edit: Doris
~*~
Blady, szary świt
powoli nabiera barw. Przez zasłonę utkaną z gęstych chmur, przenikają nikłe
promyki pozornie zimowego słońca, które przedzierając się na zawieszone nisko,
ciemne niebo, tworzą bajecznie różowo-czerwoną poświatę kontrastującą z
szarością poranka. Lubię
wschód słońca w Los Angeles.
Drzewa w ogrodzie niespokojnie kołyszą
się, smagane silniejszym wiatrem, a palmy w oddali sąsiedniego domu wyginają
się w łuki. Zapowiada się
wietrzny i zimny dzień, ale to pewnie przez nadciągający z Florydy front.
Opuszczam niżej wzrok i widzę jak
wiatr porywa liście krzewów rosnących przy basenie, tak, że szarpie nimi na
wszystkie strony. Parę uschniętych liści w tej samej chwili wiruje nad taflą
wody, a kolejny podmuch podrywa do ruchu dmuchaną piłkę i odrzuca ją w kąt
niewielkiego ogrodu, szczelnie otulonego zewsząd zielenią. Słyszę zawodzenie i
gwizd wiatru, który w otaczającej mnie głuchej ciszy, uderza we mnie ze zdwojoną
siłą. Momentalnie przesuwam się bliżej mężczyzny.
Jak dobrze być teraz tutaj. Leżymy na łyżeczki, jego głowa wtulona
jest w moją szyję, a ręka szczelnie obejmuje mnie w pasie, podczas gdy druga
znajduje się pod moim karkiem. Mimowolnie otulam się jeszcze mocnej
pluszowym szlafrokiem. Skupiam się i słyszę miarowy, spokojny oddech. Uśmiecham
się. Przechylam głowę i całuję go w skroń, a on leniwie pomrukuje. Wiem, że nie
śpi, ale też nie porusza się. Dotykam jego dłoni, która stanowczo zaciska się
na mojej prawej piersi i przejeżdżam po każdym palcu. Uwielbiam twoje dłonie. Schylam głowę i podnoszę do ust każdy
palec, zostawiając na opuszkach słodkie pocałunki. Kiedy kończę, dłoń znów wraca
na swoje miejsce, a ja wiem, że nie chcę już niczego więcej do szczęścia.
Otacza
nas półmrok rozświetlony wpadającym przez okna światłem budzącego się dnia. Nie
wiem jak długo tak leżymy. To
zdecydowanie najlepszy poranek mojego życia. Mimo
że tej nocy prawie wcale nie spałam, jestem szczęśliwa. I noc! Krzyczę w środku, na samo
wspomnienie minionych kilku godzin. Nie przypuszczałam, że Jared może zaskoczyć
mnie jeszcze bardziej, a co lepsza, że to mi się spodoba. Bo tak naprawdę lubisz się
pieprzyć. Przytakuję sobie w
myślach i wiem, że w tej chwili jestem w tym człowieku kompletnie, zupełnie,
bezgranicznie, porypanie zakochana i nagle… zaczynam się śmiać.
Po
chwili czuję jak Jared podnosi głowę, a niebieskie tęczówki namierzają mnie.
Podpierając się na łokciu, przygląda mi się z lekkim zmieszaniem, ale to
rozśmiesza mnie jeszcze bardziej.
- Czy przypadkiem coś
mnie nie ominęło?
- Nie sądzę… Kocham to
w jaki sposób się uśmiechasz - odpowiadam, zatapiając się w głębi jego
spojrzenia i opanowuję śmiech. Wyciągam dłoń i zanurzam ją we wpadającym mu na
twarz kosmyku włosów.
- A który konkretnie?
Jared zbliżając swoją
twarz do mojej, posyła mi podstępny uśmieszek, po czym prezentuje mi
swoje uśmiechy. Pierwszy, kiedy marszczy usta w rozbawieniu. Drugi, wyrażający
coś w stylu: no, co ty nie powiesz. Znów zaczynam się śmiać. Kolejny jest
z serii: laugh out loud, i
mina jaką robi wokalista, sprawia, że parskam głośno śmiechem. Jared ociera
teatralnie twarz i z powagą szczerzy się do mnie, ukazując kolejną minę. W
końcu ostatni uśmiech jest zdecydowanie moim ulubionym. Kiedy kończy, spogląda
na mnie z wyczekiwaniem.
- Ten perwersyjny…
uśmiechaj się tak dalej, a niczego ci nie będę potrafiła odmówić. I gdzie tu
sprawiedliwość?
Próbuję udawać
oburzenie, ale słabo mi wychodzi. W efekcie, nim z powrotem spoglądam na
Jareda, ten uprzedza mnie i odnajdując moje usta, zamyka je w swoich ciepłych
objęciach. Nasze języki szybko się odnajdują i zgrywają w jednym, słodkim
tańcu. Matulu. Jest mi tak błogo, że zaczynam
mimowolnie pomrukiwać, co nie uchodzi uwadze bruneta, który uśmiecha się, a ja
doskonale to wyczuwam. Przekręcamy się na wąskiej kanapie i Jared na chwilę się
ode mnie odrywa, spoglądając z góry:
- Dlaczego my się tu
gnieździmy?
- Nie wiem, o czym
mówisz… - żartuję i obejmuję go mocno w pasie. - Dla mnie ta kanapa ma jeden
plus, właśnie to, że jest t a k ciasna.
- Chcę cię mieć w
moim łóżku. Na górze. - Składa ma moich ustach gorący pocałunek. - Teraz.
I nie musi mówić nic
więcej, sama też tego chcę. Od paru godzin potrzebuje go na okrągło. Kiedy się
podnosimy, widzę, że słońce już wzeszło, ale pogoda za oknem wciąż nie zachęca.
Nagle ciszę zakłóca jakiś stłumiony i narastający dźwięk. Supremacy, Muse. Słyszę pierwsze takty
piosenki i nagle uświadamiam sobie, co się dzieje. Cholera,
tylko nie to!
- Twój telefon. Nie
odbieraj - zwraca się do mnie Jared, trzymając za rękę. Spoglądam na fotel,
gdzie wczoraj Jay rzucił moją torebkę i wiem, że nie przestanie dzwonić. I wiem
też, która jest godzina. Szósta
trzydzieści. Środa, szósty luty. Spadam
z rumorem, z chmur na ziemię i odzyskuję świadomość miejsca i czasu.
- To mój budzik. Do
jasnej cholery! Zapomniałam kompletnie, że przecież dziś normalnie muszę iść do
pracy… Mamy casting do obsady filmu! W sensie przesłuchanie… No nie ważne.
Muszę być tam na ósmą.
- Mogłabyś wziąć
wolne…
Nie, nie, nie, nie
rób tego! Krzyczę głośno w
sobie, gdy Jared przyciąga mnie do siebie i obdarza zniewalającym uśmiechem.
Tym, któremu nie potrafię się oprzeć. I on dobrze o tym wie!
-… powiedzieć, że naprawdę
fatalnie się czujesz… - Zakłada mi kosmyk, jeszcze mokrych włosów za ucho,
a moje ciało reaguje na jego dotyk delikatnym dreszczem.
- ... i spędzić ten
dzień z tobą, w łóżku? - kończę za niego, przejeżdżając palcem po jego
policzku. - Bardzo bym chciała, ale NIE mogę. Szczególnie nie dziś.
Matt zaczyna już
śpiewać, a ja wyślizguję się z uścisku Jareda, dumna, że zrobiłam to sama i
chwytam torebkę. Niestety nie daję mu zaśpiewać nawet do refrenu, bo wyłączam
budzik i odwracam się do Jaya, który stoi teraz z miną nadąsanego chłopca, a
ręce wsadzone ma do dużych kieszeni szlafroka. Podchodzę do niego, zanurzam
dłonie w kieszeniach, odnajdując jego palce i podnosząc się lekko na palcach,
całuję go w zaciśnięte w wąską linię usta. I choć próbuje być poważny, czuję
jak drgają mu kąciki ust. Uwielbiam go dekoncentrować.
- Czyżbym znów
pokrzyżowała ci zamiary? - zwracam się do niego, rozbawiona. - Czy w takim
razie mogę liczyć na kawę? - przygląda mi się uważnie, ale w jego oczach widzę
radość.
- Zmiataj, nim się
rozmyślę.
Uśmiecham się i całuję go szybko w policzek.
Po chwili biegnę po schodach na górę, zostawiając Jareda na dole. Mam godzinę
by się zebrać do pracy. Jak to
w ogóle możliwe, że kompletnie wyleciało mi to z głowy?! Nie zastanawiam się nad tym
dłużej, bo doskonale wiem, że to wina Jared i jego wpływu na mnie. Przy nim tracę głowę. Wbiegam do swojego pokoju i
pierwsze, co robię, to suszę wilgotne włosy. Przeczesuję je palcami, gdzie niegdzie
mam jeszcze czerwone pasma. Kiedy
odwracam głowę, natrafiam na
wygolony wcześniej bok, który teraz, po ponad czterech miesiącach, zdążył już nieco odrosnąć. Powinnam go na nowo
podciąć? Przyglądając się swojemu odbiciu w
lustrze, nie mam bladego pojęcia. Przejeżdżam palcem po wardze, w miejscu
gdzie zrobiłam sobie kolczyk, a którego od świąt nie zakładałam. Dziurka
lekko zarosła. I ponownie nie mam
pojęcia, co z tym zrobić, a tym bardziej czasu aby się nad tym zastanawiać.
Wybiegam z łazienki i
muszę wygrzebać coś z szafy. Zerkam na BlackBerry, szósta czterdzieści pięć.
Przesuwam ogromną
szafę i nie zastanawiając się długo, wyciągam: czarne rurki, białą koszulkę z
napisem Lungs i ręcznie malowanymi, kolorowymi
płucami, która nawiązuje do debiutanckiej płyty Florence + The Machine, i jest
na wyciągnięciu ręki, wytarte, stare conversy oraz czarną bluzę na zamek.
Pogoda za oknem jakoś nie zmusza mnie do oryginalności. Po chwili mam na sobie
bieliznę i siedząc na brzegu łóżka, zakładam skarpetki. Kiedy prostuję się, by
ubrać się do reszty, zauważam w progu drzwi Jareda, który przygląda mi się z
lekko lubieżną miną. Pasma długich włosów na założone za uszy. W białym
szlafroku i kubkiem kawy wygląda stanowczo za seksownie.
- Mógłbym wstawać do
końca życia o szóstej by patrzeć jak to robisz.
Zakładam bezwiednie
ręce na biodra i uśmiecham się.
- Kłamiesz. Odpadłbyś
po miesiącu. Nie jesteś typem rannego ptaszka.
