawa zdjęcia, które prawdopodobnie wywoła mały skandal. Nie chciałem nawet rozważać opcji, że Shann nie odzyska fotografii, to nie wchodziło w grę. Gdy media to podchwycą najbardziej ucierpi na tym nasz zespół gdyż ci wredni dziennikarz nie zostawią na nas suchej nitki. To był jakiś koszmar, czułem, że moja złość z każdym kilometrem wzbiera. W końcu nie wytrzymałem i z całej siły uderzyłem pięścią w oparcie siedzenia, w taksówce, klnąc przy tym. Aż Tomo się zląkł, mój zryw wyrwał go najwyraźniej z zamyślenia. Fuck! Jak na ten moment to on miał najbardziej przesrane bo gdy Vicky dowie się o naszej eskapadzie to chyba żaden z nas, mimo tego, że kochamy Tomo jak brata, nie chciałby być w jego skórze. Momentalnie poprawił mi się humor, byłem okropny ale moja natura była silniejsza.

Kiedy dotarliśmy do domu, postanowiliśmy się napić, tak na odstresowanie. Żaden z nas nie miał ochoty na rozmowę, zdecydowałem więc włączyć telewizor. Przeleciałem parę programów ale nic nie przykuło mojej uwagi, spojrzałem na Tomo, wybrał MTV na którym leciał właśnie jakiś wyuzdany teledysk.
I nagle mnie olśniło! Tak po prostu, poczułem, że do mojej głowy napływają myśli, które zaczynają układać mi się w logiczną całość. Biorąc pod uwagę mój lekko podchmielony stan postanowiłem tego nie zmarnować. Zerwałem się z kanapy, odstawiłem swoją whisky i powiedziałem do Tomo:

-Halo, ziemia do marsa! Tomo!- pomachałem mu przed twarzą bo wyglądał jak w transie.- Lecę do studia, zaraz wracam! Czekaj tu.- wydawało się, że na mnie patrzy ale wcale nie słuchał, nie miałem czasu więc pognałem zostawiając go w salonie. Ale, ale gdzie!? Wróciłem się jeszcze po moją szklankę i dopiero teraz mogłem uciekać.

Przebiegłem przez korytarz, pokój i byłem w naszym studiu. Zapaliłem światło, odnalazłem mojego klasyka, niestety był nie nastrojony. E tam, niech będzie gitara Shannona i sięgnąłem po nią. Na stole leżały jakieś czyste kartki, chwyciłem je i przelałem na nie swoje myśli. Byłem uradowany jak dziecko bo to co po chwili zajęło papier, wydawało się być naprawdę niezłe, a miałem do tego dryg i czułem to! Zacząłem dopasowywać akordy i podśpiewywać. Mój głos nie brzmiał za dobrze, był lekko ochrypnięty. Nim przećwiczyłem to, co udało mi się skomponować, zawartość mojej szklanki znikła. Niesamowicie chciało mi się pić więc postanowiłem wrócić do Tomo i podzielić się z nim efektami mojej weny.

Zebrałem kartki i wybiegłem z The Lab wykrzykując, że chyba coś mam. To, co zastałem w salonie natychmiast uświadomiło mi jak karygodny błąd zrobiłem… never!, ever! nie zostawiaj Chorwata samego z butelką whisky! Tomo spał na kanapie, trzymając pustą szklankę w dłoniach a obok jego butów walała się pusta butelka. I w tym momencie zobaczyłem, która była godzina, dochodziła 4, spędziłem w studiu prawie dwie godziny. Mimo tego, co zastałem byłem niesamowicie szczęśliwy i podniecony, nawet zapomniałem już o żarcie Shannona. W przypływie euforii postanowiłem być dobrym samarytaninem i doprowadzić Tomo do „w miarę normalnego” wyglądu. W tym celu zabrałem mu pusta szklankę, której nie chciał puścić, musiałem więc użyć siły. Następnie odłożyłem swoja kartkę i znalazłem koc którym go przykryłem. Teraz mogłem udać się do góry bo nie zapowiadało się bym doczekał się na Shannona.

Leżąc w łóżku byłem podjarany. Nie spodziewałem się, że ten dzisiejszy zamęt jest w stanie przynieść mi długo wyczekiwane natchnienie. Najbardziej frasowała mnie kwestia muzyki, powinna być gwałtowna czy raczej coś wolnego. Po chwili coś mi się przypomniało i poczułem małe ukucie bólu. Moje BlackBerry wciąż znajdowało się z dala ode mnie, niech no tylko ten kretyn pojawi się w domu. Na uspokojenie zacząłem nucić dzisiejszy tekst: Witness, tell me. What you think of my life ?Judge me. Jury. If I’m wrong or I’m right…


***

O wy męczydusze! Specjalnie na życzenie dla Klaudii. Mam nadzieją, że się spodoba!!! Za inspirację dziękuję Kasi! Czytajcie i komentujcie! Kolejny rozdział wkrótce...
( ha! Portugalia czy Hiszpania mistrzem Euro? Stawiam na Portugalię :P )
Provehito in altum!



* "Nieważne na ile sposobów umrę, nigdy nie zapomnę. Nieważne ile żyć przeżyję, nigdy nie będę żałować..."- 30 Seconds to Mars, Hurricane.

3 komentarze:

  1. Przepiękny rodział! Dirty birdy, Jack Daniels, Bacardi.ii Mistrz! ;D
    Dzięęęęęękuuuuujęęęęęę! ;D

    PS.
    To jeszcze nie było męczenie. Spróbuj nie dodać notki dłużej niż przez 2 dni to wtedy zobaczysz... ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział ;d.
    Masz świetną wyobraźnie na pomysł z klubem to bym nigdy nie wpadła i jeszcze tak szczegółowo opisane xd Super ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. ha! Portugalia przegrała! xD ale...! akcja w klubie! nieziemska!! nie mogłam się przestać śmiać! mina Jareda musiała być bezcenna kiedy tańczył przed nim transwestyta xD nie dobry brat Shannon! dawaj kolejny, bo chcę wiedzieć co się stanie jak to zdjęcie wycieknie do prasy xD pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń

Followers

Sztuczna inteligencja:













Treść: Mary. Nagłówek: Alibi, 30 STM. Belka: Wait, 30STM. Adres: parafraza tekstu The Pixies. Obsługiwane przez usługę Blogger.