Czy teraz
już zawsze będzie prawił mi komplement za komplementem? Podchodzę do niego i odbieram
swoją kawę. Od razu upijam łyk, a Jared wciąż patrzy na mnie, ale nie mogę
odgadnąć o czym teraz myśli.
- Do wszystkiego
idzie się przyzwyczaić, jak na przykład do twojego chrapania.
Obejmuje mnie w pasie
i uśmiecha się, a mi jest trochę głupio, bo wiem, że mówi prawdę.
- Oj tam…
- Czy ja mówię, że tego
nie lubię? Wręcz przeciwnie, skarbie. Dla mnie jesteś jeszcze słodsza.
Słodsza? Ha! Mierzę go spojrzeniem i wyślizguję się
z objęć. Chce protestować, ale wciskam mu kubek i wracam do ubierania się.
Muszę się pośpieszyć, a z nim nigdy mi się to nie uda.
- Przypominasz mi
trochę tym Shannona… on też tak śmiesznie pochrapuje - rzuca brunet, kiedy
siada na łóżku, a ja przekładam bluzkę przez głowę. - Słucham? - próbuję udawać
zdziwienie i oburzenie. - Jesteście… hm, naprawdę uroczy - wyjaśnia mi Jared,
podając spodnie, które wyciąga spod siebie i niewinnie się uśmiecha. Kiedy chcę
je złapać, on momentalnie cofa rękę. Robię mimowolny, szybki krok do przodu, lekko
się chwiejąc a Jared wykorzystuje sytuację i pociąga mnie na siebie. Po chwili
leżę na nim, a Jay obejmuje mnie tak, że mam zablokowane ręce. Niech cię szlag, Leto! Krzyczę podświadomie z irytacji, ale
na zewnątrz nie mogę powstrzymać uśmiechu, widząc jak Jared szczerzy się, bo po
raz kolejny jest górą. Czuję się jak sardynka w puszce, ale o dziwo jest mi
dobrze.
- Jesteś z siebie
bardzo zadowolony?
- To mało
powiedziane.
Przez chwilę się
sobie przyglądamy, aż w końcu pierwsza nie wytrzymuję i całuję go usta. Wsuwam
język i szybko odnajduję jego. Kiedy już nawzajem się pieścimy, wirując, czuję
jak mężczyzna przygryza moją dolną wargę. Ciało przeszywa nagły dreszcz
ekscytacji. Dobrze wie jak, to
na mnie działa i robi to z premedytacją!
Kiedy wypuszcza moje
wargi ze swoich objęć, szeroko się uśmiecham. Dzieli nas może z kilka
centymetrów. I nagle coś mi się przypomina.
- Jak już wspomniałeś
o Shannonie, to pomyślałam… bo widzisz ta cała afera chyba rozeszła się po
kościach. W sensie, że Shannon… zresztą on ci to lepiej wytłumaczy. Po prostu
to nie ma sensu, jedyne, o co Shanimal może mieć żal to fakt, że uważa iż
zrobiłeś to, by udowodnić swoją racje, co do Lany, nie mogąc się powstrzymać.
Nie wiem jak było, ale chciałabym byś z nim szczerze pogadał…
Kończę i widzę, że
Jared przygląda mi się z poważną miną. Po chwili puszcza mnie, a ja odruchowo
się z niego podnoszę. Jared siada ponownie na łóżko, ale nic nie mówi. Stoję
nad nim.
- Wiem, masz rację.
Sam już nie wiem, o co poszło… i chcę to naprostować. Pogadam dziś z nim.
Zakładam spodnie, a
Jared podnosi się i posyła mi nikły uśmiech. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że
równia znów przechyla się na naszą
stronę. Będzie dobrze.
- O której wrócisz?
- Nie mam pojęcia,
ale będziemy w kontakcie. - Upijam łyk kawy i odstawiam ją na szafkę. Sprawdzam
telefon i… jest siódma! Cholera!
- Aww! - buczę pod
nosem. Muszę się go pozbyć, bo w takim tempie to na pewno się spóźnię.
Podchodzę do Jareda i wypycham go za drzwi. Jego zdziwienie jest bezcenne.
- Co robisz?
- Usuwam
„przeszkodę”, która skutecznie uniemożliwi mi wyjście do pracy. A teraz
wybacz kochanie, śpieszę się!
Zostawiam go na
korytarzu i zamykam za sobą drzwi.
W następnej chwili
szybko się czeszę, robiąc sobie wysokiego kitka, tuszuję rzęsy, na policzki
kładę trochę różu, bo nagle zauważam, że jestem przeraźliwie blada. Przyglądam
się sobie dokładniej. Hm, to wciąż
ja. Po chwili jednak czuję
jak uderza mnie nagłe gorąco. Przez nikły moment wiruje mi przed oczami i
zapobiegawczo, siadam na brzegu wanny. Biorę kilka głębokich wdechów… i
wszystko wraca do normy. Co to
było? Gdybym miała więcej
czasu, pewnie bym panikowała. Rzucam ostatnie spojrzenie w lustro i opuszczam
łazienkę. Dokańczam kawę, po czym pakuję teczkę z notatkami, służbowego
tableta, mojego iPada, telefon i obszerny scenariusz do torby. Zakładam bluzę,
skórę, szarą chustkę, którą próbuję zakryć malinkę na szyi. Spalę się ze wstydu jeśli ktoś to
zauważy! Obrzucam ostatnim
spojrzeniem pokój i kiedy stwierdzam, że wszystko mam, zbiegam na dół.
Kiedy chcę już
wychodzić, z kuchni wybiega Jared i nim się orientuje, przytula mnie do
siebie i całuje na pożegnanie. Nagle robi mi się ciepło na sercu. Jest taki
kochany, ale wiem, że jeszcze chwila, a nigdzie już nie pojadę. Wyślizguję mu
się.
- Wracaj do mnie
szybko.
- Załatw sprawę z
Shannonem - upominam go i posyłam mu całusa.
- Na jutro umówiłem
się z Markiem Mahoney'em. Zdecydowałem się na nowy tatuaż.
Zaskakuje mnie.
- Tak, teraz?
- Nie, już wcześniej
o tym myślałem. Ale muszę dziś to potwierdzić, bo w weekend kręcimy teledysk.
- I gdzie go będziesz
miał?
- Na plecach.
Uśmiecha się, a ja
dostrzegam jak bardzo się cieszy. Moje kochane plecy, nie.
- Ale nic....
strasznego?
Śmieje się, ale ja
jestem poważna. W końcu się odzywa:
- Symbol... A i
Mark wpadnie tutaj, do mojego domu.
- Dzięki Bogu, będę
wtedy w pracy...
- Ale... Myślałem, że
lubisz tatuaże?
Parzę na niego z
konsternacją, po czym dodaję:
- Tak, ale twoje
plecy kocham bardziej... Widzimy się wieczorem.
~ * ~
Na szczęście w
wytwórni jestem za pięć ósma. Witam się na recepcji z Anną i w pośpiechu biegnę
do windy. Za trzy minuty zaczyna się spotkanie u Emersona, na które nie mogę
się spóźnić, bo on tego nie lubi. Wysiadam na ósmym piętrze i szybko udaję się
do gabinetu producenta. Jestem wręcz idealnie, a kiedy wchodzę starszy pan
mierzy mnie spojrzeniem i wiem, że w myślach kiwa głową. Nie spóźniłam się, więc się nie
liczy!
Reszta dnia mija mi
na udręce. Buzia mi się nie zamyka, a ja ziewam non stop. Na jednej kawie się
nie kończy. Po spotkaniu organizacyjnym ze scenarzystą i ekipą, którą wcześniej
dobraliśmy, razem z moim pierwszym reżyserem, Brianem udaję się na casting. Nie
znałam go wcześniej, ale z polecenia Emersona postanowiłam dać mu szansę. Z
drugiej strony, nie miałam pojęcia kogo dobrać sobie do współpracy. Chłopak
jest starszy ode mnie o dwa lata, ale mimo tego, na razie dobrze nam się układa
wspólna praca, choć ciężko włada się kimś takim. Nosi zabawne okulary i
przypomina mi tym nerda, co bawi mnie za każdym razem. Kiedyś się przyzwyczaję. Poza tym, wydaje się, że słucha
mnie jak wyroczni, bo momentami ma tak poważną minę, że zaczynam się
zastanawiać, o czym w ogóle do niego mówię. I choć znamy się od tygodnia, już
zdążyłam go polubić.
Jesteśmy z Brianem w
okolicznej kawiarni. Czekamy na naszą kawę (szczerze, nie liczę, którą już
dziś), a on nakreśla mi zarys castingu, ale nie potrafię się skupić by go
wysłuchać. Spoglądam na szarugę za oknem i uginające się od wiatru palmy.
Odpływam myślami daleko stąd. Czuję, że będzie ciężko wybrać odpowiednich
aktorów, ale muszę w siebie wierzyć. Na ziemię sprowadza mnie głos kasjerki. Po
piętnastu minutach jesteśmy z powrotem w biurowcu. Czas się zabawić.
Emerson dwa tygodnie
wcześniej przedstawił mi listę potencjalnych kandydatów do obsady, którą razem
w ostateczności zaakceptowaliśmy. Zostały rozesłane zaproszenia wraz ze
wstępnym scenariuszem do kilkunastu świetnych aktorów i paru amatorów. Dziś
miałam dokonać ostatecznego wyboru, by za tydzień mogły ruszyć pierwsze
zdjęcia. Już na sam widok listy nazwisk wybranych przez producenta, czułam, że
nie mogę schrzanić. Christopher
Waltz, James Franco, James McAvoy, Aaron Johnson, Hugh Jackman, Edward Norton,
Michael Caine, Gary Oldman, Jackson Rathbone, Jodi Foster, Emma Stone, Penelope
Cruz, Winona Ryder, Abbie Cornish, Carey Mulligan, Keira Knightley, Jenifer
Garner… lista robi wrażenie.
Film, który mamy
nakręcić bazuje na prawdziwej i dramatycznej historii, która rozegrała się w
niewielkim miasteczku, w latach pięćdziesiątych. Akcja skupia się wokół trójki
nastolatków będących przyjaciółmi, którzy zostają wrobieni w brutalne
morderstwo, przechodzące ludzkie pojęcie. Świetny przykład jak można znaleźć
się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze. Uznano ich za winnych i
wykonano karę śmierci, a sprawa została wtedy mocno nagłośniona, ze względu na
homoseksualizm jednego ze skazanych chłopców i okoliczności procesu, który
przypominał jedną, wielką mistyfikację. Przytłaczająca prawda wyszła na jaw
dopiero po piętnastu latach i wtedy znów nagłośniono tę sprawę. To jednak nie
zwróciło życia trójce siedemnastolatków o których zdążono już zapomnieć…
Zajmując miejsce w
wielkiej sali konferencyjnej, poprosiłam Stellę, dziewczynę z personelu
Emersona, która został przydzielona mi dziś jako osobista asystentka, by
zaprosiła pierwszych gości. Na początek poszło grono bardzo młodych aktorów,
którzy pokazywali się w amerykańskich produkcjach, ale wielki sukces był
dopiero przed nimi. Następnie rozmawiam z kilkoma aktorkami, aspirującymi do
głównej roli, żadna jednak nie wydała mi się odpowiednia. Abbie i Carey dostały
role drugoplanowe. Czekałam na tę, w której widzę osobę Elizabeth. Gdy w końcu
się pojawiła, nie miałam wątpliwości, że Keira będzie po prostu
rewelacyjna.
- Jak mi poszło? -
zwraca się do mnie ciepło, szeroko się uśmiechając.
- Zagrałaś to tak,
jak wyobrażam sobie właśnie Elizabeth. Jestem pod wrażeniem i będę usatysfakcjonowana,
mogąc z tobą pracować. Nie widzę innej Liz, niż tej w twoim wykonaniu.
- Mówisz poważnie,
mam tę rolę?
Uśmiecha się, lekko
nie dowierzając. Kiwam głową, a ona podchodzi do mnie i wymieniamy uściski
dłoni. Jest taka normalna i zrelaksowana. Nie zgrywa gwiazdy, jaką jest i za to
cenię ją jeszcze bardziej.
- Cieszę się, że
zagram w tym filmie, bo zapowiada się świetnie… Tu masz namiar na mojego
agenta, złapiesz mnie przez niego w razie jakiś wcześniejszych… akcji, proszę.
- Podaje mi wizytówkę i żegnamy się. Wybiega, machając mi na dowidzenia, a ja w
duchu wypuszczam powietrze. Jest mi nareszcie dobrze.
Przesłuchania kończę
o godzinie piętnastej, ale czeka mnie jeszcze spotkanie z Emersonem i naszymi
wielkimi gwiazdami.
W domu jestem przed
osiemnastą, ale Jareda nie ma. Jest u Shannona. Jestem tak kompletnie bez
życia, że chwytam jedynie jabłko i wlekę się powoli na górę. Nie chce mi się
gotować. Nie chce mi się robić nic. Rzucam na fotel torebkę i kładę się na
łóżko. Zjadam owoc i przez moment rozmyślam o dzisiejszym dniu. Poznałam
światowych aktorów, których zawsze ceniłam i teraz wiem, że się nie pomyliłam.
Christopher Waltz okazał się niesamowicie pozytywnym i zabawnym Austriakiem, z niezmierzonym
poczuciem humoru. Go po prostu nie da się nie lubić. Tak samo jak
Oldmana, który mimo większej powściągliwości jest piekielnie interesującą
osobą, z ogromnym bagażem doświadczeń. Ceni sobie profesjonalizm i wiem, że to
zmotywuje mnie, by dać z siebie jeszcze więcej. Na koniec Edward Norton,
którego jako aktora bezgranicznie pokochałam po filmie Podziemny Krąg. Wywarł na mnie nie mniejsze wrażenie,
choć jego otwartość i gotowość zmian, zaskoczyły mnie. Mimo swojego statusu,
pozostał w całości aktorem poddającym się reżyserowi, niczym tworzywo twórcze,
a to jest podstawą sukcesu każdej postaci. Zaufanie i oddanie się reżyserowi.
Jego wizji…
Okładam ogryzek po
jabłku i przewracam się na bok. Chcę poczekać na Jareda, ale powieki same mi
opadają. Po chwili zapadam w głęboki sen.
~*~
Właśnie się budzę,
zerkam za zegarek: jest prawie południe. Z trudem podnoszę się z łóżka i
przeciągam się. Plecy znów mnie napieprzają, ale po woli się do tego
przyzwyczajam. Profesja perkusisty w końcu wychodzi… Jest środek
tygodnia, a ja czuję się jakbym wciąż przeżywał ten sam dzień, na nowo. Ściągam
dłonie za plecami i podchodzę do okna, czego szybko żałuję. To, co widzę
sprawia, że nie chce mi się budzić jeszcze bardziej. Przyglądam się ogarniętemu
szarugą miastu, a moje myśli pędzą do wczorajszego wieczora…
Powinienem się do
niej odezwać, zapytać czy wszystko jest okej. Niewiadomo, co znów strzeliło
Jaredowi do głowy… Ale dlaczego zakładam w ogóle, że coś jest nie tak? Bo kto
normalny przychodzi w środku nocy i wyciąga ludzi? Nie, nie ludzi! Swoją
dziewczynę! Nie… W każdym razie mam nadzieję, że Veronica wyjaśniła z nim
wszystko… Jak on może myśleć, że ja i Nicky… że my… To nie dorzeczne… W
dodatku, co mu strzeliło z wypominaniem starych dziejów. Muszę z nim pogadać,
tak nie może być dłużej…
Z odrętwienia wyrywa
mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Z niechęcią podchodzę do nocnej szafki i
kiedy naciskam na wyświetlacz, mimowolnie unoszę brew do góry. Jedna nowa wiadomość od Jared. Przesuwam po ekranie. „Myślę, że pora by szczerze
pogadać. Bez unoszenia się i złości. Chcę zakończyć ten bezsensowny konflikt i
wrócić do pracy, bo terminy nas gonią. Mogę być u ciebie o piętnastej?” Czytam dla pewności dwa razy. Mój
brat chce porozumienia. I
nie wiem, co sądzić. Czy w końcu coś do niego dotarło, a może to wyłącznie
sprawa Veroniki? Spoglądam przed siebie szukając odpowiedzi, ale dostrzegam
teczkę z papierami. Miałem się dziś zająć sprzedażą mieszkania, ale najpierw
muszę załatwić tę sprawę.
- Shannon, mam nadzieję, że to pilne.
Inaczej nie mam czasu.
Odbiera po dwóch
sygnałach. Jest w pracy, a głos ma zniecierpliwiony. Wyczuwam, że jest nerwowa,
więc przechodzę szybko do sedna.
- Nie uwierzysz, kto
chce wrócić na ścieżkę pokoju.
- Z pewnością nie
królowa brytyjska… Jesteście braćmi. Czy ciebie to dziwi?
- Dziwi mnie ta nagła
zmiana.
- Myślałam, że po czterdziestu
latach, TO akurat, dziwi cię najmniej w jego zachowaniu.
- Z pewnością maczałaś
w tym swoje paluszki - żartuję i słyszę jak dziewczyna, głośno wzdycha. Śmieje
się.
- I dzwonisz po to bym potrzymała cię
za rączkę podczas rozmowy?
- Raczej
by ostrzec, że nie odpowiadam za to, co może się wydarzyć. Wiesz…
- Ej! Shannon, bez takich. Masz mi to
obiecać, rozumiesz? Lepiej dla was obu, jak nie będę musiała się tam fatygować.
- Postaram się… Okej?
- śmieję się, słysząc jej pogróżki. - A tak poza tym wszystko w porządku?
Martwiłem się trochę o ciebie wczoraj… puściłem cię z furiatem.
Przez moment panuje
cisza, słyszę jak oddycha i wyczuwam, że uśmiecha się.
- Nie potrzebnie się
martwiłeś, Shanny. Jared, on… chyba rozumiem dlaczego tak zareagował. W każdym
razie, nie zrobiłby mi krzywdy, a teraz wybacz, ale naprawdę muszę wracać do
pracy! Pa.
Po chwili słyszę już
tylko głuchy sygnał. Cóż, nie zostaje mi nic innego jak napisać do Jareda, że
może wpaść. „Przyjedź, ale
obawiam się, że na „sucho” nie da rady”. Wysyłam
i wiem, że Jared będzie wiedział, o co mi chodzi. Każdy poważniejszy spór
kończyliśmy przy alkoholu, topiąc go w nim, choć Jay z reguły nie pija. Następnie
dzwonię jeszcze do znajomego gościa od nieruchomości i zabieram się za
przeglądanie teczki, która czeka na to od kilku dni.
~*~
Oglądam telewizję,
kiedy odzywa się dzwonek do drzwi. Spoglądam na zegarek i wiem już, że to mój
brat. Wpuszczam go do środka, a on rzuca mi szybkie: cześć, po czym idziemy do
salonu. Chwila… Czy on jest
zadowolony? W międzyczasie
przyglądam mu się, ma na sobie ten niebieski, dziurawy sweter, którego za nic w
świecie nie chce zeszyć oraz czarny płaszcz i kapelusz. I nagle nie mogę
przestać myśleć, że czas tak szybko mija…
- Od kiedy oglądasz
House’a?
Dopiero po chwili
dociera do mnie, że Jared coś mówi. Spoglądam na niego, wskazuje na telewizor i
już wiem, o co mu chodzi. Zerkam mimowolnie na ekran, gdzie doktorek właśnie przekomarza
się z tym ciemnoskórym… Jak mu
tam było? No ten... z Formanem!
- Sprawdzam, czy jest
tak genialny, jak mówią - wyrzucam w końcu z siebie.
Przez chwilę
przyglądamy się sobie, stojąc naprzeciwko. Czuję się nieswojo i sztywno. Nagle
nie wiem, od czego mamy zacząć. To
on chciał rozmawiać, więc niech zacznie.
- Muszę się napić.
- Zaczekaj. - Jared
łapie mnie za ramię, kiedy chcę przejść do kuchni. Posyła mi to swoje nic
niemówiące spojrzenie, po czym wysuwa coś z kieszeni. - To się nada? - Obraca w
dłoniach wysoką butelkę ze złocistym trunkiem. Na widok dobrze znanej etykietki
szeroko się uśmiecham i unoszę jedną brew. A
więc się przygotował.
- Burberry i Johnnie
Walker to świetne połączenie - dodaje jeszcze, po czym mnie puszcza. Przynoszę
szkło, kostki lodu i siadam obok brata na kanapie. House nadal dotrzymuje nam
towarzystwa.
- Nie chciałem, by
sprawa z Elizabeth tak wyszła - zaczyna niepewnie Jared, rozlewając alkohol do
szklanek - Jednak ty nie potrafiłeś zobaczyć jaka jest prawda…
- Wiem, byłem
cholernie ślepy. - Odbieram od niego swoje whisky i przez moment delektuję się
tym niesamowitym zapachem. Świeży, owocowy i korzenny z aromatem dymu. Upijam
łyk i czuję zdecydowany, tradycyjny aromat whisky, ale nagle… słodycz,
torf, wanilia, słód? Doznaję mrowienia na języku. Smak jest unikatowy i
nieznany mi. Jeszcze raz oglądam butelkę.
- Red Label - dodaje
Jared, uprzedzając mnie. - Ma smak „słodkiego chili”, pomyślałem, że może być
ciekawe.
- I jest. Będzie mnie
piec tak cały czas?
- Nie, to pierwsza reakcja
twoich kubków smakowych. Zaraz będzie mniej odczuwalne.
- I mówi mi to
abstynent - rzucam z sarkazmem, upijając jeszcze łyk i o dziwo oboje się
uśmiechamy. Niespodziewanie też czuję jak to dziwne napięcie ze mnie schodzi, i
mam odwagę rozmawiać.
- Dlaczego
zorganizowałeś tę całą szopkę, chciałeś nagrywać z nią płytę, dałeś mi odczuć,
że mogłaby ci się podobać? Wiedziałeś, jak zaangażowałem się w ten związek.
- Może ty tak, ale
nie ona, a to wydał mi się najskuteczniejszy sposób. Wiedziałem, że zależy jej
przede wszystkim na tej płycie, więc się zgodziłem bo miałem nadzieję, że też
to zobaczysz.
Pierwszy raz od
dłuższego czasu rozmawiamy na luzie, spokojnie, jak bracia. Jared kontynuuje:
- I właśnie
dlatego, że to widziałem nie mogłem pozwolić jej wykorzystać ciebie.
- I zrobiłeś to
wyłącznie z tego powodu? Nie chciałeś pokazać, że od początku miałeś rację? Po
raz kolejny?
Przez moment mam
wrażenie, że Jared nie wie, co powiedzieć. Przyglądam się jego niebieskim
oczom, ale niewiele potrafię z nich teraz wyczytać.
- Nie wiem… -
zaczyna, ale głos mu się łamie. Spuszcza wzrok na swoje dłonie, które trzymają
szklankę z bursztynowym trunkiem. - Jeśli chcesz wiedzieć, to nie wiem czy
bardziej chciałem mieć rację w swoich domysłach, czy ochronić ciebie, a nawet
jeśli chciałem mieć rację to dlatego, że bolało mnie jej wyrachowanie.
Patrzę na niego.
Dlaczego się właściwie o to czepiam? Bolało mnie, że Jared mógłby nie działać
dla mojego dobra… Byłem wtedy zły, ale dlatego, że rozstałem się z Laną, i
musiałem na kimś odreagować.
Po chwili zbieram
się, by się odezwać:
- Z resztą… To już
nie ważne. Faktem jest, że ona mnie omotała i nie potrafiłem oceniać
rzeczywistości, a potem ja zachowałem się jak jakiś smarkacz, obrażając się, ale
wtedy nie potrafiłem inaczej. Jesteś dobrym bratem, zawsze nim z resztą byłeś…
Cieszę się, że w końcu to wyjaśniliśmy.
Jared dolewa nam
whisky, po czym uśmiecha się i zbiera w sobie:
- Shann, kobieta to ostatnia rzecz jaka mogłaby nas
poróżnić. Jesteś moim bratem i nie wyobrażam sobie, cię stracić.
- Wypijmy za to -
dorzucam i stukamy się szklankami. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz razem
piliśmy. Na samo wspomnienie jednak, jest mi weselej. - Dlaczego wróciłeś do sprawy
z Mary? Wczoraj, wspomniałeś…
- Nie wiem. Nie umieć
ci powiedzieć, ale pomyślałem, że… że.. dostrzegłem podobieństwo sytuacji.
- Wierzysz w końcu,
że to już zamknięte? Nie umiałbym się mścić. A w sprawie Veroniki…
- Przemyślałem to od
wczoraj - przerywa mi i odwraca się do mnie, tak że go widzę. Na jego twarzy
maluje się opanowanie i zrozumienie. Przez moment się nie odzywa, a ja wiem, że
znów zbiera się w środku.
- Dlatego nie możesz
pić, po alkoholu za szybko gubisz wątek - żartuję, a brat krzywo się uśmiecha.
- Zawsze sobie
ufaliśmy i nawet teraz nic się nie zmieniło. Przynajmniej nie chcę ,by było inaczej.
Byłem zazdrosny, bo przypomniałem sobie ten czas, kiedy tu przyjechała i jak
bardzo chciałeś bym dał jej spokój. Wiesz, co się dzieje, kiedy za dużo
analizuję.
- Tak, ale ja
zawsze chciałem być jej przyjacielem. I nie mówię, że jesteś złym facetem, ale
masz tendencję to zrażania do siebie kobiet, na dłuższą metę i… po prostu
wydaje mi się, że ona na to nie zasługuję. Dlatego jej broniłem, ale wy sami
wybraliście, więc chcę jedynie by wam wyszło - kończę mówić i przez kilka
sekund siedzimy w ciszy. Po
alkoholu za dużo gadam, upominam
się w myślach, a ciszę przerywa Jared:
- A jej zależy na
tobie. Poza tym wiesz, że nasza matka kazała jej mieć na ciebie oko? I Niko to
przeżywała, nawet nie masz pojęcia jak.
Zaskakuje mnie. W
geście odpowiedzi unoszę jedną brew do góry. Constance i jej troska. Nim się orientuje,
śmieję się głośno z Jaredem, z biednej Veroniki. Matka potrafi wywierać wpływ
na ludziach, ale trzeba umieć sobie z nią radzić.
- Muszę jej chyba
zrobić szkolenie w obsłudze przyszłej teściówki, bo się dziewczyna załamie -
żartuję jeszcze i opieram się o sofę, obok Jareda. Uśmiecha się, ale zauważam,
że przez jego twarz przebiega lekkie przerażenie na sam dźwięk niewypowiedzianego
słowa: małżeństwo i wiem, że lepiej nie drążyć teraz tego.
- Nawet nie
wiesz jak pomogło mi jej wsparcie i troska, mimo że uważałem, że jest
upierdliwa to, że nie dała mi się odciąć od świata, bo miałem na to ochotę… Hm,
zjemy coś?
- Chińszczyzna? -
proponuje szybko Jared, a ja potakuję głową. Momentalnie przez głowę przebiega
mi wspomnienie z wielu miesięcy spędzonych w studio, gdy to było jedyne
jedzenie zjadliwe na dłuższą metę.
Czas z Jaredem mija
mi szybko. Dobrze jest czasem pogadać o przeróżnych pierdołach z własnym
bratem. I w końcu jest normalnie. Siedzimy, popijamy whisky i zajadamy się
chińszczyzną, gapiąc się w telewizor! To absurdalne połączenie, ale żadnemu z
nas to nie przeszkadza. Przez te chwile nie liczy się nic innego. Nawet nie
wiem, gdzie jest mój telefon…
Kiedy schodzimy
jednak na temat zespołu i płyty, dziwię się ile mnie przez ostatni czas
ominęło! Jared jednak trzyma rękę na pulsie, pocieszam się tym. Od jutra trzeba się wziąć ostro do
roboty.
- Steve masteruje już
płytę, a w piątek ma się odbyć wstępne przesłuchanie dla dziennikarzy z KROQ.
Wszystko jest już dogadane. I wybrałem okładkę na płytę. Miał ją robić grafik,
ale wymyśliłem coś lepszego. Pokaże ci jutro.
- Okej. Dobrze,
przynajmniej się czymś zajmę… A jak stoimy z pierwszym singlem, na czym w końcu
stanęło?
- Zaskoczymy ich, dlatego
wypuścimy Up In The Air. Pamiętam, że
obstawałeś za tym numerem.
Przyglądam się
Jaredowi i widzę w jego oczach coś na wzór ekscytacji. Tak, ten numer jest
bardzo niejednoznaczny, a po jego przesłuchaniu nie można ocenić jeszcze płyty.
Jest inny. Dla mnie to świetny materiał na singiel.
- Taa, chcę zobaczyć
te reakcje i posłuchać jak posądzają nas o elektroniczny szajs. To może być
budujące doświadczenie - żartuję sobie i po chwili oboje się śmiejemy. Być może
to efekt krążącego we krwi alkoholu. Dobrze wiem, że Jared chce sprowokować. O tak, wracamy w wielkim stylu.
- A jak z datą premiery?
- Jakoś
początek marca, ale tu jest jedna sprawa. Pomysł, jaki przyszedł mi niedawno do
głowy, muszę wiedzieć, co o tym myślisz.
Oczy Jareda
powiększają się jeszcze bardziej. Oj znam tę reakcję…. Coś ty znów wykombinował? Unoszę brew do góry.
- Siedzisz? Więc rozmawiałem
z Emmą, sprawdziła mój pomysł i jest szansa… abyśmy wysłali nasz singiel w
przestrzeń kosmiczną na pokładzie rakiety z NASA.
- Że, co?!
Podskakuję na sofie i
odwracam się gwałtownie w stronę Jareda, a ten zaczyna się śmiać. Czy on właśnie powiedział, że wyśle
naszą płytę w kosmos? O cholera! Odstawiam
szklankę na stół i próbuję jeszcze raz to przetworzyć.
- Co myślisz?
- Co ja myślę?! Że to
niewiarygodne i że odbiło ci po całości - uśmiecham się, nie mogąc wyjść z
niedowierzania. - Zastanawiam się czy kiedyś przestaniesz mnie zaskakiwać:
Echelon, teledysk w Chinach, na Grenlandii, organizacja Summitów, wciągnięcie
ludzi do nagrywania z nami, dwuletnia trasa, bicie rekordu, a teraz NASA?!
Wooohooo, zjarałeś się, nie? - dodaję jeszcze z sarkazmem, a Jared dolewa
mi whisky.
- Nigdy nie byliśmy
zwykłym zespołem, a kiedy jest szansa podkreślić swoja odrębność to czemu nie?
Plan jest taki, że załoga zabierze singiel na pokład promu i gdy dotrze do
stacji docelowej, nastąpi oficjalne odsłuchanie, będące premierą.
- No to oblejmy ten
wyjebany w kosmos singiel.
- Trafnie to ująłeś.
Stukamy się
szklankami, a ja nie mogę przestać się cieszyć. Ta wiadomość kompletnie mnie
rozstroiła. Ale, że w
kosmosie? Oh muddafuggaz!
- A teledysk? Tomo mi
wspominał, że rozmawiałeś już ze wszystkimi?
Jared nagle
podskakuję i widzę w jego oczach, że właśnie coś mu się przypomniało. Kiedy
zaczyna panikować, przeszukując kieszenie w poszukiwaniu BlackBerry, zaczynam
się śmiać.
- O czym znów
zapomniałeś?
- Nie śmiej się
Shann… - beszta mnie i wyciąga w końcu telefon. - Mamy umówiony na sobotę i
niedziele magazyn! Nie wiem jak Emma to załatwiła, ale dało radę szybciej.
Napisała mi to dzisiaj, a ja do cholery zapomniałem. Miałem się zająć
ogłoszeniem, bo potrzebni nam są ludzie do teledysku. Holy shit!
Przyglądam się jak w
panice dzwoni do blondynki, a kiedy w końcu ta odbiera, Jared zaczyna gmatwać
się w słowach. Wybucham śmiechem, bo jego zdenerwowanie i wypity alkohol
stanowią genialne połączenie. Posyła mi upominające spojrzenie.
- Jesteś po prostu
wielka! Najlepsza! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił… Dzięki Emmo… Tak, okej.
Jutro, pamiętam.
Kiedy kończy rozmowę,
oddycha z ulgą i opiera się na powrót o sofę.
- Emma chwała Bogu
dopilnowała by Jamie zamieścił to ogłoszenie. W piątek się z nimi spotkamy, bo
inaczej wszystko przepadnie.
- Boże, ale tak jest
zawsze… - wzdycham i opróżniam do dna szklankę. - Wszystko robimy na wariata.
Notorycznie. Wiesz o tym. A gdyby nie Emma…
- Nie musisz kończyć.
Kiedy butelka po
Johnnym Walkerze zostaje opróżniona do dna, jesteśmy już wstawieni i nadzwyczaj
weseli. Przyglądam się Jaredowi i nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem go w
takim stanie. Nie mogę przestać się śmiać, bo kiedy jest upity robi dziwaczne
miny, a ręce zakłada na piersi lub unosi do góry, niczym diva.
- Mam nadzieję, że
nie wracasz autem?
- Obawiam się, że nie
byłbym w stanie…. Nie. Jestem zapobiegawczy, przyjechałem tu taksówką.
- Przypomniało mi się
coś, czekaj!
Krzyczę kiedy Jared
zbiera się do wyjścia i biegnę do pokoju. No
gdzie to do cholery jest! Zapomniałem, gdzie położyłem kopertę, więc jej
znalezienie zajmuje mi kilka minut. Gdy wracam, Jay siedzi już ubrany na brzegu
sofy, z kapeluszem na głowie i ciemnymi okularami, skutecznie maskującymi jego
stan. Poniekąd to komiczny widok.
- Wcale nie rzucasz
się w oczy - cedzę, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Przez okulary nie widzę czy
brat się śmieje, wiec przechodzę do sedna. - Dostałem te bilety od Dave’a, ale
ja ich nie wykorzystam, a wiem, że Veronica ich uwielbia. Zabierz ją.
Jared bierze ode mnie
kopertę i wyciąga bilety. Ściąga okulary i przygląda mi się uważnie, lekko
mętnym wzrokiem.
- Obawiam się, że ona
kocha ich bardziej niż nas, cóż…Ddzięki. Tyle, że tu są cztery bilety? Nie
pójdziesz z nami?
- Nie wiem, nie
koniecznie mam ochotę. - Próbuję jakoś wybrnąć. Nie mogę powiedzieć, że
najlepiej odciąłbym się od wszystkich ludzi. - Ale bawcie się dobrze. Weź je,
możesz dać Robertowi i Chloe, pewnie pójdą.
Jared ma ochotę coś
powiedzieć, ale nie robi tego. W końcu żegnamy się i zostaję sam. Dochodzi
dopiero dziewiętnasta, a ja mam nieodpartą potrzebę snu.
~ * ~
Jestem wstawiony,
kiedy wracam do domu. Razem z Shannonem wypiliśmy całą butelkę whisky, czego
nie robiliśmy od wieków. Staram sobie przypomnieć ostatni raz, gdy byłem w
takim stanie, ale to jest zbyt trudne. Zazwyczaj nie piję alkoholu, bo mam
tendencję do robienia po nim rzeczy, których później żałuję. Poza tym, choć
ciężko mi się przyznać, bywam wtedy naprawdę chamski. Dlatego po prostu unikam
tej używki. Dziś była okazja i póki co, wystarczy mi to na długi czas.
W domu
jest cicho i ciemno. Idę prosto do sypialni, bo wysłałem Nicky wiadomość, że
już wracam, ale nie odpisała mi, więc zakładam, że pewnie śpi… I oczywiście się
nie mylę.
W pokoju pali się jedynie
nocna lampka, a dziewczyna leży skulona na brzegu łóżka, trzymając się kurczowo
mojej poduszki. Podchodzę do niej i składam na jej skroni pocałunek, ale
Veronica wcale się nie porusza. Przykucam i odgarniam jej z twarzy pasmo
włosów, przez chwilę przyglądając się jak śpi. Przypominam sobie wczorajszą noc
i nie mogę się nie uśmiechnąć. Po wczorajszych przeżyciach i tym co między nami
zaszło, bo poza obłędnym seksem, zbliżyliśmy się do siebie, to czuję, że nie
potrafię wyobrazić sobie, siebie bez niej. W ułamku sekundy przypominają mi się
też słowa Shannona, że widzi jak boję się ją stracić…
Ma rację i nie potrafię pozbyć się tego lęku.
Obaw, że coś, na co nie będę miał wpływu rozdzieli nas. Nie mogę się
powstrzymać i całuję ją jeszcze raz, ale śpi zbyt głęboko, by to poczuć.
Zdążyłem już przyzwyczaić się do jej głębokiego snu i choć mam ochotę przytulić
ją, to odpuszczam. Przypominam sobie, że w odróżnieniu ode mnie, ona
prawie wcale nie spała i w dodatku, ciężko pracowała. Ponadto chyba lepiej by
nie widziała mnie w tym stanie, bo przypuszczam, że by mi nie odpuściła.
Podnoszę się i wtedy zauważam, że śpi w ubraniu. Siadam na brzegu i ściągam jej
skarpetki, rozpinam dżinsy, które z trudem z niej zdejmuję, lecz ona tylko coś
mruczy i śpi dalej. Zostawiam ją w koszulce i wyciągając spod niej kołdrę,
otulam ją nią.
Następnie sam się rozbieram i idę wziąć prysznic. Niestety to nie jest dobry
pomysł, bo się rozbudzam i zaczynam odczuwać coś na wzór mdłości. W dodatku
jest mi strasznie ciepło, a jutro muszę być w formie. Jasny gwint. Mimo to wracam do łóżka i
odwracając się do Nicky plecami, leżę skulony, czekając sam nie wiem na co.
Przymykam oczy, a gdy je otwieram mój telefon głośno dzwoni. W pokoju jest
zaskakująco jasno i uświadamiam sobie, że jest już rano.
Zrywam
się do pozycji siedzącej, przerażony, że mogę się spóźnić. Jednakże ból głowy
daje mi o sobie znać, tak, że chowam głowę między kolana. Uświadamiam sobie
też, że jestem sam w łóżku. Odwracam głowę i dostrzegam na mojej poduszce
kartkę:
Spałeś tak słodko, że
nie miałam serca Cię budzić,
choć zżerała mnie
ciekawość jak poszła rozmowa z Shannonem.
Wnioskuję jednak, że
pozytywnie ( od kiedy TY pijesz alkohol?).
Dziękuję, że mnie
rozebrałeś. Już nie mogę doczekać się już powrotu,
by Ci podziękować.
Kocham Cię
(p.s. Tyle można się
o Tobie dowiedzieć,
kiedy śpisz. Miło, że
nie tylko ja mówię przez sen).
Twoja Veronica.
Czytam liścik dwa
razy i za każdym odruchowo się uśmiecham…
Chwila, co ja mówiłem
przez sen?, zastanawiam się, ale
mam kompletną dziurę w głowie. Nie mam jednak czasu na dalsze analizowanie, bo
dochodzi ósma. Z trudem wstaję z łóżka i pierwsze, co muszę zrobić to znaleźć
aspirynę. W innym przypadku głowa mi za moment eksploduję, a Emma dobije moje
zwłoki jeśli nie będę u niej na czas.
~ * ~
Gonią
nas terminy i wszystko dzieje się w kolejnych dniach na wariata. I choć
obiecałem Veronice, że poświęcę jej więcej czasu, to nie mogę się z tego na
razie wywiązać. Lecz ona to rozumie, poza tym ma własną pracę, która zajmuje obecnie
dużo jej czasu. Suma summarum, widujemy się jedynie wieczorami, ale wtedy ona
już zazwyczaj śpi. Nawet sprawa z Annabelle musi poczekać. Chcę iść z nią na
USG, dlatego udaje się to przełożyć na przyszły tydzień.
W
czwartek razem z Emmą, Shannonem i Tomo organizujemy casting do teledysku
pierwszego singla. Mamy już scenariusz, więc wiemy kogo nam potrzeba. Spotkanie
z Echelonem zawsze daje nam energię. Tak jest i tym razem. Po wielu godzinach,
w końcu mamy grupkę ludzi do bitwy w farbie, dziewczyny z tatuażami,
szermierzy, tancerki i jesteśmy naprawdę podnieceni. Kręcenie klipa sprawia, że
odżywam. To coś, co pozwala mi się spełniać jako reżyser, a Tomo i Shannon
oddychają z ulgą. W tej kwestii całkowicie mi ufają.
Poza castingiem udaje
mi się spotkać jeszcze z Anastasią, modelką, którą poznałem w zeszłym roku na
Fasion Week w Nowym Jorku, a którą udało mi się namówić do współpracy. To
bardzo młoda dziewczyna, ale mimo to świetnie mi się z nią rozmawia. Jest
ciekawą osobą, z dziecięcą urodą, dlatego poprosiłem ją o pomoc. Pasowała mi do
mojej wizji teledysku. Idziemy na spacer by dogadać szczegóły, ale nie mamy
spokoju, bo reporterzy zwęszyli sensację i nie odpuszczają. Jedziemy zatem do
mojego domu. Popołudniu natomiast przychodzi Mark i robi mi nowy tatuaż.
W piątek
razem z Tomo, Shannonem, Emmą i Jamiem jedziemy do Capitol Records Tower, w Los
Angeles gdzie odbywa się przesłuchanie naszego nowego albumu. Wytwórnia
zaprosiła dziennikarzy z radia KRQO i kilku, z niezależnych stacji radiowych.
Wszyscy się denerwujemy, bo jakby na to nie patrzeć ten materiał mocno odbiega
od tego, co robiliśmy do tej pory. To nowa muzyczna droga, którą na dzień
dzisiejszy chcemy podążać. Po przesłuchaniu okazuje się, że recenzenci są
zachwyceni, a my troszkę zaskoczeni, słysząc aż tyle słów uznania:
- Znam waszą
twórczość doskonale i to jest zupełnie inne. Nieporównywalne wręcz. Elektryczne
brzmienie komponuje się momentami fenomenalnie. Ta płyta ma mroczną stronę i
ona jest rewelacyjna. Dźwięki jakie tu wydobywacie, głębia, moc, energia,
pasja… miłość, pożądanie, wiara i marzenia - to wszystko macie, dając nam coś
niewyobrażalnie silnego i dobrego.
Po tym spotkaniu
czujemy się umocnieni. Jest to pierwszy raz kiedy udostępniamy do publicznej
oceny tę płytę. Teraz mamy pewność, że nie śniliśmy, że brzmimy dobrze, lecz
tak w rzeczywistości jest.
Sobota i
niedziela z kolei mijają nam planie teledysku. Wszystko idzie zaskakująco
szybko, a ludzie z którymi mamy okazję pracować są niesamowici. Jestem
zachwycony, że do współpracy udało mi się zaangażować wiele światowych
osobowości, artystów, sportowców i twórców.
Po pierwszym dniu
jestem też oczarowany piękną Ditą von Teese. To królowa burleski, aktorka,
stylistka. Jest rewelacyjna w tym, co robi i podziwiam fakt, jak wykreowała
swój wizerunek retro. Ponad to, ta kobieta jest szaleńczo seksowna i stanowi
uosobienie kobiecości w tym teledysku. Wszystko potęguje fakt, że jest moją
równolatką i to pomaga mi odzyskać wiarę w naturalne kobiece piękno mimo upływu
lat.
W dodatku pracujemy
ze zwierzętami. Dlatego pierwszy dzień mija nam głównie na kręceniu zebr, lwa,
węży i inny zwierząt. Nigdy nie przypuszczałem, że praca z nimi może być tak
zabawna i ekscytująca.
Choć zaczynamy
wszyscy czuć zmęczenie po pierwszym dniu, nie poddajemy się. Każdy z nas, daje
z siebie ile może, a Tomo i Shannona wręcz rozsadza energia.
- Jeszcze moment, a
zacznę was posądzać, że jesteście na haju - zwracam się do dwójki mężczyzn, którzy dorwali
się do szermierek i teraz nieudolnie próbują ze sobą walczyć, śmiejąc się przy
tym głośno, a ich ryk rozchodzi się echem po całym magazynie, aż cyrkowcy
stojący z boku się nam przyglądają.
- To tylko jakichś
dwanaście kaw dziś - rzuca do mnie brat, a ja natychmiast nieruchomieję, bo
znając perkusistę wiem, że może nie żartować. - Tomo, nie masz szans stary!
- To… ty… ich… nie
masz! - odpowiada Chorwat, robiąc pauzy na zadawane ciosy i celnie trafia w
Shannona. W tej samej chwili widzę jak skrada się do nich Jamie i pokazuje mi
abym był cicho. Kiedy stoi już za Shannonem, wyciąga woreczek z farbą w proszku
i rozrywa go nad głową bruneta. Farba „wybucha” w powietrzu, tworząc kolorową
chmurę dymu, a my z Tomo wpadamy w niepohamowany śmiech. Shannon wygląda jak ubrudzony
młynarz tyle, że w kolorze.
- Kurwa mać - cedzi
pod nosem Shannon i teatralnie ociera farbę z powiek, by móc je otworzyć. Jamie
podbiega do nas i przybija z Tomo piątkę. Przez moment stoimy tak w trójkę i z
trudem próbujemy powstrzymać śmiech, ale kiedy dopada nas wkurzone lekko
spojrzenie perkusisty, nie możemy wytrzymać. Śmiejemy się głośno, a razem z
nami też Dita i Anastasia, które są w pobliżu.
- Jamie, to było
przepiękne, ale brutalne mimo wszystko. Spójrz na niego! Zabije nas - odzywa
się z sarkazmem Tomo, poklepując Reeda po plecach.
- Wy dwaj! Policzymy
się!
Shannon pokazuje na gitarzystę i dźwiękowca,
po czym zaczyna biec w naszą stronę. W ułamku sekundy widzę jak stojący obok
mnie mężczyźni, uciekają, przeciskając się pomiędzy cyrkowcami. Sprawcy zamachu
zataczają wielkie koło na magazynie, a mój brat za nimi. W tym czasie reszta
ekipy przygląda im się z ciekawością, a nasze akrobatki zaczynają kibicować
Tomusiowi. W końcu się rozdzielają i widzę jak Jamie dopada do pojemnika z
kolorowym proszkiem i od razu rzuca jeden woreczek do Chorwata. To, co dzieje
się w następnej chwili przypomina istne przedszkole. W ruch idzie farba w
proszku, a uradowane „duże dzieci” rozpoczynają walkę. Dwóch na jednego
najwidoczniej nie podoba się Shannonowi, który wymyka się spod ostrzału
mężczyzn i biegnie w moja stronę.
- Czego tak stoisz!
Pomógłbyś mi - krzyczy na mnie i wciska foliowy woreczek, ledwie łapiąc oddech
między spazmami śmiechu. Nim się orientuje, Jamie i Tomo są już przy nas, a po
chwili kolorowy pył miga mi przed oczami.
Gdy kończymy pracę na
planie, razem z chłopakami dziękujemy wszystkim za włożoną pracę. Na dobrą
sprawę jest już po północy i mamy poniedziałek, więc jesteśmy tak zmęczeni, że
nie mam ochoty nawet na drinka. Dziewczyny już się zmyły, a w magazynie zostaje
tylko nasz ekipa. Reeed razem z Robertem zbierają sprzęt elektroniczny, Emma
sprawdza zabezpieczenia obrazu Damiana, który został nam wypożyczony i zostanie
z powrotem odstawiony do galerii, a Shannon razem z Tomo składają perkusję.
Kiedy kończę pakowanie kamer do wozu, mam chwilę by wejść na twittera i
podzielić się wiadomościami z planu, z Echelonem:
„Dzień drugi –
filmowałem amerykańską gimnastyczkę-mistrzynię olimpijską, piękną super
modelkę, wartą miliony dolarów sztukę Damiena Hirsta, występy cyrkowe i dwóch
szermierzy.”
- Veronica nadal
zazdrosna?
Podnoszę głowę i
widzę stojącego naprzeciwko siebie brata. Skończył najwidoczniej pakować
sprzęt. Wysyłam tweeta i chowam telefon do kieszeni.
- Powiedzmy, że stara
się tego nie okazywać, ale ja i tak to widzę.
Kiedy w piątek Niko
zobaczyła moje zdjęcia z Anastasią, które pojawiły się na jednym z portali,
razem z tymi sprzed roku, nie była zadowolona.
- Wytłumaczyłem jej,
że to znajoma i pracujemy razem, tak jak z innymi kobietami w tym teledysku.
Ona w końcu też pracuje z mężczyznami i z tego powodu nie zamknę jej przecież w
domu. Nie popadajmy w paranoję.
- Czasem jesteś po
prostu zbyt spontaniczny i… przyjacielski, Jay. A jej się nie dziwię.
- O czym
rozprawiacie? - do rozmowy przyłącza się Tomo, który właśnie zjawia się przy
nas.
- O tym jak Jared
uwielbia pracę z pięknymi kobietami…
Dopiero teraz
uświadamiam sobie, że Chorwat ma garnitur i krawat, co jest tak rzadkim
widokiem, jak komicznym. Śmieję się, a oni patrzą na mnie ze zdezorientowaniem.
- Nie zwracajcie na
mnie uwagi - rzucam luźno, ruszając rękoma. - A jak w ogóle samopoczucie Vicky?
- zwracam się do przyjaciela, próbując zmienić temat. Niemalże jednocześnie
przypomina mi się, że kobieta jest już w zaawansowanej ciąży i nie długo
powinna urodzić. - Czy ona wkrótce nie rodzi?
- Za miesiąc ma
termin, tak. Cóż… dziecko rozwija się prawidłowo, Vi ma się świetnie, choć
strasznie boli ją przez ciążę kręgosłup. Ogólnie nie ma żadnego
niebezpieczeństwa, poza konfliktem serologicznym, bo Vicky ma grupę krwi BRh-,
ale z tego, co mówili lekarze teraz nic jej nie grozi.
- Że, co? Jaki
konflikt? - dopytuje się nerwowo Shannon.
- Oj to takie
powikłanie, gdy matka ma Rh-. Wiem tylko, że podadzą jej jakieś przeciwciała,
by przy następnym dziecku, w przyszłości jej organizm nie działał na niekorzyść
ciąży, bo mogłoby się skończyć poronieniem.
- I w końcu nie
znacie płci dziecka? - wtrącam jeszcze, gdy Tomo kończy tłumaczyć te lekarskie
czynności.
Pamiętam, że
przyjaciel i jego żona nie chcieli wiedzieć, co się im urodzi. Wychodzili z
założenia: nie ważne, co, byle zdrowe. Tomo w odpowiedzi kiwa przecząco
głową, a mi przemyka przez głowę myśl o moim domniemanym dziecku. Mimowolnie
wzdrygam się. Shannon żartuje z Tomo o byciu ojcem, a ja zauważam jak zbliża się
do nas Emma.
- Dobra, wszystkiego
przypilnowałam. Eksponaty pojechały, a Robert zabrał sprzęt. Za pięć minut będą
tu goście od magazynu, którym trzeba zdać klucze. - Blondynka podchodzi bliżej
i wręcza mi je, po czym się odwraca do chłopaków. - Z tym sobie poradzicie, ja
jadę do domu. Mogę was zostawić?
W jej głosie
pobrzmiewa lekka surowość. Tomo z Shannonem wymieniają spojrzenia. Wszyscy w
trójkę jesteśmy wybrudzeni kolorowymi farbami i nie dziwię się, że Emma ma
obawy, co do naszej poczytalności, szczególnie o tej porze.
- Spokojnie, jakby
rozrabiali przywołam ich do porządku - odzywa się w końcu Shannon, pokazując
wymijająco na nas z Tomo. Ten
prowodyr! Posyła Emmie szeroki uśmiech, ale kobieta tylko kiwa głową i
unosząc rękę do góry, żegna się z nami.
Kiedy opuszczamy
magazyn jest już grubo po pierwszej. Wychodzimy na zewnątrz i zauważam, że mamy
pełnię księżyca, a powietrze jest przyjemnie ciepłe. Jestem zadowolony z tego
dnia. Choć pracowaliśmy od ósmej rano, było warto. Mamy materiał z którego
powstanie niesamowity klip.
~ * ~
Rano mam
ambitny plan. Choć jest mi ciężko wstaję przed Veronicą, czyli o szóstej i mam
zamiar przygotować dla nas śniadanie. Kiedy wczoraj w nocy wróciłem ona już
spała i nie zdążyłem z nią porozmawiać. Wiem, że była obrażona, mimo że nie
dawała mi tego mocno odczuć, ale tylko dla tego, że się nie widywaliśmy. Poza
tym chcę by wiedziała, że dla mnie istnieje tylko ona. Wychodzę z łóżka i
sprawdzam jeszcze w jej telefonie na którą ma ustawiony budzik. Mam
godzinę czasu…
Po orzeźwiającym
prysznicu, który ratuje mnie przed zaśnięciem na stojąco, udaję się do kuchni.
Włączam cicho muzykę i zabieram się za przygotowanie czegoś do jedzenia. Nagle
też uświadamiam sobie, że nie gotowałem chyba od wieków! Przez sprawy z nową
płytą kompletnie zatraciłem się w pracy, a jakikolwiek świat poza studiem
przestał istnieć. Przez chwilę zastanawiam się, co lubi Veronica. Chcę sprawić
jej przyjemność. W końcu decyduję się na naleśniki, które wychodzą mi najlepiej
i smakują kobiecie. Nawet te w wersji wegańskiej.
Po
dwudziestu minutach kończę smażyć ostatniego i zabieram się za wyciskanie soku
z pomarańczy. Gdy wszystko ląduje na kuchennym barze, idę po mojego śpiocha.
Poza śniadaniem mam dla niej jeszcze jedną niespodziankę.
- Hej, wstawaj, ale
to już… - mruczę jej do ucha i całuję delikatnie. Kobieta się przeciąga i
mamrota coś pod nosem. Domyślam się, że chce mnie wysłać w diabły za przerwanie
jej snu, ale ja nie odpuszczam:
- Niko, wstawaj - powtarzam
bardziej stanowczo, próbując zachować powagę, jednak zostaję zignorowany.
Brunetka odwraca się do mnie plecami i wtula twarz w poduszkę.
- Zaraz wstanę, nie
musisz nade mną stać - buczy w końcu, czym przyprawia mnie o lekki
zdenerwowanie, bo zachowuje się dokładnie tak, jak od piątku.
- Wstań. Nie będę się
powtarzał.
Te słowa wypowiadam
ostrzej niż planuję i od razu żałuję, bo dziewczyna podnosi się i siadając tuż
przede mną, patrzy tak jakbym był jej wrogiem.
- O co ci chodzi? - zwraca
się do mnie, a w jej głosie pobrzmiewa rozczarowanie. Tak jakby nie wiedziała,
co my w ogóle wyprawiamy.
- O to.
Rzucam i podnosząc
się, chwytam ją w pasie, następnie przerzucając ją sobie przez ramię. O dziwo
Veronica nie protestuje. Nie odzywa się ani słowem. Kiedy stawiam ją nareszcie
w kuchni i obracam za ramiona do w stronę stołu, dodaję:
- Smacznego.
Przez jakiś czas stoi
jak wryta, ale kiedy wraca do siebie, widzę jak wielki uśmiech ozdabia jej
twarz. W ułamku sekundy robi krok w moją stronę i zarzucając mi ręce na szyję,
przytula się, obdarzając mnie płomiennym pocałunkiem. Wkłada w niego tyle
czułości, że po raz kolejny jestem zaskoczony jej zmiennością. Moje dłonie
wędrują na jej talię i figlarnie zsuwają się na krągłe pośladki, osłonięte
jedynie skąpymi, koronkowymi figami. Wie, co na mnie działa i z premedytacją to
wykorzystuje. Mruczy mi do ust, a ja się uśmiecham.
- Za chwilę te naleśniki
kompletnie ostygną, skarbie - zaczynam, odrywając się od niej na chwilę.
Przyglądam się jej i dostrzegam rozbawienie. - A tak się natrudziłem.
Nagle odwraca się ode
mnie i wycofując do tyłu, chwyta naleśnika, po czym gryzie kęs. Głaszcząc się
teatralnie po brzuchu i wracając na powrót w moje objęcia, dodaje:
- Przepyszne są, ale
jeśli nie zajmiesz się mną w tej chwili obawiam się, że umrę z innego głodu -
wplata dłonie w moje włosy, a ja przyciskam ją do siebie mocniej. - A tego byś
nie chciał, prawda? - dorzuca z wylewającą się z jej głosu kokieterią. Potrafi
być tak cholernie seksowna kiedy tylko chce.
Zaprzeczam głową i w
następnej sekundzie nasze usta łączą się ze sobą w gwałtownym pocałunku. Nasze
języki namiętnie się oplatają, a ciała przywierają desperacko do siebie. Robie
mały krok do tyłu, opierając się o blat, a Veronica oplata mi wokół uda swoją
nogę. Podtrzymuję ją, a drugą dłoń przesuwam po jej rozgrzanym ciele.
- Spodobał ci się ten
blat - rzucam w przerwie, między pocałunkami. - Mam krótką pamięć… musisz
odświeżyć… mi… niektóre fakty - odpowiada mi niskim głosem, jeszcze bardziej na
mnie działając. - Ale mamy naprawdę mało czasu.
- Więc to będzie bardzo
szybki poranny numerek - szepczę jej do ucha równie seksownym głosem i
natychmiast słyszę jej stłumiony, gardłowy śmiech, który tak uwielbiam.
- Na to właśnie
liczyłam.
Nie tracąc czasu
unoszę ją za pośladki do góry i obracając się, sadzam na blacie. Veronica
całuje mnie zachłanniej niż zwykle, a jej ręce otulają mój kark i zatapiają się
we włosach. Jej dotyk jest przyjemny i uzależniający. Odwzajemniam pocałunek z
pożądaniem i by to podkreślić, przyciskam twarz kobiety do swojej. Moje dłonie
wędrują pod jej białą bluzkę i przesuwają się po szczupłych plecach, by po
chwili namierzyć zapięcie stanika i rozpiąć go. Kobieta odrywa się na chwilę
ode mnie i wyciąga spod bluzki biustonosz, by rzucić go bezwiednie na podłogę.
Przez nikły moment przed powrotem do moich objęć, posyła mi jeszcze zalotny
uśmiech i przygryza wargę. Wsuwając kciuki za materiał jej cieniutkich majtek,
jednym ruchem zsuwam je na jej uda, by dalej móc ściągnąć je z niej zębami.
Veronica zauważa, co zamierzam zrobić i ponownie się śmieje, zatykając dłonią
usta.
Kiedy bielizna
swobodnie, z moją malutką pomocą, opada na posadzkę, Nicky zbliża się do mnie i
łapiąc moje spodnie, pociąga je w dół. W mgnieniu oka pomagam jej pozbyć się
ich razem z bokserkami. Trzyma mnie za tyłek i znów się uśmiecha, drocząc się
ze mną. Szybko i mocno ją całuję, wyczuwając jak świetnie się rozumiemy. W
następnej chwili moje ręce wędrują na jej pośladki i z jej pomocą, przysuwam ją
bliżej siebie, a jej nogi odruchowo zaplatają się o moje. Przyglądając mi się,
ujmuje w dłoń mojego członka i nakierowuje go na siebie, a ja wchodzę w nią,
pragnąc jej całym sobą.
Przymyka na ten moment lekko oczy, a gdy je na
powrót otwiera, płoną w nich iskierki pożądania. Przesuwając dłonią po jej
zaróżowionym policzku, zaczynam się poruszać, trzymając ją za biodra, a
dziewczyna wygięta w łuk, podpiera się rękoma o blat. Jej ciało wychodzi na
spotkanie mojemu, a nasze ruchy zaczynają się synchronizować. W głębi słychać
ściszone radio, a ciszę wokół nas wypełniają nasze szybkie i głośne oddechy,
nabierające na sile.
Przesuwam głowę wokół
szyi dziewczyny, by móc zaciągnąć się jej niepowtarzalnym zapachem. Pachnie
błogością, spokojem, miłością. Składam na niej gorące pocałunki. Wyczuwam jak
jej ciało truchleje pod moim dotykiem, spalając się w miłosnym pragnieniu.
Dochodzimy oboje, a Nicky zamyka w uścisku swoich warg moje ucho. Szepczę jej
imię, wlewając je z całą słodyczą najpierw w jej ucho, a potem w usta.
- Veronica…
Veronica…. jesteś… tylko ty.
Wykonuję ostatnie
pchnięcie, po czym wypełniam ją swoją miłością. Zatapiam głowę w jej wilgotnej
szyi i odpływam. Kobieta uwalnia swoje dłonie i szybko oplata je na mnie, by nagle nie polecieć w tył, muszę się wesprzeć
na kuchennym blacie. I trwamy tak w tym dziwnym splocie, ciężko oddychając.
- Po moim ugryzieniu
już prawie nie ma śladu - odzywa się po chwili, a ja czuję jak jej palce krążą
po moim obojczyku. W jej głosie wyczuwam nutkę zawodu i uśmiecham się. Odrywam
się od niej, tak by móc na nią spojrzeć, bo właśnie mi się coś przypomniało.
- Prawie? Przez
ciebie Jane miała masę roboty, bo musiała mi to zakryć do teledysku, a ja… -
urywam na samo wspomnienie, gdy znajoma charakteryzatorka zauważyła na moim
ciele ślady zębów, które miała zniwelować. - Nie ważne.
Tak, nawet Jared Leto
może czasem płonąć ze wstydu, dodaję w myślach, a
Veronica się śmieje.
- Ale ja wyczuwam tutaj
zawód… - zwracam się do niej.
- Myślałam, że moje
dzieło będzie dłużej widoczne - ponownie bawi się moimi włosami i uśmiecha się
do mnie. - Ja przez ciebie muszę nosić chustkę na szyi.
- Wcale nie musisz -
dodaję prowokacyjnie, na co dziewczyna tylko pokiwuje głową. - Czy teraz może
już pani zjeść śniadanie? - zmieniam temat, bo dostrzegam za sobą zegarek. -
Czy spełniłem oczekiwania?
- Wystarczająco.
- Słucham? Ja ci dam
wystarczająco! - żartuję i zaczynam ją łaskotać po bokach. Dziewczyna szybko
reaguje, wyginając się i śmiejąc.
- Proszę Jared! Nie!
Przestaję. Koniec
porannej miłości. Wysuwam się z niej i podciągam spodnie. Podnoszę z podłogi
jej stanik, który odrzucam na blat i majtki, które zatrzymuję. Mam pomysł.
Podchodzę do kobiety, która wciąż siedzi na szafce i rozciągam bieliznę.
- Dawaj.
Rzucam do niej, a
Veronica z ekscytacją się uśmiecha. W końcu przekłada obie nogi przez materiał
i zeskakuje z blatu, a ja podciągam cienkie figi i po sekundzie bielizna jest
na właściwym miejscu.
- Świetnie. Teraz
idziemy jeść - kiedy dziewczyna wciąż patrzy na mnie wesoło zdezorientowana i
stoi w miejscu, dodaję:
- Dbam o to, co moje,
a teraz marsz do śniadania.
- Dobrze, tato.
Nie potrafię opanować
uśmiechu, ale próbuję ścisnąć usta w cienką linię. Pociągam ją za rękę i
dopiero teraz wraca do siebie.
Kiedy po dwudziestu
minutach kończymy jedzenie, a Nicky wkłada do zmywarki naczynia, podchodzę do
niej z niespodzianką.
- Prawa czy lewa?
Pytam nie mogąc ukryć
radości. Lubię ją zaskakiwać, sprawiać że się uśmiecha. Prostuje się i
opierając dłonie na biodrach, posyła mi rozbawione spojrzenie.
- Prawa.
Pokazuję jej pustą
dłoń i robiąc krok do przodu, by pokonać dzielący nas dystans.
W mgnieniu oka
obezwładniam jej dłonie i składam na jej ustach miłosny pocałunek. Słyszę jak
pomrukuje, więc lekko przygryzam jej dolną wargę i odsuwam się od niej. Zbyt
dobrze wiem, jak skończyłoby się to, gdybym przytulał ją o moment dłużej.
- Proszę - wręczam
jej bilety, które dostałem od Shannona. - Co powiesz na taką randkę?
Wciąż pamiętam jej
słowa o naszym związku. Chcę poznać ją lepiej, rozumieć, wiedzieć, co by
zrobiła, powiedziała. Chcę jej całej, nawet z tym wszystkim.
- Czyżbym sprawił, że
zaniemówiłaś? - wtrącam wesoło, dostrzegając wyraz jej twarzy. Stoi lekko
oniemiała i przegląda bilety na Muse. W końcu się uśmiecha i odzywa:
- Ale to jest już
jutro…
- Więc nie możesz mi
teraz odmówić.
- Nie zamierzam.
Dziękuję!
Rzuca mi się na szyję
i całuje. Przejeżdżam wierzchem dłonie po jej policzku.
- Jesteś taka
piękna kiedy się uśmiechasz. Zrobię wszystko byś była szczęśliwa.
- Po prostu trzymaj
się z dala od modelek, królowych burlesek, aktoreczek, rób teledyski dla
dzieci, a nie dorosłych, spal swój notes z numerami do tych wszystkich blond
kociaków, nie uwodź dziennikarek na wywiadach, a będę zadowolona.
Niko wymienia i wiem,
że sobie żartuje. Posyłam jej uśmiech.
- Myślałem, że tę
kwestię już dziś omówiliśmy dokładnie na blacie.
- A ja myślę, że nie
koniecznie - odpowiada, udając mnie swoim głosem i znów mnie rozśmiesza.
- Lubię jak jesteś
zazdrosna.
- Leto, dla twojego
dobra lepiej mnie do tego nie zmuszaj.
Wymyka się z moich
objęć i ucieka na górę. Za moment jednak wraca:
- Ale tu są cztery
bilety?
- Dostałem je od
Shannona. Kazał mi je komuś oddać.
- A czemu on nie chce
iść?
Rozkładam bezradnie
ręce, bo nawet dokładnie nie wiem, dlaczego mój brat mi je oddał. Veronica
przygląda mi się i wydaje się być zamyślona. Następnie jednak, ożywia się i
domyślam się, że na coś wpadła.
- Zajmę się tym,
dobrze?
- Jasne.
~*~
Yello!
Przepraszam, że aż z takim poślizgiem jest ten rozdział, ale nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Po prostu nie mogłam tego napisać. I to wcale nie kwestia: chce mi się/ nie chce mi się. Nie wiem. Ale ostatnie komentarze mobilizowały mnie i powtarzałam sobie: Co ty odpierdalasz? Pisz to. Oni czekają. Czytają to.
Pojawił się w końcu! Teledysk do Up in the Air! Mam jedno: wow. Wow długi i wow inny. Nie mam jeszcze jasnych poglądów, co do niego, ale wiem, że mi się podoba. Wydaje mi się, że muszę go z kilkanaście razy obejrzeć, jeszcze.
Trzymajcie się, czekajcie a będzie Wam dane.
Provehito in Altum!
* "To jego ciało, to jego miłość. I egoistyczne modły. Ja wciąż nie mam dość" - Florence + The Machine, Bedroom Hymns.
Nie no zaczynam wątpić w to, że sama to wszystko wymyślasz! A co za tym idzie wersja, że masz wtyki u Marsów jest coraz bardziej prawdopodobna.... Nie mogę narzekać na długość, bo się postarałaś(; a więc zostaje mi tylko życzyć jeszcze większej wyobraźni i owoców pracy:)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! Świetne opowiadanie! Przeczytałam wszystkie części w jeden wieczór i jestem... zachwycona!! Ech.. Jared <3
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejne odcinki :D
Pozdrawiam, Vicky :*
(:
OdpowiedzUsuńNareszcie! :) Czytając ten rozdział cały czas się uśmiechałam ;) W końcu wszystko jest tak jak być powinno ;) Jared i Niko, z każdym rozdziałem kocham ich coraz bardziej! :) Wykreowałaś pomiędzy nimi taką niesamowitą chemię i magię, że nie da się inaczej ;D Pasują do siebie wręcz idealnie i mam nadzieję, że ta ich sielanka jeszcze trochę potrwa, bo mi miło jest poczytać o tak przyjemnych rzeczach ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Niko za determinację z jaką szykowała się do pracy ;)Ja chyba nie dałabym rady i już dawno bym uległa, zawalając dzień w pracy ;)
Dodatkowo cieszę się, że Jared z Shanonnem poszli w końcu po rozum do główy i jakoś się pogodzili ;) Cudownie było czytać tą całą ich rozmowę. Widać, że im na sobie zależy i że chcą, żeby wszystko wróciło na stary, dobry tor ;)
Kolejny punkt w rozdziale, który mnie zachwycił to opisywanie powstawania teledysku do UITA! <3 (swoją drogą genialnie im to wyszło, prawda? Jestem zachwycona od pierwszej sekundy choć do tej pory chyba jeszcze nie zrozumiałam go w 100% tak, jakby zapewne chciał Jared. Leto nawalił do niego multum metafor, co spotkało się niestety z dość sporym hajtowaniem, ale ja właśnie za to kocham jego teledyski. Nie przekazują nam jasno i wyraźnie ich treści, a każą się głębiej nad tym zastanowić.) W pewnym momencie pomyślałam, że gdzieś tam byłaś z nimi i wszystko uważnie obserwowałaś! ;)
Jak i też sama rozmowa o nowej płycie i prawdopodobieństwie "hejtowania" nowej wizji ich muzyki ;) (jeszcze tylko 26 dni i będę mogła wysłuchać całości od początku do końca! :D)
Uwielbiam to opowiadania z każdym kolejnym rozdziałem i naprawdę cieszę się, że udało mi się Ciebie odnaleźć w tym dużym, blogowym świecie! :)
Czekam na kolejną dawkę pozytywnych emocji z wielką niecierpliwością! :D
Pozdrawiam :)
Ostatnio czepiałam się gmatwania czasów i literówek, tym razem mogę z zadowoleniem stwierdzić, ze nie mam się czego przyczepić. Pod tym względem jest dobrze. ;)
OdpowiedzUsuńWykryłam za to (nie wiem czy celowe, czy przypadkowe) kolejne odniesienia do Greya(tak, wreszcie to przeczytałam) - mówienie przez sen, teksty w stylu "dbam o to co moje" itd.
Nieźle przyspieszyłaś akcję, ale w sumie to całkiem dobrze, bo opisywanie wszystkiego dzień po dniu, godzina po godzinie mogło na dłuższą metę stać się nudnawe.
pozdrawiam i czekam na następny
Bardzo się starałam i już wiem, co i jak :)! Mam nadzieję, że teraz będzie już lepiej. Tak :) jak to napisałam i przeczytałam to doszłam tez do tego wniosku. Po prostu w tej książce jest strasznie dużo rzeczy i gestów ogólnie. Jestem teraz troszkę zakręcona więc pewnie to tez przekłada się na tępo akcji, ale mogę powiedzieć, że będzie różnie. A sama nie lubię takich opisów, dzień po dniu. Trzymaj się i dziękuję za słowa otuchy i motywacji ;)
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz, ale no kurde wcześniej nie mogłam.
OdpowiedzUsuńJakby mój chłopak poprosił mnie żebym została z nim w łóżku zrobiłabym to, a gdyby zrobił to Jared to nawet bym się nie zawahała :)
Ten tatuaż... do tej pory nie rozumiem czemu właśnie na to Jared się zdecydował.
Ta scena, gdy Jared przychodzi do Shannona. To jest takie kochane w sensie, że bracia razem spędzają popołudnie. I jeszcze wkręciłaś w to Dr. House'a, dziewczyno kocham Cię! <3
Tomo i Shannon jak zwykle nie mogą usiedzieć spokojnie. Podoba mi się to, że opisałaś kręcenie teledysku.
Ja też chyba wolałabym poranny seks od śniadania, także nie dziwię im.
No i MUSE, też tak chcę!
Jak czytałam, zauważyłam takie przyśpieszanie, poczułam się jak u siebie normalnie.
Bardzo podobał mi się rozdział, pozdrawiam.
Baardzo udany rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńZ lekkością czytałam a mimo to muszę przyznać, że postarałaś się bo nie był to krótki rozdział tylko taki jaki powinien być, więc jak najbardziej jestem na TAK! :D
Co do Dzada i Nico to chyba nie mam za dużo do powiedzenia, słodko a co z tym idzie bardzo dobrze chociaż mam nadzieję, że za kilka rozdziałów pojawi się moment zaskoczenia, żeby nie było to tak monotonne? - no nic, nie chcę zapeszyć bo to w końcu ty zdecydujesz jak będzie! :)
I.. finally! Pogodzili się! XO
Chociaż coś w środku mnie po cichutku klnie "cholera, już nie będzie wolnego domu już nie będzie więcej tak ostrej akcji ekhem.." xoxo. Mam jednak nadzieję, że jakoś to pogodzisz i jednak &będą&.
+Rozdział według mnie dobrze napisany, trzymaj tak dalej! I mimo tego co napisałam wcześniej o tej "wysokiej poprzeczce" jaką zastawiłaś. Może nie jest to rozdział, który w pełni może równać się z poprzednim ale jak dla mnie i tak utrzymałaś poziom.:D
DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU!